Pod koniec lutego 2022 rozpocząłem mój program „osobiste sankcje na Putina”, polegający na ograniczeniu zużycia gazu w domu. Poszło to dwutorowo.
Czytaj dalej Czy mój program „sankcji na Putina” okazał się skuteczny?
Pod koniec lutego 2022 rozpocząłem mój program „osobiste sankcje na Putina”, polegający na ograniczeniu zużycia gazu w domu. Poszło to dwutorowo.
Czytaj dalej Czy mój program „sankcji na Putina” okazał się skuteczny?
Inspiracją do dzisiejszego wpisu są pospołu Jan oraz nauczyciele. Ten pierwszy rzucił temat „klatki” w komentarzu i wielokrotnie go rozwijał, grupa belfrów, narzekających na swój marny los i płacę minimalną, zainspirowała mnie do pokazania, że da się żyć inaczej. Inaczej, czyli jak?
W Polsce dość modny stał się model – praca etatowa, 8 godzin dziennie (ew. 12 godzin, ale nie we wszystkie dni), 26 dni urlopu w roku (średnio 2 tygodnie na raz i po 1 dzień w miesiącu). W przypadku nauczycieli, nieco odbiega on od standardu, bo przy tablicy spędzają 18-20 godzin lekcyjnych (czyli 15 godzin zegarowych), ale trzeba dojść, dojechać, obskoczyć kilka szkół, wreszcie poświęcić w domu czas na przygotowanie do zajęć. Niemniej jednak za „dniówkę szkoleniową” – 6 godzin lekcyjnych (12 dniówek miesięcznie z wyjątkiem wakacji), młody nauczyciel zarabia ok. 300 zł brutto (250 zł netto). Stale, za pośrednictwem swoich związków zawodowych narzeka, jak słabo płatna jest ta praca (tu, racja) oraz… nic nie zmienia. A da się? Skoro głównym pracodawcą pozostaje budżetówka, przykręcająca stale śrubę? Da się.
Kiedy moi starsi synowie byli w wieku szkolnym, przychodził do nich nauczyciel. Tzn. były nauczyciel, bo nie pracował w żadnej szkole. Jednocześnie człowiek renesansu, uczył kilku języków, a poza tym przygotowywał do matury z WOS-u i historii. Jego stawka godzinowa wynosi obecnie 60 zł/45 minut – w blokach 2-godzinnych – 120 zł. Jak to w przypadku korepetycji – bez podatku. Czyli za 6 godzin lekcyjnych zarabiał 360 zł – o 50% więcej niż w szkole. Ponieważ miał renomę i wyniki, robił dziennie tych godzin 12 (9 godzin zegarowych), co daje 720 zł/dzień, 3600 zł/tydzień, 14.400 zł/miesiąc netto. Poruszał się starym autem, nie wiem, czy dlatego żeby nie zwracać uwagi fiskusa (formalnie pozostawał bez pracy), czy nie przywiązywał do samochodów jakiejkolwiek wagi. Tak więc, da się . Sytuację w mojej branży opisałem w jednym z komentarzy – 100 zł/godzinę szybkiego zlecenia (bez podatku) tj. 800 zł/dzień, 4 tys. zł/tydzień, 16 tys. zł/miesiąc. Nawet sprzątaczka ma lepiej niż dziobacz na prostym etacie – 150 zł/3 godziny/mieszkanie tj. 450 zł dziennie (9 godzin), 2,25 tys. zł/tydzień, 9 tys./miesiąc. Tyle netto nie zarabia niejeden korposzczur na szeregowym stanowisku, a w budżetówce 1/3 tej stawki.
Możemy wyjechać za granicę i wyciągnąć spokojnie 10E/h przy szparagach. Pracujemy kwartał (w dwóch rzutach i po 60 h/tydzień) – przywozimy 36 tys. zł wg aktualnego kursu.
Przy takich obliczeniach nie warto kurczowo trzymać się (słabego) etatu. Skoro bowiem w rok zarabiamy na nim netto 36 tys. zł, lepiej (moim zdaniem) pracować kwartał i uzyskać:
Przez pozostały czas – relaksować się. Istnieje oczywiście inna opcja, robimy freelance przez cały rok (szparagi odpadają) za sumę 3-4 krotności etatu. Ewentualnie wybieramy opcję pracy:
Jest jeszcze jedna ważna kwestia. Czy za 3 tys. miesięcznie da się wyżyć? I tu przychodzi nam z pomocą model funkcjonowania budżetowego. Jeśli chcemy żyć na kredyt w wielkim mieście – z pewnością nie da się (nawet we dwoje). Gdy jednak obniżymy standardy, sytuacja ulega zmianie.
To co stanowi biedowanie w stolicy, oznacza przeciętność na niewielkiej wsi (tu jednak trudno o zlecenia, korepetycje, sprzątanie, chyba że zdecydujemy się dojeżdżać). Chodząc do roboty tydzień miesięcznie, otwieramy sobie mnóstwo opcji, bo:
A niedługo przedstawię model finansowy życia za 3 tys. zł w wersji singiel, para i rodzina 3-osobowa, pokazujący że nawet utrata jednej pensji – niestraszna.
Trochę tych wpisów z tagiem „inflacja” i rozwiązywaniem problemu, jak z nią żyć, już się pojawiło. Sporo jeszcze przed nami. Ale wraz z zakończeniem „wakacji kredytowych”, warto pomyśleć o niższych ratach. I teraz historia. Jak ktoś mający 600 tys. zł kredytu (400 tys. hipotecznego i 200 tys. innych) ma sobie poradzić, bo raty wzrosły z 4000 zł do 8000 zł, kompletnie rozwalając mu budżet domowy? Nie może czekać 10 lat, musi działać tu i teraz. Czytaj dalej Oszczędzanie w czasach inflacji. Wysokie raty. Jak wyjść z kryzysowego scenariusza?
Kupiliśmy kozę. Zaraz po Mikołajkach została zainstalowana. Przywiozłem ze wsi trochę drewna i… zaczęło się palenie. Dzisiaj czas na pierwsze wrażenia i porównanie z wiejskim kominkiem. Czytaj dalej Koza. Jak się sprawdza?
Inflacja dała się we znaki wszystkim. No może poza tymi, którzy otrzymali sute premie z zysku (zarządy spółek SP), albo za poparcie dostaną podwyżkę (Policja +20%). Pomijam też topowe branże (IT, górnicy). Reszta liże rany, bo zarabiając tyle samo nominalnie (albo nawet mniej – Polski Ład), musi pokryć zwiększone wydatki. Inflacja uderzyła praktycznie we wszystkie kategorie zakupowe (pomijając może ubrania i ubezpieczenia auta). Wszystkie czyli jakie? Czytaj dalej Oszczędzanie w czasach inflacji. Część I – definicja problemu.
Jak wiecie, koniec końców kupiłem do domu kozę. Wybrałem model niewielki, ale za to sprawdzonej firmy. Ot, źródło ogrzewania pietra (3 pokoje – 45m2) w razie wyłączeń gazu. Da się też coś ugotować (jedna fajerka). W pierwszym momencie pomyślałem o dogrzewaniu się drewnem. I wtedy przypomniałem sobie opowieść mojego brata. Czytaj dalej Brykiet czy drewno? Oto jest pytanie.
Jeśli włączycie program TVP usłyszycie opowieść o krainie mlekiem i miodem płynącej. Tego dobra jest tak dużo, że można dokładać: na dzieci, emerytom, policjantom i źródło nigdy się nie wyczerpie. Rządzący mówią o „solidarności”. Czy tak będzie w istocie? Czytaj dalej Dlaczego „państwo solidarności społecznej” nie może się udać.
Ten wpis zakłada odejście od sytuacji oszczędnego milionera, a wejście w buty kogoś, kto stoi przed alternatywą – pracować za minimalną, czy dać sobie spokój. Wynik może Was zaskoczyć. Czytaj dalej Czy dzisiaj opłaca się pracować za pensję minimalną?
Dzisiejszy świat pokazuje nam swoje niewesołe oblicze. Po raz pierwszy od dekad (praktycznie od wojny, lecz wtedy to inna sprawa) średnia oczekiwana długość życia spadła. Jednocześnie pogorszyły się prawie wszystkie parametry ekonomiczne. Pokolenie dzieci, co stanowi istotne novum, będzie miało gorzej niż rodzice. Agresywny kapitalizm, z jego wysysaniem sił życiowych, teorią nieograniczonego wzrostu, nie sprawdził się. Po prawdzie, i recepty typowo socjalistyczne (kontrola cen, rozdawnictwo), wyglądają kiepsko (vide: Węgry, Polska, Hiszpania). Na ubożenie i wywołany nim stres, istnieje recepta (a sam połowicznie ją przetestowałem) – pół-emerytura. Z czym ją zjeść? Czytaj dalej Pół-emerytura. Sposób na oddech we współczesnym świecie. Czy jesteś na nią gotów?
No to się zaczyna. Nasz mądre głowy wymyśliły dopłaty do 2000 KWh energii elektrycznej. I koniec. Co to oznacza dla ludzi ogrzewających prądem domy i mieszkania nie trzeba mówić. Energia do zapewnienia ciepła w dwupokojowym mieszkaniu w kamienicy to 5000 KWh (o ile ściany ocieplono). Podobnie w domu z pompą ciepła (tutaj da się mieć instalację FV). Ponieważ w grupie z ogrzewaniem elektrycznym jest także mój syn student oraz moje mieszkanie w górach, zaczynam szukać i liczyć. I co mi wyszło? Czytaj dalej Czy piecyk na naftę zamiast gazu lub prądu ma sens?