Do napisania tego posta skłonił mnie umieszczony na jednej z rolek postulat rozliczenia w małżeństwie tzw. niepłatnej pracy kobiet. Wyliczenie, z założeniem, że kobieta prowadzi dom, a mężczyzna pracuje, opiera się na negowaniu tezy „mężczyzna utrzymuje kobietę” i wygląda tak (wartości miesięczne):
- niania – 3200 zł (20 dni x 8 h x 20 zł),
- gotowanie 1500 zł (25 zł x 2 h x 30 dni),
- sprzątanie 1800 zł (30 zł 3 h z 30 dni),
- pranie 240 zł (20 zł x 12),
- zakupy 200 zł (50zł x 4),
- organizacja imprez domowych 60 zł (4×15 zł/h),
- Suma 7000 zł.
Na koniec konkluzja, że „jeżeli mężczyzna nie przelewa takiej kwoty na konto żony, znaczy że właśnie tyle, dzięki jej pracy oszczędza.”
Tego rodzaju, nazwijmy po imieniu, pierdolenie, opiera się na nieznajomości matematyki i fundamentalnego przepisu Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, który brzmi tak:
art. 27 KRiO – Oboje małżonkowie obowiązani są, każdy według swych sił oraz swych możliwości zarobkowych i majątkowych, przyczyniać się do zaspokajania potrzeb rodziny, którą przez swój związek założyli. Zadośćuczynienie temu obowiązkowi może polegać także, w całości lub w części, na osobistych staraniach o wychowanie dzieci i na pracy we wspólnym gospodarstwie domowym.
Pogrubiony tekst wyjaśnia nam wszystko – żadnemu domownikowi nie należy się wynagrodzenie za prace domowe, niezależnie czy jest aktywny zawodowo, czy nie. Skutek – dyskwalifikacja całości rozważań. Teraz, skoro rozprawiliśmy się z łatwością z brakiem wiedzy autorki filmiku, przejdźmy do wyliczeń. Jedynym składnikiem, do którego nie mogę się przyczepić są stawki godzinowe.
Obliczenia bazują na kompletnie pozbawionych podstaw założeniach:
- rodzina ma wspólne dzieci wymagające stałej opieki,
- mężczyzna całkowicie nie udziela się w domu,
- prowadzenie gospodarstwa domowego wymaga tyle czasu, ile tam przedstawiono
- beneficjentem „usług” jest wyłącznie mężczyzna.
Każde z nich da się zdyskwalifikować.
Rodzina ma wspólne dzieci wymagające stałej opieki. W praktyce jest zupełnie odwrotnie. Stałej opieki wymagają niemowlęta i dzieci przed-przedszkolne czyli do 3 r.ż. Takich jest w Polsce 1,5 mln, z czego część przypada na rodziny wielodzietne. Kobiet mamy ok. 14 mln w wieku „małżeńskim”. Część z nich to single, bezdzietne matki itp. Generalnie możemy założyć, że temat posiadania dzieci „wymagających stałej opieki” dotyczy może 1,2 mln kobiet w wieku małżeńskim, co 12 Nie pracuje może co 2 . Wyciąganie na podstawie 4% (100%/ 24) wniosków o całości, wydaje się mocno przesadzone. Większe dzieci w czasie pracy mężczyzny przejmuje zazwyczaj przedszkole, szkoła. A np. 12-latek (takiego mam na stanie), angażuje matkę średnio 1 h dziennie.
Mężczyzna całkowicie nie udziela się w domu. Kompletna bzdura. Nie znam takiego przypadku. W najbardziej tradycyjnych domach facet ma swoje obowiązki: wykonywanie domowych napraw, dbanie o auta, płacenie rachunków, pilnowanie inwestycji, palenie w kotle c.o./kominku, część zakupów, kilka razy w tygodniu odprowadzanie dzieci do przedszkola/szkoły/na zajęcia dodatkowe, prowadzenie ogrodu. Patrząc damską logiką i jemu trzeba płacić. A tu stawki okazują się wysokie. Pokażę szczegóły poniżej.
Prowadzenie domu wymaga tyle czasu, ile przedstawiono. Podsumujmy, kobieta ma poświęcać na nieodpłatne prace domowe ok. 330 godzin/m-c, a zatem 11 godzin dziennie przez 7 dni w tygodniu. To jakieś żarty. I już wykazuję, skąd bierze się błąd, bo wynik, jak powiedziałem absurdalny. Niania – faktycznie (o ile są dzieci w wieku przedszkolnym, a facet nie udziela się wcale) – 90h miesięcznie (30 dni x 3 h) zamiast 160 h. Optymistycznie. Jeżeli kobieta włączy TV, a sama ogląda serial, trudno płacić jej jak opiekunce. Gotowanie – część jedzenia się zamawia, max. 30 godzin (czyli połowa zaproponowanych). Pranie – max. 8 razy w miesiącu po 15 minut – czyli 2 h/miesiąc – zamiast 12. Zakupy – dzisiaj się zamawia, nikt normalny nie spędza 2 h tygodniowo w markecie. Organizacja imprez – może 1h miesięcznie . I już z 330h zrobiło się 123 h, z czego. 3/4 to opieka nad małym dzieckiem (które jak wskazano ma 4% kobiet). Bez dziecka 1 h dziennie i tylko wtedy, gdy kobieta sama pierze, gotuje, robi zakupy. Czy to usprawiedliwia niepracowanie?
Beneficjentem usług jest wyłącznie mężczyzna. Przecież to jakiś absurd. Czy pralnia płaci pracownikom za upranie ich własnych ciuchów, a kelner zjada nasze posiłki? Kobieta nic nie je? Składniki dostaje darmo? Dziecko należy tylko do faceta? A mieszkania spadają z nieba? Pytania można mnożyć.
Teraz popatrzcie. Młodzi mężczyźni słuchają takich głupot i myślą „wszystkie kobiety są takie”. W konsekwencji nie chcą się żenić.Bo i po co? Skoro posiłek można zrobić samodzielnie. Podobnie pranie. A tu trzeba słuchać pretensji albo oddać 130% średniej pensji. Nie warto. Żeby jednak trud nie poszedł całkiem na marne – obiecuję serię wpisów – Dlaczego opłaca się być singlem, żeby dostarczyć (z przymrużeniem oka) argumentów i naszej płci.