W internetowym dodatku Onetu – noizz.pl ukazał się taki artykuł: https://noizz.pl/spoleczenstwo/czy-kredyty-mieszkaniowe-sa-za-drogie-25-latek-nie-powinien-byc-w-stanie-go-wziac/s7cbltr . Już tytuł mówi wszystko – 25-latek nie powinien móc dostać kredytu mieszkaniowego. Pomijając oczywistą niezgodność z prawem (dyskryminacja), niemożliwość realizacji takiego postulatu (to weźmie go na siebie ojciec), wywiad z szefem Fundacji Rynku Najmu wpisuje się w pewien trend, powiązany z radykalnymi bogaczami, chcącymi zlikwidować klasę średnią. Ale po kolei.
Zacznijmy od rozmówcy. Tomasz Bojęć, wiceprezes Fundacji, to nie żaden ekspert, ale jak piszą o nim: https://crido.pl/people/tomasz-bojec/ „Architekt i strateg wizerunkowy. Wcześniej dziennikarz z wieloletnim doświadczeniem w prasie codziennej, lifestylowej i branżowej. Specjalista w obszarze wpływu ekonomii współdzielenia na rynek nieruchomości, w szczególności w przestrzeniach pracy i usług. Współzałożyciel firmy think co. – real estate research lab, która specjalizuje się w programowaniu inwestycji. Poprzez autorskie metody analityczno-projektowe firma doradza jak tworzyć budynki i przestrzenie, które lepiej odpowiedzą na potrzeby użytkowników, jednocześnie osiągając wyższe zwroty inwestycyjne.” Krótko – działacz i propagator idei (za cudze pieniądze – fundacje), a nie ekonomista, prawnik-praktyk czy choćby człowiek, który dla lokatorów coś zrobił (można wkurzać się na Piotra Ikonowicza, ale dorobku w branży najmu nikt mu nie zabierze). Prezes fundacji kolejny specjalista od „mixed-use” – https://pl.linkedin.com/in/chimczak
Teraz sama fundacja. Jej rada programowa to mieszanina lewicowo-prawicowego „saloniku”. Od działaczki miejskiej Joanny Erbel przez byłego współpracownika Banku Światowego Adama Czerniaka,grupę socjologów, którzy tworzą prawo, aż po współautorkę ustawy o finansach publicznych za pierwszych rządów PiS. Całość widzicie tutaj: https://ryneknajmu.org/rada-fundacji/. Klasyczni lobbyści projektu „wynajmuj zamiast kupować”. Ciekawy jestem jak weszli w posiadanie własnych mieszkań, a może nadal siedzą na wynajmie? Ale dosyć osobistych wycieczek, wracamy do wywiadu.
Tez jest kilka – wszystkie fałszywe.
Pierwsza w formie pytania do dziennikarza (dziwny zwyczaj, raczej jest odwrotnie) „Czy Pani uważa, że jest to normalne, aby dwudziestokilkulatek mógł sobie kupić mieszkanie?” Nic nie ściemniam, naprawdę tak napisali. No otóż „strategu wizerunkowy”, tak jest to normalne. Chcesz tego zakazać? W Polsce, póki co, każdy kto ma pieniądze może pójść do notariusza i podpisać umowę kupna mieszkania, ba (aż strach przyznać) może nawet kupić dom albo jak znany mi (obecnie trzydziestolatek) podjąć decyzję o jego budowie. Aż strach się przyznać w takim towarzystwie, że w zeszłym roku mieszkanie kupił mój dziewiętnastoletni syn a zaakceptował to sam wielki Urząd Skarbowy. Jak mawiał mentor jednej z członkiń Rady Fundacji przecież „jak ktoś ma pieniądze, to skądś je ma”. Młody ma prawo dostać kasę od rodziców albo zarobić ją. Da się to zrobić, jeśli nasza kariera zawodowa zacznie się od własnej firmy, programisty, księgowego, glazurnika, stolarza, a nawet serii wygranych w teleturnieju opartym na wiedzy. Jeśli chcemy być „działaczem ruchów miejskich”, „specjalistą w obszarze wpływu ekonomii współdzielenia na rynek nieruchomości” to faktycznie możemy mieć pewną trudność z gotówką. Widocznie za gadanie i stawianie kontrowersyjnych tez płacą obecnie gorzej niż za rzeczywistą pracę. Ale pocieszę, było państwo wynagradzające „działaczy” – nazywało się PRL. Właśnie powoli wraca.
Co więcej, w państwie mojej młodości (III RP), wielu obecnych pięćdziesięciolatków kupowało mieszkania przed 30-tką. Bez kredytu, bo wtedy mało kto mógł sobie na spłatę pozwolić. Moja koleżanka pojechała na saksy do Grecji, kumplowi dołożył się ojciec-profesor, niektórzy rodzice znajomych sprzedali pole. Proszę zapytać Donalda Tuska, Leszka Millera i Jarosława Kaczyńskiego, którzy rządzili ostatnie 20 lat, dlaczego obecnie m2 mieszkania kosztuje 1,5 średniej pensji, a jeszcze 24 lata temu było to 0,9.
Druga teza „Na zachodzie to jest normalne, że młodzi ludzie mieszkania wynajmują i co więcej, robią to tak długo, aż poczują stabilizację — zarówno finansową, jak i życiową. Naszym problemem nie są więc wysokie ceny mieszkań, ponieważ one są w jakiś sposób uzasadnione: nie możemy oczekiwać, że ich ceny spadną, skoro koszty budowy z roku na rok są coraz większe.” stanowi pomieszanie liberalnego „wolny rynek ureguluje” z bałwochwalczym „na zachodzie to normalne”. Otóż, sytuacja na zachodzie nie wynika z wyborów ideologicznych, ale z dyktatu korporacji. Młodzi tam nie dokonują żadnego wyboru, zachwyceni ideą wynajmu, lecz (co za odkrycie dla Fundacji) często na mieszkanie ich nie stać. Pisałem o rynku we Francji -klitka 8 m2 (pokój z umywalką) w Paryżu kosztuje 80 tys. Euro . Tego chcecie? Pomimo skończonych studiów pan prezes nie rozumie (albo ukrywa to przed czytelnikami noizz.pl), że napędzanie najmu jest w interesie posiadaczy mieszkań czyli bogatych i korporacji, a nie w młodych. I piszę to jako właściciel nieruchomości.
Trzecia teza „Głównym problemem mieszkaniowym w Polsce jest przekonanie, że w okolicach trzydziestki należy mieć mieszkanie na własność. Za frustrację dzisiejszych 20- i 30-latków odpowiedzialni są ich rodzice, a nie deweloperzy. To rodzice od urodzenia wmawiają im, że mają całe życie zapieprzać, aby wziąć kredyt na mieszkanie, a potem strofują ich, aby jak najszybciej go spłacili. To oni są pierwszą grupą, która zmusza młodych ludzi do ograniczenia jakości życia na rzecz kredytu mieszkaniowego. Mówią im, że pomogą z wkładem własnym, ale pod warunkiem, że ci ograniczą wszelkie przyjemności — kawy na mieście, jedzenie w restauracjach, zagraniczne wyjazdy.”. Nie wiem, jakie rodziny zna pan prezes, ale chyba obracamy się w innej bańce. W mojej, rodzice nie namawiają młodych na kredyt, bo często sami go spłacają i wiedzą z czym to się wiąże. Oglądali „Plac Zbawiciela”, czytali „13. pieter” przeszli (lub obserwowali u znajomych) drogę frankowiczów od gehenny do euforii, i widzą co działo się w latach 2021-2022. A wkład własny? Społeczeństwo się rozwarstwia. Albo młodzi muszą na niego zarobić, albo dostają gotowe mieszkanie (po babci, od tatusia). Idąc tropem „salonowej lewicy” proponuję udać się na psychoterapię, bo widocznie gdzieś jest nieprzepracowany problem z opresyjnymi rodzicami, stąd przypisywanie im wszystkich win. Ewentualnie obserwujemy typową bolszewicką agitkę w stylu „starzy źli, młodzi biedni”. Nie wiem, czy warto w tym celu powoływać fundację.
Czwarta teza – „Nie powinniśmy dążyć przez całe życie do tego, aby kupić mieszkanie na kredyt, który będziemy spłacać przez 30 lat. Nie powinniśmy doprowadzać do sytuacji, gdy pracujemy tylko i wyłącznie na raty kredytu. W tym miejscu zastanówmy się, dlaczego Francuzi, Niemcy czy Szwajcarzy mają dobre życie? Dlaczego ludzie stamtąd podróżują w młodym wieku? Ano właśnie dlatego, że się nie zadłużają na pół życia, by mieć mieszkanie. Oni wolą je wynajmować.” Czy naprawdę można być wiceprezesem fundacji, aktywistą, dziennikarzem i cholera wiem kim jeszcze i gadać takie głupoty? Czy Szwajcarzy mają dobre życie bo wynajmują, czy dlatego że są bogatym państwem, nie przeszli komuny i wojen, namawiają do pracy, a tępią ideologię „dej”? Raczej to drugie. I największy błąd, dyskwalifikujący mniemanego specjalistę – przekonanie, jakoby właściciele „pracowali tylko i wyłącznie na raty kredytu” podczas gdy najemcy „mają dobre życie”. Otóż panie „ekspercie” z bożej łaski, weź wreszcie badania (w tym rentier.io, domiporty) i popatrz na liczby. WYNAJEM W POLSCE W DŁUGIM OKRESIE JEST DROŻSZY NIŻ KREDYT. Teraz mamy przejściowo (m.in. przez takich miejskich aktywistów jacy siedzą w fundacji, oraz korporację i drapieżne państwo) i nie na wszystkich rynkach, okres załamania tego trendu. W moim mieście 2 pokoje, 40 m2 kosztują 320 tys. zł (rata kredytu przy pewnym wkładzie – 2500 zł), a wynajem podobnego lokalu…. 2-2,5 tys. zł. Stąd dążenie do zakupu (pomijając ostatni rok) zamiast wynajmowania pozostaje jak najbardziej racjonalne. W końcu z czasem czynsze też rosną. Jeśli rodzic namawia dziecko, to kierując się doświadczeniem, gdyby nie kupili w 2001 za 1700 zł/m2, to w 2007 płaciliby 5000 zł, a dzisiaj 8000 zł/m2. W czasach mojej młodości wynajem mieszkania kosztował 700 zł, a teraz to 2,5 tys. zł. Kto w wieku 25 lat zaczął spłacać kredyt teraz ma śmieszną ratę w wysokości 600 zł. Wróćmy jednak do sedna. Nawet teraz najem pozostaje prawie tak samo drogi jak rata, więc gdzie tu korzyść ?Jasne, może warto faktycznie przeczekać kilka lat (za chwilę ceny zakupu mogą spaść), natomiast twierdzenie o rozsądnym wynajmie do 40-tki to bzdura.
Piąta teza „W związku z tym musimy zadbać o to, żeby młody człowiek czuł, że wynajmowanie mieszkania jest normalne i komfortowe. Powinien mieć też pewność, że nikt nie podniesie mu czynszu z dnia na dzień o 50 proc., tak jak to się stało u nas, gdy inflacja się rozpędziła i właściciele mieszkań, zamiast o kilkanaście procent, podnieśli czynsze o kilkadziesiąt. Mogli to zrobić, bo nie ma dzisiaj prawa, które by im na to nie pozwalało.Uważam, że państwo powinno wprowadzić ustawę, która zabraniałaby podnoszenia czynszu powyżej określonego poziomu, choćby procentowo w skali roku, tak by osoby wynajmujące miały poczucie bezpieczeństwa mieszkaniowego — tego, że nikt nie podniesie im czynszu ot tak, dzięki czemu nie będą musiały się szybko wyprowadzać do czegoś tańszego i zmieniać nagle swojego otoczenia.” Oj, tu mamy groch z kapustą. Najpierw socjalistyczne dążenie do zakazania właścicielom podnoszenia czynszu. Wiele razy z Janem na ten temat dyskutowaliśmy. Tu pan „ekspert”, dziwnie zapomina o Zachodzie. W kraju masowego najmu USA – takie prawo nie istnieje. We Francji – podobnie. W Niemczech, w ograniczonym zakresie. Wreszcie – rynek wbrew mrzonkom kato-socjalistów, nie znosi próżni, a efekty są często odwrotne od zamierzeń „szlachetnych duszyczek” – widzimy to obecnie w naszym kraju. Wprowadzając takie prawo mamy: jeszcze więcej pustostanów (bo ludzie nie mogąc podnosić czynszu, nie wynajmą), oraz większą niepewność najmu (umowy roczne, bo odnowienie umowy nie stanowi podwyżki). Krótko mówiąc, lek pogłębia chorobę, operacja się udała, tylko pacjent zmarł. I koło się zamyka- ponieważ najem nie daje stabilizacji, ludzie wybierają zakup. A rodzice wcale nie muszą ich do tego namawiać.
Teza szósta „Przed wzięciem kredytu powinniśmy mieć oszczędności, za które, gdyby coś się stało, przeżyjemy przez pół roku, płacąc wszystkie należne zobowiązania.” Niby się zgodzę, ale diabeł tkwi w półprawdzie. W Polsce wielu ludzi ma śmieszne oszczędności. Poduszkę bezpieczeństwa, w postaci 6m zarobków, garstka. I w przypadku najmu wcale nie jest lepiej. Lecisz na bruk jeszcze szybciej. Gorzej, najemcy mają te oszczędności na niskim poziomie. Czy działa tu zasada „Jesteś biedny, bo wynajmujesz”, czy „Wynajmujesz, bo jesteś biedny”, nie podejmę się rozstrzygać. Niemniej jednak, takie są fakty. I nie namawiam do zakupu właśnie w tym momencie, ale twierdzenia o czekaniu do 40-tki, włóżmy między bajki.
Siódma teza, w odpowiedzi na pytanie: „A co pan myśli o argumencie, że trzeba mieć swoje mieszkanie, by móc je zostawić dzieciom? Mam kontrargument: po co mam się zadłużać na 30 lat, aby kupić mieszkanie, skoro mam mieszkanie, które zostanie mi po rodzicach i też będę mógł zostawić je dzieciom?” Bez żartów. Jak liczna jest grupa, która „dostanie mieszkanie po rodzicach”? Większość ma rodzeństwo. I kiedy to spadkobranie nastąpi? Jak będziesz miał 50-70 lat. Zresztą, nawet w takiej sytuacji lepiej zostawić dzieciom dwa mieszkania (po sobie i rodzicach) niż jedno. Tak się buduje majątek pokoleń.
Eksperci od Schwaba o Sorosa, wymyślając koło na nowo, zapomnieli, że istnieje remedium na wysokie czynsze i niepewność najmu – tani wynajem komunalny. Wystarczy pojechać do Danii czy Wiednia. U nas tę ideę obrzydziło niestety skutecznie fiasko „Mieszkania+” czy TBS-ów. A prezes Bojęć? No cóż, ciszej nad jego opowieściami, osiągnął coś co wydawało się nierealne, w oderwaniu od realiów przebił samą Agatę Kołodziej.