Kończy się miesiąc, wyzwanie dobiega końca. Czas na podsumowania, częściowo już dokonane. Jakie mam wnioski?
Nie trzeba mieszkać na wsi, żeby żyć jak chłop. Sporą część miesiąca spędziłem w mieście. Nadal tam pracuję, formalnie 5 dni w tygodniu (są oczywiście urlopy, więc w praktyce mniej), prowadzę działalność gospodarczą. Z racji pory roku i braku zwierząt, tylko część produktów pochodziła z mojej własnej działki (owoce, część warzyw). Mleko, ziemniaki, słoninę, składniki na chleb i kluski, dokupowałem. Ten wniosek stanowi istotne wsparcie dla wszystkich stopniowo uciekających z systemu. Nawet w dużym mieście, da się jeść jak popańszczyźniany chłop.
Jest tanio. Nawet kupując większość produktów, żyjemy taniej niż większość współczesnych. Dlaczego? W przeliczeniu na kg/kcal taka dieta jest najtańsza. Kilogram ziemniaków kosztuje 2 zł za 730 kcal. Kilogram mąki 4,5 zł za 3640 kcal, chleba domowego 3 zł za 2600 kcal, mleka 3,5 zł za 650 kcal, smalec (własny) 9 zł za 9000 kcal, a mięso wieprzowe 15 zł za 2700 kcal. Wynik łatwo sobie porównać. Chleb jest 5 razy tańszy w przeliczeniu kcal/1 zł. Oczywiście, brak mięsa w dłuższym czasie (bo już nie tłuszczu zwierzęcego) może się odbić na zdrowiu. Czy zastąpi go białko roślinne (ze strączkowych) – nie wiem. Miesiąc takiej diety kosztował mnie 182 zł, a i tak żyję lepiej niż chłopi w czasie Wielkiego Kryzysu.
Mało czasu poświęcamy na gotowanie. Ponieważ rolnicy 150 lat temu przeznaczali mnóstwo czasu na pracę na roli, nie mieli czasu gotować (a w zasadzie nie miały, bo panowie do kuchni nie wchodzili). Zsiadłe mleko robi się samo. Chleb piecze maszyna (nakład pracy minimalny), wtedy potrzebny był człowiek, ale pieczono raz na kilka dni. Zagnieść kluski to moment. Inaczej było z barszczem, ale szybko zastąpiłem go mlekiem. Ziemniaki obrać i ugotować – 10 minut roboty. Odsmażyć – jeszcze mniej. Prostota pozwala nam odzyskać sporo czasu i być w kontrze do dzisiejszego trendu.
Większość możemy wyprodukować sami. Gdybym się uparł i kupił kozę i 2 kury, większość dań wyprodukuję sam z własnych produktów. Kupowałbym tylko przyprawy i słoninę na smalec. Groszowe kwoty w skali miesiąca. Bez zwierząt – kupiłbym smalec, jajka, mleko. Koszt 1kg słoniny, 5 jajek i 10 litrów mleka, trochę soli – 50-60 zł.
To najłatwiejszy aspekt prostego życia. Jeśli chcielibyśmy wrócić do prostoty, to akurat w obszarze jedzenia powrót wydaje się najłatwiejszy. Zamiana samochodu na konika, żarówki LED na lampę naftową, wodociągu i prysznica na kołowrót studni i miskę, wreszcie kortykosteroidów na ziółka (mój przypadek), wydaje się zdecydowanie trudniejsze. Do dobrego człowiek przyzwyczaja się szybciej. Moje dziecko nie musi chodzić na pastwisko co rano i wracać wieczorem (nawet psa wyprowadzamy na zmianę). Nawet postanawiając żyć tanio – mamy znacznie lepiej niż chłop sprzed 150 lat.