Jak posiadany majątek wpływa na nasz poziom zadowolenia z życia?

Ten wpis, jak wiele innych, zainspirowany został artykułem. Postawiono w nim tezę, że zadowolenie z życia zależy od doświadczania miłości, stąd wielu bogatych ludzi staje się zrzędliwych i marudnych, a biedni potrafią odczuwać i manifestować szczęście. Osobiście, uznałem taki pogląd za błędny, pokrótce wyjaśniając, dlaczego. Teraz czas na rozłożenie problemu na czynniki pierwsze.

Pytanie: Czy głoszący tezę o miłości jako determinancie szczęścia, stosuje metody naukowe czy anegdotyczne, bądź posługuje się stereotypami?

Pierwsze zastrzeżenie „nienaukowości” dotyczy próby – „badanie” przeprowadzał ksiądz w trakcie corocznej kolędy. A zatem badanymi byli wyłącznie katolicy (jak wskazują wyniki spisu powszechnego nieco ponad 70% mieszkańców Polski), na ograniczonym terenie (jedna parafia, może diecezja) w niewielkiej grupie (kilkadziesiąt, może kilkaset osób). Badań statystycznych nie prowadzi się w ten sposób. Ani nie ogranicza się ich terytorialnie, a próba ma często pow. 1000 pytanych.

Drugie, sposobu prowadzenia „badania”. Generalnie ankiety statystyczne, aby ograniczyć wpływ emocji i zapewnić szczerość, robione są anonimowo. Tu tak nie było. Co więcej „ankieter” miał pewien wpływ na życie pytanych (normalnie, więcej się z nim nie spotykają). „Ankietowani” nie wiedzieli, że biorą udział „w badaniu”, ba sam pytający nie planował ankiety. Każdy mógł dostać inne pytania, a metodą była też „obserwacja”. Rozróżnienie na „biedny” i „bogaty” również musiało polegać na domniemaniu, przecież ksiądz po kolędzie nie pyta o dochody i majątek.

Czwarte, sama osoba badacza. Miłość małżeńską zna z opowieści. Miłości rodzicielskiej doświadczał wyłącznie biorąc ją, a nie dając. Czyli słysząc „brak miłości”, w ogóle nie wiemy o czym mówi. Czy o tym, że nie kochali się małżonkowie, partnerzy? Czy również dzieci były niekochane i same nie kochały rodziców? Jak to stwierdzić w trakcie oficjalnej 10-20 minutowej wizyty? Jak stwierdzano „miłość” w przypadku osób mieszkających samotnie?

Zresztą już sama formacja księdza skłania go do dokonywania ocen wpływu miłości na życie ludzkie. Często słyszy i wyjaśnia słowa Pieśni nad pieśniami ” Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.” Myśl radykalna, ale czy prawdziwa?

Pytanie: Czy doświadczenie miłości, przesądza o zadowoleniu z życia?

Kiedy zapytamy 16-letnią dziewczynę – odpowie nam „tak”. Gdy 60-letniego żonatego mężczyznę, odpowiedzi będą się różnić. Jeden przyzna rację, drugi powie – cieszy mnie własnoręcznie zbudowany dom, wyprawa na ryby, spokój w garażu, szczęście moich dzieci, poczucie spełnionego obowiązku.

A wyniki badań? Mam w biblioteczce taką książkę Liz Hoggard „Jak być szczęśliwym?” opowiadającą o eksperymencie w angielskim miasteczku Slough. Istotnie mówimy o badaniu naukowym wraz z podaniem źródła. I jakie wyniki? „W pierwszym roku małżeństwa poziom szczęścia małżonków gwałtownie wzrasta…. ludzie przyzwyczajają się do małżeńskiego życia i wracają do swojego wyjściowego poziomu szczęścia”. Oraz, co ważne „Osoby pozostające w niezbyt udanych związkach małżeńskich są mniej szczęśliwe niż osoby samotne lub rozwiedzione”, i wreszcie „Jak wynika z badań Mintela 56% samotnych kobiet było bardzo zadowolonych ze swojego życia…. Podobnie twierdziło 46% samotnych mężczyzn”.

Więc wyniki badań naukowych nie potwierdzają tezy o miłości jako determinancie szczęścia.

Pytanie: Czy i w jaki sposób zamożność wpływa na zadowolenie z życia?

I tu dochodzimy do problemu tytułowego. I na to pytanie odpowiedzieli badacze ze Slough. „Powyżej pewnego poziomu dochodu,…., dodatkowa ilość pieniędzy nie zwiększa poziomu zadowolenia z życia” a także „Ogólnie rzecz biorąc bogatsi są szczęśliwsi niż osoby mniej zamożne. ” Przytoczono też zdanie Roberta Franka z Cornell University „Ale szczęśliwy bogacz i tak będzie szczęśliwszy, niż gdyby był biedny” oraz badania czasopisma „Time”, którego czytelnicy (znowu pewna grupa, różna od świętokrzyskiej parafii) umieścili pieniądze dopiero na 14 miejscu w rankingu.

Pod koniec, podkreślono też, z czym całkowicie się zgadzam, że istotne pozostaje „względne poczucie bogactwa” czyli porównanie z innymi, niż ogólny poziom dochodów. A więc człowiek zarabiający 50.000 zł miesięcznie będzie mniej szczęśliwy w otoczeniu ludzi o dochodzie 100.000 zł niż 10.000 zł, pomimo iż jego zarobki się nie zmienią. Podobnie mamy ze stanem majątkowym. Posiadający 2 mln zł uzyska wyższy poziom szczęścia wśród biedaków niż multimilionerów.

Pytanie: Jeśli nie miłość i pieniądze, to co?

I na to odpowiadają naukowcy od eksperymentu „Make Slough happy” – trzeba działać: ruszać się, cieszyć się z tego co się posiada, rozmawiać, zredukować czas przed telewizorem, uśmiechać się, utrzymywać relację z ludźmi, nagradzać się, czynić dobro i posadzić jakąś roślinę lub kupić zwierzę.

2 komentarze do “Jak posiadany majątek wpływa na nasz poziom zadowolenia z życia?”

  1. W filmie „Osada”, Shyamalana pojawia się komentarz zapadający głęboko w pamięć: „świat cofa się przed miłością, klęka przed nią w zachwycie”. Niestety, Ty sprowadziłeś miłość do podrzędnej roli małżeńskiej rutyny.

    1. Nie wiem z czego wnioskujesz o małżeńskiej rutynie? Z tego, że oba poradniki dotyczyły miłości małżeńskiej? Tak się akurat złożyło. Właśnie Dobson (a po nim wielu, w tym słynny Covey) pokazali, że miłość to nie zauroczenie, które wbija nas w ziemię, a potem odchodzi, lecz czyny i decyzje. Zachwyt (co znowu udowodnione naukowo), wywołany hormonami trwa kilka miesięcy, najwyżej kilka lat. I z tej wiedzy oraz doświadczeń czerpie Dobson jako lekarz, a brakuje jej geodecie i teologowi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *