Kiedy zaczynałem przygodę z działką był rok 2001. Nie istniały normy unijne, a żywność pozostawała względnie tania. Już wtedy, w „Działkowcu” zapowiadano nadchodzące tsunami nagłego skoku cen jedzenia. Doświadczenie pokazało, że ogrodniczy progności mieli rację – wejście do UE spowodowało wzrost kosztów produkcji, a więc i końcową cenę w sklepach i na targowiskach. Drugi skok to inflacja, wywołana w znacznej mierze, przez obecną władzę. Wariacka polityka na rynku surowców, nawozów i podniesienie pensji minimalnej o 100% bez związku z wydajnością pracy, za to wpływającej na obciążenia fiskalne, wreszcie rozdawnictwo gotówki musiało odnieść taki skutek. Jak poważny?
Mniej szokują mnie ceny owoców. O ile w 2015 r. wynosiły 5 zł za kg truskawek na targowisku, o tyle obecnie sprzedawcy wołają sobie 13 zł w sezonie. Wzrost cen przewyższył skok płac (płaca minimalna +100%, truskawki+160%). Pokazuje to znaną prawdę – inflacja zubaża – pensje nigdy nie nadążają w niej za cenami.
A warzywa? Te drożeją jeszcze bardziej. Kilogram ziemniaków młodych polskich w II połowie czerwca dało się kupić za 6 zł. W 2015 r. – 2 zł. „Stare” wcześniej kupowane za 80 gr, teraz kosztują 2,5 zł.
Ceny czereśni zagościły na dobre w memach, istotnie podrożały też jabłka i…. w zasadzie wszystkie owoce i warzywa (fasolka szparagowa 15 zł/kg w sezonie). Czy jest na to jakaś rada? Oczywiście – własna produkcja. Dlaczego? Ponieważ tylko poświęcając własną pracę możemy osiągnąć jednocześnie dwa cele: uzyskać taniej i zdrowiej zarazem. Własnych upraw nie pryskamy, nie nawozimy sztucznie, a więc uzyskujemy standard „bio”, który kosztuje jeszcze więcej niż kwoty podane wyżej (jeszcze +50%).
Jakie są rzeczywiste koszty produkcji? Nie liczę przy tym pracy, bo gdybym to zrobił, wyszłyby całkiem różne wartości dla różnych osób. Stawka godzinowa minimalna netto zbliża się do 20 zł, a np. moja przewyższa ją znacznie. Zostawmy zatem na boku wycenianie nakładów czasowych, skupmy się na tym co musimy kupić.
Sadzonki i nasiona. Jestem zwolennikiem zakupu nasion i sadzonek. Z rozsady rozmnażam wyłącznie truskawki, poziomki i maliny, zapewniając sobie zastępowalność roślinnych pokoleń. Resztę kupuję. Rocznie wydaję ok. 200 zł. Jedno drzewko, plonujące ok. 20-30 lat, kosztuje kilkadziesiąt złotych, a w ciągu jednego sezonu, w fazie dojrzałości, wyda plon ok. 10 kg/rok lub nawet więcej.
Nawozy. Sztuczne są drogie. Skoro tona kosztuje 3000 zł, to 10 kg worek powinien kosztować 30 zł. Nic z tych rzeczy, popularna Azofoska (uniwersalny nawóz ogrodniczy) w takim opakowaniu kupimy za 75 zł. Porcja wystarczy nam na 40 m2. W moim przypadku kompletnie bez sensu. Ziemię mam dobrą, wzbogacam ją kompostem, liśćmi, trawą i przyoranymi resztkami. Dokupuję obornik granulowany, ale zużywam go 12 kg (20 litrów) na całą działkę rocznie, sypiąc wyłącznie pod warzywa i krzewy owocowe. Koszt – 56 zł/rok. Gdybym kupował w stadninie, zapłacę 50 zł za 1000 litrów (1 m3) i koszt paliwa (25 zł). Czyli za 20 litrów podsuszonego (zakładam utratę masy o 50%) zapłacę znacznie mniej. W wielu ogrodach działkowych ROD-osach, rolnicy przywożą własnym transportem całe worki big-bag lub przyczepy do rozładunku. Nie ma więc sensu brnąć w sztuczne.
Narzędzia. Zakładam 5 podstawowych (siekiera, szpadel, widły, grabie, motyka lub graca) za 1000 zł i glebogryzarkę za 4000 zł (obecna cena, ja kupowałem 2 razy taniej). Biorąc pod uwagę 20-letnią amortyzację wychodzi 250 zł/rok.
Paliwo. Na benzynę do glebogryzarki wydaję ok. 60 zł/rok (jeden kanister).
Podatek. Za sam grunt płacę ok. 200 zł/rok.
Łącznie koszty prowadzenia ogrodu warzywno-owocowego o wielkości 1200 m2 (reszta to trawniki i krzewy ozdobne) wynosi ok. 760 zł/rok.
Wartość produkcji według cen ubiegłorocznych wyniosła 2400 zł. Dzisiejsze wartości okazałyby się znacznie wyższe, bo ceny wzrosły o 20%, a ja co roku zwiększam areał upraw. Planowane tegoroczne zbiory to ponad 400 kg, i to głównie drogich owoców takich jak orzechy, czereśnie, truskawki, maliny, winogrona, borówka amerykańska, albo warzyw: fasola szparagowa, pomidory, ogórki, wreszcie ziół. Mogę więc spokojnie liczyć na czysty zysk 3000 zł (przychód 3760 zł – koszty 760 zł).
A to oznacza średnią miesięczną ulgę dla budżetu domowego na poziomie 250 zł, a jeśli liczyć tylko 4 miesiące (czerwiec-wrzesień) to 750 zł.
W razie problemów mogę jeszcze zintensyfikować uprawy (trawę zamienić na zboże, wyciąć iglaki i zastąpić je drzewkami owocowymi, stworzyć uprawę plennych i ciężkich warzyw, takich jak ziemniaki, marchew, buraki) nadających się do długiego przechowywania.