Do napisania tego posta skłonił mnie umieszczony na jednej z rolek postulat rozliczenia w małżeństwie tzw. niepłatnej pracy kobiet. Wyliczenie, z założeniem, że kobieta prowadzi dom, a mężczyzna pracuje, opiera się na negowaniu tezy „mężczyzna utrzymuje kobietę” i wygląda tak (wartości miesięczne):
- niania – 3200 zł (20 dni x 8 h x 20 zł),
- gotowanie 1500 zł (25 zł x 2 h x 30 dni),
- sprzątanie 1800 zł (30 zł 3 h z 30 dni),
- pranie 240 zł (20 zł x 12),
- zakupy 200 zł (50zł x 4),
- organizacja imprez domowych 60 zł (4×15 zł/h),
- Suma 7000 zł.
Na koniec konkluzja, że „jeżeli mężczyzna nie przelewa takiej kwoty na konto żony, znaczy że właśnie tyle, dzięki jej pracy oszczędza.”
Tego rodzaju, nazwijmy po imieniu, pierdolenie, opiera się na nieznajomości matematyki i fundamentalnego przepisu Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, który brzmi tak:
art. 27 KRiO – Oboje małżonkowie obowiązani są, każdy według swych sił oraz swych możliwości zarobkowych i majątkowych, przyczyniać się do zaspokajania potrzeb rodziny, którą przez swój związek założyli. Zadośćuczynienie temu obowiązkowi może polegać także, w całości lub w części, na osobistych staraniach o wychowanie dzieci i na pracy we wspólnym gospodarstwie domowym.
Pogrubiony tekst wyjaśnia nam wszystko – żadnemu domownikowi nie należy się wynagrodzenie za prace domowe, niezależnie czy jest aktywny zawodowo, czy nie. Skutek – dyskwalifikacja całości rozważań. Teraz, skoro rozprawiliśmy się z łatwością z brakiem wiedzy autorki filmiku, przejdźmy do wyliczeń. Jedynym składnikiem, do którego nie mogę się przyczepić są stawki godzinowe.
Obliczenia bazują na kompletnie pozbawionych podstaw założeniach:
- rodzina ma wspólne dzieci wymagające stałej opieki,
- mężczyzna całkowicie nie udziela się w domu,
- prowadzenie gospodarstwa domowego wymaga tyle czasu, ile tam przedstawiono
- beneficjentem „usług” jest wyłącznie mężczyzna.
Każde z nich da się zdyskwalifikować.
Rodzina ma wspólne dzieci wymagające stałej opieki. W praktyce jest zupełnie odwrotnie. Stałej opieki wymagają niemowlęta i dzieci przed-przedszkolne czyli do 3 r.ż. Takich jest w Polsce 1,5 mln, z czego część przypada na rodziny wielodzietne. Kobiet mamy ok. 14 mln w wieku „małżeńskim”. Część z nich to single, bezdzietne matki itp. Generalnie możemy założyć, że temat posiadania dzieci „wymagających stałej opieki” dotyczy może 1,2 mln kobiet w wieku małżeńskim, co 12 Nie pracuje może co 2 . Wyciąganie na podstawie 4% (100%/ 24) wniosków o całości, wydaje się mocno przesadzone. Większe dzieci w czasie pracy mężczyzny przejmuje zazwyczaj przedszkole, szkoła. A np. 12-latek (takiego mam na stanie), angażuje matkę średnio 1 h dziennie.
Mężczyzna całkowicie nie udziela się w domu. Kompletna bzdura. Nie znam takiego przypadku. W najbardziej tradycyjnych domach facet ma swoje obowiązki: wykonywanie domowych napraw, dbanie o auta, płacenie rachunków, pilnowanie inwestycji, palenie w kotle c.o./kominku, część zakupów, kilka razy w tygodniu odprowadzanie dzieci do przedszkola/szkoły/na zajęcia dodatkowe, prowadzenie ogrodu. Patrząc damską logiką i jemu trzeba płacić. A tu stawki okazują się wysokie. Pokażę szczegóły poniżej.
Prowadzenie domu wymaga tyle czasu, ile przedstawiono. Podsumujmy, kobieta ma poświęcać na nieodpłatne prace domowe ok. 330 godzin/m-c, a zatem 11 godzin dziennie przez 7 dni w tygodniu. To jakieś żarty. I już wykazuję, skąd bierze się błąd, bo wynik, jak powiedziałem absurdalny. Niania – faktycznie (o ile są dzieci w wieku przedszkolnym, a facet nie udziela się wcale) – 90h miesięcznie (30 dni x 3 h) zamiast 160 h. Optymistycznie. Jeżeli kobieta włączy TV, a sama ogląda serial, trudno płacić jej jak opiekunce. Gotowanie – część jedzenia się zamawia, max. 30 godzin (czyli połowa zaproponowanych). Pranie – max. 8 razy w miesiącu po 15 minut – czyli 2 h/miesiąc – zamiast 12. Zakupy – dzisiaj się zamawia, nikt normalny nie spędza 2 h tygodniowo w markecie. Organizacja imprez – może 1h miesięcznie . I już z 330h zrobiło się 123 h, z czego. 3/4 to opieka nad małym dzieckiem (które jak wskazano ma 4% kobiet). Bez dziecka 1 h dziennie i tylko wtedy, gdy kobieta sama pierze, gotuje, robi zakupy. Czy to usprawiedliwia niepracowanie?
Beneficjentem usług jest wyłącznie mężczyzna. Przecież to jakiś absurd. Czy pralnia płaci pracownikom za upranie ich własnych ciuchów, a kelner zjada nasze posiłki? Kobieta nic nie je? Składniki dostaje darmo? Dziecko należy tylko do faceta? A mieszkania spadają z nieba? Pytania można mnożyć.
Teraz popatrzcie. Młodzi mężczyźni słuchają takich głupot i myślą „wszystkie kobiety są takie”. W konsekwencji nie chcą się żenić.Bo i po co? Skoro posiłek można zrobić samodzielnie. Podobnie pranie. A tu trzeba słuchać pretensji albo oddać 130% średniej pensji. Nie warto. Żeby jednak trud nie poszedł całkiem na marne – obiecuję serię wpisów – Dlaczego opłaca się być singlem, żeby dostarczyć (z przymrużeniem oka) argumentów i naszej płci.
W USA policzono kiedys,ze niepracujaca kobieta powinna zarobic za swoje uslugi okolo $3k na miesiac.Policzono to jakies 20 lat temu na potrzeby procesu rozwodowego 🙂
…sam tego nie potwierdzam, jedynie podalem info.Trudno mi policzyc czy to prawda.No i pytanie czy w wyliczeniach uwzgledniono koszt wyzywienia i zamieszkania kobiety, bo skoro liczymy w jedna strone, to trzeba tez w druga.
…u mnie w domu mezczyzni i kobiety pracowali zarobkowo jednakowo, i w zasadzie jednakowo pracowali w domu (moj tata i stryjek np.gotowali i czasem sprzatali, mama i ciotka tez).Ja i brat mielismy jakis czas nianie, potem moja mlodsza 10 lat siostra tez miala.Nie bylo problemu,ze ktos kogos niby wykorzystuje.
…a moja babcia mama taty jako jedna z pierwszych kobiet we Lwowie miala prawo jazdy i prowadzila samochod.lata 30-te.I nie musiala wysluchiwac zalosnej propagandy feministek.Bo wtedy chyba nawet u nas takiej propagandy nie bylo.
Do 20.32. Mylisz się całkowicie co do „propagandy feministek”. Tu już nie chodzi o historię Polski, ale naszą literaturę (którą warto znać) – Emancypantki Prusa. Te pierwsze feministki, tak wyśmiewane przez ówczesną „konserwę” oraz gromione z ambony nazywały się w Polsce – emancypantkami a na zachodzie – sufrażystkami. Otworzyły kobietom drogę do głosowania, możliwości decydowania o swoim losie.
Tak, w literaturze cos takiego istnialo,ale w zyciu-poza niewielka liczba oryginalow traktowanych jako nieszkodliwych odmiencow-raczej nie.
21.04. Głęboko się mylisz. Literatura pozytywistyczna opisywała w sposób wierny życie (a Prus i Orzeszkowa w szczególności). Nie mówimy o „odmieńcach” (jak ja nie lubię tego słowa), a znacznej części miejskiej i wiejskiej inteligencji. W „tradycyjnej rodzinie” utrzymującej się z pracy (a nie z majątku) śmierć męża powodowała drastyczne zubożenie i o tym opowiada „Marta”, a śmiertelność nadal pozostawała na wysokim poziomie. Taką cenę płacono za „tradycję”, w której mężczyzna zarabiał całość, albo przeważającą część dochodu, a kobieta musiała ładnie wyglądać, grać na instrumencie, umieć prowadzić dom, układać kwiaty itp. – czyli posiadała umiejętności kompletnie nieprzydatne na rynku pracy.
Mowisz,ze kobiety nie mogly decydowac o swoim losie.Przyklad z mojego zycia bo znany mi i pewny.
Dalej o mojej babci mamie taty.
Jej maz zapisal na nia caly majatek, na ktory zarobil.babcia miala swoje dosc duze oszczednosci, akcje z kuponami do odcinania i rozne udzialy w firmach.Plus dom,sad, grunty.Dziadek to robil w celu zabezpieczenia jej i dzieci.babcia umiala jak juz pisalem prowadzic auto, strzelac, jezdzic konno,prowadzic gospodarstwo,spiewac,grac na roznych instrumentach,pisac artyluly do gazet (np.lwowska Legunka).
Czy widzisz tu gdzies niemoznosc decydowania o sobie? (zwracam uwage na mozliwosc samodzielnego dysponowania majatkiem,mogla go np.przegrac w kasynie gdyby zechciala).
21.10. Ponownie pomijasz ważny aspekt – opierasz się o wąski wycinek społeczeństwa (choć osobiście bliski) – ludzi utrzymujących się z kapitału – tylko wtedy dysponowanie majątkiem ma sens. 90-95% społeczeństwa żyło z pracy. Pracy, której kobieta nie mogła wykonywać ponieważ: najpierw – nie miała do niej kwalifikacji. Nie miała ich ponieważ „tradycja” umieszczała kobiety w domu. Później – nie miała siły (roboty fizyczne). I teraz, zastanów się, gdyby nie kapitał, w jaki sposób umiejętności, które wymieniłeś- jazdy samochodem (pomijam – niezmiernie rzadka wśród kobiet międzywojnia), strzelania, konnej jazdy, śpiewu i tańca pozwoliłaby się utrzymać? Może jedynie dziennikarstwo.
Kobiety nie decydowały o sobie na wielu płaszczyznach, znowu – sięgnij do pamiętników chłopskich (85% ówczesnego społeczeństwa). Od osoby małżonka (ostatnie słowo mieli rodzice), wyboru drogi życiowej (wiele było przed nimi zamkniętych – uniwersytecko kształcili się głównie mężczyźni i to ponownie – z bogatych rodzin), poprzez regulacje prawne (fakt – sporo zmieniło się w międzywojniu, ale prawo XIX-wieczne, w tym cywilizowane jak Kodeks Napoleona twierdziły „kobieta jest wieczyście małoletnią tzn. nie mogła sama dysponować majątkiem, potrzebowała zgody męskiego opiekuna:męża, ojca, brata, pomijaj kresowe Statuty Litewskie dające córce znacznie mniejszy udział spadkowy), aż do nieformalnej listy zawodów dla kobiet praktycznie niedostępnych. Jeśli weźmiesz książkę telefoniczną międzywojennej Warszawy lub dajmy na to Stanisławowa, zobaczysz jak nikły procent firm prowadziły kobiety. Na tym polegało męskie uprzywilejowanie.
Dalsze przyklady na kobieca niezaleznosc, pokolenie urodzone lata 50-te, dawna jak napisales inteligencj ale juz ograbiona przez braci ze wschodu z majatku:
1.Kuzynka Anna z wawy, jakies 40 lat temu wyszla za maz za bodaj pielegniarza z Australii, wyjechala tam, dosc szybko sie rozwiodla, ma syna, o ile mi wiadomo zyje sobie w miare normalnie na wsi pod Sydney, chyba byla lub jeszcze jest nauczycielem, nie wiem czego uczy.Przed wyjazdem do Australii miala auto i umiala prowadzic.
2.Kuzynka Elina (siostra Anny) z wawy.Wyszla za maz w PL za rezysera jerzego Gruze,ale okazal sie pijakiem i rozwiodla sie.Poznala Amerykanina, wyszla za niego, wyjechala,ale tez szybko sie rozwiodla.Dopiero kolejny maz trafiony, neurobiolog, ma 4 corki dosc udane, mieszkaja w Santa Monica kolo LA, Elina prowadzi restauracje „Warszawa”.
3.Kuzynka Wanda z Wawy, juz nie zyje.Pracowala w Varimex-ie, jezdzila po swiecie, zalatwiala interesy dla firmy.Maz Tomasz, kiedy byla na niego zła, zwracala sie po nazwisku 🙂
Dalsze przyklady moglbym mnozyc.
Wszystkie wymienione panie same kierowaly swoim zyciem.A komunizmu nienawidzily,a raczej tego jakie skutki spowodowal.Wiec nie mozna zarzucic,ze ich samodzielnosc byla wywolana wplywem propagandy emnacypacyjnej,obojetne jakiego pochodzenia.
Do 21.25. Ależ właśnie pokazałeś wyraźnie tezę, której zaprzeczasz – PRL i zdemoralizowany, lewicowych Zachód dały kobietom szansę na niezależność. Nie tradycyjna rodzina, którą opisujesz wcześniej (dzieci, mąż). Każdy z tych przykładów (zwłaszcza dwukrotny rozwód), jeszcze w Dwudziestoleciu (w tym w USA), eliminował kobietę z kręgu towarzyskiego. Dzieci rozwódek miały znacznie mniejsze szanse na małżeństwo, kobiety cierpiały więc w cichości utwierdzane przez rodzinę i księdza/popa/pastora, że mają znosić swój los (czyli np. męża pijaka), bo tak świat urządzono (pomijam osoby b.bogate tzw. dziewice konsystorskie czyli po unieważnieniu małżeństwa). To PRL upowszechnił wyższe wykształcenie kobiet – katalizator emancypacji. I nie chodzi tu o propagandę, ale raczej otwarcie możliwości, przy czym jak zaznaczyłem, ten sam proces zachodził równolegle na Zachodzie.
Jesli chodzi o wytkniete niedoksztalcenie w rodzaju braku znajomosci lektur -informuje, ze bylem krnabrny i czytanie zadanych w szkole lektur mialem w dupie, a moj stryjek dawal mi do czytania rozne ciekawsze pozycje, chocby przygodowe, podroznicze itp, ktore jako starszy kustosz biblioteki Nafty i Gazu w KRK mogl bez problemu zdobyc, ale zwykle mial je w swojej bogatej bibliotece w domu.
Do 21.30. Ależ, znajomość tzw. kanonu, nawet sprzed 30 lat (bo dzisiaj jest inny), pozostaje w dużej mierze nieprzydatna dla zdobywania majątku (a czasami wręcz przeszkadza w tym, w przeciwieństwie do literatury przygodowej, premiującej aktywność). Natomiast pozwala uniknąć formułowania tez sprzecznych z przeszłą rzeczywistością polityczno-ekonomiczno-historyczną, w tym opieraniu całej konstrukcji świata minionego na przekazie rodzinnym, zwłaszcza rodziny z warstwy uprzywilejowanej, a śladowo reprezentowanej. Sam pewnych złych rzeczy o Międzywojniu dowiedziałem się właśnie z książek, ponieważ w domu panował kult Piłsudskiego i optyka wyglądała inaczej. To samo dotyczy wpływu procesów historycznych na bieżące wydarzenia i podziały. Bajki pt. pełna wolność gospodarcza i niskie podatki gwarancją dobrobytu dlatego potrafię zdementować, ponieważ sporo czytam. Dzisiaj oczywiście większość danych znajdziemy w internecie, ale trzeba też umieć je interpretować.
…podejscie kobiet jakie opisales jest wytworem komunistycznej glupiej i co najwazniejsze klamliwej propagandy.Propaganda ta ma na celu zniechecenie do tworzenia tradycyjnej rodziny i rodzenia dzieci, a w konsekwencji do wynarodowienia, co niektorym macherom politycznym jest na reke.
Do 20.30. Dwie rzeczy do sprostowania na szybko.
Pierwsza – pomysł wrzucania wszystkiego z czym się nie zgadzasz do pudełka „komunizm” ma jedną wadę – kompletnie nie polega na prawdzie. Polemizowałem z tym już wielokrotnie. Żaden komunista-ideolog (Marks, Engels, Lenin, Stalin) wg mojej wiedzy nie postulował płacenie za domową pracę kobiet. Jeśli się mylę – proszę o źródło. Socjalizm PRL-owski i rosyjski proponował coś wręcz przeciwnego – wysyłał kobiety do pracy. Przyczyna nieideologiczna lecz praktyczna – silny rozwój przemysłu. Tak samo, i z identycznych powodów, działo się na Zachodzie, tylko już nieco wcześniej (Germinal – Zoli).
Druga – tradycyjna rodzina. Mogę się tylko domyślać, co masz na myśli, albowiem zależy o jakiej tradycji mówimy. W wydaniu mieszczańskim, szlacheckim, czy chłopskim? Biednym czy bogatym? Islamskim, prawosławnym, katolickim czy protestanckim? Z międzywojnia czy obecnie? Dlaczego uważam za ważne doprecyzowanie? Ponieważ nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka. Natomiast fakt jest taki – model sprawdzający się w gospodarstwie chłopskim XIXw. (czyli pewnie 85% przodków obecnych Polaków), okazuje się kompletnie nieprzydatny obecnie, gdy 60% mieszka w mieście, a z pozostałych 40% „wieśniaków” 2/3 nie pracuje na roli. Do tego same jego założenia (kuchnia i prace domowe, kościół, dzieci) już dzisiaj nie mają sensu, a tym bardziej dla młodych (do kościoła chodzi średnio 20%, pierwsze i często jedyne dziecko po 30-tce, a gotowanie zajmuje pół godziny dziennie i wszyscy jedzą w różnych porach). A tradycyjną rodzinę propagują zwykle „konserwatyści” z dwoma lub trzeba zonami (ew. w konkubinacie). Wielu z nich ma albo dzieci z różnymi kobietami (Korwin-Mikke, Gosiewski, Kurski) albo max. 1 (Kaczyński, Duda), więc ich wiarygodność – równe zero. Niektórzy z nich (Korwin-Mikke) do dzisiaj proponują pozbawienie kobiet praw wyborczych.
Patrzysz na model swojej rodziny tj. bogatej inteligencji sprzed 100 lat. Wtedy w Polsce tak żyło może 5% społeczeństwa. I tak, wtedy kobieta żyła jak w raju, nie pracowała zawodowo, nie martwiła się o kasę, w domu ze służbą, niańkami, sama nie wykonywała tzw. tradycyjnych prac, lecz zarządzała domem. Przy czym powiedzmy sobie jeszcze raz – rodziny tego typu stanowiły margines, a dzisiaj z uwagi na koszty pracy (służba), powtórzy go jeszcze mniej. Często obudzi się z ręką w nocniku (podzieli los tytułowej Marty z książki Orzeszkowej). I wbrew pozorom, powieść z 1873 r. okazuje się bardziej aktualna niż obecne „mądrości” Nczasu, Brauna, Mentzena itp. Więc traktowanie modelu „Kobieta w domu, facet do pracy” go jako reprezentatywnego przeczy statystyce i logice.
Pisząc „komunistyczna” mysle o obecnej lewicowej blednej i klamliwej narracji w roznych krajach swiata.
Do 20.59. I naklejasz błędną etykietkę. Współczesna lewica wcale nie jest komunistyczna. Nie jestem znawcą dzieł Lenina, ale taki Marks czy Engels pisał o ekonomii i polityce, a nie prawach kobiet, gejów itp.
„tradycyjna rodzina” – maz,zona, dzieci.Wlasne, nie adoptowane.Opierajaca swoje zaloznie i istnienie na milosci i zrozumieniu,a nie na wbitej do glowy lewicowej ideologii.
Do 21.02. Cały problem polega na tym, że taka rodzina, jaką widzisz, jest i będzie mniejszością. Dlaczego? Po pierwsze – dzieci, ponoć nawet 25% par mieć ich poza in vitro (gorliwie zwalczanym przez prawicę) nie będzie (a adoptowanych do rodziny nie zaliczasz). Takie są statystyki bezpłodności, płacimy za zanieczyszczone środowisko, stres, coraz gorsze jedzenie. Po drugie – przychodzi taki wiek, w którym dzieci idą z domu. I znowu – statystyczna para 55+ już nią, Twoim zdaniem być przestała, a takie pary stanowią znaczny procent społeczeństwa (piramida wiekowa). Po trzecie – następują tragedie – jedno z małżonków umiera i co, znika rodzina? 1/3 mężczyzn nie dożywa emerytury, kobiety umierają na raka, serce itp. Po czwarte – wielu involuntary celibate – nie mają szansy na związek, z powodów demograficznych (2/3 singli to mężczyźni, zamieszkujący rejony bez wolnych kobiet w ich wieku). Gdyby te wszystkie punkty zebrać w kupę, pewnie trzeba by wyeliminować 50% rodzin w świetle prawa. A przyczyny pod kontrolą ludzi – tu ideologie prawicowe i lewicowe dają takie samo żniwo. O lewicowych napisałeś. Ja opiszę prawicowe – większość znanych mi singli gotowych do ustatkowania się wymaga nierealnego – swojej rówieśniczki, 30-40 letniej, atrakcyjnej i koniecznie dziewicy. Ideologia zryła im beret. Wielu – nie spełnia (bez swojej winy) podstawowego kryterium do założenia „tradycyjnej” rodziny – nie posiada domu/mieszkania ani wystarczających dochodów, aby utrzymać oboje na wymaganym poziomie.
19.58. Tylko w USA sprzed 20-tu lat obowiązywał zupełnie inny model życia niż obecnie w PL. Znacznie mniej kobiet pracowało, więcej miało dzieci. Teraz takie opowiastki nie przystają do rzeczywistości, a już na pewno nie w wielkich miastach. W pokoleniu poniżej 40-tki panuje generalnie równouprawnienie, zarówno w zarabianiu, jak i pracy domowej.
Tam -zreszta nie tylko tam-rownouprawnienie bylo od dawna, zalezy w jakiej rodzinie.Podobnie jak u nas.
Nieschematyczne dzialanie:
https://www.youtube.com/shorts/Ld2QR-VCX2A
Autor pewnie myśli, że taka postawa to jakiś margines dzisiejszych kobiet, ale to zdecydowana większość. Jestem trochę młodszy, widzę to na codzień. W ostatnich latach hipergamia wystrzeliła w kosmos, przyczyn jest wiele. Obstawiam, że w najbliższych latach, jeśli nie dekadach będzie tylko gorzej. A skutki będą bolesne dla społeczeństwa, mlodzi mężczyźni przestaną mieć motywację do pracy, a nie oszukujmy się, to właśnie oni utrzymują szeroko rozumianą infrastrukturę.
TURBINA-mam nadzieje,ze to tylko przejsciowa glupota wywolana w ludziach przez klamliwe media i oszukancze wladze jakie by nie byly.
Faktycznie doświadczenie z młodymi kobietami mam niewielkie. Natomiast, co do hipergamii. Fałszywość przekazu różnych internetowych grup nie polega na tym, że hipergamia nie istnieje lecz na niezauważeniu, jak świat funkcjonował w przeszłości. Zawsze, od neolitu, kobiety szukały mężczyzn o pewnych cechach, przydatnych do spłodzenia potomstwa lub utrzymania rodziny. Teoria alf, bet itd. nie wzięła się znikąd, opowieści o księżnej Mariannie Orańskiej, która żyła bodajże ze stajennym – również.
Młodzi mężczyźni zawsze mieli pod górę, w świecie zdominowanym przez chłopów, rzemieślników panów – również. XIX w. gospodarz musiał mieć gospodarstwo, a dostawał je dopiero, gdy ojciec poszedł „na wycug”, więc po trzydziestce. I ten wiek (a wtedy żyli krócej) stanowił pewną granicę stabilności, pozwalającej na samodzielność. Nawet żonaci synowie (np. Antek z „Chłopów”) pracowali na ojca. Trochę zamieszał PRL, poszukujący siły roboczej (samodzielni byli już dwudziestolatkowie) oraz upowszechniający wykształcenie (zawód i niezależność po liceum, technikum, studiach). No i rzecz jasna, kto ginął na wojnie? Faceci do 30-tki.
Obecnie kobietom łatwiej prowadzić tzw. rozwiązłe życie, natomiast paradoksalnie, ono wcale nie jest łatwe (i nigdy też nie było), a rzeczywistość szybko sprowadza na ziemię. Aczkolwiek, gdy popatrzę na mojego brata, prowadzącego aktualnie życie singla z odzysku (SMV 9/10), oraz wesołego kumpla (tu główna zaleta – gadane), no cóż, koło 40-tki role się odwracają i nagle to mężczyźni zyskują przewagę. Paradoksalnie, wystarczy trochę się zestarzeć.
Jedyną słuszną motywacją do pracy (zawodowej, nad sobą) jest, moim zdaniem, rozwój. Małżeństwo wydaje mi się znacznie przereklamowane (choć akurat należę do wąskiej grupy, która nie narzeka), większość tych czynności, o których opowiada tiktokerka potrafię wykonać sam lub za nie zapłacić.
Polemizowałbym również z tezą „młodzi mężczyźni utrzymują infrastrukturę”. Dlaczego? Większość podatków płacą ludzie w średnim wieku (35-55), ponieważ wtedy, statystycznie, zarabia się najlepiej. Natomiast bezdzietni panowie 25-35 niewątpliwie najmniej czerpią z systemu.