Naczelną zasadą idei FIRE (wczesnej emerytury) pozostawało zakończenie aktywności zawodowej. Następnie wyewoluowały kolejne podtypy tego sposobu na życie:
- FAT FIRE – „na bogato”. Zgromadzone środki muszą starczyć na wiele przyjemności.
- LEAN FIRE – „biednie”. Po przejściu na emeryturę, żyjemy za niewielkie pieniądze. Taką opcję propaguję na blogu. Bo czymże innym jest wyprowadzka na wieś, utrzymywanie jednego auta, rezygnacja z wielu zbędnych wydatków,
- Classic FIRE – „normalnie”. Żyjemy zwyczajnie, ani nie tniemy nadmiernie wydatków, ani nie uważamy się za królów życia.
Jeśli połączymy FIRE z dorobkiem umysłowym Tima Ferrissa („mikroemerytury” przez całe życie, zamiast końca aktywności w określonym wieku) możemy sobie wyobrazić jeszcze jeden sposób – GAP FIRE. O nim traktuje dzisiejszy wpis.
GAP FIRE może okazać się cennym doświadczeniem, FIRE na próbę. Na czym ma polegać?
Z kapitału żyjemy przez pewien czas. W zależności od potrzeb i możliwości – od pół roku do kilku lat. Potem normalnie wracamy „do kieratu”. Czy to ma sens? Moim zdaniem tak. Dlaczego.
Po pierwsze – jak mówi przysłowie – „Lepszy rydz, niż nic”. Znacznie lepiej mieć rok wolnego, niż ciągle zapieprzać w matriksie.
Po drugie – możemy się zregenerować. Długa i stresująca praca wywołuje w nas określone niekorzystne zjawiska – choroby zawodowe i zwyrodnieniowe (my, biurowcy – kręgosłup). Brak czasu dla siebie (praca pochłania minimum 65% naszego aktywnego funkcjonowania (przy założeniu klasycznego stylu życia: na etacie 8h, przygotowanie, dojście, powrót, dekompresja – 3 h, sen 7h, łączny czas aktywności – 17 h). Nagle możemy ten czas odzyskać i przeznaczyć na to, co dla nas ważne. Dość szybko zauważymy powrót życiowej energii.
Po trzecie – mamy okazję przetestować styl życia. FIRE wcale nie jest dla każdego, przecież istnieją ludzie, którzy „nie mogą żyć bez pracy”. Osobiście do nich nie należę, ale nie mierzmy każdego własną miarą. Dlatego tak ważne będzie testowanie. Warto spróbować, co dla nas ważne, sensowne, ile realnie potrzebujemy, jak brak pracy wpływa na codzienną rutynę.
Po czwarte – w ten sposób realizujemy marzenia. Odzyskany czas można albo zmarnować albo wykorzystać. M.in. na realizację marzeń. W czasie FIRE damy radę spełnić wiele marzeń, które wymagają niewiele pieniędzy, a sporo czasu.
Wszystkie te powody skłaniają, aby chociaż przemyśleć ten rodzaj próbnego FIRE. Może po pół roku przestaniemy o nim marzyć. Teraz czas na konkrety. Jak to zrobić?
Widzę trzy drogi do celu, przedstawię je od najbardziej radykalnej do najłatwiejszej.
Złożyć wypowiedzenie. Po prostu rzucamy pracę. Tracimy etat, o kolejny zaczniemy się martwić przed powrotem. W ten sposób mogą zachować się osoby pewne swego. Większości to nie dotyczy. Nie jest tak łatwo ponownie zatrudnić się na podobnych warunkach. Nie żyjemy w USA.
Wziąć urlop bezpłatny. Tu powinno być łatwiej (chociaż jak pisałem – nie zawsze). Idziemy do szefa i prosimy o rok wolnego. W tym czasie nic nie zarabiamy, ale powrót mamy prawie pewny. Urlop się kończy, wracamy do roboty.
Skorzystać z uprawnień „państwa dobrobytu”. Jeżeli jesteśmy ubezpieczeni dysponujemy kilkoma opcjami. Pierwsza – zasiłek chorobowy. Wady – musimy cierpieć na jakieś schorzenie, powodujące niezdolność do pracy (od złamanej ręki do depresji), a maksymalny czas to pół roku (potem mamy świadczenie rehabilitacyjne), no i wielu rzeczy nie zrobimy (wiążą nas zalecenia lekarskie). Druga – ułatwienia dla młodych rodziców. Dziecko umożliwia „odpoczęcie” od etatu na kilka lat (zwolnienie ciążowe, macierzyński, wychowawczy, zaległy urlop). Wady – odpoczynek mamy w teorii, wielu rzeczy nie zrobimy. Natomiast zaletą, w każdej z opcji, niezmiennie pozostaje uzyskiwanie dochodu, pomimo nieobecności w pracy, i przynajmniej w teorii, szansa na powrót.
Skoro mamy możliwości, z czego będziemy żyli? No cóż, oszczędności nadal potrzebujemy. Jeśli wybierzemy wypowiedzenie, czy urlop bezpłatny, na nasze konto wpłynie równe 0 zł. A wydatki jednak jakieś mamy. Brak koła ratunkowego w postaci dobrze zarabiającego współmałżonka, każe pomyśleć i policzyć źródła utrzymania. Chcesz zaczynać, zacznij od siebie – zgodnie z takim mottem, przedstawiam Wam wyliczenia.
W moim przypadku, wydatki minimalne, z zachowaniem pewnych proporcji (rok bez wakacji) mogą kształtować się na poziomie ok. 4600 zł, w tym :
- 800 zł opłaty,
- 300 zł utrzymanie domu na wsi i działek,
- 300 zł auto,
- 700 zł nauka syna,
- 800 zł (ubrania, kieszonkowe, ubezpieczenia, prezenty),
- 1500 życie,
- 200 rezerwa na wydatki nadzwyczajne.
- Tyle potrzebuję. Przejadając oszczędności i zakładając GAP FIRE przez rok, muszę dysponować nadwyżką 55.200 zł. Takie oszczędności wydam w 12 miesięcy. W przypadku uprawnień pracowniczych (w moim przypadku raczej zwolnienie plus zasiłek) spokojnie dam radę i bez nich (zasiłek chorobowy przekroczy znacznie potrzeby. Gdybym nie chciał przejadać oszczędności (czyli klasyczne FIRE), zakładając zysk 6% netto (obligacje, dywidendy), powinienem zgromadzić ok. 920.000 zł w inwestycjach. Wtedy żyłbym tylko z odsetek, dywidend. Jak widzicie, pierwsza opcja pozostaje znacznie łagodniejsza.
Jeszcze jedno porównanie na koniec. GAP FIRE kontra Barista FIRE. Ten drugi model to praca „na pół gwizdka”. Żeby zarobić 55.200 zł (pokrycie kosztów), musiałbym miesięcznie przynosić 4600 zł. W moim przypadku oznacza to pracę realną 1 dzień w tygodniu przez pełną dniówkę, albo pn-pt po 2 godziny dziennie, przy zachowaniu stawki godzinowej (czyli nie w knajpce lecz jako freelancer w swoim zawodzie).
Każdy z modeli FIRE nie będzie odpowiadał wszystkim. Od Ciebie zależy, czy wybierzesz klasyczne FIRE (porzucenie pracy, by nigdy do niej nie wrócić), Barista Fire (pracować znacznie mniej lub w nieskomplikowanym otoczeniu) czy GAP Fire (czasowe uwolnienie od obowiązków zawodowych).