Skutki rosnącej pensji minimalnej.

Gdy oglądaliśmy TVP widzieliśmy państwo odnoszące same sukcesy. Jako jeden z nich, przedstawiany jest stały wzrost pensji minimalnej. Czy faktycznie ten proces ma wyłącznie dobre strony?

Najpierw informacje. W latach 2008-2016 (decyzje PO) – pensja minimalna wzrosła z 1126 zł do 1850 zł. Następnie (8 lat władzy PiS) do 4242 zł. Ogromny skok – blisko x 4 przez 16 lat. Jeśli uwzględnimy inflację, obie partie przeskoczyły ją znacznie. Za PO wynosiła ok. 15 % a minimalne wynagrodzenie o 64%. Za PiS inflacja skumulowana kształtowała się na poziomie 55% (oficjalnie), a wzrost „najniższej krajowej” – 130%.

Teraz nie chodzi o rozmowę „co lepsze” lecz pokazanie pewnego procesu, a ten jest jasny – minimalne pensje rosną znacznie szybciej niż średnie (z 2800 do 7300). W efekcie od 1 stycznia 2024 r. na „najniższej” znajdzie się 1/4 zatrudnionych. To wynik znacznie gorszy niż w rozwiniętych państwach europejskich, które czasem jak np. Włochy czy podobno socjalistyczna Szwecja w ogóle nie ustalają dolnego pułapu wynagrodzeń. Podwyżki pozostają bez związku z wydajnością.

Teraz czas na skutki.

Spadek motywacji średnio zarabiających. W dzisiejszej szkole młoda sprzątaczka dostanie tyle co młody nauczyciel – dokładnie minimalną. Młody adwokat, tyle co sekretarka w kancelarii. Urzędnik bankowy, tyle co portier. Zacierają się luki pomiędzy specjalistą a świeżakiem przy produkcji, bo mówimy o 100-200 zł miesięcznie. Co więcej, np. w kulturze wszyscy poza szefem biblioteki dostają identyczne pobory – najniższe: księgowa, bibliotekarze, konserwator. Spadek motywacji oznacza obniżenie wydajności.

Kurczenie się legalnego rynku pracy. „Na czarno” czyli pod stołem – nie ma limitów. Na kontrakcie b2b – można kombinować. Przy umowie zlecenia zaniża się liczbę godzin, żeby wyszła minimalna stawka godzinowa. W efekcie, tam gdzie legalnej pracy jest mało, pojawia się jej jeszcze mniej.

Likwidacja małych firm.Budżetówka i korpo sobie poradzą. Tracą najmniejsi. Zamyka się sklepy, bary, zakłady usługowe, produkcyjne. W ich miejsce wchodzi albo szara strefa albo korpo. Biedronka zastępuje sklepik „U Zosi”.

Sztuczne pompowanie wskaźników. Rośnie pensja minimalna – rośnie i średnia. A od jednej z nich liczy się np. składki ZUS małych firm, różne odpisy i daniny. Skutek – poniżej.

Wzrost wpływów ZUS i państwa. Kto zyskuje na podwyżkach i inflacji? Państwo. Nagle ma więcej kasy do dyspozycji – rosną wpływu podatkowe i składki ZUS. Skoro pensja jest x 4 to i składek będzie 4 razy tyle – proste. A to że za 4 razy większą emeryturę kupimy sobie potem tylko 2 razy więcej towarów, to inna historia. Podobnie, pomimo skokowego zwiększenia składki zdrowotnej – czas oczekiwania na zabiegi lekarskie wcale się nie skrócił.

Wzrost cen. Rosną koszty – rosną i ceny. Proste. W gospodarce zdominowanej przez usługi i budżetówkę, poziom wynagrodzeń ma kapitalne znacznie. Zresztą nawet w produkcji nie pozostaje bez znaczenia. Silny i niepowiązany z wydajnością wzrost pensji minimalnej wywołuje spiralę cenowo-płacową. Widać to najlepiej w latach 2021-2023 r., kiedy skokowo rozwijała się inflacja, w zasadzie nie było segmentu, w którym ceny nie rosły od opłat bankowych do wizyty u specjalisty. Do pewnego poziomu można to próbować ograniczać kombinowaniem (łączenie dwóch firm rodzinnych to jedne składki ZUS, a właściciel-syn na KRUS-ie nawet 0, nowa firma często nie płaci VAT-u), ale takie sposoby dostępne są dla „mikro” a nie przedsiębiorców zatrudniających ludzi – trzeba płacić minimalną i już.

Spadek konkurencyjności polskiej gospodarki. Szukajac mieszkań we Włoszech byłem w szoku. Pensja dostępna na już (bo minimalnej tam nie ma) w biednym Bari (odpowiednik Białegostoku, Kielc, Lublina, Olsztyna) wynosi 1000 Euro. Niewiele więcej niż najniższa krajowa w Polsce. A przecież Włosi mają silne marki, zwłaszcza odzieżowe i PKB na głowę mieszkańca istotnie wyższe. Nasz schemat – tanie usługi i produkcja (montownia) wymaga niskich płac. Inaczej zastąpią nas (i już to się dzieje) – Rumuni, Chińczycy, Uzbecy itp.

22 komentarze do “Skutki rosnącej pensji minimalnej.”

    1. Też mam taką nadzieję. Teraz inflacja podobno ok. 6.5%, a minimalna rośnie o prawie 20%. Z drugiej strony, do pewnego etapu rządom było to na rękę. Zbierały wyższe składki, podatki, rosły wskaźniki. Obecnie, powoli, minimalna zdobywa szturmem sektor publiczny i ma wpływ na wydatki państwa, a nie tylko na dochody. Może w końcu przyjdzie opamiętanie.

    2. Myslisz,ze nikt tego nie widzi? zapewniam Cie, ze widzi i cieszy sie z postepow w tzw. Agendzie 2030, majacej doprowadzic ludzkosc (co prawda w okrojonej liczbie do okolo 1 mld,ale zawsze 😀 , a pozostale szesc mld sie zabije i zakopie ) do powszechnej szczesliwosci, ktora to szczesliwosc objawi sie w postaci calkowitego zniewolenia i wprowadzenia nowej odmiany komunizmu, sponsorowanego przez czolowych globalistow.
      Nie wierzysz? poszukaj w sieci.

      1. Nie wierzę w planową depopulacje do 1 mld, ponieważ to przypisywanie typowym faktom nadzwyczajnego znaczenia oraz koncepcja sprzeczna logicznie. Już tłumaczę, dlaczego. Twierdzenie, że wojny mają na celu zmniejszenie liczby ludzi, ignoruje fakt, częstotliwości ich występowania w poprzednich stuleciach. Na terenie Polski w XVI-XVII w. mieliśmy konflikt z Turcją, Rosją, Szwecją i paroma mniejszymi sąsiadami. Przy tym kilka wojen domowych. Pokój mógł trwać max. 20-30 lat (panowanie Zygmunta Augusta, od wojen Batorego do ataku na Rosję, krótka przerwa od pokoju ze Szwecją do Powstania Chmielnickiego itd.). Potem było podobnie (20 lat Wojny Północnej, chwila przerwy Wojna Siedmioletnia, już Konfederacja Barska, Wojna o Konstytucję 3 Maja, Wojny Napoleonskie, Powstanie Listopadowe itd.). Najdłuższa przerwa 40 lat pomiędzy Powstaniem Styczniowym, a Wojną Rosyjsko-Japońską i Rewolucja 1905, ale jeszcze Rosyjsko-Turecka, tylko nie na naszych terenach. Generalnie trup ścielił się gęsto (dochodziły epidemie, w tym ostatnia hiszpanki). Dlatego względny spokój (bo przecież Stan Wojenny) pomiędzy 1947 a 2022 r. wydaje się raczej zupełnym wyjątkiem. To jeden argument. Powodów tych wojen znamy całkiem sporo i nie można uznać, jakoby chodziło o planową eksterminację ludności świata, zorganizowaną przez elity.
        Dwa – największe firmy nie są zainteresowane zmniejszeniem liczby ludności do 1 mld, ponieważ zniknie rynek zbytu. Czyli tym najbogatszym zaszkodzi. Wiemy, jak wyglądały Niemcy po Wojnie Trzydziestoletniej (zginęło lub zmarło 1/3 ludności może 40%, a nie 85%). Podnosili się po niej ponad 100 lat.
        Mam też problem z pomysłem „nie będziesz nic miał” od kiedy porozmawiałem z niektórymi dwudziestolatkami. Oni autentycznie wolą Netflixa od kolekcji DVD, Steama od gier na półce, czy Panka od własnego auta (nota bene procent młodych facetów bez prawa jazdy jest wyższy niż w latach 90-tych).
        100 lat temu w mieście mało kto dysponował własnym mieszkaniem, więc nie mówimy o koncepcji nowej. Oczywiście, i ja zgadzam się, że wszelka zależność czy od pana feudalnego, pańszczyźnianego czy landlorda hamuje inicjatywę, dobra pozostaje do pierwszego poważnego związku. Wolę własność niż wynajem z wielu konkretnych powodów. Natomiast młodzi równie dobrze czują się pod Otwockiem jak i na hiszpańskiej prowincji. Nasze pokolenie (i starsze) nadal nadają ton, ale zobaczymy, jak długo.

        1. Mlodzi ani nikt inny nie beda mieli nic do gadania. Globalisci wprowadza to i szlus. Chyba,ze bedzie prawdziwy mocny opor obywatelski.Na miare np.Solidarnosci albo wiekszy.

          1. Nie jestem aż takim pesymistą. Młode pokolenie wygląda inaczej. Wielu z nich wylogowuje się całkowicie z systemu. Ich nawet nie obchodzi ubezpieczenie zdrowotne, ponieważ uważają je za przejaw Matrixa. Są znacznie bardziej radykalni niż my, i to nie tylko teraz, ale i w wieku dwudziestu paru lat.
            Co system w dobie „Szkoły w chmurze” da radę zrobić licealiście, który dzisiaj mieszka w Warszawie, jutro w Górach Izerskich, a za tydzień pod Neapolem? Żyje z dnia na dzień. Nie wierzy, że kiedykolwiek będzie miał własne mieszkanie, rodzinę itp. I nie potrzebuje tego.

          1. …przy czym Gory Izerskie i neapol w 24h bez nadzoru systemu jest mozliwy, jesi nie bedzie:
            -likwidacji gotowki (Kaczynski blokowal, teraz nie wiadomo)
            -waluty cyfrowej jako jedyny pieniadz (Trump zapowiada , ze to zablokuje)
            -chipow sluzacych do identyfikacji np. na granicy

            I paru innych tego typu „usprawnien”.

          2. Likwidacja gotówki – ludzie sobie poradzą. Powstanie pieniądz umowny, barter i drugi obieg. Waluta cyfrowa pewnie wcześniej czy później się pojawi i… przyspieszy ten drugi obieg. Chipy nie są potrzebne, odciski palców albo tęczówka, wystarczą.

        2. Do 12.50:
          Z tym drugim obiegiem na razie kicha,ale tez nie ma koniecznosci.A kiedy bedzie koniecznosc-nie wiem czy i jak ludzie sobie poradza, to juz nie pokolenie lat 80-tych.Chce wierzyc,ze bedzie dobrze.Ale od wielu lat ludzie zbytnio wierza systemowi.
          Chipy-tak, nie musza byc.

  1. …w sprawie dzisiejszej sytuacji na swiecie polecam ksiazke Stanislawa Michalkiewicza „Niemcy, Zydzi i folksdojcze”. Bardzo rozjasnia mozgownicę.I nie jest tym, czym myslicie, ze jest.

    1. No tak, przy czym w Texasie nie chodzi o bunt ludzi, ale urzędników stanowych. Wybieralnych, ale zawsze urzędników, przeciw swojemu państwu.

          1. …tylko tam mozesz miec bron,a u nas slabo z tym.I ich rzad musi sie liczyc ze zbrojnym oporem.

          2. Z drugiej strony tam policjant się nie cacka – od razu wali z ostrej. Poza tym walkę z zamieszkami mają przetestowaną.

          3. Nie wiem czy secesja Tx nie byłaby wstępem do nowej wojny domowej. No i wciśnięci między USA a Meksyk. Mieliby problem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *