Dlaczego większość ludzi wybiera etat?

Ostatnio snułem rozważania o życiu bez pracy etatowej. Wszystko wyglądało różowo, ale…. skoro tak super, dlaczego jednak większość osób wybiera etat?

Powodów takiego stanu rzeczy widzę kilka.

Brak kapitału czy nieruchomości. Proste. Żeby żyć z kapitału – trzeba mieć kapitał. Żeby utrzymywać się z nieruchomości, potrzebujesz nieruchomości. Bez kapitału nie ma kapitalisty ani rentiera. Kto nie ma, idzie na etat.

Brak umiejętności. Także w tym przypadku zostawmy na boku zbędne opowieści. Żeby zarabiać 70 zł/h netto trzeba mieć umiejętności warte takiej kwoty. A większość, pracując etatowo ich nie rozwija. Przeciętny nauczyciel, urzędnik, korposzczur wart jest na rynku i poza swoją bańką niewiele więcej niż minimalna stawka godzinowa. W ten sposób eliminuje się freelancerów. Ilu wśród nas stolarzy, lekarzy, pisarzy, zdolnych do uzyskania wyższej kwoty?

Niechęć do prac fizycznych. Wiecie jakie są najgorsze zawody na randkę w Polsce? Z 12 większość to proste i brudne prace fizyczne (na czele – kanalarz, śmieciarz, grabarz, sprzątacz) . Tylko dwa wymagają ubrudzenia się umysłowo – polityk i komornik. Nic dziwnego, że obecnie panowie starają się unikać prac fizycznych (o paniach nawet nie wspominam).

Rozdmuchane potrzeby. Proste życie jest tanie. To… proste. Ile rodzin tak żyje? A „miejski styl” kosztuje, co oznacza … więcej pracy. I pierwszy nadstawiam tu policzek. Jak piszę, od ładnych kilku lat mógłbym nie pracować więcej niż 2 dni w tygodniu.. Mam dom na wsi, oszczędności, stabilną sytuację. Ale … zawsze znajdzie się coś. A to rodzina chce zostać w mieście (co podnosi koszty oraz pozbawia potencjalnych 5 tys. zł dochodu), sam lubię samochody (kosztowna przypadłość) i oszczędności (trudno mi już żyć bez sporego miesięcznego marginesu błędu). Skoro ktoś, nazywający się „oszczędnym” idzie w takie rozkminy, co do dopiero przeciętny człowiek? Ano właśnie. Pisałem o 4,5 tys. zł/rodzinę. Wymaga to życia tanio, najlepiej na własnym kawałku ziemi. Jeżdżenia tanim autem, nieefektownych wakacji, ciuchów z Lidla itp. Kto tak chce żyć? Ba, kto tak potrafi żyć? Ja jeszcze tak. Większość (w tym mojej rodziny) – niekoniecznie. A jeśli potrzebujemy tych sporych kwot zł miesięcznie, godzimy się z etatem, zwłaszcza jeśli dotyczą nas punkty wyżej.

Nieumiejętność wyjścia z bańki. Wierzcie mi, bądź nie, wiele osób, faktycznie nie ma świadomości, że da się żyć inaczej. Funkcjonują w bańce, w której wszyscy wychodzą „do roboty”, najlepiej „do biura” i tak po prostu jest. Nie dostrzegają świata poza swoim kręgiem, lub lękają się go opuścić, ponieważ stracą szacunek, płynący z wykonywania „prestiżowego” zawodu. Brak zagranicznego urlopu postrzegają jak osobistą klęskę, deklasację. Znam sporo takich przypadków. Jednak niektórzy potrafią. Wymienię tylko Igora Bakuna, Tomasza Lachowicza czy Annę i Jacka z „Nieba za miastem”. Każda z tych osób była albo właścicielem firmy albo świetnym pracownikiem korporacji. Zmienili swoje życie właśnie dzięki rozbiciu bańki, tracąc poczucie bezpieczeństwa, a zyskując wolność.

„Mała stabilizacja”. Popularne określenie epoki Gomułki wydaje się jak najbardziej trafiające w punkt. Etat zapewnia (złudną) stabilizację. Wiąże nas z miejscem i ludźmi. Zapewnia stały dochód. Często nie wymaga ciężkiej pracy. Skoro mój pracodawca nieźle płaci, trudno się z nim rozstać. Przecież warunki nie są złe, prawda? Obiektywnie, nie. W dg, jak już pisałem 8 tys. zł netto, przy obecnych podatkach, oznacza 16 tys. zł brutto. A to już sporo więcej godzin.

Opisałem tu tylko główne powody dla których większość z nas trzyma się etatu. Paradoksalnie łatwiej rzucić go tym, którzy mają źle: niska pensja, niesympatyczna atmosfera, długie dojazdy, ciężkie i pochłaniające energię zadania. Reszta – podpisuje cyrograf.

28 komentarzy do “Dlaczego większość ludzi wybiera etat?”

  1. Bardzo dobrze opiales,a dwa ostatnie akapity w punkt.
    Moge sprobowac jeszcze uzupelnic przyczyny pojscia na etat-bez urazy dla etatowcow, to tylko moja opinia i byc moze bledna:
    -wzor w domu-pracownicy etatowi
    -lenistwo a raczej brak inicjatywy zyciowej
    -wygodnictwo (jak akapit o zyciu w bance)
    -przyzwyczajenie
    -przesadna obawa o bezpieczenstwo materialne ( z etatu tez moga zwolnic, jedyna roznica,ze wypowiedzenie trwa 3 miesiace i czasem jest odprawa)
    -brak checi ryzyka (tu akurat na plus, ryzyko kosztuje, czasem bardzo drogo)

    1. Przed końcem XIX w. większość nie pracowała na etacie. Każde gospodarstwo rolne – mała firma plus szereg zakładów rzemieślniczych plus tzw. wolni najmici – współcześni freelancerzy. Od tego czasu na pewno istnieje pewien trend zmniejszania liczby działalności gospodarczych, a zwiększania etatów. Szczytem była oczywiście komuna. Teraz wchodzą korporacje, rozbudowuje się sektor państwowy, wiele jdg to fikcyjni przedsiębiorcy bez praw pracowniczych a za to z ryzykiem i obowiązakami (praca dla jednego klienta).
      Natomiast, co do Twoich punktów – masz rację. Tradycja jest pewną siłą, zresztą pracownikowi łatwiej jest „załatwić etat” potomstwu, bo ma znajomości w grupie pracowników. Z drugiej strony, znam rodziny, w których dziadkowie na dg, rodzice na dg, a wnuczka idzie pracować na etat. Dlaczego? Tu wchodzą kolejne powody: zmniejszanie opłacalności małej firmy, wygodnictwo i lenistwo. Niewielu znam nierobów z własną firmą, a na etacie – całe mnóstwo. Leniowi łatwiej prześliznąć się wśród setki pracowników. A 80% jest wygodna, więc etat zwycięża.
      Ja przy działalności, zwłaszcza jednoosobowej widzę jeszcze jeden problem. Bankrutująca firma, pociąga za sobą bankructwo właściciela. Jako etatowiec ryzykujesz trzykrotne pobory (tyle wynosi odszkodowanie, o ile nie ma winy umyślnej), w jdg całym majątkiem. No i stałość pensji, łatwość planowania wydatków.
      Osobiście prowadzę malutką jednoosobową firmę obok dwóch etatów, mam też dochody z kapitału i powiem krótko – w pracy etatowej najlepiej sprawdzają się osoby przeciętne, a tych jest większość. Wybitni oraz słabi – nie wpisują się w schemat – muszą kombinować. Poza tym różne bywają posady – można zostać profesorem akademickim z pensją trochę powyżej średniej krajowej, ale dużą samodzielnością, albo pracownikiem call-center obłożonym procedurami. Pomiędzy dostrzegam całe continuum wariantów. I z tych samych powodów, oraz jako wierny uczeń Roberta Allena (Jak pomnożyć źródła swoich dochodów) wolę mieć pięć strumieni zasilających budżet domowy niż jeden. Przynajmniej jeszcze przez chwilę.

      1. Trudno sie nie zgodzic, z tymi strumieniami tez 🙂

        A etatowcy kiedy jeden strumien zniknie rwa wlosy z glowy.Oraz na gwalt szukaja innej koleiny.Bo etat wlasnie tak dziala na psychike.Wg mnie etat to wymysl socjalizmu i niestety psuje on charaktery oraz wyjalawia z inicjatywy, wynalazczosci itd.

        1. …choc z drugiej strony dzis jak chyba rzadko wczesniej jest aktualne powiedzenie (Lenina?Stalina?): „Bez inteligentnych mozna sie obejsc, potrzebni sa tylko posluszni”. Co widac i slychac na codzien.

        2. Etat jest znacznie starszy niż władza socjalizmu, wytworzył go kapitalizm fabryczny. Inspekcja pracy powstała w Polsce w 1918 r., więc już musiało być sporo pracowników.
          Oczywiście, że nie sprzyja wynalazczości zwłaszcza w korpo, gdzie wynalazek staje się własnością pracodawcy. Natomiast wynalazczość nie pojawia się wszędzie, bo nie zawsze jest konieczna. W biurze, w handlu, w edukacji – jej brak i głównie tam pojawia się właśnie etat. Jeżeli od ogólnej liczby firm odejmiemy obcy kapitał, przedsiębiorców dla optymalizacji podatkowej, franczyzy, nagle okaże się, że tych realnych mamy może 5%, a z rolnikami 10% (bo wiele gospodarstw nic nie sprzedaje, służy posiadaniu ubezpieczenia).
          Zresztą da się być przedsiębiorczym na etacie i działać pasywnie przy dg. Znam bardzo rzutkich sprzedawców (REP, agenci nieruchomości), żyjących na etacie. Jak to możliwe? Wynagradzają ich od wyników a nie dupogodzin.
          Nie każdy etat uznam za koleinę, nie każdą dg za złoty interes. Widziałem właścicieli firm, którzy założyli je z powodu bezrobocia (nikt nie chciał dać pracy), prowadzili siłą inercji z zerową innowacyjnością, a zamknęli z powodu strat, obciążając rodzinę długami.

          1. Oczywiscie,ze nie kazdy etat to koleina.Wlasnie jak piszesz w sprzedazy (sam krotko pracowalem dla PIONEER i dla HMC, drugi filar w 1999/2000) jest tylko chuda podstawa etatowa a reszta to wyrobione umowy dla firmy i z tego procent.

          2. Do 4.19: mam kolege, jest przeciwny panstwowej szkole, uwaza,ze dzieci mozna uczyc w domu (przedwojenne guwernantki przeciez funkcjonowaly). Dlaczego? poniewaz szkola odmóżdża (chyba,ze jakas prywatna,ale tez nie kazda).I jak napisales uczy slepego posluszenstwa i wykonywania rozkazow. To skad maja sie brac racjonalizatorzy, wynalazcy, przedsiebiorcy z wizja, pchajacy swiat naprzod?

          3. Do 10.12. Znam wielu ludzi ze szkoły PRL-u, których szkoła konformistyczna, zniekształcająca wiedzę doprowadziła do wynalazczości, racjonalizatorstwa i posiadania wizji. Oparcie edukacji na guwernantkach oznacza jedno – powrót do przedwojennego modelu edukacji, ze wszystkimi wadami plus kilka dodatkowych. Zacznijmy od przedwojennych: gigantyczna różnica poziomów, praktyczna niedostępność studiów dla jednostek niewybitnych (poprawkowy egzamin kosztował 50 zł czyli… trzymiesięczną pensję służącej lub dwutygodniową robotnika), do tego za studia się płaciło. 90% społeczeństwa nie miało szans na edukację uniwersytecką z powodów finansowych. Guwernantki kształciły na poziomie max. drugiej klasy dzisiejszego liceum i raczej kobiety. Tzw. edukacja domowa kobiet miała niski poziom, poza kilkoma przedmiotami (języki obce, język polski, historia). Jednostki mogły sobie pozwolić na więcej np. w Nałęczowie, córki miejscowego dziedzica uczył Żeromski, wybitny pisarz, niezły rysownik-amator, ale matematyk znacznie gorszy. I teraz wyobraź sobie dziewczynę zdolną matematyczno-fizycznie w takim układzie. Dramat, zmarnowany talent. O ile kiedyś, gdy kobiety nie pracowały, znajomość rysunków, muzyki, francuskiego, polskiego, historii, plus prowadzenia domu, w zupełności wystarczała, dzisiaj oznacza to brak zawodu.
            Płynnie przechodzimy zatem do czasów obecnych. Nie bez powodu dzisiejsza edukacja domowa opiera się na niepracującej matce i ojcu plus zawodowych korepetytorach (a nie jednej guwernantce po studium nauczycielskim). Z uwagi na rozwój poziomu wiedzy, jedna osoba nie są w stanie doprowadzić dzisiaj ucznia do matury na poziomie rozszerzonym z 3-4 różnych przedmiotów. Ile znasz osób, które rozwiązałyby dzisiaj ten egzamin z polskiego, matematyki, chemii, fizyki, biologii i języka obcego na 80%? Nawet gdyby rodzice się uzupełniali (tzn. ojciec humanista, mama ścisła), potrzebowaliby mnóstwo czasu na przygotowania. Ponieważ trzeba zdawać egzaminy. I dlatego też w XX w. arystokraci chodzili od liceum do szkół państwowych. Drugi kłopot – koszt. Model przedwojenny oznaczał danie utrzymania, pokoju i pensji minimum. Znasz dzisiejszy koszt takiego przedsięwzięcia? Kilkanaście tysięcy złotych. Ile osób sobie na to pozwoli?
            Wróćmy jeszcze na koniec do historii, 100 lat wstecz. Czy masz dane statystyczne – ilu wielkich wynalazców, pisarzy, poetów skończyło liceum i uniwersytet, ilu skończyło naukę w domu, a ilu poszło na studia po kształceniu przez guwernantki? Ja nie mam, ale kiedyś wezmę noblistów z lat 1920-1939 i sprawdzę to.

      1. Formalnie-etatowcy, ale ten pulkownik dzialal nieschematycznie przez co wylamal sie z pruskiego drylu i mial z tego tytulu klopoty.

        1. Do 20.32. Odróżnij fikcję od faktów. Ten film chyba opisuje wymyślone postaci, a nie rzeczywiste wydarzenia. Jeśli się mylę, popraw mnie. Gdybym jednak miał rację, oznacza dokładnie to co napisałem – propagandę Hollywood.

  2. Wrzucilem o niemieckim wojsku, poniewaz wlasnie u nich jest kladziony szczegolny nacisk na posluszenstwo.Bezwzgledne. Bohaterowie odwazyli sie – w szczegolnych okolicznosciach-na nieposluszenstwo.

    1. Niemieckie wojsko składało się w większości z fanatyków i wykonawców. Tak zostali wybierani i ćwiczeni (tzw. pruska szkoła). Jak w korpo.
      Bohaterstwem sprzeciwu wykazała się garstka. Natomiast Holoywood, fałszując historię, pokazało właśnie tych wyjątkowych, wręcz wymyślając ich. Znam nieźle losy Warszawy. Mordowało 97% Niemców. 1% odwrócił głowę, 1 % pomagał za łapówki, 1 % szlachetnych bezinteresownie. Na gest Kurta (nota bene fikcja ekranu, nie było takiej osoby) – jawne nieposluszenstwo pułkownika Wehrmachtu nie zdobył się nikt. Może jeszcze kapitan przy dziecku lub ładnej dziewczynie. Nawet rzekomo szlachetni – sprawcy zamachu z Wilczego Szańca – mieli dość Hitlera i jego porażek, a nie antypolonizmu, antysemityzmu itp.

      1. Tak, wiekszosc Niemcow wykonywala rozkazy. Chcialem na tym przykladzie tylko pokazac roznice miedzy jednym a drugim.

        1. 10.06. Jasne. Ale „tylko wykonywałem rozkazy” nie zwalnia z moralności (a i kary nie pozwala uniknąć). Natomiast aktualne pozostaje, to co napisałem. Czym innym jest odmowa wykonania rozkazu strzelania do cywila, a czym innym jawny, aktywny opór. O tym drugim u wysokiego oficera (pułkownika, generała) Wehrmachtu nie słyszałem.

      2. Von Stauffenberg chcial powrotu do dawnych Niemiec, Hitlera uwazal za szkodnika, zreszta calkiem slusznie.Sam bedac arystokrata chcial,zeby wszystko bylo jak wczesniej.I z punktu widzenia dobra kraju mial racje.

        1. 10.08. Napiszę może nieco precyzyjniej. Zawsze dziwi mnie zachwyt nad „rycerskością”, „arystokratycznością” Stauffenberga. Zwłaszcza wśród zwolenników ruchów narodowych. Dlaczego? Ponieważ był to członek zorganizowanej grupy przestępczej, a jego mundur i pochodzenie, mają znaczenie o tyle, że je splamił. Hitlera planował zabić nie z powodu jego mordów, ale porażek wojennych. Nie z motywów etycznych, lecz nieudolności wojskowej. Gdyby zamach się powiódł, kontynuowałby „Drang nach Osten”, zabijałby Polaków, Francuzów, Amerykanów, Żydów i Cyganów, tak samo zajadle jak Hitler. Poddałby się, gdyby doszedł do wniosków o niewygrywalności II WŚ. A „było jak wcześniej”, którym się zachwycasz, oznaczałoby likwidację Polski, Stauffenberg to drugi Bismarck a nie żaden „ostatni samuraj”.

    1. …narratorka nie wyglada na zbyt wiarygodna, ale spadek o 5% w jeden dzien to o wiele za duzo, i to nie jest pierwszy dzien takich spadkow.

      1. 20.59. Giełda działa w cyklach. Raz rośnie, raz spada. Głębiej lub słabiej. Ja teraz wchodzę przy -30%, a najlepiej przy -70%.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *