Oszczędzanie w czasach inflacji. Wysokie raty. Jak wyjść z kryzysowego scenariusza?

Trochę tych wpisów z tagiem „inflacja” i  rozwiązywaniem problemu, jak z nią żyć, już się pojawiło. Sporo jeszcze przed nami. Ale wraz z zakończeniem „wakacji kredytowych”, warto pomyśleć o niższych ratach. I teraz historia. Jak ktoś mający 600 tys. zł kredytu (400 tys. hipotecznego i 200 tys. innych) ma sobie poradzić, bo raty wzrosły z 4000 zł do 8000 zł, kompletnie rozwalając mu budżet domowy? Nie może czekać 10 lat, musi działać tu i teraz. 

Nie wygląda to wszystko optymistycznie. Wysokie raty pozostaną z nami jakiś czas. Może trochę zmaleją, do 7500 albo 7800 zł  (gadam jak Glapa). Niemniej jednak na szybkie 4000 zł nie ma co liczyć.  Tu trzeba długofalowego planu. I pamiętania o kilku prawdach i zasadach.

1.Ważna jest płynność finansowa.

Ten punkt musisz zrozumieć i zapamiętać. Dopóki utrzymujesz płynność (czyli nadal masz pieniądze na spłatę) trzymasz głowę nad wodą. Jest ciężko, niekomfortowo, ale stabilnie. Temu miały służyć wakacje kredytowe czyli odłożenie na przyszłość spłaty 2 rat/kwartał w 2022 i 1 raty/kwartał w 2023. Przy czym dotyczy to tylko hipotek. Opisani na wstępie bohaterowie mają 4800 zł rat kredytu hipotecznego i 3200 zł innych pożyczek. W tej sytuacji nawet wakacje kredytowe pomogą im częściowo. Nadal (w 2023 ) muszą płacić co miesiąc te 3200 zł, a jeszcze 2 razy w kwartale 4800 zł, a więc średnio 6400 zł miesięcznie. To o 60% więcej niż dotychczas. Lepiej niż o 100% więcej, ale nadal słabo.

Może mają oszczędności, które przez jakiś czas staną się poduszką finansową? Jeśli nie, albo uległy one wyczerpaniu, muszą iść dalej.

2. Sprzedaj ruchomości.

Nie wiem jak Ty, ale mnie ukształtował PRL ze swoją kulturą przydasi. To się przyda, i tamto. Lepiej mieć niż prosić. W efekcie (kumulacja z podobnymi zwyczajami żony + efektem pracy poprzedniego pokolenia) mam pełne piwnicę, garaż, strych, a także 3 garaże na wsi. W takich czasach to skarb. Samych rowerów mamy 9. Do tego 6 kompletów nart. Mnóstwo złomu (np. ostatnio znalazłem stalowe drzwi – ważą chyba ze 100 kg, bo ledwo je przesunąłem), jakieś rozdzielnie elektryczne (cenna miedź). Gdybym sprzedał, pewnie 10-20 tys. zł odzyskam.  Mój kumpel ma 2 stare samochody.   Tu pokazuje się przewaga bałaganiarzy nad pedantami. Ja mógłbym sporo sprzedać i mieć spokój od zwiększonych rat (+3200 zł naszych bohaterów), przez nawet pół roku.

Jeśli nie przydasie, to może złoto, albo samochody, albo ubrania. Rozejrzyj się, każdy coś zbierał.  To też pomoże w złapaniu oddechu.

3. Sprzedaj inne nieruchomości poza głównym miejscem zamieszkania.

Po ruchomościach przyszedł czas na nieruchomości. Niejeden ma jakąś działkę rekreacyjną. One też po COVIDzie zyskały na wartości. Znam ludzi, którzy kawał gruntu (4000m2)  w szczerym polu (ale bliżej miasta) sprzedali za 200 tys. zł. Taki ruch załatwia nam temat długów pozahipotecznych.

Czasami wystarczy podzielić działkę na 2 i sprzedać połowę.

No szkoda pozbywać się dorobku pokoleń, ale zawsze lepsze takie wyjście, niż tkwienie w wysokich ratach.

4. Odzyskaj stare długi, rozlicz spadki itp.

Nie masz nieruchomości, to może stare wierzytelności, nierozliczone spadki? Długi przedawniają się w zasadzie po 6-10 latach, nie możesz dochodzić ich przymusowo, jeśli w tym czasie nic nie robiłeś. Ale jakieś pożyczki po znajomych, rodzinie, pewnie się znajdą. Upomnienie się o nie w trudnej sytuacji, da Ci oddech (o ile zostaną spłacone).

Podobnie spadki. Tu z kolei przedawnienia nie ma (aczkolwiek może być zasiedzenie – termin dla nieruchomości w złej wierze 30 lat – idź z dokumentami do prawnika). Babcia zmarła 20 lat temu, a Wy dalej nie postanowiliście co zrobić z gospodarką po niej? Jeździcie tam wszyscy w lecie, każdy na 2 tygodnie. Zaproponuj sprzedaż. Moja bratowa dopiero po 10 latach od śmierci ostatniego ze swoich rodziców przycisnęła swojego brata (niebiednego), który liczył, że sprawa domu po rodzicach „przyschnie”.

A zachowki (termin 5 lat)? Schowaj do kieszeni dumę, kasa jest Ci potrzebna, a zaszłości warto poregulować.

Jan wrzucił temat odszkodowań za mienie zabrane w PRL-u, ja dołożę nieruchomości wywłaszczone i nie wykorzystane przez państwo/gminę. Kolega z klasy mojej żony odzyskał w ten sposób działki warte 20 lat temu – kilkaset tysięcy, a dzisiaj miliony.

Ale realnie, ile to da. Czasami kilkadziesiąt tysięcy, czasami kilkaset, czasami milion. Po prostu to sprawdź, przemyśl i działaj.

5. Sprzedaj dom/mieszkanie obciążone kredytem.

Do tego punktu musieliśmy dojść. Wiem, że będzie trudno, że boli. Planowaliście ten dom na lata, może tu rosły Wasze dzieci. Jednak najprostszym sposobem poradzenia sobie wydaje się sprzedaż nieruchomości obciążonej kredytem. Działa zwłaszcza jeśli wzrosła na wartości. Dom wybudowany lub kupiony  w 2013 r. (jak mój) potrafi być wart i 2 razy tyle. Starczy i na spłatę zobowiązań i na zakup czegoś nowego. Może będzie gorzej (lokalizacja, mniejsza powierzchnia), ale złapiecie oddech na lata.

Mniej optymistycznie rysuje się sytuacja świeżych zakupów (apartament odebrany w 2021 r.). Tutaj warto przemyśleć, co robić, bo na zysk raczej nie licz.

Wróćmy jeszcze do emocji. Z żoną przeprowadzaliśmy się 2 razy (czyli w trakcie prawie 22 lat małżeństwa zaliczyliśmy 2 mieszkania i dom). Ona za każdym razem płakała. Ja znosiłem to lepiej (w końcu zwiększaliśmy powierzchnię), ale życie płynie. Raz jest lepiej, raz gorzej. Dzieci rosną, wielkie domy stają się coraz trudniejsze do utrzymania (sprzątanie, opłaty) i niczemu nie służą.  Czasami trzeba przełknąć łzy i iść naprzód. Nawet jeśli ten krok miałby oznaczać nieoglądanie się wstecz. Albo przeciwnie, powrót do rodziców lub teściów (czy możliwy?). Może nie całkiem. Znam ludzi, którzy kupili wielką działkę, da się wydzielić drugą. Sprzedać tylko część, albo sam dom, albo właśnie tę działkę. Niektórzy w domu miejskim decydują się na podział domku. Każda kondygnacja – oddzielne mieszkanie. Nada się na wynajem lub sprzedaż. Myśl, kombinuj, a całkiem pozbędziesz się zobowiązań lub dołożysz do raty.

I na koniec. Warto zrobić ten ruch szybko. Teraz, dopóki są  wakacje kredytowe, ludzie czekają. Kupujący jeszcze rozpędzeni. W 2024 zaczną się prawdziwe kłopoty (jeśli nic się nie zmieni). I wtedy taki scenariusz okaże się trudniejszy do zrealizowania.

6. Znajdź dodatkową pracę.

To wydaje się najprostsze. Skoro brakuje Ci pieniędzy, musisz je zarobić. I większość ludzi tak działa. Tu jakieś nadgodziny, tam fucha, albo nawet drugi etat.  Czasami zysk jest niewielki (200 zł), czasem całkiem wymierny (druga pensja).  Przemyśl to. Przy okazji otwierasz się na nowe sytuacje, układy, znajomości.

7. Nie bierz kolejnych kredytów/chwilówek, aby mieć na raty.

Najgłupszym wyjściem (powszechnym wśród państw) jest rolowanie długu. Nie popełniaj tego błędu. Każdy kredyt kosztuje. W prowizji i odsetkach. Kto bierze kolejną pożyczkę, żeby spłacić poprzednią – traci i to całkiem sporo. W efekcie zamiast znaleźć rozwiązanie, kopie dołek – pod sobą. Nazywa się to spirala kredytowa i widziałem opłakane skutki takich sytuacji już wielokrotnie.

Inną kwestią pozostaje dalsze zadłużanie. Bo trzeba zmienić samochód (drastycznie podrożały), kupić meble do salonu, pojechać na wycieczkę. Nie rób tego. Przyjemność poczujesz przez chwilę, dług zostanie na lata.

A dług – to obciążenie, to utrudnienie możliwości oszczędzania i … inwestowania.

35 komentarzy do “Oszczędzanie w czasach inflacji. Wysokie raty. Jak wyjść z kryzysowego scenariusza?”

  1. Poradziłem bratu kilka lat temu, kiedy się rozwodził , żeby nie zostawiał sobie mieszkania i nie spłacał kredytu, ani żonie, ani bankowi. Zrobił jak mu poradziłem, sprzedał, zamieszkał w mieszkaniu służbowym, nie musi dojeżdżać do pracy, koszty symboliczne. Po uregulowaniu wszystkich należności całkiem sporo zostało. Kupił, też za moją radą złoto, w ostatnim momencie, po 5 tys. za uncję. W ciągu kilku miesięcy kapitał urósł mu dwukrotnie. Po tym nie miał już oporów przed sprzedaniem pustostanu po rodzicach. Dziś brat nie tylko pozbył się długów, lecz rozgląda się za domem na rynku wtórnym, jest w stanie kupić go od ręki, bez kredytu. Wstrzymuję go przed tym. Wkrótce nieruchomości stanieją, a kruszce zyskają, gdy napompowany rynek akcji, a także etf-ów na papierowe złoto ostatecznie upadnie. Jeśli ktoś ma kredyt hipoteczny, który spędza mu sen z oczu, to jest to ostatni moment na powtórzenie tego scenariusza.

        1. Wiecej realnie niz cyfrowo.Ale jeszcze stanieja,a za jakis czas zdrozeja,bo duzo nowych budów wstrzymanych.Banki juz zaczynaja luzowac kredyty bo znikaja im klienci.

          1. Banki żyją z kredytów, więc muszą poluzować, gdy kwartalne wyniki lecą w dół. Przy czym zadziała stary mechanizm chciwość-strach – teraz młodzi jak zobaczyli raty x2 w ciągu roku, rezygnują z życia na borg.

          2. Do 7.03: zgadza sie.
            Zeby nowe inwestycje ruszyly potrzebne jest 1-2 lata (kupno dzialki/obiektu do przebudowy, projekt, pozwolenie), a wczesniej kolejne 1-2 stabilnego 5% wzrostu.Inaczej deweloperzy nie chca ryzykowac.

          3. Do 10:10. Oczywiście, bo ryzykują swoje pieniądze, albo co gorsza pożyczone.Rząd sobie dodrukuje, a oni nie mają takiej szansy.

    1. Trzeba mieć mocne nerwy i niezły timing. Niestety, wysoka inflacja do tego zachęca, bo poszukujemy zysków przewyższających inflację. Tony Robbins w „Money. Mistrzowska gra” zamieszcza kapitalny wykres średnich rocznych stóp zwrotu z okresu 1802-2012. Wynika z niego, że złoto osiągało przeciętną stopę zwrotu (realnie) – 0,7%, akcje 6,6%, obligacje 3.6%, a ówczesny dolar wart był w 2012 r. 5 centów z roku 1802, przy czym złoto wróciło do poziomów z roku 1982.
      Nie wiem kiedy miała miejsce transakcja Twojego brata. Mieszkanie, kupione przeze mnie w górach jesienią 2017 r. teraz kosztuje 2 razy tyle, a ceny w 2017 były nieco niższe niż te z 2007 r. Więc jeszcze raz timing.
      Jeśli chodzi o rynek akcji, to doskonale znamy kryterium „napompowania” – współczynnik cena/zysk – wynosi ok. 10,38 dla WIG20. Nie jest to mało, ale i nie za dużo, bo średnia z 20 lat to 15. Z drugiej strony jeszcze w ubiegłym roku bywało 6.5. Coca-Cola ma go na poziomie 25, Costco 38.
      W równaniu Twojego brata istniała zmienna, niepowtarzalna dla większości – służbowe mieszkanie. Gdyby ją wyeliminować, mamy koszty najmu, obecnie w Warszawie średnio 4 tys. miesięcznie za 2 pokoje (48 tys. rocznie). Wysokie ceny nieruchomości to rak, zabijający młodych i siedzących w wynajętym. Rząd będzie próbował je zbić, ale czy wobec inflacji potrafi. Może czeka nas scenariusz lat 2007-2017? Najpierw minimalne spadki, potem stagnacja (realna deprecjacja) przez lata. Nie wiem. I wszystko zależy od inflacji.
      Ja na razie planuję mieszkanie w górach sprzedać i kupić podobne w Gdańsku.

      1. Jestem nie w temacie,ale wiem jedno: rzad nie powinien mieszac sie do gospodarki, chyba tylko w sytuacjach skrajnych i nadzwyczajnych.
        Co wychodzi z mieszania sie widzimy teraz.

        1. To się dzieje cyklicznie. Ludzie zapomnieli o komunie i wybrali ekipę, która renacjonalizuje przemysł. Efekty widzimy po cenach na Orlenie.

          1. Krotka pamiec-nie siega 40 lat wstecz.
            Tak to jest jak monopol ma panstwo.

          2. Do 10:07. Większość ludzi zapomniała, ale co paradoksalne gros wyborców komunę pamięta.

          3. Do 6.16: pokolenie urodzone w 1980 troche powinno pamietac z wczesnego dziecinstwa.No i przeciez w domu rozmawiaja-a moze juz nie rozmawiaja?

          4. Główni wyborcy neokomuny mają 60+, więc pamiętają nawet Gierka, a niektórzy Gomułkę.

      2. To jest po prostu sposób na pozbycie się długów – sprzedaż mieszkania na górce, póki jeszcze istnieje wiara, że na nieruchomościach się nie traci. Przechowywanie gotówki nie ma jednak sensu, przy obecnej inflacji. W tym tempie, roczna strata to 1/5 wartości, o ile inflacja nie przyspieszy. Trzeba w czymś te pieniądze przechować. W czymkolwiek. Może być węgiel.

        1. Żeby wyczuć górkę, trzeba mieć timing. A u większości pojawia się jeszcze jeden problem z mieszkaniem. Jest ono nie tylko lokatą kapitału (jedyną), ale jednocześnie miejscem do mieszkania. Twój brat miał alternatywę – służbowe, większość jej nie posiada. Na wieś się nie wyniosą, bo raz wzrosty cen wyniosły i wiejskie budynki w górę, a dwa – musieliby dojeżdżać do „miejskiej” pracy.

    1. Po 3 miesiącach, a nawet wcześniej, służby opanują sytuację. Nikomu nie zależy na chaosie. Pamiętasz zamieszki BLM i parę wcześniejszych podobnych akcji (powódź w Nowym Orleanie)? Ludzie korzystają z chwilowego zamieszania, ale życie w świecie bez zasad nie opłaci się na dłuższą metę.

      1. Teraz na pewno opanuja, pewnie juz to robia.
        Chcialem na tym przykladzie pokazac/przypomniec w jak krotkim czasie ludzie potrafia cofnac sie do kamienia łupanego.

    1. …jak to szło? Teoria spiskowa to rzeczywistosc-tyle,ze za pol roku. Warszawiacy pewnie beda sie wyprowadzac na suburbia, ergo-domy na przedmiesciach zdrozeja.Co nas akurat cieszy, ale przyszlych posiadaczy zmartwi.

    2. Przecież to jakaś organizacja, a nie przepis. Prezydent Warszawy, gdyby chciał nie może wprowadzić limitów zakupu jajek, mięsa i ubrań. Jedyne, co mu wolno (i tylko dzięki uchwalonym przez jego przeciwników regulacjom ogólnopaństwowym) to strefy czystego transportu.

      1. C40-tak, organizacja. Prawdopodobnie tzw. sygnatariusze podpisali,ze beda wprowadzac wszystko co tam wymysla.

        1. O ile lokalne prawo im pozwoli. Generalnie przecież kwestia co jeść jest zarezerwowana dla państw. Przywódcy tej grupy musieliby zdobyć większość w parlamencie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *