Żywot suwerena niepoczciwego, czyli jak nie płacić podatków, a korzystać z systemu?

Ten poradnik ma dwoje rodziców – premiera Morawieckiego, z jego pomysłem podnoszenia podatków dla klasy średniej oraz bezsenną noc, poświęconą na analizy i obliczenia. Tak żyje tzw. suweren. Czytaj dalej Żywot suwerena niepoczciwego, czyli jak nie płacić podatków, a korzystać z systemu?

Na co wydałem swoje otrzymane 500+?

Minął rok od wprowadzenia programu Rodzina 500+ dlatego chcę się podzielić z Wami własnym  doświadczeniem dotyczącym otrzymywanych pieniędzy. Jak wiecie, prowadzę dosyć szczegółowe rozliczenie budżetu domowego, generuje też stale spore nadwyżki dochodów nad wydatkami. Dzięki temu wiem na co dokładnie trafiają te pieniądze (mam trójkę dzieci, więc otrzymujemy 1.000 zł miesięcznie). Założenie było proste 50% wydajemy na bieżąco, 50% odkładamy.

A oto rozliczenie:

Pierwszy przelew – 4.000 zł (za okres od kwietnia do lipca) wpłynął pod koniec lipca. Z tej kwoty zapłaciłem 800 zł na naukę pływania na desce windsurfingowej dla moich nastolatków, 300 zł za gokarta na pedały dla najmłodszego oraz 600 zł za obóz sportowy. W sumie wydałem 1700 zł, a resztę odłożyłem.

Kolejny przelew przyszedł w sierpniu – 1.000 zł. Wszystko powędrowało na konto oszczędnościowe.

We wrześniu –  grudniu było podobnie (nie planowaliśmy większych wydatków).

W styczniu 2017 r. zapłaciłem 500 zł na obóz sportowy i 160 zł przeznaczyłem na korepetycje z niemieckiego, 340 zł odłożyłem.

W lutym, w związku z wyjazdem na ferie, trzeba było wyskoczyć z 2000 zł, 160 zł poszło na korepetycje.

W marcu 320 zł to koszt korepetycji.

Razem bilans wyglądał następująco:

  • wpływy – 12.000 zł,
  • wydatki – 4.840 zł,
  • oszczędności 7.160 zł.

Oszczędności zostaną skonsumowane już w kwietniu, w związku z planowanym zakupem „swojego miejsca w polskich górach”, dzięki któremu moje dzieci będą miały możliwość jeżdżenia na nartach do upadłego.

Mieszkanie Plus – czy to się opłaca?

Rząd ogłosił właśnie szczegóły Narodowego Programu Mieszkaniowego, który potocznie nazywany jest Mieszkanie Plus. Wprawdzie nadal mówimy o pewnych założeniach, ale one pozwolą policzyć – opłaca się czy nie? Podstawą obliczeń stanowią ceny rynkowe najmu i kredytów oraz wskazane przez rząd czynsze w nowych mieszkaniach 10 i 20 zł za m2 (12 i 24 zł jeśli chcemy korzystać z opcji wykupu).

Do obliczeń przyjąłem dwie lokalizacje – Warszawa z czynszem maksymalnym 20 zł za m2 i Żyrardów za 10 zł za m2. Identyczne mieszkania na rynku pierwotnym da się kupić za odpowiednio 220 tys. zł i 150 tys. zł. Kto ma gotówkę, z Mieszkania Plus raczej nie skorzysta, dlatego alternatywą jest kredyt. Z kolei najem to najtańsze na rynku mieszkania używane (w Warszawie – Białołęka).  Nawet kupując nowy lokal trzeba liczyć się z koniecznością ponoszenia opłat do wspólnoty mieszkaniowej. Wyniki porównania w tabeli.

 Warszawa Żyrardów
Czynsz Mieszkanie Plus800 zł400 zł
Czynsz rynkowy (najtańsza oferta)1000 zł650 zł
Mieszkanie Plus z opcją wykupu1000 zł480 zł
Kredyt +opłaty do wspólnoty1120 zł 800 zł

Jak widać Mieszkanie Plus będzie opłacalne. Pobije kredyt i najem. Stanie się tak z kilku powodów.

Pierwszym, co pokazuje tabela, są koszty.

Po drugie, nie trzeba mieć wkładu własnego ani ponosić kosztów wykończenia.

Nikt nie wyrzuci nas na bruk.

Można pracować na zlecenie (nie  będzie badana zdolność kredytowa).

W konsekwencji, program to duża szansa dla ubogich i wielodzietnych (preferencje ze względu na dochody i liczbę dzieci). Zwłaszcza w mniejszych miastach wydaje się dla nich być dobrym pomysłem na własne M.

 

Wakacje 500 plus. Studium przypadku. Wpis zupełnie nieoszczędny.

Wakacje generują dodatkowe wydatki. Wakacje z dziećmi generują wydatki podwójne. Albo i potrójne.  Poniżej studium przypadku z wyjazdu mojej rodziny.

W tym roku wyjechaliśmy na tydzień do Kotliny Kłodzkiej. Gdybyśmy byli we dwoje za noclegi zapłaciłbym 490 zł. Ponieważ jedziemy całą rodziną koszt wyniósł 1050 zł.

Dzieci wymagają regularnych posiłków. Trzeba było zamówić pełne wyżywienie, na które przeznaczyliśmy 1050 zł. Gdybyśmy pojechali sami wystarczyłby obiad i zakupy, razem 400 zł.

Teraz clou. Ja nazywam je atrakcjami. Gofry tu, lody tam, jakaś pamiątka, zabawka, wstępy, trampoliny, baseny, dmuchańce. Staramy się nie dać się zwariować. Dziennie kosztują nas ok. 130 zł. Za cały tydzień jest to już 910 zł. Bezdzietni są w stanie znacznie ograniczyć ten punkt programu. Bilety wstępu w te same miejsca  (+ parkingi i lody) wyniosłyby nas tylko 250 zł.

Nawet dojazd da się zorganizować taniej. Na paliwo wydamy około 500 zł.  No dobrze, ale jadąc sami moglibyśmy wziąć dwie osoby z blablacar i podzielić koszty benzyny. Wyszłoby 320 zł (odliczyłem wyjazdy na miejscu).

Łączne wydatki na wyjazd rodzinny zamkną się w kwocie ok.  3500 zł. Bezdzietna para wyda 1460 zł.  Czyli  ponad 2000 zł mniej.

A teraz coś z zupełnie innej beczki. Załóżmy, że Polska nas nudzi. Zamiast Kotliny Kłodzkiej wybieramy all inclusive. Dwie osoby wydadzą ok. 5000 zł, piątka już 12000 zł.  Dodatkowo bezdzietni mogą wybrać termin poza szczytem sezonu (wakacji szkolnych) i polować na last minute. W efekcie zamiast 5000 zł będzie 3500 zł.

Czy teraz rozumiecie ideę programu 500 plus?

Czy warto pracować za 1500 zł?

Jako jeden ze skutków programu „Rodzina 500+” media podają niechęć do pracy za pensję minimalną i  niewiele większą (czyli 1350-1700 zł). Czy to prawda i czy za takie pieniądze  nie warto pracować?

Najpierw trochę filozofii, czyli pytanie co daje nam praca. Dla niektórych będzie to kontakt z innymi ludźmi, przyjemne (chociaż często niezbyt głębokie) relacje, dla innych szansa samorealizacji, uregulowanie planu dnia, nadanie celu w życiu. Jednak dla większości praca to sposób na zapełnienie portfela. Czy można inaczej zaspokoić te potrzeby? Zastanówmy się.

Spotkania z ludźmi mają miejsce w różnych miejscach. Można zapisać się do klubu sportowego, zdecydować na wolontariat, zacząć kolejne studia. Sposobów jest sporo. Większość z nich daje także szansę na samorealizację. Zresztą, umówmy się, etat za pensję w okolicach minimalnej to nie są prace szczególnie satysfakcjonujące lecz raczej zestaw powtarzalnych czynności (chociaż niekiedy w biurze). Najtrudniej poradzić sobie z planem dnia. Do pracy trzeba wstać, przyjść (lub przyjechać), wykonać obowiązki (pod nadzorem szefa), wrócić do domu. Nagle dzień np. od 6 do 16 mamy zapełniony (czyli np. 10 godzin z  17-18 nieprzesypianych). Nie pracując, mamy więcej czasu dla siebie. Dla jednych to zaleta, dla innych wada. A cel w życiu? W pracy za pensję minimalną? Nie, chyba raczej nie o to chodzi.  Pozostaje wypełnienie portfela, krótko mówiąc musimy mieć pieniądze na życie? Czy te 1350-1700 zł da się zarobić w inny sposób?

Zakładam, że nie mamy do czynienia z osobami bogatymi (taka kwota to odsetki od 500-700 tys. zł), a więc odpada rentierka. Pozostają prace sezonowe, zlecenia, fuchy. Wyobraźmy sobie zbieracza owoców. Można spokojnie zarobić za dniówkę 100 zł czyli miesięcznie 2500 zł (w Polsce). Za granicą będzie to nawet 2,5 raza więcej (6000 zł). Czyli w grę wchodzi opcja – pół roku (a nawet 3 miesiące) pracy sezonowej, w budowlance, a pozostała część roku konsumowanie jej owoców.  Takie życie wybiera całkiem spora liczba osób. A co w przypadku utraty zdrowia, wypadku, starości? Tutaj pojawia się problem. Można ubezpieczyć się lub zbierać na emeryturę, ale ile osób to robi? Nagle nie ma dochodów. Z wiekiem ubywa nam sił. Do czasu zmiany prawa, pozostawał jeszcze sposób „na rolnika” (zakup hektara ziemi i ubezpieczenie w KRUS). Teraz jego realizacja staje się mocno utrudniona (ziemię rolną można kupić tylko od najbliższej rodziny).

Jak widzicie, nie znalazłem zbyt wielu argumentów do pracy za niewielką pensję. Po prostu, da się takie kwoty zarobić inaczej. Jeśli pracujemy, to dlatego, że nie widzimy innego sposobu.

Natomiast nie przekonuje mnie argument 500+. To są pieniądze do wydania na dzieci.  Nie służą temu, żeby ojciec/matka mogli siedzieć bezczynnie. Myślenie „mam 500 zł (lub 1000)  i nic nie muszę”  to krok w złym kierunku. Zwłaszcza, że 1350 – 1700 zł da się spokojnie zarobić w inny sposób niż na etacie, bo np. w ciągu pół roku robót sezonowych. Tylko czy za tę kwotę można utrzymać rodzinę? To już temat na kolejny wpis.

Wycieczki szkolne kiedyś i dziś. Rozważania ojca-milionera.

Wychowanie dzieci kosztuje. Ten fakt nieznany jest osobom, które dzieci jeszcze nie mają. Co więcej, jest coraz drożej. Kiedyś cieszyliśmy się z małych rzeczy dzisiaj nastolatkom zapewnia się znacznie więcej.

Mój najstarszy chodzi do gimnazjum. Publicznego, co ważne. Pierwsza gimnazjum odpowiada  dawnej siódmej klasie podstawówki. Pamiętam jak pojechaliśmy wtedy na dwa dni na Roztocze.

Wczoraj moja żona wróciła z zebrania i usłyszała plan wycieczek.   No cóż, teraz wszystko wygląda inaczej. Plan jest następujący.

Pierwsza klasa – Londyn. Koszt ze zwiedzaniem, symbolicznym kieszonkowym, posiłkami w drodze – 2500 zł.

Druga klasa – Berlin, Drezno, Tropical Island. Bliżej, to i taniej – 1500 zł.

Trzecia klasa – Paryż. Znowu prawie 2500 zł.

Ze szkoły syna, na wycieczki jedzie tylko połowa. Nie dziwie się, skoro koszt zbliża się do średniej pensji. Przeciętnie zarabiających, po prostu nie stać. Muszą wybierać albo wakacje całą rodziną (za 2500 zł, czteroosobowa rodzina da radę spędzić tydzień w górach lub nad jeziorem).  Singiel za podobne pieniądze wyjedzie na 2 tygodnie np. do Gruzji.

Warto pokazać to wyliczenie przeciwnikom programu 500 Plus.

Jak duże dochody mają polskie rodziny z dziećmi?

Przy okazji sejmowej debaty na temat projektu Rodzina 500plus uzyskaliśmy szereg interesujących informacji statystycznych m.in. odnoszących się do dochodów polskich rodzin z dziećmi.

I tak Minister Rodziny Pracy i Polityki Społecznej powiedziała „Dzieci w Polsce najbardziej narażone są na biedę. 800 tys. żyje poniżej minimum egzystencji. Milion korzysta z pomocy społecznej. W 25 proc. rodzin z czwórką lub więcej dzieci jest przekroczony wskaźnik ubóstwa. Pół miliona dzieci nie dojada.”

Wyliczenia MRPiPS wskazują, że „dzięki określeniu kryterium dochodowego na pierwsze dziecko na 800 zł ze świadczenia wychowawczego skorzysta 900 tys. rodzin z dziećmi i 1,3 mln rodzin z jednym dzieckiem. Natomiast gdyby wprowadzono górny próg w wysokości 5 tys. zł, świadczenia nie otrzymałoby 11 tys. rodzin,. a oszczędności wyniosłyby 5 mln zł, gdyby próg był 3 tys. zł, świadczenia nie otrzymałoby 51 tys. rodzin.

Tak więc 2,2 mln rodzin nie osiąga dochodu 800 zł na osobę (lub 1200 w rodzinach z dziećmi niepełnosprawnymi). Większość z nich mieści się w przedziale dochodowym 800 (1200)- 3000 zł na członka rodziny miesięcznie.

 

 

 

Czy warto rzucać pracę, żeby otrzymać 500 zł na dzieci – studium przypadku?

Jest sobie całkiem przeciętna rodzina. Mają dwoje dzieci. Kobieta pracuje 8 godzin dziennie, otrzymując niewiele więcej niż pensję minimalną (1400 zł). Mężczyzna zarabia znacznie lepiej 3100 zł netto. Kiedy usłyszeli o programie Rodzina 500+ zaczęli liczyć.

W chwili obecnej (są małżeństwem) otrzymają 500 zł, tylko na pierwsze dziecko, bo ich łączny dochód przekracza próg 800 zł dochodu netto na członka rodziny. Dochody męża uniemożliwiają otrzymanie jakichkolwiek świadczeń od państwa (świadczenia rodzinne, pomoc społeczna, dodatek mieszkaniowy).

A gdyby tak kobieta rzuciła pracę? Wtedy dochód wyniesie już tylko tyle, co pensja męża – 2780 zł.  Na osobę to niespełna 700 zł (dokładnie 695 zł). Nagle otrzymają 1000 zł na dwójkę dzieci. Powinni dostać też dodatek mieszkaniowy, czyli 128 zł.  Próg do świadczeń rodzinnych zostanie przekroczony. Razem zyskają 628 zł tracąc 1400 zł dochodu. Nadal mało ciekawie.

A gdyby zdecydowali się na separację? Wtedy sytuacja radykalnie się zmienia. Kobieta nagle staje się bardzo biedna. Ponieważ nie pracuje i utrzymuje się wyłącznie z alimentów (800 zł na dwoje dzieci)  dostaje:

  • 1000 zł na dwoje dzieci (świadczenie wychowawcze czyli 500 zł na dzieci),
  • 400 zł dodatek mieszkaniowy,
  • 236 zł świadczenia rodzinne,
  • 100-200 zł pomoc społeczna (sądzę, że są to kwoty minimum) a nawet 450 zł.

Razem separowana rodzina zyska (w stosunku do dwóch osób pracujących, żyjących w małżeństwie) nawet 1536 zł czyli więcej niż pensja kobiety, której w takim wypadku opłaca się zostać w domu. Chyba nie do końca o to chodziło ustawodawcom.