Niedawno, 2 marca 2024 r., przywołałem i skomentowałem na blogu fragment książki „Ślady ojca. Przewodnik o budowaniu więzi”. Dzisiaj cała recenzja wraz z porównaniem z inną, mającą już długą historię (ponad 30 lat) książką „Co każda żona chciałaby, żeby jej mąż wiedział o kobiecie”. Zaczynamy.
Najpierw autorzy. „Ślady ojca” napisali dwaj księża. Napisali to może zbyt wielkie słowo. Napisał ks. Mieczysław Maliński – nie „Delta” lecz „Malina” – duszpasterz akademicki z Wrocławia, prowadzący Centralny Ośrodek Duszpasterstwa Akademickiego „Maciejówka”, z wykształcenia….. geodeta, założyciel portalu 2ryby.pl. Drugi autor – ks. Krzysztof Grzywocz – dr teologii, ojciec duchowny w seminarium, najprawdopodobniej nie żyje od 7 lat (zaginął w Alpach), więc wykorzystano fragmenty jego wystąpień. „Co każda żona chciałaby, żeby jej mąż wiedział o kobiecie” stworzył James Dobson – człowiek-legenda amerykańskich konserwatystów, ojciec dwójki dzieci, lekarz pediatra. I już na wstępie widzimy różnice – teolog i geodeta kontra lekarz. Dwaj bezdzietni księża kontra ojciec dwójki dzieci. Oczywiście doświadczenie ks.Mieczysława Malińskiego z duszpasterstwa akademickiego ma pewną wagę, ale i obciążone jest poważnym zarzutem – ma do czynienia z wąskim wycinkiem społeczeństwa: konserwatywną młodzieżą akademicką.
Idziemy dalej. „Ślady ojca” napisano w stylu kazania tzn. masz czytelniku, przyjąć na wiarę. Ciągle towarzyszą nam nadmierny dydaktyzm i piękne słówka. James Dobson podaje szereg badań, bibliografii, pisze konkretnie, dzięki czemu książka, którą przeczytałem po raz pierwszy jako nastolatek, broni się i dzisiaj. Anegdoty rodzinne dotyczą bowiem nie sióstr zakonnych a faktycznej rodziny autora. Jako mąż i ojciec zgadzam się z poglądami Dobsona na spory damsko-męskie, i dzisiaj. Nie do końca podzielam jego poglądy wychowawcze („Dare to discipline – niewydana w Polsce, zachwala między innymi bicie dzieci), ale to zupełnie odrębny temat. W sumie „Co każda żona chciałaby, żeby jej mąż wiedział o kobiecie” czyta się lekko, a „Śladami ojca” – nie, zarówno z powodu stylu, konwencji jak i błędnych tez.
I tu przechodzimy do sedna. O ile James Dobson nie pozwala sobie na bujanie w obłokach (konkretnie opisywał różnice między kobietą a mężczyzną, zmiany hormonalne, oczekiwania, edukację obu płci), o tyle ks. Maliński i ks. Grzywocz dają do wiwatu. „Piekło samotności” dzieci zamożnych rodziców to tylko przedsmak. Kolejny fragment (tym razem ks. Maliński) opowiada jak ojciec szedł z dziećmi polować na mamuta, zabijał go, a dzieci podziwiały ojca, a potem w domu żona podziwiała męża. I konstatacja „Dziś problem polega na tym, że mamuty wyginęły”. Niby miało być zabawnie, a wyszło, no cóż, słabo. Dlaczego? No cóż, mamuty wyginęły dawno temu, w Europie prawdopodobnie 13 tys. lat temu. W prehistorii. Trochę czasu minęło. Ale skąd ma o tym wiedzieć geodeta? Niby ze szkoły, niby da się sprawdzić w 2 minuty w necie, ale po co, my wiemy najlepiej, nam nie potrzebna redakcja. I zostają takie babole, podobne jak z rzucaniem kamieniami w dinozaury, które jednak, gdyby Ewa Kopacz wydawała książkę, pewnie redaktor wykreśliłby. No właśnie i co z tego, że mamuty wyginęły 13 tys. lat temu? Ano tyle, że problem relacji dzieci-rodzice, podziwu syna/córki dla ojca i żony dla męża, nie zniknął wraz z mamutami. Przedstawianie ich jako współczesny wynalazek, to kolejna bzdura. Dzisiaj niby dzieci nie podziwiają rodziców? Żona męża? Dlaczego? Ba, Św. Józef na mamuty nie polował, nie robił tego Karol Wojtyła starszy, ale ich dzieci zachowały swoje dzieciństwo i trud ojców w pamięci. A dziś? Mimo, że mamuta nie przynoszę moi synowie przychodzą do mnie po radę w sprawach finansowych, życiowych, praktycznych, proszą o pomoc w zmianie żarówki w aucie. Żona cieszy się z zebranych na działce plonów (przez chwilę, potem złorzeczy na dodatkową robotę). A jesteśmy typową nowoczesną rodziną, choć z tradycyjnym podziałem ról. Twierdzenie, że współcześni ojcowie to mięczaki, no sam nie wiem, jak mam to skomentować. Nie znam takich. Skąd wie o tym ojciec duchowny z seminarium? Na pewno nie z doświadczenia. Skąd geodeta? Na pewno nie z wykształcenia. Jeszcze raz powiem – słuchajcie praktyków. Takim jest James Dobson. Nie zostawił żony (ani ona jego), wychował dzieci, skończył medycynę, zrobił z niej doktorat, pokonał niejedną trudność. Pisze „Szanuj żonę, doceniaj jej starania, rób to przy dzieciach, świeć przykładem”, przedstawia realne dylematy, uwarunkowania psychologiczne, a nie opowiada historyjki o mamutach.