Czy giełda może dać nam wolność finansową?

Ostatnio, z racji otoczenia ekonomicznego, liczba wpisów poświęconych inwestowaniu dramatycznie się zmniejszyła. Postanowiłem nadrobić zaległości, jednocześnie odpowiadając na fundamentalne pytanie – czy możliwa jest wolność finansowa osiągana dzięki inwestowaniu na giełdzie.

Giełda pozostaje jednym ze sposobów inwestowania, który daje szanse na spore zyski. Chciwych i zbyt pewnych siebie, sprowadza do parteru, czyszcząc im konta. Nigdy dosyć przypomnienia o tych faktach. Tak, tak, w niesprzyjających okolicznościach (czyli raz na dekadę), z indeksu wyparowuje 1/3, 1/2, a nawet 2/3 tzw. wartości. Po co więc zawracać sobie głowę akcjami?

Powód pierwszy – akcje niosą za sobą szansę na ponadprzeciętne wzrosty.

Powód drugi – giełda stanowi optymalne wyważenie pomiędzy ryzykiem a potencjałem zysku, o ile robimy to z głową. Co znaczy „z głową” wielokrotnie tłumaczyłem, odwołując się do samego Warrena Buffeta.

W książce „Money. Mistrzowska gra” Tony Robbins tłumaczy to.. po mistrzowsku odwołując się do istotnych prawd: dywersyfikacja (nigdy wszystkie jajka nie lądują w jednym koszyku), inwestowanie w to, na czym się znamy, długoterminowe budowanie wartości oraz jak ognia unikanie podatków. Książka ma 515 stron, ale sięgnijcie do niej, bo warto.

Wracając jednak do naszych baranów, czyli akcji. Dzisiaj, przy inflacji ok. 17%, lokatach na 7% rocznie, giełda wydaje się przeżytkiem. Po co ryzykować dla 8%, skoro mamy pewne 7%? Niegłupie pytanie? Tylko, jeśli zakładamy, że takie warunki potrwają 10 lat. Nawet wtedy, zawsze znajdą się „akcje-perły” i moment by je kupić.

Na blogu często odwołuje się do spółek, które sam kupiłem, ze szczególnym uwzględnieniem mojego faworyta Asseco Business Solutions. W kwietniu 2022 r. kosztowała 42 zl, potem spadła do 28 zł, a teraz znowu da się kupić za 35 zł. A mówimy tylko o roku. Gdyby jednak ktoś, jak ja zainwestował w nią w 2015 r., kupując w okolicach 10-12 zł? Wtedy odzyskałby początkowy wkład z dywidendy czyli…. miałby akcje za darmo. Co więcej kupując w lokalnym dołku (za 28 zł – spadek o 1/3), osiągnąłby stopę dywidendy na poziomie 7,5% (w 2022 r. wypłacono jej 2,1 zł/akcję), czyli wyższą niż obecnie z lokat, ponosząc niewielkie ryzyko zmiany kursu ( i raczej na krótki czas).

Konserwatysta wybierający w 2015 r. akcje PZU mógł je mieć za 22-30 zł. Potem zaliczyłby spadek do 18 zł, następnie wzrost do 34 zł. Ba, w ostatnim roku przeżyłby zjazd z 34 zł do 23 zł, a potem wybicie do 38 zł. Przez 7 lat dostałby 12 zł dywidendy, z tego w ostatnim roku prawie 2 zł (czyli 6,7% przy zakupie za 30 zł, kto kupił za 23 zł, liczył już na 8,6%).

I tu mamy clou. W gorszych i lepszych czasach te dwie spółki płaciły regularną dywidendę. Dawały zarobić dzięki tzw. uśrednianiu ceny nabycia. Pozwalały zyskiwać znacznie więcej niż lokaty i przeciętny rynek. I tak prowadziły do wolności finansowej, jeśli mieliśmy wystarczająco pieniędzy by w nie inwestować regularnie. Takie 10% średniej rocznej dywidendy (licząc od uśrednianej ceny zakupu z 2015 r.) pozwala żyć na poziomie średniej pensji (obecnie 4000 zł) już dysponując kapitałem ok. 0,5 mln zł.

4 komentarze do “Czy giełda może dać nam wolność finansową?”

  1. No wlasnie, moze pojawi sie wiecej wpisow zwiazanych z inwestowaniem i lokowaniem kapitalu? 🙂

    Osobiscie powoli splacam kredyty hipoteczne i koncze remont domku na wsi. Plan na ten rok to splata wszelkich zobowiazan i rozpoczecie inwestowania. Z checia poczytam co zrobic, czy tez co Ty bys zrobil z nadwyzkami.

    1. W obecnej rzeczywistosci planowanie dalej niz tydzien wg mnie mija sie z celem, choc oczywiscie probowac mozna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *