Ok, boomer czyli jak „lekko” miało pokolenie dzisiejszych emerytów.

Na fali wpisów „dla młodych”, zapomniałem trochę o starszych pokoleniach. Warto przypomnieć ich los, ponieważ mainstream podaje tylko jedną narrację – boomerzy mieli świetnie. Nie, nie mieli. Dowód – historia opowiedziana na pożegnaniu emeryta z mojego miejsca pracy i parę innych osób.

Jest sobie mężczyzna – rocznik 1955. Klasyczny boomer. Cofnijmy się w czasie. Gierek w pełni – rok 1980. Nasz bohater dwa lata wcześniej skończył studia inżyniersko-budowlane. Już jest półsierotą, jego ojciec zmarł. Boomer wraz z matką, żoną i dwójką dzieci mieszka w domku na przedmieściach. Dom „po ojcu”, czyli w połowie należy do matki. Dzielnica niezbyt ciekawa (kilka lat wczesniej „ludzie z miasta” zadźgali taksówkarza – męża sąsiadki), ale dom za gotówkę, bo ojciec zdążył spłacić pożyczkę. Tyle, że rodzinę i budynek trzeba utrzymać. Do pracy. Nie na jeden etat. Ten nie wystarcza. Pierwsza pensja asystenta, porównywalna z dzisiejszą, czyli marna. Pracując na uczelni plus biuro projektów plus na budowie, zostaje na sen i wizytę w domu 6 godzin i weekend. Tak, praca po 18 godzin dziennie, 90 godzin w tygodniu, 382 godziny w miesiącu. Nie trwa to długo (znajduje się etat w biurze, prawie za równowartość tamtych trzech), ale ok. Ok, boomer.? Ilu z Was, ilu z nas pracowało po 18 godzin dziennie? Zero work-life balance. Jaruzelski z Gierkiem nie słyszeli o takich wynalazkach. Czy taka praca to doświadczenie pokolenia, o którym zapomina dzisiejsza „lewica kawiorowa”. Raczej tak, mój ojciec (rocznik 1939) poszedł do pracy na pełen etat w wieku 19 lat, bo założył rodzinę, studiował już zaocznie. Mój teść (1952), pracował od 16 r.ż., ponieważ tak się ułożyło (wyjechał ze wsi, nie miał już ojca). Teściowa została półsierotą w wieku 16 lat. Szczerze. Lepiej miało moje pokolenie, śmiertelność znacznie spadła (co oznaczało, że grupowo nie doświadczyliśmy wczesnej śmierci rodziców, która zawsze oznacza biedę), wielu poszło na studia, mało kto pracował przed ich skończeniem. Boomerzy żyli znacznie gorzej.

A pokolenie Z? Podobnie jak my, nie doświadczyli głębokich traum. Wojen, sieroctwa. Niewielu ma też za sobą przeżycie biedy (pamiętam ilu X-ów, Y-ów, cierpiało z powodu bezrobocia rodziców w latach 1990-2003, a i tak daleko nam do boomerów). Dzieciństwo Zetek i ich młodość upływały pod znakiem dostatku, otarli się już o 500+. Czego więc brakuje? Tzw. względnego dobrobytu. Społeczeństwo dramatycznie się rozwarstwiło. Widzę to nawet w pracy, gdzie wiele osób zarabia podobnie, a z uwagi na różne sytuacje (zamożni rodzice, małżonek,a z drugiej strony samotne rodzicielstwo, kredyty) jeden przyjeżdża nowym Volvo XC60, a drugi autobusem, bo nie stać go nawet na leciwy samochód. Ktoś mieszka z rodziną w wielkim, pięknym domu, a inny wynajmuje pokój we wspólnym mieszkaniu .Drugą przyczyną żalu Zetek, opisywaną wielokrotnie, stała się mała dostępność mieszkań. Boomerskie doświadczenia opisywałem już na blogu (cena za m2 w Warszawie równa średniej krajowej i nisko oprocentowana pożyczka na 2/3 wartości). Czyli mieszkanie 50 m2 można było kupić za 4 letnie pobory, a sam wkład wynosił niespełna 1,5 roczną pensję, no i rata była niska. W moim pokoleniu m2 w Warszawie kosztował już 1,5 średniej krajowej netto, nie trzeba było mieć oszczędności, bo pożyczano 120% wartości mieszkania na 30 lat, z oprocentowaniem 7-8%. 50m2 wymagało oszczędzania przez 6 lat, a na wkład własny 0 miesięcy. Teraz warunki się zmieniły. Warszawskie mieszkania w cenie 15 tys. zł/m2 daje 3-krotność średniej krajowej netto. Minimalny wkład 20%. Oprocentowanie 8%. W tej sytuacji na mieszkanie 50 m2 odkładamy 12 lat, a na sam wkład (20% z 750 tys. zł = 150 tys. zł) 2,5 roku. Niby ma wejść kredyt 0%, ale tylko przez pewien czas i realnie musi kosztować od 2-3% (marża). Najem daje nieco lepszą opłacalność. I tu leży pies pogrzebany. Niestabilność i niemożliwość znalezienia własnego kąta, oraz wysokie oczekiwania (porównanie z rodzicami) stały się przyczyną pokoleniowej frustracji. Obiektywnie jednak boomerzy mieli generalnie znacznie gorzej, praktycznie pod każdym względem (siła nabywcza pensji, wyższe relatywnie ceny, więcej pracy, w tym niepłatnej – czyny społeczne, negatywne doświadczenia osobiste.

15 komentarzy do “Ok, boomer czyli jak „lekko” miało pokolenie dzisiejszych emerytów.”

  1. Zwykle jesli ktos mowi, ze inny mial lepiej, to dlatego, ze „u sasiada trawa zawsze jest bardziej zielona”.
    I byc moze tez usprawiedliwia sie sam przed soba z braku osiagniec czy innych.

    1. …i zgodnie z powiedzeniem:
      -zle czasy tworza silnych ludzi
      -silni ludzie tworza dobre czasy
      -dobre czasy tworza slabych ludzi
      -slabi ludzie tworza zle czasy
      …jestesmy na trzecim i/lub nawet czwartym wersie, co mnie martwi, ale takie sa fakty.

      1. Do 19.04. Tu jestem optymistą. Wystarczy popatrzeć na pokolenie „Kolumbów”. Szybko zamienili książkę na karabin, gdy tak było trzeba. Tzw. zetki mają inny rodzaj siły. Może nie brutalną, fizyczną, ale rodzaj niezgody na niesprawiedliwość, bylejakość. Może z tego wyjść sporo dobrego.

    2. Do 19.21. Może jestem optymistą, lecz raczej popkultura plus nieświadomość tego co było. Młodzi na opowieści siedemdziesięciolatka mają krótką opowieść „było nas dziesięcioro, mieszkaliśmy w jeziorze” czyli nie wierzą, że tak się żyło. Jeszcze w latach 50-tych, może 60-tych ludzie w Polsce nie najadali się do syta, a doświadczenie ssania w żołądku znała całkiem spora grupa.

      1. Nie wierza? A widzieli rozne filmy?
        Dziadek z babka moga miec skleroze, ale nagrania nie klamia (rzecz jasna poza komunistyczna propaganda, ale to latwo odroznic).

        1. Do 21.07. Mam w domu nastolatka, starsi już na swoim. Filmy? Oni oglądają już zupełnie coś innego. Najstarszy kinoman może jeszcze sięgnie do czegoś, co my zwykliśmy nazywać klasyką – Barei, Chęcińskiego. Reszta interesuje się wyłącznie masowym kinem bieżącym, a głównie streaming gier (czyli chłopak opowiada jak gra i pokazuje to na ekranie).
          Poziom wiedzy „jak było” w pokoleniu 12-30 nie sięga dawniej niż 20 lat (czyli od wejścia do UE). Komuna to dla nich, jak dla nas w dzieciństwie historie z Wojen Napoleońskich.

          1. No tak. Wiesz-dla mnie i brata opowiesci np. mojej ciotki o czasach przedwojennych nie brzmialy jak z epoki dinozaurow.Swiat i ludzie sie zmieniaja.

          2. Do 9.34. Widzisz, dzieli nas kilka lat, a mamy już nieco inne doświadczenia. A co powiedzieć o 30-40 latach? Dla mnie, jako dziecka, opowieść babci, jak to chłopi na wsi jedli na Wigilię wyłącznie śledzie, brzmiały jak nierealna opowieść. Wierzyłem, bo mówiła to babcia, ale zupełnie nie wyobrażałem sobie tego. A usłyszałem to jako 10-latek, w połowie lat 80-tych, gdy bywało biednie, ale nie głodno, ani chłodno. Nawet stosunki w mieście, wydawały mi się zgoła nierealne. Dlaczego? Ponieważ wychowałem się w jednorodnej narodowo Polsce. Ci wszyscy Żydzi, Ukraińcy, Ormianie, Niemcy w jednej szkole to był inny świat. Dzisiaj 20-latek ma poziom wiedzy o przeszłości na poziomie ówczesnego 12-latka. Podziękujmy za to decydentom, którzy ustalili proporcje przedmiotów: 32 godziny religii (po 2 godziny tygodniowo od przedszkola do matury), 50 godzin wf-u a historii 15 godzin oraz fakt, że jeszcze niedawno ten sam materiał historii powtarzano 3 razy (podstawówka, gimnazjum, liceum – więc realnie było to 6 godzin). W efekcie nastolatkowie powszechnie mylą Jaruzelskiego z Piłsudskim. Z postaci historycznych znają Hitlera i Jana Pawła II, i tylko dlatego, że obaj są popularnymi bohaterami memów.

          3. Do 15.22: tak, plus postep – internet, pejsbuk i inne pejsbuki, swiat sie bardzo zmienil od lat 90.

    1. Do 22.07. Obawiam się, że to tak nie działa. Ludzie porównują się w wąskim kręgu bańki i patrzą na zaspokojenie własnych potrzeb. Jak młody nie może kupić mieszkania, takiego jak widzi na zdjęciach (czyli nowe, wykończone od dewelopera), bo 2 pokoje kosztują 0,5 mln, a pensji dostaje 4 tys. netto/m-c ma dwa wyjścia. Racjonalne – szukać innego rozwiązania (domek na wsi, mała kawalerka w starym budownictwie za 200 tys., coś przerobionego z garażu czy lokalu usługowego – widziałem sam 15m2 = 100 tys. zł, lokalizacja nietragiczna). Nieracjonalne – płakać i krzyczeć, jak to jest biedny. I często wybierze drugie, zwłaszcza jeśli w swoim otoczeniu ma „złotą młodzież”, która te 0,5 mln dostała w prezencie plus auto w bonusie). Możemy się zżymać, ale tak właśnie człowiek działa. Stąd promuję na blogu, trochę pod prąd, coś innego: kombinację oraz nieporównywanie się z innymi lecz wyłącznie samym sobą. Bo nie jest tak, że 30-latki nie mają szans na dach nad głową, oni nie mają go według swoich wyobrażeń. „Mieszkanie prawem nie towarem” oznacza często „dwa pokoje w ścisłym centrum Warszawy”, a taka opcja, dla samotnej dziewczyny pracującej w umysłowo, w popularnym zawodzie za 5 tys. zł netto (średnia krajowa) przy stawce 30 tys. zł/m2 lokalu, kompletnie nie wyjdzie, nawet na kredyt 0%. I nie ma sensu spierać się z rzeczywistością i matematyką, trzeba ruszyć głową. Wielokrotnie pisałem – pod względem mieszkaniowym młodym jest obiektywnie trudniej. Dlaczego? Mówił o tym Jacek Walkiewicz w słynnym nagraniu. W latach 80-tych wyjechałeś na zachód na 3 lata, przywiozłeś 15 tys. dolarów i byłeś ustawiony na całe życie. Nawet przed wejściem do UE, moja koleżanka kupiła kawalerkę, sprzątając rok w Grecji. Teraz już nie ma takiej przebitki na saksach – to raz. Dwa – praca (zwłaszcza dobra) znajduje się w wielkich ośrodkach miejskich. A tam mamy najwyższą cenę m2. Kiedyś była różnica, lecz nie taka. Trzy – mało kto wykańcza/remontuje sam mieszkania, a to są astronomiczne pieniądze. Kiedyś prawie każdy facet kładł płytki, parkiet, teraz taka grupa stanowi margines (zwłaszcza w wielkim mieście). I wreszcie – wysokie ceny w relacji do zarobków. Dostępność spada dramatycznie. Więc postawienie sprawy, że młodzi chcą nie wiadomo czego, też wygląda mi na niesprawiedliwe. To pokolenie dzisiejszych 50+ (zwłaszcza politycy 65+) stworzyło ten system gigantycznej deweloperskiej marży, spłaszczenia płac w dolnych kwotach (medianę pensji w Polsce przekracza pewnie 30% zatrudnionych, a minimalną +30% dostaje ponad połowa) oraz punktowego rynku pracy (dobrze zarobisz w wielkich miastach, już nawet stolice województw wschodu, czy np. lubuskiego wyglądają źle) oraz wreszcie przemysł filmowo-reklamowy, odpowiedzialny za nierealistyczny wzrost oczekiwań. Nie oglądam zbyt wiele seriali, ale ile tasiemców sprzed 10 lat, pokazywało, że da się żyć ciekawie i skromnie (a i tak były to komedie – jak „Ranczo” czy Kiepscy). Te wszystkie Klany, Magdy M. i co tam jeszcze wyprodukowano (z masą romantycznych filmów kinowych) pokazywały złote życie prawników, architektów, lekarzy, nawet lekko opóźniony taryfiarz, żył sobie całkiem nieźle. A kto to wszystko wymyślał? Taka Łepkowska rocznik 1954 (klasyczna boomerka) – trzykrotnie rozwiedziona partnerka wziętego architekta z „warszawki”. Młodzi tym nasiąkali przez lata (niech podniesie rękę 25-latek, którego babcia nie oglądała „Klanu”) i teraz mamy efekty. W tym sensie, młodzi mają słuszne pretensje do boomerów. Ich z kolei kształtowało pokolenie wojenno-powojenne z bohaterami takimi jak w „Daleko od szosy” czy „Domu” czyli osiągającymi awans społeczny ciężką pracą.

      1. Trudno sie nie zgodzic.
        Pewnie rzeczywistosc sama to ureguluje, np. mlodzi zaczna kombinowac jak piszesz, a nie beda isc po najmniejszej linii oporu=kredyt u dewelopera.

        1. Część na pewno zacznie kombinować, część po prostu tkwić będzie nadal w przekonaniu o sytuacji bez wyjścia. Media wykreowały obraz 30-latka z własnym, przestronnym mieszkaniem, dobrym autem, zawodem tzw. prestiżowym. Kreacja ta opiera się na oczywistej nieprawdzie – żeby odłożyć 800 tys. zł w ciągu 6 lat pracy zawodowej, jednocześnie wynajmując mieszkanie, zmieniając samochody, przy poziomie oszczędności 10% zarobków, należałoby dostawać pensję 1,3 mln zł netto rocznie (brutto ok.200 tys. zł miesięcznie), w kraju, w którym młody lekarz dostanie 1/20 tej kwoty, a junior w korpo znacznie mniej. Im wcześniej młodzi ludzie uświadomią sobie naturę pieniądza i drogę do bogactwa, tym lepiej dla nich. W przeciwnym razie czeka ich w najlepszym wypadku fałszywe poczucie nieszczęścia, w najgorszym spirala długów, z której nie ma już wyjścia.

          1. Zawsze jest jakies wyjscie, tylko trzeba popatrzec niestandardowo.Tzn. nie wg wpajanych przez mainstream schematów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *