Pod koniec lutego 2022 rozpocząłem mój program „osobiste sankcje na Putina”, polegający na ograniczeniu zużycia gazu w domu. Poszło to dwutorowo.
Czytaj dalej Czy mój program „sankcji na Putina” okazał się skuteczny?
Pod koniec lutego 2022 rozpocząłem mój program „osobiste sankcje na Putina”, polegający na ograniczeniu zużycia gazu w domu. Poszło to dwutorowo.
Czytaj dalej Czy mój program „sankcji na Putina” okazał się skuteczny?
Znam wiele osób (nawet dobrze zarabiających), których obecna sytuacja zmusiła do zdjęcia nogi z gazu. Po prostu policzyli wszystko dobrze. Ja też robię to dla Was. Czytaj dalej Oszczędzanie w czasach inflacji. Ile możesz zyskać, jeżdżąc zgodnie z przepisami?
Najprostszą, ale zarazem najbardziej bolesną (i czasami niemożliwą) opcją oszczędzania na aucie jest zostawienie wozu w garażu. Dojazd do pracy zamieńmy na rower, własne buty, komunikację miejską. W dłuższą trasę wybierzmy pociąg. Plotę? Nie sam tak robię. O ile nie jesteś matką dowożącą, nie mieszkasz na przedmieściu lub na wsi, dasz radę. Ile można zyskać? Czytaj dalej Oszczędzanie w czasach inflacji. Zostaw samochód w garażu.
O kosztach eksploatacji samochodu napisałem już sporo. Dlatego, komuś, kto czyta mnie regularnie, wniosek wydaje się oczywisty – zmiana wozu na inny, może zlikwidować wir w portfelu. Ile zaoszczędzimy? Czytaj dalej Oszczędzanie w czasach inflacji. Wybierz oszczędne auto.
Trochę tych wpisów z tagiem „inflacja” i rozwiązywaniem problemu, jak z nią żyć, już się pojawiło. Sporo jeszcze przed nami. Ale wraz z zakończeniem „wakacji kredytowych”, warto pomyśleć o niższych ratach. I teraz historia. Jak ktoś mający 600 tys. zł kredytu (400 tys. hipotecznego i 200 tys. innych) ma sobie poradzić, bo raty wzrosły z 4000 zł do 8000 zł, kompletnie rozwalając mu budżet domowy? Nie może czekać 10 lat, musi działać tu i teraz. Czytaj dalej Oszczędzanie w czasach inflacji. Wysokie raty. Jak wyjść z kryzysowego scenariusza?
Jeszcze nieco ponad 100 lat temu otaczająca nas rzeczywistość wyglądała inaczej. Większość mieszkańców obecnej Polski żyła na wsi i z rolnictwa. Dlatego wieś, przy zupełnie innej produktywności, uznawana była za przeludnioną. Przodowała w tym Galicja (w uproszczeniu – zabór austriacki). I teraz trochę danych liczbowych, pokazujących „minimum życiowe”. Źródło – epokowe dzieło Stanisława Szczepanowskiego „Nędza Galicyi w cyfrach i program energicznego rozwoju gospodarstwa krajowego”. Czytaj dalej Oszczędzanie w czasach inflacji. Radykalne obniżenie kosztów jedzenia. Ile trzeba, by żyć, jak kiedyś chłop?
Powoli staram się zmierzyć z wskazaniem – jak obniżyć ceny jedzenia. Dla wielu gospodarstw domowych wydatki w tej właśnie kategorii stanowią znaczną część budżetu. Jednocześnie wszyscy chcielibyśmy zachować jakość, nie rezygnując z oszczędności.
Jogurt, śmietana, desery mleczne
W moim domu mleko występuje głównie w stanie nieprzetworzonym. Z racji posiadania na stanie 10-latka i dwójki amatorów kawy mlecznej, kupujemy tygodniowo nawet 8 litrów. Nawet? Jeszcze 30 lat wstecz, babcia i 2 nastolatków (mój brat i ja) zużywało 4 litry… dziennie. W długim terminie mleko podrożało drastycznie. Teraz nawet w dyskoncie płacimy ponad 4 zł/litr. Co robić?
Pomysł, by kupować u źródła, sprawdzi się u kogoś, kto ma dostęp do bazarku, targu, mlekomatu lub mieszka na „mlecznej” wsi. W wielu przypadkach, z uwagi na tzw. kwoty mleczne, spotkamy 2 krowie ogony w całej gminie. W innych są za to całe gospodarstwa z setką zwierząt. A jeśli nie mamy opcji zakupu od producenta? Niech będzie nawet dyskont, ale mleko pasteryzowane, a nie UHT. To ostatnie przetrwa wprawdzie dłużej, lecz posiada znacznie mniej składników odżywczych. Jest też minimalnie droższe.
Krowy oczywiście nie kupimy – bo gdzie ją trzymać. Podobnie nie zrobimy śmietany, ale deser mleczny – owszem. Idealnym rozwiązaniem będzie jogurtownica (zamykane słoiczki – z litra mleka mamy ich 6). Działa to trochę na zasadzie zakwasu. Dowolnym jogurtem, takim jaki lubimy (grecki, tradycyjny), zaprawiamy podgrzane mleko, trzymamy przez kilka godzin w temperaturze ok. 40 stopni C i gotowe. Jogurtownica myśli za nas. Na temat własnego jogurtu pisałem na blogu, ale trochę zmieniły się realia. Obecnie z litra mleka (za 4,5 zł) mamy 6 jogurtów po 160g. Gdybyśmy mieli kupować wyjdzie 2 razy drożej.
Mleko da się też nastawić na zsiadłe. Ponownie, kiedyś na wsi stanowiło pełnowartościowy posiłek (z okraszonymi ziemniakami), pyszny zwłaszcza w gorące dni.
Śmietany z mleka sklepowego nie zrobimy. Trzeba ją kupić. Tym razem lepiej wybrać taką z małą zawartością tłuszczu, a więc 12% max. 18%. Wyjdzie taniej i zdrowiej. Oczywiście, 12% nie nadaje się do ciast, deserów. Ile zaoszczędzimy?
Kupując mleko od producenta – pewnie w granicach 20%. Trochę pozyskamy śmietanki. Jogurt z kolei da oszczędność 33-50%. Przejście ze śmietany 30% na 12% pozwoli zaoszczędzić (20-30%).
Mięso wieprzowe
W moim domu je się głównie wieprzowinę i kurczaka. Ot, takie wiejskie przyzwyczajenia. W takiej sytuacji nic nie da przerzucanie się na tańsze mięso, bo takiego nie ma. Zatem, jeśli chcemy oszczędzać mamy trzy wyjścia:
1) zdecydować się na rezygnację z mięsa i próbować substytutów – fasola ma podobną zawartość zdrowego białka, a kosztuje 12 zł/kg zamiast 20. Jeszcze lepiej działają produkty zbożowe. Damy radę zaoszczędzić 20% wydatków, gdy co drugi dzień obędziemy się bez mięsa. Niektórzy pójdą w kierunku gorszych części np. karkówka w miejsce schabu, łopatka zamiast polędwiczek.
2) produkować samodzielnie. Świni w bloku nie wyhodujemy, ale królika na działce – czemu nie (zwłaszcza w lecie). Mnożą się szybko i po sezonie możemy zyskać pełną zamrażarkę, karmiąc je prawie za darmo.
3) ponownie – szukać tanich źródeł zaopatrzenia. Moje doświadczenia są tu bogate. Kupowałem już w ubojniach (10-20% oszczędności), i u chłopa (nawet 1/3 zaoszczędzimy).
Podsumowując – oszczędność na poziomie inflacji – 20% wydaje się realna.
Wędliny
Przy obecnych cenach – kto potrafi zrobić dobrą wędlinę – zaoszczędzi. 50 zł/kg szynki nie stanowi sensacji, a mięso to tylko 15 zł (u chłopa). Próbując metod bardziej tradycyjnych (tzn. kg szynki oznacza 1.2-1.5 kg mięsa) dochodzimy do 20 zł. I uzyskujemy produkt w cenie sklepowej 70 zł/kg. Potrzeba tylko trochę pracy.
Wędliny zresztą nie są najzdrowsze. Owszem, jedzmy je, ale w umiarkowanych ilościach. Zwyczajowa „bułka z szynką”ma dla mnie smak dzieciństwa, ale już moje dorosłe dzieci zmieniają zupełnie nawyki. Wolą parówki, tortille z jajkiem (lepsze rozwiązanie), sałatki ryżowe, jakieś pesto. Ja także staram się wyzbywać starych nawyków. Zamiast szynki – pasta jajeczna, pesto z bazylii. Bo z chleba ciągle nie potrafię zrezygnować.
Tymi metodami spokojnie zrównoważymy wzrost cen.
Wody mineralne
Młodsze pokolenie wydaje się znacznie mądrzejsze. Chcą być eko i wybierają wodę z kranu przepuszczoną przez filtr, zamiast wody mineralnej. Bo nawet w dyskoncie litr kosztuje 70 gr, a m3 wody wodociągowej – 10 zł (w mieście) lub połowę tego (wieś), albo i mniej (własne studnie głębinowe). A 10 zł/m3 to 0,01 zł/litr. 1/70 ceny sklepowej.
Też staram się iść w tym kierunku.
Napoje alkoholowe (dodałem)
W tym punkcie zupełnie nie jestem obiektywny. Po prostu piję minimalnie. Wystarcza mi mocny trunek otrzymany w prezencie. W ciągu roku w domu wypijamy (na dwie osoby dorosłe) może: 3 butelki whisky (drinki), 2 butelki wódki (w formie nalewek), ze 20 piw i 5-6 butelek wina. Razem kosztuje nas to pewnie ze 200 zł, czyli niewiele.
Dla kogoś, kto robi 4 piwa dziennie, albo 3 flaszki raz w miesiącu, nie mam podejścia. Stąd zaznaczam – na tym nie bardzo się znam. Ale trochę wiem.
Najpierw – da się kupić taniej. My wino kupowaliśmy przy okazji podróży na Węgry. Od razu 12-15 butelek – starczało na kilka lat. B.dobre gatunki (Tokaj aszu) kosztowały to ok. 40 zł, gorsze tokajskie damy radę za 8/10 zł, zupełne sikacze 5 zł – znacznie mniej j niż ulubione studenckie Fresco.
Podobnie z whisky do drinków. Nie musi to być Jack Daniels (100 zł/litr), wystarczy Grants (55 zł/litr).
W przypadku wódki – rezygnuję z Bocianów itp. na rzecz nieco lepszych (Wyborowa). Ale i tak, podkreślam – do nalewek.
Piwo. Wiem, są fani kraftowców – 15zł/butelka. Ja do nich nie należę. Dla mnie 4 zł/0,5 to granica rozsądku. I dla codziennych konsumentów – polecam duże sklepy z alkoholem lub dyskonty. W stosunku do osiedlowego „źródełka” wydamy znacznie mniej, a kupimy to samo. Tak robi znany mi milioner.
Na koniec. A gdyby robić własny alkohol? Wyjdzie zdecydowanie taniej. W handlu są zestawy do wina, piwa, a da się trafić i na mini-bimbrownię (o whisky domowej tez słyszałem, ale to margines). Wtedy trzeba przerzucić się na to, co akurat wykonalne. Najłatwiej wino i bimber, przy czym rzadko osiągniemy smak sklepowego (czasem lepszy, ale to kwestia gustu). W przypadku np. wina tokajskiego decyduje szczep (jesteśmy w stanie kupić), miejsce (skały wulkaniczne, których u nas w zasadzie nie uświadczysz), technologia. Stąd – próbować można, ale efekt pewnie będzie daleki od doskonałości. Bimber wyjdzie mocniejszy niż zwykła wódka i niektórzy uznaliby rozcieńczanie go za profanację. Ja, przy swoim spożyciu, wolę zostać przy zakupie.
Ostatnio pisałem o obniżeniu kosztów jedzenia. Dzisiaj kontynuuję temat – skupiając się na kolejnych kategoriach.
Jak obniżyć wydatki na sery i twarogi.
Akurat w moim domu twarogi (czyli tzw. sery białe) nie cieszą się wielką popularnością. Jemy głównie ser żółty. Ma on dwie zalety – daje się łatwo i długo przechowywać, oraz da się go przerobić na ciepły posiłek. Ja np. lubię smażony ser kładziony na chlebie. Ceny w tej kategorii wzrosły o blisko 25%. Co robić?
Widzę dwa wyjścia (poza jedzeniem mniej). Szukanie źródła taniego zaopatrzenia i samodzielne wykonanie. Tanie zaopatrzenie nie musi oznaczać gorszej jakości, czasem wręcz przeciwnie. Rozwiązaniem jest np. zakup w sklepie firmowym. Moja żona pojechała parę tygodni wstecz do miasta powiatowego słynącego z doskonałej mleczarni. Wróciła z kilogramami sera, masłem. Ceny trochę niższe niż w dyskoncie, a jakość i smak znacznie lepsze. Rozejrzyjcie się wokół siebie, sprawdźcie internet może taki sklep macie w zasięgu ręki.
Innym sposobem na tanie zaopatrzenie w sery i twarogi jest korzystanie z instytucji tzw. baby ze wsi. Czasami to ktoś z rodziny, czasami znajoma znajomych. Produkuje ona ser z własnych produktów. Jeśli przełamiemy początkową niechęć (inny smak niż sklepowy), zyskamy na jakości i… cenie.
Na koniec kalkulacja własnej produkcji. Litr mleka da się kupić za 4 zł. I będzie to mleko wiejskie, nie sklepowe. Na kg sera potrzebujemy: twarogi 5 l mleka, sery twarde 10 l mleka. Wydaje się drogo, ale…
Kg sera twardego to obecnie ok. 30-35 zł (w dyskoncie). Twaróg jest tańszy – 20 zł. Teoretycznie opcja własnej produkcji nie może być opłacalna. Dzieje się tak, dopóki nie weźmiemy pod uwagę niektórych faktów. Produktem ubocznym własnego sera jest serwatka – cena 10 zł/l. Da się z niej zrobić mnóstwo rzeczy. Tu trochę przykładów:https://browin.pl/przepisnik/przepis/serwatka-nie-wylewaj-wykorzystaj .
Jak obniżyć wydatki na ryż?
Siania ryżu jeszcze nie ćwiczyłem. Pewnie w naszym klimacie udałby się średnio i z potężnym nawadnianiem. A inny sposób obniżania wydatków?
Z dzieciństwa pamiętam parowanie ryżu, gotowanego na sypko z wodą i kupowanego na kilogramy. Teraz modne stały się torebki po 100-150g. Oczywiście w takich opakowaniach ryż wychodzi drożej. Warto więc wrócić do sprawdzonych metod.
Jak obniżyć wydatki na ryby?
Ryb w mojej rodzinie nie je się zbyt wiele. Pewnie to niedobrze, bo podobno zdrowe.
Niemniej jednak parę sposobów na redukcję ceny znajdę. Najpierw – nie kupuj ryb mrożonych. Po rozmrożeniu ważą znacznie mniej czyli wydają się tanie i wygodne, a okazują się droższe i niesmaczne. Nie warto też iść w konserwy – tam zawartość ryby w rybie również malutka.
Warto, podobnie jak w przypadku sera, znaleźć taniego dostawcę. Może wędkarza, może stawy w okolicy?
Dobrze policzmy czy bardziej opłaca się cała ryba, tuszka czy filet. Różnice bywają spore. Przed ostatnimi świętami karp w tuszce kosztował 50 zł, a filet 75 zł. I tu każdy odpowie sobie sam, co lepsze. Jeden lubi skrobać, drugi nie cieni tego. Mam kumpla, który gotuje z łba i płetw zupy rybne, inni nakarmią kota, a u pozostałych te części wylądują w koszu. I wtedy – chyba jednak filet.
I ostatnie zagadnienie – jaki gatunek. Patrzmy na ceny i przeznaczenie. Jadłem wędzonego jesiotra. Tragedia, bo to sucha ryba (ości i skóra). Lepszy karp lub węgorz. Tania jest makrela, dorsz. Karp powoli wraca do normy.
Jaja
Istnieje jeden sposób na tanie jajka – własne kury. Niestety nie każdy może sobie na nie pozwolić. Żywe zwierze potrzebuje miejsca i czasu. W mieście, zwłaszcza większym, niewielu zdecyduje się na posiadanie kur.
W tej sytuacji pozostają dwa wyjścia: jeść mniej jajek ewentualnie znaleźć dostawcę zapewniającego najniższe koszty.
Kawa
Kawa, kawie nierówna. Obecnie w „mojej” palarni płacę 27 zł/250g. Jeszcze w 2016 r. wystarczyło 13 zł. Przyczyny są trzy: kiedyś sprzedawano „spod lady” teraz z uwagi na skalę działania nikt się w to nie bawi. A to oznacza spore podatki (na paragon było to 19 zł). Podwyżce zawinił kurs złotówki, koszty transportu i energii (palenie odbywa się w Polsce). Ale na palarniach świat się nie kończy.
Trzeba znaleźć kompromis pomiędzy ceną a jakością. Dla mnie stanowi go „złota” Woseba. Ostatnio, w zwykłym sklepie w górach, trafiłem ją za 11 zł/250 g. I takich miejsc trzeba szukać. Znowu, wysiłek niewielki, a efekt spory (40% ceny z palarni).
No i na koniec – zmniejszenie zużycia. W „Pamiętniku włościanina” (wielokrotnie będę wracał do tej książki, jako kwintesencji „zdrowego rozsądku”) Jan Słomka podaje dane – zużywano 60g kawy na rok. Niejeden z nas, wypija tyle kawy … dziennie. Stąd rezerwy oszczędzania pozostają jeszcze spore – wystarczy zrezygnować z jednej filiżanki. Osobiście zszedłem z 4 do 2. Bo własnej kawy w naszym klimacie uprawiać nie damy rady.
Listopad zostanie poświęcony na szereg wpisów dotyczących sposobom radzenia sobie z inflacją, która jak już udowodniłem w październiku, mocno odchudza nasze portfele z siły nabywczej. Dzisiaj o cenach jedzenia.
W jednym z październikowych wpisów podałem dane GUS za sierpień 2022 r., czyli podwyżki r/r poszczególnych elementów naszego budżetu żywieniowego. Powtórzę je jeszcze raz.
Jak widzicie, wzrosty w poszczególnych kategoriach pozostają nierównomierne, ale spore. Nie ukrywajmy, do poziomu wydatków z 2021 r. raczej nie dojdziemy, lecz warto robić co się da.
Za punkt wyjścia przyjmuję własne doświadczenia z jedzeniem i moje proporcje. Przyjmijcie też, że porady nie sprawdzą się w każdych warunkach, bo inaczej spojrzy mieszkaniec wsi, a inaczej „miastowy” z bloku. Postaram się to zaznaczać, ale proszę o wyrozumiałość. Jedziemy.
Temat 1. Jak obniżyć wydatki na cukier?
Wzrost o 109% robi wrażenie. Niestety, zdecydowanie złe. Cukier to składnik wielu produktów: kupowanych napojów, dżemów, przetworów, oraz oczywiście słodyczy, ciast. Sporo osób słodzi też herbatę/kawę. W mojej rodzinie colę, soki i pochodne kupuje się raczej sporadycznie. Trwa za to produkcja przetworów i ciast. Cała trójka nie słodzi. Wobec powyższego potrzebujemy ok. 0,5 kg cukru tygodniowo plus 20-30 kg w sezonie letnim (przetwory). Co zatem można zrobić? Generalnie, najprościej obniżyć zużycie.
Jeśli mamy 3 osoby, słodzące 2 płaskie łyżeczki, po 4 szklanki kawy/herbaty dziennie dochodzimy do 70 gram cukru dziennie i 2 kg miesięcznie. Na samą kawę herbatę. Redukcja o połowę (co jak najbardziej możliwe), da nam oszczędności 12 kg rocznie i … zniesie praktycznie całkowicie skutki podwyżek.
Ze słodkich napojów też warto zrezygnować. Nic nie wnoszą do naszej diety, poza obciążaniem ryzykiem cukrzycy. Trochę coli do whisky – owszem, ale nic więcej. Przy dzisiejszych cenach, w rodzinie pijącej 2 butelki tygodniowo, zmniejszenie zużycia do 1 szt. pozwoli nam znowu, poczuć się jak przed podwyżkami.
Gorzej mają Ci, którzy, tak jak my, wydatki na cukier ograniczyli do ciast/przetworów. Tutaj trzeba sięgnąć głębiej. Wybierać przepisy mniej „cukrochłonne”, albo wręcz dla cukrzyków. Jak to robić? Zrezygnujmy z tortów (dodatkowo mniej drogiego masła), wybierzmy lekkie owocowe, i to nie z owoców kwaśnych. Zamiast porzeczki, jabłek-antonówek, sprawdzą się bananowce. Da się też słodzić ksylitolem, stewią itp. W mojej rodzinie, obniżyłoby to zużycie o 50%, ponownie likwidując efekty podwyżki.
Podobnie da się zrobić z przetworami. Wybieramy owoce słodkie z natury: poziomki, truskawki, maliny, borówki amerykańskie, śliwki węgierki i renklody, zamiast mirabelek, porzeczek, kwaśnych jabłek. Mieszamy słodycz bananów z jabłkami. W ten sposób znowu zmniejszamy zużycie cukru o połowę.
W przypadku cukru, redukcja ilościowa wydaje się obok stosowania słodzików-zamienników jedynym ratunkiem. Cukru w domu nie zrobimy.
Temat 2. Jak obniżyć wydatki na tłuszcze roślinne?
Tłuszcze roślinne podrożały o prawie 50%. Chodzi głównie o oliwę oraz wszelkiego rodzaju oleje.
U nas w domu smażyło się na oleju – obecnie ok. 10-12 zł/litr. Generalnie, żeby obniżyć koszty mamy dwa wyjścia. Pierwsze polega na zmniejszeniu ilości.
Wybieramy zatem przygotowanie potraw, do których nie trzeba oleju. Zamiast smażonego jemy duszone lub gotowane. Ewentualnie wybieramy pieczenie bez oleju (tzw. smażenie gorącym powietrzem). Nie jestem ekspertem od gotowania, więc nie wypowiem się, czy tak możemy przygotować np. schabowego. Ale już nuggetsy zamiast kotleta z kurczaka, jak najbardziej.
Istnieje też drugie wyjście – olej zastępujemy czymś tańszym i wydajniejszym. Np. smalcem. Możemy go przygotować samodzielnie wytapiając słoninę, lub kupić gotowy. Jeśli skorzystamy z dobrego i taniego źródła wyjdzie taniej niż na oleju, ale drożej niż …bez tłuszczu.
Są domy, w których tłuszcz roślinny służy głównie do sałatek. `Co mogę poradzić w takim przypadku? Możemy kupić prasę do oleju i korzystać z własnych produktów. U mnie w domu nie schodzi tego dużo, ale da się wycisnąć olej z ziaren słonecznika, z orzechów włoskich (pyszny, aromatyczny). Oliwy raczej sami nie wyprodukujemy.
Jakie będą oszczędności? Jeśli całkiem zrezygnujemy ze smażenia na tłuszczu i produkujemy własny olej, spokojnie damy radę zapobiec wzrostom cen. Przynajmniej dotychczasowym.
Temat 3. Jak obniżyć wydatki na mąkę?
W moim domu mąki używa się całkiem sporo, zarówno w formie produktów gotowych (makarony), jak i samego puchu (chleb, ciasta, kluski). 44% wzrost cen r/r istotnie zauważyliśmy. W piekarni jeszcze niedawno pszenna kosztowała 1,6 zł, potem 2 zł, a teraz zbliża się do 3 – 4 zł. Co zatem robić?
Zmniejszenie zużycia nie wchodzi w grę. Z ciast nie zrezygnujemy, bo kupowane słodycze będą jeszcze droższe, a z pewnością mniej zdrowe. Makarony jemy. Więc co?
W tym roku po raz pierwszy posieję pszenicę. Zobaczę jak to wyjdzie. Teoria wydaje się prosta. Ze 100 m2 ziemi da się w warunkach przydomowych uzyskać ok. 30 – 45 kg pszenicy (3 -4,5 t/ha). Jeśli poświęcę 200 m2 zbiorę 60-90 kg. To hardcore.
Na razie pójdę w innym kierunku. Kupię ziarno. Cena 1,3 zł/kg. Z tego da się przy pomocy młynka do zboża zrobić ok. 800 g pszenicy. Cena za kg wyjdzie więc w okolicach 1.6 zł/kg. Prawie 2 razy niższa niż w sklepie. To jednak nie wszystko.
Można mąkę pszenną (droższą) zastąpić kukurydzianą, żytnią – są tańsze.
Z takiej mąki da się zrobić produkty zastępujące chleb (np. podpłomyki kukurydziane). W dodatku obędziemy się bez glutenu.
Polecam też własny chleb i bułki. Jadłem i chleb na zakwasie, i bananowe chlebki, i bułki kukurydziane. Wszystkie pyszne. Pisałem już o domowym chlebie, jako tańszej alternatywie kupionego. No i wytrzyma dłużej.
Jeśli jednak wprowadzimy tylko jedną innowację – samodzielnie mieloną mąkę pszenną zamiast kupowanej, zejdziemy z kosztami poniżej ubiegłorocznego poziomu, do ok. 60% obecnych wydatków.
Temat 4. Jak obniżyć wydatki na masło?
Masło podrożało całkiem sporo. Kupić je poniżej 8 zł za kostkę będzie trudno (40 zł/kg). W dodatku łatwo nabrać się na sztuczki sprzedawców: miksy, albo kostki po 170g zamiast 200. Co zatem robić?
Jak zwykle, zmienić produkt na tańszy. O ile pozbycie się masła z diety uważam za niemożliwe (jako lubiący tzw. maślany smak), o tyle skłonny jestem szukać zamienników.
Klasyka to użycie margaryny. Osobiście ze dwa razy próbowałem, bezskutecznie. Jednak kilogram tej ostatniej kosztuje połowę mniej – 20 zł.
Drugie wyjście, zaakceptowane przeze mnie, to wymiana masła na majonez. Tutaj cena spada jeszcze bardziej – 18 zł/kg.
Trzeci sposób – smalec zamiast masła. Moja żona robi doskonałą wersję, z dużą ilością skwarek, cebulką, jabłkami. Ogółem, koszty takiego smalczyku, są niższe niż majonezu – 14-15 zł/kg, a znacznie niższe niż masła.
Temat 5. Jak obniżyć wydatki na mięso?
„Tanie mięso jedzą psy” – to ludowa mądrość, którą powtarzała mi babcia. Czy Wasza też? Generalnie oszczędność na mięsie wydaje się trudna, ale tak, jest możliwa.
Najprościej ograniczyć jego ilość. Kilogram mięsa wieprzowego tłustszego (łopatka) ma ok. 18% białka i 15% tłuszczu czyli odpowiednio 180g i 150g. Czyli 180 g białka kosztuje 16 zł. W przeliczeniu na pełny kilogram białka zwierzęcego 88 zł. Czy znajdziemy lepsze źródło?
Drób (pierś z kurczaka) ma 31% białka, a kosztuje 20 zł/kg. Czyli 1 kg białka z kurczaka da się kupić za 65 zł.
Chude mięso wołowe z 1 kg pozwala uzyskać 260 g białka. Przy cenie 45 zł/kg daje to ok. 170 zł/kg białka. Najdrożej.
Tuńczyk jest lepszy od wołowiny – 280 g białka w kilogramie. Przy cenie 66 zł/kg nie będzie konkurencją dla żadnego ze zwierząt biegających.
A może jajka? Te zawierają ok. 130 g białka w kilogramie. Zakładając cenę 80 gr/szt i 20 szt/kg, dostajemy 130g białka za 16 zł i 123 zł/kg czystego białka. To 2 razy drożej niż w piersi z kurczaka i o 50% więcej niż wieprzowina.
Są osoby, które białko zwierzęce zastępują roślinnym. Robią przy tym niezły interes. W kilogramie mąki pszennej jest 100 g białka. Przy cenie nawet 4 zł/kg dostajemy 40 zł/kg czystego białka. A może być nawet lepiej, jeśli zmielimy ziarno sami (16 zł/kg). To 4 razy taniej niż najtańsze mięso. Stąd brała się popularność klusek w kuchni chłopskiej. Syciły, a koszt nie stanowił problemu (poza tym robiono je samodzielnie).
Temat 6. Jak obniżyć wydatki na pieczywo?
Generalnie pomysłów na obniżenie kwot przeznaczanych na pieczywo widzę kilka. Pierwszy, to zmiana gatunku na tańszy. Weźmy taką bułkę. To pieczywo pszenne – najsmaczniejsze, ale i też najdroższe. W tej chwili, w mojej piekarni, jedna sztuka kosztuje złotówkę, a waży 50 gramów, drożdżówka doszła do 2,5 zł. Chleb (także smaczny i upieczony z mąki pszennej) ceni się na 3,5 zł za 500g. 10 bułek o wadze tegoż chleba, kosztuje prawie 3 razy więcej (10 zł), a mówimy ciągle o tej samej piekarni. Pieczywo żytnie na zakwasie, ocenione zostało jako zdecydowanie droższe od pszennego. Kosztuje jednak w okolicach 12 zł za kg, a nie 7 zł. Tak samo będzie ze wszelkimi bułkami o handlowych nazwach „fit”, „wieloziarnista” itp. Te są droższe 2-3 razy od zwykłej kajzerki. Tu wystarczy dokonywać innego wyboru, a ziarna słonecznika jeść oddzielnie. Ewentualnie samemu piec takie frykasy.
Drugi sposób, którego z kolei nie polecam, to zmiana źródła zaopatrzenia w pieczywo na dyskont. Pozornie taka sama bułka w piekarni kosztuje 1 zł, a w dyskoncie 60 gr. Wydaje się, że oszczędzamy bez straty jakości. Nic bardziej błędnego. Bułki choć wyglądają prawie identycznie, różnią się wagą (marketowa będzie bardziej nadmuchana, a więc znacznie lżejsza) oraz metodą wypiekania (z ciasta mrożonego lub świeżego). Nigdy nie kupuję pieczywa w markecie i Wam też odradzam.
A może by zrobić coś samodzielnie? Na blogu pisałem o różnicy w cenie chleba kupionego i domowego. Jeśli masz większą rodzinę, staraj się wykorzystać efekt skali. Zresztą nasze babcie piekły chleb na tydzień, a my mamy opcję robić to samo. Odejdzie chodzenie po sklepach, a produkt wyjdzie na pewno bardziej dostosowany do naszych gustów. Ile zaoszczędzimy? Jeśli połączymy własnoręczne mielenie z pieczeniem – zakładam, że około 50%.
Temat 6. Jak obniżyć wydatki na mleko?
Mleko podrożało w ciągu roku o prawie 1/3. Sporo. Tym bardziej, że nie ma szansy obniżenia wydatków w sposób radykalny inaczej niż rezygnując z części spożycia. Nie poradzę Wam przecież, żebyście kupili sobie krowę.
W moim domu mleka używa się głównie do kawy. Dziennie „schodzi” go przynajmniej litr (6 kaw). W takim przypadku mamy dwa wyjścia:
1.pić mniej kawy – tzn. zamiast 6 np. 4. Tu wszystko wydaje się proste, dopóki nie policzymy, jedna do śniadania, druga w pracy, trzecia po obiedzie. Z czegoś jednak zrezygnować trzeba.
2. spieniać mleko. Wtedy idzie go mniej. Co najmniej o 1/3. W ten sposób, w ciągu miesiąca oszczędzimy 10 l mleka. Właśnie tę 1/3 wzrostu ceny.
Reszta pomysłów to kosmetyka. Da się kupić mleko trochę taniej, na cały tydzień. Można zmniejszyć ilość tłuszczu w mleku (2 zamiast 3.2, 0,5 zamiast 2). Ale wynik zmieni się kosmetycznie.
cdn.
Inflacja dała się we znaki wszystkim. No może poza tymi, którzy otrzymali sute premie z zysku (zarządy spółek SP), albo za poparcie dostaną podwyżkę (Policja +20%). Pomijam też topowe branże (IT, górnicy). Reszta liże rany, bo zarabiając tyle samo nominalnie (albo nawet mniej – Polski Ład), musi pokryć zwiększone wydatki. Inflacja uderzyła praktycznie we wszystkie kategorie zakupowe (pomijając może ubrania i ubezpieczenia auta). Wszystkie czyli jakie? Czytaj dalej Oszczędzanie w czasach inflacji. Część I – definicja problemu.