Siadając do rozwiązania tego problemu wcale nie traktuję go jako żart, ale raczej chwilę poważnego namysłu przed decyzją, którą podejmie wiele osób. Benzyna? A może gaz? Diesla, elektryka na razie odkładamy na bok.
Problem, z perspektywy obecnego czterdziestolatka, wydaje się odwiecznym, upowszechnienie gazu LPG to koniec lat 90-tych. Właśnie wtedy całe pokolenia przekonały się, że jeśli chodzi o oszczędności, diesel nie jest jedyną opcją – jest jeszcze paliwo o połowę tańsze na każdym litrze.
Teraz, gdy proporcje zostają podobne (benzyna 6,7 zł, LPG 3,2 zł), paradoksalnie wybór stał się trudniejszy. Przesądzają o tym trzy okoliczności:
- auta benzynowe obecnie znacznie mniej palą, czasami zbliżając się do diesli,
- lista silników benzynowych zdatnych do przeróbki, stale się skraca,
- ceny instalacji poszły ostro w górę.
Stąd, gdy w roku 2002 kupowałem Daewoo Lanosa 1.5, płacąc za instalację 1200 zł, świat był inny. Ale dosyć wspomnień, wracajmy do wiosny 2023 r.
Zawsze główny argument za montażem gazu stanowiła ekonomia. Cena czyni cuda. Zakup miał się zwrócić, najlepiej jak najszybciej. Oczywiście, producenci instalek mówi coś o ekologii, ale tak bardziej pudrując wizerunek wąsatego Janusza w Lanosie LPG. I nadal chodzi o kasę.
Instalacje dzielą się na proste (wtrysk pośredni) – teraz w moim mieście wołają za nie 3400 zł lub nieco więcej (mocniejsze silniki). Bardziej skomplikowane (wtrysk bezpośredni) 5400 zł. I mega skomplikowane – (faza ciekła LPG) – 10.000 zł. Stawki za litr paliwa już podałem – czas zacząć liczyć.
Najprostsza decyzja. Paliwożerny silnik z wtryskiem pośrednim. Od zawsze – montować. Jeśli samochód pali 10 l benzyny to będzie 12 l gazu i śladowe ilości PB95. Zamiast 67 zł/100 km zaczniemy płacić 39 zł. Przy statystycznym przebiegu 1000 km/miesiąc oszczędzamy 380 zł. Instalacja (nawet uwzględniając dodatkowy przegląd, zwróci się w ciągu roku. A znamy przecież auta, w których 10 l/100 km to marzenie ściętej głowy, bo palą 16-20 l/100 km w mieście.
Warto przemyśleć. Oszczędny silnik z wtryskiem pośrednim. Ot, taki Fiat 500c mojej żony. Spala toto 5-7 l/100 km – średnia 6 l/100 km. Instalacja kosztuje podobnie, więc decyduje przebieg. Kto jeździ 5000 km/rok niech nie zawraca sobie głowy. Gdzie leży próg opłacalności? 40 zł/100 km na benzynie 23 zł na LPG. Różnica 17 zł/100 km. Biorąc pod uwagę koszty eksploatacji (przegląd LPG, droższy przegląd „państwowy) – zwrot nastąpi po 23.000 km. Czy warto? Dla kogoś, kto jeździ 10-15 tys. km/rok – tak. Właściciel floty nakręcającej 40 tys. km/rok nawet się nie zastanawia. Ale już starszy pan jeżdżący do kościoła – zrezygnuje. Uwaga! W tej grupie mieszczą się niektóre hybrydy, przerabiane przez taksówkarzy (spore przebiegi) na LPG (spalanie ok. 6 l/100 km).
Trudna rada. Wtrysk bezpośredni.Auta z wtryskiem bezpośrednim generalnie palą mniej. Oczywiście w granicach rozsądku. Nie porównujmy Fabii 1.0 TSI z Audi 3.0. Pierwsza spokojnie spali 4 litry benzyny w trasie (połowę wyniku Audi). I właśnie wchodzimy na schody. Mamy wybór – instalacja za 5400 zł z dotryskiem benzyny (mniejsze oszczędności 1-1,5 l PB/100 km) albo wtrysk gazu w fazie ciekłej (dwa razy drożej na początku, ale spala samo LPG). Większość wybiera tę pierwszą opcję. Oszczędne auto (6 l benzyny na 100 km) kosztuje nas 40 zł/100 km (tyle samo co znacznie słabszy wtrysk pośredni, a koni będzie prawie 2 razy więcej). 100 km z dotryskiem benzyny to 20 zł za LPG i 10 zł za PB czyli 30 zł. Z wtryskiem pośrednim mieliśmy 23 zł/100 km. Różnica na 100 km zmniejszyła się do 10 zł, z których pokrywamy jeszcze serwis. W takiej sytuacji, nie ma sensu montaż LPG, jeśli przejedziemy rocznie 10 tys. km, bo czas zwrotu wyniesie 5 lat (a dojdzie jeszcze inflacja). I znowu, są ludzie którzy podejmą taką decyzję, ponieważ przejeżdżają 40 tys. km/rok. Wtedy potrzebują 1,5 roku, żeby nastąpił zwrot. Podobnie, gdy mamy wtrysk bezpośredni + duże spalanie. Są takie auta 9 l benzyny w trasie i 15 l w mieście na każde 100 km (średnia 12). I już czas zwrotu spada z 5 lat do 2,5 czyli właśnie granicy rozsądku.
Wnioski są proste. Sporo poniżej 10 tys. km rocznego przebiegu dokładanie LPG nie ma sensu, chyba, że planujemy eksploatować auto przez wiele lat, albo mówimy o smoku pożerającym benzynę. Przekroczenie tej granicy czyni opłacalnym montaż prostej instalacji gazowej. Jeśli robimy 30-40 tys. km/rok każda instalacja to niegłupi (ekonomicznie) wybór.
Na koniec jedno zastrzeżenie. Dzisiaj nowych silników do gazu potykamy zdecydowanie mniej. Wielu nawet nie warto ruszać (nieautomatyczna regulacja luzu zaworowego, awaryjne rozwiązania, nieodporne na temperaturę głowice, plastikowe kolektory). Idealnie nadające się (jak kiedyś w Lanosie, 1.6 MPI grupy Volskwagena, seria FIRE Fiata) praktycznie już się nie produkuje. Są lepsze (1.0 T Dacii, 1.0 TSI WAG) i gorsze (Toyota Yaris Hybrid). Alternatywą oszczędnościową nadal pozostają hybrydy bez LPG (zwłaszcza w mieście – 4 l benzyny/100 km w Yarisie to 26 zł zamiast 47 zł w Fabii 1.0 TSI), czy elektryki (ładowana z gniazdka Kona spalała mi 12 KWh – obecnie 10 zł/100 km, a z fotowoltaiki nawet mniej). A diesel? Zabija go drastyczna różnica pomiędzy ceną obu paliw (15%). Nawet jeśli pali mniej (zauważalnie, bo 20%), wszystko rozbija się właśnie o stawkę na dystrybutorze – różnica znika. Stąd prosty silnik + gaz nadal stanowi alternatywę ekonomiczną (elektryki są zwyczajnie droższe).