Co może trzydziestolatka, czyli sprawa mieszkaniowa po raz nie wiem który.

W jednym z portali, przeczytałem taki list https://kobieta.onet.pl/wiadomosci/od-dwunastu-lat-splacam-wasze-kredyty-list-do-redakcji/zfhle3g . Pełen oskarżeń wobec złego świata i chciwych ludzi. Autorstwa kobiety, tyle sfrustrowanej, niesprawiedliwej jak i po prostu wk…. . Sytuacja nie stała się tak beznadziejna, jak u Filipa Springera w „13-tu piętrach.”

Oszczędzę Wam całego jadu, pięciu akapitów na temat g…. nych mebli w wynajętym, kto zechce przeczyta całość. Generalnie list krąży wokół domorosłej diagnozy i pomysłów na jej rozwiązanie. Opis stanu rzeczy brzmi – najemcy mają ciężko (a pisząca – w szczególności), płacą chore pieniądze za byle jakie mieszkania. Rozwiązanie – zakazać wynajmowania mieszkań kupionych na kredyt. A teraz moje uwagi.

Fundamentalna i fałszywa teza listu brzmi – wynajem jest obecnie droższy niż kredyt, droższy o marżę właściciela. Może jestem czepialski, ale pani chyba nie wie, ile teraz kosztuje mieszkanie w dużym mieście. Moja bratanica właśnie sprzedała swoje „trzydzieści kilka metrów i dwa pokoje” – typowy PRL, a gdzie nam tam do Warszawy, za … 420 tys. zł. Kredyt na takie mieszkanie (a trzeba jeszcze mieć wkład własny, choć te 10%, więc kwota kredytu 378 tys. zł) – kosztować będzie łącznie ponad 1 mln zł (czyli 2/3 raty to odsetki), a sama rata wyniesie minimalnie 2700 zł. Wynajem takiego mieszkania od 1500 zł + czynsz,który przecież nie trafia do kieszeni właściciela lecz spółdzielni. Czyli kupując dzisiaj „inwestycyjne” właściciel dokłada 1200 zł plus koszty zakupu (kolejne 5-10%). Tyle w moim mieście. W Warszawie jest jeszcze gorzej. Taki sam lokal kosztuje 700 tys. zł, co oznacza ratę 4400 zł (i 140 tys. zł „na początek), a wynajmiemy go za 3500 zł. Na start w plecy, cały wkład własny i 900 zł miesięcznie. Więc nie, kredyt nie jest tańszy niż wynajem. I nagle cała narracja się sypie.

To może weźmy „stary” kredyt? Mój kumpel zapłacił 480 tys. zł kilka lat temu za 60 m2. Rata dzisiaj (gdyby nie nadpłacił) 1700 zł. Wynajmuje za 2000 zł minus 200 zł czynsz do wspólnoty i 170 zł podatku. No i go mamy – spekulant. Nie. Ponieważ wpłata własna wynosiła …. 280 tys. zł. Pożyczył tylko 200 tys. zł. Gdyby pożyczał 90% wartości płaciłby dzisiaj 3500 zł.

A „bardzo stary kredyt”, tak stary, jak historia z listu – sprzed 12 lat. Ówczesna cena mieszkania 1 pokój, 38m2 – 180 tys. zł, kredyt 150 tys. zł, rata dzisiaj 1100 zł, wynajem za 1500 zł, ale jeśli odejmiemy 200 zł do wspólnoty, i 130 zł podatku, „krwiopijca”, po 12 latach (wtedy dało się wynająć za 1000 zł minus opłaty) zarabia …. 70 zł. Więc chodzi o kredyt sprzed wielu lat. Główna teza opiera się na manipulacji porównania dzisiejszego najmu z kredytem sprzed wielu lat..

Przyznacie jednak, że czynsz w wysokości 3000 zł za 2 małe pokoje w Warszawie może wyglądać strasznie. I tu dochodzimy do sedna. Warszawa. Nikt nie każe zajmować solo dwóch pokoi. Kawalerkę na Żoliborzu wynajmiemy za …. 1500 zł (ciemna kuchnia, ogłoszenie na Włościańskiej) plus 600 zł do spółdzielni „na koszty”, ale te ponosimy także kupując. Przy pensji 4000 zł netto zostanie nam jeszcze 2500 zł na wydatki (w tym niestety utrzymanie mieszkania – czynsz, ogrzewanie, prąd, internet itp.). A może lepiej szukać gdzieś na prowincji. Kawalerka w Kaliszu – 600 zł plus cena drogiego ogrzewanie prądem – pewnie 300 zł miesięcznie, więc za 900 zł mamy własne 23 m2. Żaden kredyt nie będzie tańszy.

A teraz druga bzdura listu – zakaz wynajmu mieszkania kupionego na kredyt, bo to pompuje ceny i „tak robią fliperzy”. No więc droga trzydziestolatko. Fliperzy kupują za gotówkę, żeby zaraz sprzedać. Oni w ogóle nie wynajmują, ani się nie kredytują. Nie robią tego, ponieważ, jak udowodniłem, wynajem jest tańszy niż kredyt. Fliperzy nie mają więc większego wpływu na rynek najmu, a utrudniają zakup. Co więcej zakaz wynajmu mieszkania kredytowanego kompletnie nie ma sensu. Od takiego zakazu mieszkań na wynajem nie przybędzie (a twierdzę, że wręcz ubędzie, bo deweloperzy zbudują mniej). Ceny najmu nie spadną.

Co więc robić? Nie koncentrować się na Warszawie, iść tam gdzie taniej. .To właśnie jest ta trzecia droga. Poza Warszawą i wielkimi miastami też jest życie. Może trzydziestolatek nie ma zdolności kredytowej w stolicy, ale spokojnie da radę w Rudzie Śląskiej, Zamościu czy Sławie. A i przy okazji, proszę podziękować geniuszom od ekonomii z ostatnich 8 lat. Doprowadzili do wzrostu cen mieszkań, dwoma mechanizmami. Pompując koszty budowy (horrendalnie podrożały działki, materiały budowlane i praca) oraz zasypując rynek tanim pieniądzem, który poszedł w nieruchomości.

33 komentarze do “Co może trzydziestolatka, czyli sprawa mieszkaniowa po raz nie wiem który.”

  1. 30-latce z pewnoscia odpowidaloby miasto 15-minutowe, bo jej postawa roszczeniowa wskazuje, ze chcialalby miec wszystko za darmo od panstwa, a takie miasta jej to zapewnia, oczywiscie w zamian za wyrzeczenie sie wolnosci, ale prawdopodobnie ma to gdzies.
    No coz-zgodnie z eksperymentem Calhouna, takie nastawienie prowadzi do braku potomstwa a w dluzszej perspektywie do zaniku jej linii genetycznej, czego jej zycze-jedna idiotke bedzie mniej.

    1. Do 8.52. Gdyby zanik linii genetycznej oznaczał wzrost inteligencji…mielibyśmy społeczeństwo geniuszy. A niestety, tak samo jak geniusz może spłodzić debila, tak samo debil, geniusza.
      Miasta 15-minutowe istnieją – większość siedzib powiatów spełnia ten wymóg (poza grodzkimi). I ludzie to sobie chwalą. Zwłaszcza jeśli jest dobra praca. Bo za nią ludzie wyjadą z Nowego Targu i osiądą w Krakowie, a obiektywnie w Nowym Targu żyje się łatwiej.

      1. Chodzi mi o te nowe miasta 15-minutowe, reklamowane przez globalistow.Gdzie maja Ci mowic co mozesz jesc na obiad-pisalismy o tym niedawno.

  2. Jako 35-latek mogę tylko powiedzieć, że niestety, ale to jest poziom, który reprezentuje pewnie 99% kobiet w tym wieku (i młodszych). Nierealne oczekiwania plus lenistwo plus całkowita nieumiejętność oszczędzania- życie od wypłaty do wypłaty i tracenie pieniędzy na wakacje i chodzenie po knajpach. Faceci niestety niewiele lepsi.

    1. Przykre to, ale mam nadzieje, byc moze nieuzasadniona, ze obserwujesz jak to sie mowi grupe niereprezentatywna , i ze normalnych jest wiecej.

      1. …a jesli nie – jak mowi Korwin Mikke-nastapi selekcja naturalna, czyli leniwi i roszczeniowi w koncu wygina.Bo taka jest naturalna konsekwencja.

        1. Do 11.31. Nie wyginą. Korwin-Mikke myli się tu po raz kolejny (pomijam, że sam żyje z partii i spadku). Przegłosują zasiłki, zapomogi, dopłaty, darmowe chleb i igrzyska. A w tym celu wybiorą sobie populistów. Dlaczego? Ponieważ Korwin, Matczak i Mentzen przeginają w drugą stronę. Zero praw pracowniczych, 16-godzinny dzień pracy. Ludzie nie wrócą do XIXw., zwłaszcza że 95% miałoby wtedy gorzej. Nie tylko leniwi i roszczeniowi. Klasa średnia też.

          1. Do pierwszego kryzysu da radę. Potem drukarnie mszczą się jak w Grecji.

    2. Masz racje, obie płcie mają swoje za uszami. Nierealne oczekiwania skutkuje tym, o czym pisał Jan – samotnością. Z obu stron. Aczkolwiek też mam wrażenie, że procent oderwanych od rzeczywistości młodych kobiet jest większy.

  3. Przed wojną, w Polsce, Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów, powołał wzorem towarzystw anglosaskich TOR (Towarzystwo Osiedli Robotniczych), do dziś istnieją te osiedla dla robotników zarabiających poniżej 250 złotych miesięcznie. Mieszkania i domy dla pracowników budowali również, na mniejsza skalę ziemianie. Takie domy są u Ciebie, w lubelskim, w Ordynacji Zamojskiej. Poznawszy lepiej historię swojego miasta, bezbłędnie wskażę kamienice wybudowane przez ówczesną, lokalną arystokrację. Mieszkania dla robotników budowali przemysłowcy. W 1928 roku biskup ordynariusz Wincenty Tymieniecki powołał w Łodzi Towarzystwo Budowy Domków Robotniczych, które ostatecznie przekształciło się w spółkę akcyjną. W Krakowie – Towarzystwo Tanich Mieszkań dla robotników katolików, zabezpieczało potrzeby mieszkaniowe dla ludności nieżydowskiej. Wybudowane osiedla przetrwały do dziś. Po wojnie, na ziemiach odzyskanych, przejęto pustostany. Z powodu małej ilości pieniądza w obiegu mieszkania były tanie, dewizy, towary deficytowe i biżuteria pomagały w zabezpieczeniu potrzeb mieszkaniowych. Kiedy pokolenie boomersów ruszyło na podbój świata, władza ludowa odpowiedziała Centralnym Zarządem Budowy Miast i Osiedli. W okresie peerelu inżynier budowlany miał dużo pracy, ja z tamtego okresu pamiętam widok budowlanych żurawi, powstające na moich oczach osiedla spółdzielcze i nieustanny warkot betoniarek. W III RP nawiązaniem do tamtych wzorów miało być TBS, okazało się jednak wyłącznie nieuczciwym chwytem marketingowym. Do tej chwili, w zakresie polityki mieszkaniowej, panuje nadal dziki kapitalizm lat 90. Bogaci się bogacą, a biedni płacą. Nieodwołalnie wszystko skończy się niepokojem społecznym. Sprawy te są szczegółowo opisane w podręcznikach historii.

      1. Ponieważ mieszkań nie da się budować „państwowo”. I nikt tego nigdy nie robił. Wyjścia są generalnie dwa – tani kredyt dla budujących na wynajem oraz ulgi podatkowe, przy jednoczesnym ułatwieniu eksmisji, co wymaga mega szybkich procedur sądowych – 2-3 miesiące i po krzyku, a nie 4-5 lat, lokale zastępcze itp.
        Do tego grupy budujących wspólnie np. pracownicy jednej grupy zawodowej, firmy, dostają tanią działkę od państwa, skrzykują się wynajmują firmę budowlaną i hajda, te wszelkie współdomy.

        1. Gierkowskie spoldzielnie byly panstwowe i wiemy co z tego wyszlo.Pewnie, ze panstwowe budowy sprzyjaja zlodziejstwu i kombinowaniu.Ale w takim razie niech politycy nie rzucaja slow bez pokrycia.

          1. Spółdzielnie Gierka nie były państwowe, ale … spółdzielcze. Dostawały tylko kasę z ówczesnego budżetu na korzystne kredyty. I te niewydolne twory wybudowały w latach 70-tych ogrom mieszkań. Do tego dochodziło budownictwo zakładowe (dla pracowników). W sumie przez 10 lat powstało 2,5 mln mieszkań teraz średnio ok. 130-200 tys.rocznie (dekada 2011-2020 to 1,7 mln z czego 1/3 to inwestycje na potrzeby własne).
            I jeszcze jedna różnica. Za PRL-u budowano wszędzie (w każdym miasteczku, a nawet po wsiach), teraz gros to spore miasta i ich otoczenia. Co z tym zrobić? Można, tak jak teraz, pompować deweloperów, banki. Skutek znany – wzrosty cen. Albo pójść inną drogą. Na co jeszcze zwróciłbym uwagę, na fakt jak budowano indywidualnie 30-40-50 lat temu. Bez tej całej biurokracji, wymogów, własnymi siłami. Młodym polecam hasło „zbuduj sam dom”, wystarczy wpisać w wyszukiwarkę i przekonacie się, że internet roi się od pomysłów, projektów, materiałów (np. blacha sięgająca od kalenicy do okapu), łatwych w montażu.

        2. Do 17.11:
          Spoldzielnie za Gierka w praktyce byly panstwowe.
          Budowa wlasnymi rekami – bardzo dobrze.
          Tylko nie kazdy ma smykalke, nie kazdy ma czas, w koncu nie kazdy umie np. zrobic prosty zacios na belce.Ze juz nie napisze, ze czytanie np. rysunku zbrojenia dla wielu moze stanowic problemA jak odwrotnie zazbroi np. balkon – balkon spadnie na dol.Okolo tona zelbetu.Oby nie z ludzmi, ktorzy na niego wejda.
          Ze teraz sie montuje bez zaciosow? Moze i tak, ale za 20 lat te tzw. blachy ciesielskie moga sie obluzowac i problem.
          Do tej roboty potrzeba troche doswiadczenia, nie od razu zawodowiec, ale pewna wiedza jest potrzebna.

          1. Owszem, nie każdy ma smykałkę. Dlatego wymyślono projekty dla technicznych ameb. Rysunki techniczne zostały, ale dodano filmiki z youtube’a. Widziałem wiele tych stronek i faktycznie, wszystko wygląda prosto, o ile ktoś się stara. Co do balkonów i zbrojeń. Tych pierwszych nie ma (domki w większości parterowe- nikt tak nie buduje bloku). Zbrojenia – też często da się bez, albo za nie akurat zapłacimy. Widziałem budowę z ceramiki na piankę. Coś jak klocki Lego (wpusty, pióra), a smarujesz po całej warstwie.
            Do konstrukcji dachu – też wziąłbym kogoś, albo kupił gotowy zestaw (złożony i dopasowany wstępnie w hali, trzeba tylko poskładać na budowie). Odpuściłbym pewnie niektóre instalacje. Blachy idą z fabryki wg wzoru, składa się je tak jak panele podłogowe na kliknięcie, a połączenia tylko wzdłuż.

        3. Do 13.25:
          Tak, prefabrykacja wiele ulatwia (pod warunkiem, ze fundamenty, sciany sa w poziomie i katach prostych, bo inaczej dach sie nie posklada chocby w hali byl wykonany do milimetra).
          Tak, widzialem projekt takiego domku 70m2 typu „Kaczynski” (bo za niego stworxono te mozliwosci budowy i bardzo dobrze), faktycznie strop z drewna a nie zelbetu.

          Przy takich zalozeniach bledow pewnie bedzie mniej.

    1. Dziękuję za wkład w opowieść historyczną problemu mieszkaniowego. Dodajmy jeszcze działalność Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej (zakładanej przez działaczy socjalistycznych, w tym późniejszych komunistów) oraz wszelkie grupy zawodowe (Żoliborz Oficerski i jego klony w całej Polsce, osiedla urzędnicze itp.). Pomimo tego, mieszkań, o czym w „13-tym piętrze” było zdecydowanie za mało. Zwłaszcza w Warszawie panowało ogromne przeludnienie. W tym sensie – nic nowego.
      Jeżeli popatrzymy na plany miast np. Lublina, z roku 1914, potem 1939, a następnie 1989 i obecny zauważymy pewien trend (inaczej wygląda właśnie na ziemiach odzyskanych i miastach ogromnie zniszczonych) – gigantyczny rozrost w okresie PRL-u. Dlatego dźwigi pracowały ciągle. W Lublinie przed II WŚ mieszkało 120 tys. ludzi. Po wymordowaniu dziesiątek tysięcy Żydów i fali migracji, w 1945 r., było ich 100 tys. Jednak wiele budynków zostało zniszczonych i trzeba je było odbudować. Pomimo tego, do Gierka (1970 r.), w 25 lat zabudowano kilka całkiem nowych osiedli, większych niż Lublin przedwojenny wznoszony przez ponad 600 lat (gwoli ścisłości jeszcze w 1850 r. był mniej-więcej tej samej wielkości co w 1650). Kolejne 20 lat, zrobiło z miastem niesamowitą rzecz – 1990 r. (45 lat po zakończeniu II WŚ) Lublin liczył 3 razy więcej ludzi niż w 1939, a 3,6 niż w 1945. Powierzchniowo także zwiększył się trzykrotnie, choć to akurat kiepski miernik, z uwagi na nieporównywalną gęstość i wysokość zabudowy. III RP dodała niewiele i to głównie w ostatnich trzech latach istnienia (ulgi podatkowe)
      Kielce przeszły podobną drogę (choć przez działania wojenne straciły więcej). Na początku XIX w. – mieścina mniejsza niż Chęciny, w 1939 r. 70 tys., w 1989 – ponad 200 tys. W Warszawie czy Wrocławiu, przyrost miasta nie był wielki, ale tu zdecydowały dwa powody: zniszczenie ogromnej części (odbudowywano, a nie budowano) oraz pozostanie ludności na podobnym poziomie jak przed II WŚ (co w Warszawie ograniczano sztucznie przez wiele lat).
      Wniosek – PRL budował najwięcej.
      Co do budownictwa arystokracji, przemysłowców i kleru. Arystokracja budowała albo dla lokalnych pracowników na wsiach, albo dla lokaty kapitału (coś jak dzisiejsze fundusze mieszkaniowe). Przemysłowcy i kler podobnie. Preferowali współwyznawców (choć w przypadku fabrykantów-ewangelików nie zawsze).
      Tak naprawdę dzisiaj potrzeba budownictwa „społecznego” Czyli jak TOR, WSM, czy inne spółdzielnie. Mieszkania na wynajem instytucjonalny, za kapitał nisko oprocentowany. Alternatywnie – czynszówki zwolnione z podatku przez 20-30 lat, ale kapitał własny. Oczywiście istnieje jeszcze jeden hamulec – ochrona lokatorów, którą wprowadził AWS na odchodne (2001 r.) a lewica teraz rozdyma do niebotycznych granic.
      Przy obecnych cenach, dopłata bogatym daje podwójny zysk – czynsz i wzrost wartości. Nikt przeciętny w tych warunkach mieszkania nie kupi. Jeżeli średnia pensja w Polsce wynosi 5000 zł netto (pomińmy marcowo-nagrodową aberrację), a m2 w wielu miastach przeskoczył 10k, a b. często 8k, o czym mówimy. Żeby kupić dwa pokoje (50 m2), trzeba pracować przez 8 lat nic nie wydając. Rata wyniesie (poza dopłatami) 4000 zł/m-c, i tylko o ile mamy 100 tys. zł wkładu.
      Tak jak mówię warto czerpać z doświadczenia II RP i PRL-u, bo te metody okazały się skuteczne.

      1. …do 13.25:
        Jeszcze cos – jesli dobrze pamietam, przy budowie tych domkow 70m2 nie jest wymagany kierownik budowy. Wlasciciel moze sam zbudowac wszystko, jesli oswiadczy, ze bierze za to cala odpowiedzialnosc.
        Pytanie: zalozmy, ze cos zle zrobi i spowoduje katastrofe budowlana (np. strop zawali sie na niego albo inna osobe przebywajaca w budynku , albo porazi go prad).Kto wtedy bedzie scigany? Bo chyba nie ten wlasciciel, skoro nie majac wiedzy budowlanej podpisal oswiadczenie , nie wiedzac, z jakimi skutkami moze sie to wiazac?Przeciez wszystko podpisze, majac wizje wlasnego domu.

        1. …no i nie majac wiedzy o budowie moze nie wiedziec, ze cos zle wykonal, i oswiadczy w tzw. dobrej wierze.

        2. Prawo niestety dziurawe, a odpowiedzialność iluzoryczna. Z drugiej strony – Ile będzie takich przypadków? To są generalnie dosyć proste konstrukcje – prawie jak domek na działce. Ktoś musiałby odwalać kompletną fuszerkę, żeby zawalić strop. Natomiast widzę na fejsie skalę wysypu firm, które proponują rozwiązania modułowe, albo wręcz „stan surowy” do samodzielnego wykończenia.

          1. Widzialem raz na wlasne oczy jak strop na stodole spadl pod ciezarem siana na stojacy pod nim samochod. Zazbrojony SIATKA OGRODZENIOWA.
            Okolice Łapanowa (40 km na pd.od KRK).Lata 90-te.

            Nasz naród zna sie na 3 rzeczach:
            -medycynie
            -motoryzacji
            -budownictwie.

            Konstrukcje oczywiscie proste i teoretyczne nie powinno sie nic stac. Przy zachowaniu minimum zdrowego rozsadku i wyobrazni.
            Jednak na te cechy mozna liczyc z ograniczonym zaufaniem.

          2. No tak. Może tam budowali nie dla siebie? Widziałem robotę firmy góralskiej, która budowała mur oporowy dla cepra. Zgodnie z projektem, miał być pręt co x, montowali co 2x, grubości pręta połowę, bo beton utrzyma. Efekt? Nie utrzymał i następnego dnia mur zawalił się, nim dobrze związał, a jego pokruszone resztki leżały jeszcze długo przy drodze. Potem właściciel działki wzięli innego wykonawcę, który zrobił, jak trzeba.
            Ten sam fachowiec, próbował mnie przekonać kilka lat temu, że wyrównanie koparką 600 m2 działki zajmie mu …. 10 dni. Zapytałem czy będzie woził taczkami, to się obraził.
            Drugi, polecony zrobił to za 1/10 ceny od 8 do 18.

          3. Do20.05: wlasnie o to chodzi.
            Pod Łapanowem te siatke ogrodzeniowa w stropie chyba robil gospodarz dla siebie, widac nie mieli pojecia , podobnie jak gorale,ktorych opisales 🙂

          4. Pojęcia nie mieli, a wykonywali poważne roboty budowlane (mur oporowy czy strop to nie gładzie), na zasadzie „wytrzyma”.No i jednak nie wytrzymało. Stąd też widać, że nawet obecnie na głupotę nie ma lekarstwa, ani kierownika budowy, bo się go po prostu nie weźmie (samowole nie wymagają nadzoru), albo przyjedzie podpisać dziennik po wszystkim, biorąc odpowiedzialność za ludzkie życie. Pocieszające jest to, że żadna z historii nie dotyczyła jednak domu mieszkalnego. Tam, nawet na Podhalu, pewne zasady obowiązują – konstrukcja ma być solidna.

    1. Czytałem, ten podatek ma być remedium na podobno masowe straty firm lub zaniżanie zysków. Nie zadziała, jak wiele podobnych. Dlaczego? Ponieważ dotyczy korporacji i spółek płacących CIT. A te potrafią się bronić. Aczkolwiek istotnie pomysł debilny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *