Po zakończeniu pandemii dla Polaków nastał czas wyjazdów. Upały wypędziły ludzi nad morze. Moja rodzina ponownie wybrała Chorwację. Dlaczego? Odpowiedź poniżej.
W 2021 r. urlop spędziliśmy w Polsce. Plusem był krótszy dojazd, bo czasu mieliśmy niewiele, pomiędzy moimi zobowiązaniami zawodowymi, a meczami syna. Teraz wszystko układało się podobnie. Musieliśmy zmieścić się pomiędzy 27 czerwca po południu a 6 lipca wieczorem, czyli w ok. 9 dób. Pierwszym wyborem stał się ponownie Bałtyk. W tym samym apartamentowcu, w tym samym okresie (pierwszy tydzień wakacji szkolnych) ceny poszły w górę o ponad 100%. Tak, dobrze czytacie, za tydzień noclegów 10 minut spacerem do plaży (przez Park Reagana), żądano 5500 zł. I wtedy przypomniałem sobie o Chorwacji.
2 tygodnie przed wyjazdem zacząłem szukanie. Z uwagi na treningi syna, w pobliżu musiała znajdować się siłownia, czas dojazdu ograniczył nas do okolic Rijeki i płw. Istria. Padło na Crikvenicę, 1 km od plaży, ale 100 m od siłowni. Cena 2150 zł + 250 zł podatków lokalnych – razem 2400 zł. Czyli sam nocleg okazał się znacznie tańszy niż w Gdańsku (gwoli ścisłości – też w okolicy obiektu sportowego).
Teraz dojazd. W zeszłym roku przejechaliśmy ok. 1500 km, bo w gorszą pogodę kręciliśmy się po okolicy. Tutaj przyjazd we wtorek 28 czerwca i samochód stał do 5 lipca. Razem przebieg to 2300 km. Ten rok – to dwie zmiany. Diabelnie drogie paliwo (ok. 8 zł/l) oraz inny samochód. O ile Kamiq palił załadowany w trasie ok. 6 l/100 km, to Passat Diesel (auto kupione dla syna – będzie jeszcze przedmiotem wpisu) tylko 5 l/100km w identycznych warunkach. Czyli w Polsce rachunek byłby 1500 km x 5 l/100km x 8 zł/l = 600 zł. Dla odmiany, w Chorwacji nie będzie już tak prosto. Tankowaliśmy się w różnych cenach (od 8 zł w Polsce, do 11 zł na Węgrzech) średnio wyszło coś ok. 9 zł/l. Do tego jeszcze winiety (100 zł) i opłaty za chorwackie autostrady (130 zł). Razem 1265 zł (1035+100+130). Ponad 2 razy drożej, ale nadal nie zrównoważyliśmy kosztów noclegu.
I ostatni punkt – wydatki na miejscu. Czytelnikom bloga należą się pewne wyjaśnienia. Otóż wybieramy opcję ekonomiczną, którą większośc traktuje jako zło konieczne i niedopuszczalne skąpienie – w końcu wakacje są raz w roku. Piszę jednak, jak jest. W Polsce, nasze wydatki to zakupy półproduktów w Biedronce, atrakcje itp. W zeszłym roku – ok. 1500 zł/tydz. W Chorwacji część najdroższych rzeczy przywozimy ze sobą (mięso, makaron, masło). Na miejscu kupujemy piwo i inne napoje, lody, pieczywo, owoce. Raz byliśmy w restauracji na obiedzie. Wydaliśmy łącznie ok. 1700 kun tj. ok. 1200 zł+przed wyjazdem 500 zł na zaprowiantowanie. W sumie 1700 zł – prawie tyle co w Polsce.
I teraz dwie uwagi. Ceny produktów żywnościowych (Plodine – miejscowa Biedronka) – bagietka – 4 Kn – w Leclercu koło mnie 2 zł. Masło 30 KN (to już 20 zł, a w Polsce 8 zł), piwo 26 Kn (18 zł za 2 litry, w Polsce da się kupić za 14 zł w osiedlowym sklepie). Duża ciabata – 8 Kn (5 zł) – w Polsce takich nie dostaniemy, mała bułka – 4 Kn (2,7 zł – w PL da się kupić za 0,8 zł). Mięso mielone 50 Kn za kg czyli ok. 32 zł. W Polsce będzie taniej. Banany 9 Kn (6 zł, w Polsce 4 -5 zł),nektaryny 12 Kn (8 zł), czyli cena podobna. Generalnie od naszego ostatniego pobytu (to juz 5 lat) widać niewielkie podwyżki, ale znacznie mniejsze niż w kraju. Nie jest już 2-3 razy drożej, ale ok. 1,5 raza (średnio).
I na koniec restauracje. Te wydawały nam się ostatnio poza zasięgiem rozsądnej głowy, biorąc pod uwagę 5 osób. Rachunek za naszą rodzinę (1 danie + napoje) musiałby wynieść w okolicach 450 Kn, czyli jakieś 270 zł (wg kursu z 2017 r.). W PL szliśmy wtedy na obiad za 150 zł. Teraz proporcje uległy zmianie, bo polskie knajpy podniosły ceny znacznie bardziej niż Chorwaci. Stąd nasza wizyta w lokalnej Konobie 100m od plaży. Rachunek (bez napiwku) to 550 Kn (ca. 350 zł) w tym 4 porcje klasyczno-mięsne z ziemniakami i sałatką (czewapczyca i kotlet) oraz 1 porcja owoców morza z ziemniaczkami, do tego 4 piwa i sok. Gdybyśmy jedli w naszym mieście, trzebaby liczyć podobnie. Nad morzem, dodajmy jeszcze mimum 20-30% i robi się drożej. Te nasze 1700 Kn obejmuje oczywiście te 600 Kn zapłaconych w Konobie.
Podsumowanie wygląda następująco: nocleg 2400 zł (wobec 5500 zł w PL), dojazd 1265 zł (Polska – 600 zł), jedzenie 1700 zł (1500 zł w Polsce). Chorwacja wyszła więc taniej niż Bałtyk (5325 zł wobec 7600 zł), ba taniej niż sam nocleg nad Bałtykiem.
A gdyby ciągnąć nasze porównania? 1 tydzień w Bułgarii (all inclusive, 3 gwiazdki, 500 m od plaży) proponowano nam za 12.500 zł. Oznacza to, że aby wyrównać stawki moglibyśmy wydać na jedzenie na miejscu ok. 7500 zł więcej czyli ok. 12.000 Kn. To dokładnie 20 dodatkowych posiłków za 600 Kn (wliczam też napiwek). Turcja była jeszcze droższa (15 tys.), a wyspy Grecji zbliżały nas do 20 tys.
I jeszcze jedna opcja – wizyta w agroturystyce w Ponikwie (tym razem Ziemia Kłodzka – 600 km od morza). 700 zł x 5 osób=3500 zł za 2 posiłki dziennie + 600 zł dojazd = 4100 zł). Wiele taniej już się nie da (o ile nie pojechalibyśmy do naszego miejsca w górach).