Czy stać Cię na posiadanie samochodu marzeń – refleksje z roku posiadania wymarzonego auta

Niedawno minął rok, od czasu, kiedy kupiłem sobie auto marzeń – Porsche Boxstera. Być może taki pojazd nie jest zgodny ze stereotypem oszczędności, ale jak pisałem wcześniej nie jestem minimalistą – dostrzegam zawsze współczynnik cena/wartość.  Mój samochód spełnia te kryteria. W chwili zakupu miał wprawdzie 17 lat, ale tylko 120 tys. przebiegu. Został też dokładnie sprawdzony.

Oto wykaz wydatków za ostatni rok (czyli pierwszy rok posiadania).

Ubezpieczenie –  431 zł (a silnik 2,5 l, mam jednak zniżki i mało jeżdżę),

Przegląd – 2000 zł (z tego połowa wymiana oleju w skrzyni biegów),

Naprawa zaciętej wkładki zamka – 220 zł,

Pokrowiec – 100 zł,

Paliwo – 1400 zł (czyli 70 zł na 100 km),

Razem wydatki: 4151 zł (ok. 2 zł/100 km).

Jeśli doliczę utratę wartości ok. 2000 zł rocznie, to posiadanie super samochodu, który wykorzystywany jest głównie weekendowo, kosztuje mnie ok. 500 zł miesięcznie.  Warto.

Gdybym miał mniej skomplikowane marzenia i zamiast Porsche Boxstera wybrał Mazdę Mx-5 prawdopodobnie zmieściłbym się w 4200 zł (350 zł miesięcznie) przy podobnym przebiegu.

Mit o kosztownym utrzymaniu auta sportowego obalony (chociaż tezy, że jest to wóz na co dzień raczej nie zaryzykuję).

 

 

Dacia – tani w eksploatacji samochód dla osób, które nie muszą błyszczeć.

Masz dużą rodzinę? Prowadzisz firmę budowlaną? Potrzebujesz przewieźć 5-7 osób i jeszcze dopakować sporo bagażu? Nie chcesz sprzedawać nerki, aby kupić auto? Pomyśl o zakupie Dacii.

Dacia kojarzy się  wielu osobom z rozsypującymi się rumuńskimi wyrobami samochodopodobnymi z lat 70-tych i 80-tych. To duży błąd. Tak samo jak czeska Skoda, Dacia zmieniła się radykalnie.  Teraz to tanie auto dla osób niepotrzebujących robić wrażenia na innych. Świetnie sprzedaje się nawet na wymagających rynkach np. we Francji, w Niemczech. Sprawdziłem dlaczego.

Dacia jest tania w zakupie

W każdej klasie aut osobowych, w której wystawia swojego przedstawiciela, Dacia ceną bije konkurentów na głowę. Przykłady.

SUV klasy subkompakt  – Dacia  Duster kosztuje w najuboższej wersji niecałe 40.000 zł. Kolejne auta tej wielkości popularnych marek (Mitsubishi ASX, Skoda Yeti, Renault Captur) są o 50% droższe. Tak, tak dobrze przeczytałeś. Kosztują o połowę więcej (ok. 60.000 zł). Dlatego Dacia Duster jest najlepiej sprzedającym się SUV-em na polskim rynku. Oczywiście Duster nie jest wykończony w środku jak Renault, ale ma świetny wygląd zewnętrzny i cena czyni cuda.

Kariera Dacii zaczęła się od Logana. To samochód klasy B, z ogromnym bagażnikiem (500 l), dużą ilością miejsca w środku. Może trochę archaiczny (konstrukcja sprzed kilku lat), może źle wykończony, ale za to dostępny za 29.900 zł. Konkurenci oferujący mniej przestrzeni cenią się znacznie wyżej (minimum 40.000 zł za Renault Clio). Podobnej wielkości Skoda Rapid (też budżetowe auto) kosztuje 43.000 zł.

Dacia Logdy to kompaktowy minivan dla 5-7 osób. Nie wygląda najnowocześniej, ale wystarczająco elegancko. Znowu do kupienia za 39.900 zł (siedmioosobowa wersja z klimatyzacją 47.000 zł). Za konkurencję np. Opla Zafirę zapłacisz ponad 70.000 zł.  Scenica (tylko 5-miejscowy) producent wycenia na niespełna 60.000 zł. Znowu różnica 50%.

Jako używana Dacia też jest proporcjonalnie tańsza. Kto patrzy na cenę, ten się nie zastanawia.

Utrzymanie Dacii nie kosztuje wiele

W Dacii psują się tylko drobiazgi. Owszem są denerwujące (np. migające kontrolki), ale za to tanie do usunięcia (prosta konstrukcja). Przeglądy kosztują mniej niż u konkurencji. Silniki to sprawdzone, starsze motory Renault.

Poza tym Dacia nie pali wiele i nadaje się do zasilania gazem (są też wersje fabryczne, dla tych co nie chcą tracić gwarancji). Efekt?

Koszt utrzymania nowego Logana, będzie wyglądał następująco.

Przegląd – 300 zł, ubezpieczenie – nie więcej niż 900 zł, naprawy symboliczna wymiana części zużywających się 200-300 zł rocznie, utrata wartości (przy eksploatacji przez 14 lat) – 1900 zł rocznie, paliwo (dystans 10 tys. km)  – 2000 zł (gaz).

Razem przez rok koszt zamknie się kwotą  5400 zł. Przypomnę, za nowe auto.

Teraz porównanie z popularnym Renault Clio.  Przegląd – 600 zł, ubezpieczenie 1300 zł, naprawy 400-600  zł (o ile mamy szczęście), utrata wartości – 2500 zł, paliwo  – 2400 zł (benzyna). Razem 7400 zł.  Więcej od Dacii o około 40-50%.

Dacia ma ogromne wnętrze i wielki bagażnik

Porównanie wnętrza (miejsce na nogi w tylnym rzędzie) ma decydujące znaczenie przy wyborze auta rodzinnego. Równie istotny jest duży bagażnik. W obu tych konkurencjach Dacia zostawia współzawodników z klasy B (np. wspomniane wyżej Clio) daleko w tyle. Zbliża się raczej do klasy C.

A jeśli szukamy samochodu używanego, wybór Dacii Logan MCV (7 miejsc, bagażnik przy 5 osobach 700 litrów) pozwala mierzyć się zwycięsko z  liderami segmentu D  np. Fordem Mondeo, Renault Laguna (wyjątkiem jest szerokość auta).

Z tego względu Dacia to pojazd dla dużych rodzin, wybierany chętnie również przez ekipy budowlane. Jeśli prestiż marki nie ma dla Ciebie żadnego znaczenia, kupuj Dacię. Ja przez pewien czas miałem Logana i nie żałuję. Sprzedałem go przez jedną wadę – nieskładaną tylną kanapę (wersja Logan II ma już w opcji nawet dzieloną).  Ale był bezsprzecznie jednym z najtańszych w eksploatacji moich aut. W konkurencji cena/przestrzeń nie miał sobie równych (trudno porównać  do Fiata Pandy, Uno, Toyoty Yaris czy Daewoo Lanosa).

 

 

 

 

Toyota – idealne samochody dla anonimowego milionera

Gdybym miał wybrać  markę idealną dla anonimowego milionera, wskazałbym Toyotę.  Dlaczego?

Znam kilku posiadaczy Toyot, wszyscy rozsądnie gospodarują pieniędzmi. Przepytałem ich z jakiego powodu wybrali właśnie te auta?

Powód nr 1. Toyoty się  nie psują.

Słyszałem niezadowolonych posiadaczy Volkswagenów, Skód, ba nawet BMW i Mercedesów. Głównym powodem do narzekań była awaryjność i koszty późniejszych napraw. Np. wymiana turbiny i wtryskiwaczy w Volkswagenie Touranie kosztowała mojego kumpla 5 tys. zł. Auto przejechało 100 tys. km. Wystarczy poczytać testy długodystansowe w Auto-Świecie. Trzy najgorsze auta w historii: 2 Volkswageny i Peugeot.  Toyota – znacznie powyżej średniej.

Toyoty mają inaczej – nie psują się.  Czasami oczywiście trzeba coś wymienić, ale to części eksploatacyjne. Moja koleżanka kupiła 7-letnią Corollę, codziennie przez 7 kolejnych lat dojeżdżała nią do pracy 140 km każdego dnia. Rocznie przejeżdżała prawie 37 tys. km. Teraz auto liczy 14 wiosen i ma przebieg prawie 400 tys. km. Liczba poważnych awarii – 0. Moja żona jeździła Yariską. Mój teść – mechanik samochodowy, kupił już drugą (za każdym razem używaną), moja znajoma też wymieniła już dwie.  Nikomu nic się nie psuło.

Powód nr 2. Toyota jest oszczędna.

Silniki benzynowe Toyoty mało palą. Nie w fałszowanych testach fabrycznych, ale w rzeczywistości.  Przykłady. Miałem Fiata Pandę z silnikiem benzynowym, palił w mieście 8 l/100 km. Toyota Yaris (auto większe i wygodniejsze) 6 l/100 km.

Corolla mojej koleżanki zużywa w trasie 5,5 l benzyny na 100 km. Mój Opel Astra spalał w analogicznych warunkach 7 l.

Yaris diesel mojej znajomej pali 3,5 l/100 km (a ma już za sobą 200 tys. km bezawaryjnej jazdy). To tylko 14 zł/100 km. Panda z gazem była droższa w eksploatacji.

Dla kogoś, kto dużo jeździ to ogromna różnica. Ale nawet przeciętny przebieg 10 tys. km rocznie przy obecnych niskich cenach benzyny i aucie klasy C (np. Astra/Corolla/Golf) pozwala zaoszczędzić 600 zł rocznie (50 zł miesięcznie). Przy 20 tys km./rok w kieszeni zostaje 1200 zł. Moja dojeżdżająca koleżanka ma w portfelu 2000 zł rocznie.

Powód nr 3. Toyota mało traci na wartości.

Toyota nie jest tania w zakupie. Za to powoli traci na wartości. 14-letnia Corolla jest warta nadal około 10 tys. zł. Jako nowa kosztowała za 52 tys zł. Przez 14 lat (czyli rozsądny okres trzymania auta przez oszczędnego milionera) straciła 42.000 zł Rocznie to 3000 zł. Ktoś kto kupił siedmiolatkę za 25 tys. zł, mógł obniżyć utratę wartości do nieco ponad 2000 zł/rok. Ale nawet przez pierwsze siedem lat cena spadła z 52 tys. do 25 tys. czyli 27 tys. (nieco mniej niż 3900 zł/rok).

Porównajmy ją z Fiatem. Jako nowy był tańszy o 2 tys. zł.  (50 tys. zł) Teraz, po 14 latach kosztuje 5 tys. zł. Rocznie tracił na wartości o  200 zł więcej. Dodatkowo więcej też palił i znacznie częściej odwiedzał mechanika.  Jako 7-latek był wart tylko 19 tys. zł. Przez pierwszych 7 lat na wartości tracił średnio 4400 zł.  Zawsze był gorszy od Toyoty.

Powód 4. Toyota dobrze się kojarzy.

Toyota kojarzy się z solidnością, niezawodności, oszczędnością. Kto chce być uważany za posiadającego te cechy wybierze auto właśnie tej marki.

Jazda Toyotą to też brak ostentacji, co tylko w niektórych branżach i na niektórych stanowiskach, może być poczytane za wadę. Np. szef agencji reklamowej znacznie lepiej wygląda w BMW, Audi, Mercedesie czy Porsche. A że przy okazji traci gigantyczne pieniądze. No cóż, kto mu zabroni. Zakup Mercedesa Klasy A w 2002 rok to był wydatek minimum 70 tys. zł. Teraz jest tańszy niż Toyota (8 tys. zł). Przez 14 lat stracił na wartości 62 tys. zł (4.400 zł/rok). Czyli w każdym roku, właściciel Mercedesa wyrzucał z kieszeni o 50% więcej na utracie wartości, 20-30% więcej na paliwie, miał przy tym samochód, który częściej się psuje i dysponuje słabszym, mniej zrywnym silnikiem, ma za to gwiazdę na masce. No, i który kierowca nowego Mercedesa jeździ nim przez 14 lat?

 

Ile kosztuje utrzymanie dziecka?

Nie ma jednej odpowiedzi na tak postawione pytanie. Wszystko zależy od stylu życia i zasobów finansowych jego rodziców, indywidualnych zdolności dziecka, wieku, a na koniec także stanu zdrowia.

Wychowanie Roberta Kubicy, Agnieszki Radwańskiej kosztowało krocie, co nie oznacza, że była to zła inwestycja. Przeciętny Kowalski wydaje znacznie mniej. Postaram się stworzyć pewien standard, będący odpowiedzią na tytułowe pytanie i badania ekonomistów.

Wiek do 3 lat.

Jedzenie 150-500 zł (soczki, obiadki, warzywa eko itp.).

Ubranka i akcesoria (szybki wzrost) od 30 zł (ciuchlandy, większość otrzymana od znajomych lub rodziny) do 500 zł (mebelki, nowe ubranka, gadżety).

Opieka: Od 0 (babcia) przez 700-800 zł (żłobek) do 1800 zł (opiekunka).

Leki,lekarze, atrakcje i zajęcia dodatkowe: Od 50 zł do 1000 zł (jeśli dziecko często choruje).

Razem: Od 230 zł do 3800 zł. Rozrzut jak widać jest ogromny.

4-6 lat (przedszkolak).

Jedzenie 200- 600 zł.

Ubranka i akcesoria: 30-500 zł.

Opieka: Od 0 zł (babcia) przez 200-300 zł (przedszkole gminne) do 1000 zł prywatne przedszkole.

Leki,lekarze, zajęcia dodatkowe: 100 zł do 1000 zł

Razem: Od 330 zł do 3100 zł.

7-15 lat (szkoła podstawowa i gimnazjum).

Jedzenie: 300-1000 zł.

Ubrania i gadżety, kieszonkowe: Od 100 zł do 1000 zł.

Nauka: 200 zł – 1500 zł (prywatna szkoła).

Leki, lekarze, zajęcia dodatkowe, wakacje: Od 50 zł do 1500 zł.

Razem: Od 650 zł do 5000 zł.

16-18 lat (liceum).

Jedzenie: 500-1200 zł.

Ubrania i gadżety, kieszonkowe: Od 200 zł do 1400 zł.

Nauka (w tym korepetycje): Od 300 zł do 2000 zł.

Leki, lekarze, zajęcia dodatkowe, wakacje : Od 50 zł do 1500 zł.

Razem: Od 1050 zł do 6100 zł.

Całkowity koszt wychowania dziecka przez 18 lat może zatem wynieść od 128 tys. zł do ponad 1 mln zł.

Powyższe wyliczenia nie uwzględniają kosztów większych samochodów, mieszkań itp.

Zakładając, że pomoc państwa w postaci 500 zł na dziecko będzie trwała od urodzenia do pełnoletności,  to rodzic może otrzymać (o ile spełni kryterium dochodowe) maksymalnie 108 tys. zł.

500 zł na dziecko. Jak wydać te pieniądze?

Informacje o programie 500 zł na dziecko znajdziecie m.in. tu:

http://500nadzieci.pl

Teraz postaram się napisać kilka słów o tym jak wydać te pieniądze.

Po pierwsze – rozsądnie. Rozsądnie, to znaczy adekwatnie do sytuacji. Ktoś mający minimalne dochody przeznaczy je pewnie na zakup lepszego jedzenia, ubrań, pomocy szkolnych itp. Zamożniejsi zapłacą za zajęcia dodatkowe, obozy, wyjazdy itp. Najbogatsi w całości odłożą dziecku na przyszłość (np. na wkład własny do mieszkania, własną firmę).

Po drugie – na dziecko. To są pieniądze dla rodziców, ale na dzieci. Jeśli nie chcesz mieć wizyty pracownika socjalnego (bo donieśli „życzliwi sąsiedzi”) nie planuj wzięcia kredytu na wypasiony samochód, nie kupuj alkoholu itp. Licz się z tym, że możesz zostać zapytany – jak wydałeś pieniądze.

Po trzecie – nie przyzwyczajaj się do tego dochodu. Zapobiegaj zjawisku, które nazywa się „inflacją stylu życia” tzn. uważania podwyżki i innego wzrostu dochodów za oczywiste i przeznaczanie ekstra kasy na natychmiastowe podniesienie stopy życiowej (czyli zakupy konsumpcyjne).

Poniżej przykładowy plan rozdysponowania dochodów w „klasie średniej” (dwie przeciętne pensje, dwoje dzieci). Rodzina taka dostanie 500 zł (o ile nie ma szczęścia prowadzenia działalności gospodarczej ze stratą, posiadania wysokowydajnego gospodarstwa rolniczego lub dochodów w szarej strefie).

Spełniamy jednocześnie trzy warunki:

  • część na przyszłość – odłożenie na wesele, początek wkładu własnego na mieszkanie dzieci itp. – 170 zł,
  • część na przyjemności (zabawki, książki, komputer, tablet, telefon itp.) – 160 zł,
  • część na edukację (zajęcia dodatkowe, obóz językowy, wyjazd związany z hobby, sportem, nauką)  – 170 zł.

Kwota 170 zł oszczędzana miesięcznie daje razem rocznie 2040 zł. Po 18 latach  (o ile program będzie tyle trwał) mamy już 47.000 zł (o ile założymy zysk 3,25%  rocznie – uwzględniając podatek). Jeśli mamy małe dzieci starczy na 20% wkładu na kawalerkę.

170 zł na edukację to niewiele. Ale z drugiej strony, wystarczy na prywatne lekcje języka dla jednej osoby (przynajmniej u mnie), lub zajęcia sportowe dla dwóch.

Przyjemności też muszą być. W końcu taka jest natura dzieciństwa. Blisko 2000 zł rocznie to np. laptop, markowy tablet lub telefon. To w końcu wyjazd wakacyjny na zagraniczny obóz na 7-10 dni.

Moje pomysły są tylko propozycjami. Swoje plany wpisujcie w komentarzach.

 

 

 

Jak uzbierać na wkład własny na mieszkanie?

Odpowiedź zgodna z duchem tego bloga brzmi – stopniowo.

Decyzji o zakupie pierwszego mieszkania nikt nie podejmuje (albo przynajmniej nie powinien) z dnia na dzień. Młodzi ludzie najpierw wynajmują przez pewien czas, zanim zdecydują się na zakup.

Obecne regulacje (od stycznia 2016 r.) wymuszają posiadania na kredytobiorcy minimum 15% wkładu własnego. Wyjątkiem jest program dopłat dla młodych. Ja uważam, że wkład ten powinien wynosić nie mniej niż 20%. Dlaczego?

Po pierwsze, ktoś kto nie jest w stanie oszczędzić minimum 40 tys. zł w ciągu kilku lat, będzie miał w przyszłości ogromne problemy ze spłatą rat.

Po drugie, brak wkładu w tej wysokości powoduje automatyczne i bardzo niekorzystne naliczenie ubezpieczenia brakujących kwot (kilka tysięcy co 3-5 lat).

Po trzecie, im wyższy wkład, tym niższe raty. O zaletach takiego rozwiązania, nie trzeba chyba nikogo przekonywać.

Po czwarte, brak wkładu własnego oznacza niemożliwość zakupu mieszkania, o ile nie korzystamy z programu Mieszkanie dla Młodych.

A zatem jak zebrać brakujące kilkadziesiąt tysięcy. Zakładam, że cena mieszkania to minimum 150 tys. zł.  20% z tej sumy to 30 tys. Do tego trzeba doliczyć opłaty notarialne i okołokredytowe, a także minimalne chociaż wykończenie. Razem zakładam konieczność odłożenia 40 tys. zł.

Jak napisałem na początku, warto pieniądze zbierać stopniowo.  Jak długo? To już zależy od dochodów i wydatków. Szybka ścieżka (1 rok, 2 lat) dostępna jest dla osób zarabiających sporo (4-5 tys. netto). Szczęśliwcy, w ogóle nie muszą zbierać, bo dostaną pieniądze od rodziców. Skoków na bank, ślubów z milionerem, wygrania w kasynie lub Lotto także nie przedstawiam jako alternatywy. Zostawmy je desperatom.

Dobry plan na wkład własny musi być realny. Realny, czyli dostosowany do uzyskiwanych dochodów i poziomu wydatków. Przyjmuję, że mamy do czynienia z parą osób zarabiających łącznie 3 tys. netto (trochę więcej niż dwie pensje minimalne). Czy to wystarczy? Musi.  40 tys. oszczędności rozłożone na 5 lat to 8 tys. rocznie, nieco ponad 650 zł miesięcznie. Dwie osoby są w stanie tyle odłożyć (jak – o tym w innych wpisach).

Czasami warto pojechać pracować do bogatszych krajów UE. Tam, zamiast 650 zł można odkładać 2-3 razy tyle. Wtedy 40 tys. uda się zebrać w 2 lata.

Można także podjąć dodatkową pracę lub zdecydować się na zlecenie, nadgodziny. Wtedy oszczędności będą rosły w tempie 1000-1200 zł miesięcznie, a więc czas potrzebny na zgromadzenie wkładu własnego skróci się do niespełna 3 lat.

Radykalną opcją jest zamieszkiwanie z rodzicami. Oszczędzenie dodatkowych minimum 600 zł  (dwoje) na kosztach stancji, to 7,5 tys. rocznie, czyli razem już 15 tys. zł. Czyli zamiast pięciu lat, mniej niż 3.

Niektórzy uzgadniają z rodzicami, że nie organizują wesela, a pieniądze które były na to przeznaczone, odkładają na wkład własny. Przy przeciętnych kosztach przyjęcia zostanie minimum 10-20 tys. zł. To już połowa środków na dobry początek.

Jaki będzie finał? Wynajęcie mieszkania wartego ok. 150 tys. zł to średnio 1000 -1100 zł.  Rata kredytu od 120 tys. wyniesie 540 zł. Nawet jeśli dodamy koszty opłat (200 zł), będzie to 740 zł, o 260 zł (czyli około 1/4) mniej niż w przypadku wynajmu.

Mieszkanie w TBS, czy to złoty interes?

Wiedząc o trudności w dostępie do tanich mieszkań, wprowadzono instytucję Towarzystw Budownictwa Społecznego – TBS  (ustawa  z dnia 26 października 1995 r. o niektórych formach popierania budownictwa mieszkaniowego Dz. U. z 2013 r. poz. 255 ze zm.).

Konstrukcja ich jest w miarę prosta. Gmina lub podmiot prywatny tworzą TBS. Dostaje on kredyt na wybudowanie mieszkań. Przyszli lokatorzy wpłacają wkład  partycypacyjny (w wysokości określonej w umowie – standardowo 30% wartości odtworzeniowej) i mogą mieszkać do śmierci.  Po śmierci prawo przechodzi na najbliższych członków rodziny (jak najem). Dodatkowo mieszkańcy zobowiązani są do opłacania czynszu, nie wyższego niż 4% wartości odtworzeniowej (5% jeśli miało miejsce finansowanie zwrotne). Trzeba przy tym pamiętać, że TBS nie jest dla wszystkich (obowiązują ograniczenia w dochodzie).

Ja w tym poście skupiam się wyłącznie na opłacalności ekonomicznej w moim mieście. Analizuje cztery warianty.

  1. Mieszkanie używane kupione na kredyt na wolnym rynku.
  2. „Zakup” nowego mieszkania w TBS.
  3. „Zakup” udziału w TBS na wolnym rynku.
  4. Wynajem mieszkania na wolnym rynku.

Wariant I. Mieszkanie używane kupione na kredyt na wolnym rynku.

Typowe mieszkanie ma powierzchnię 50 m2. Cena wynosi 225.000 zł.

Czynsz – 200 zł (przy 2 zamieszkałych osobach).

Rata kredytu hipotecznego (przy wkładzie 30%) – 708 zł.

Razem (czynsz+rata) = 908 zł.

 

Wariant II. Zakup nowego mieszkania w TBS.

Powierzchnia podobna. Wkład partycypacyjny- 52.500 zł.

Czynsz  – 800 zł (przy 2 zamieszkałych osobach).

Razem (czynsz+rata) = 800 zł.

 

Wariant III. Zakup używanego mieszkania w TBS.

Odstępne (w tym wkład partycypacyjny)  –  70.000 zł.

Nadwyżka ponad wkład minimalny finansowana z kredytu – 100 zł.

Czynsz – 800 zł (przy 2 zamieszkałych osobach).

Razem: 900 zł.

 

Wariant IV. Wynajem podobnego mieszkania na wolnym rynku.

Czynsz najmu – 1200 zł .

Odsetki od wkładu własnego – 120 zł.

Wkład własny (podzielony na 40 lat) – 100 zł.

Razem – 980 zł.

Jak widać nie ma wielkich różnic finansowych pomiędzy TBS, wynajmem, zakupem mieszkania. Skoro tak, to ja wybrałbym zakup. Dlaczego kiedy TBS buduje nowe mieszkania, ludzie całymi dniami stoją w kolejkach?

Przyczyn jest kilka.

Po pierwsze –  brak zdolności kredytowej na zakup na wolnym rynku. Nie każdy może sobie pozwolić na zaciągniecie kredytu.

Po drugie – bardziej cywilizowane warunki niż najem od osób prywatnych.

Po trzecie – dostajemy nowe, wykończone mieszkanie.

Po czwarte – część z osób starających się o TBS nie liczy kosztów, pociąga je niski wkład własny i brak kredytu.

System kopertowy – najprostszy sposób na opanowanie wydatków

Czy ciągle masz problemy z planowaniem swoich finansów? Prowadzenie rejestru wydatków w zeszycie, excelu, telefonie nie sprawdza się w Twoim przypadku? Brak Ci motywacji do oszczędzania i zapisywania?

Mam dla Ciebie najprostsze rozwiązanie. Sprawdziły go nasze babcie, które wprawdzie były mniej wykształcone, ale często znacznie rozsądniejsze jeśli chodzi o pieniądze.

System opiera się o kilka zwykłych kopert. Wystarczają te w formacie a6 (najmniejsze), chodzi o to aby mieściły się w nich banknoty.  Nie korzystamy z konta ani kart kredytowych. Posługujemy się wyłącznie widocznym, fizycznym pieniądzem. Zaczynamy.

Kowalscy, typowa młoda rodzina ma dochody w wysokości 3000 zł netto. Właśnie otrzymali pensję na kolejny miesiąc. Pamiętają, że trzeba:

  • opłacić czynsz za wynajęcie kawalerki + opłaty dla właściciela wynajmowanego mieszkania – 1000 zł (nie w Warszawie),
  • uregulować rachunki za komórki, internet – 100 zł,
  • kupić 2 bilety komunikacji miejskiej –  170 zł,
  • przeznaczyć pewną kwotę na życie (tj. jedzenie, ubrania, chemia, leki) – 830 zł,
  • inną na rozrywki – 300 zł,
  • co nieco zaoszczędzić – 600 zł (20% dochodów).

Potrzebują zatem 10 kopert.  5 z nich opiszą kategoriami wydatków (mieszkanie, rachunki, transport, rozrywka, oszczędności). Pozostałe pięć numerami kolejnych tygodni w miesiącu.

Do pierwszej włożą pieniądze na opłaty. Wyjmą je przed 10. kiedy będą rozliczać się z właścicielem.

Drugą wypełnią środkami na rachunki. Kiedy nadejdzie termin płatności, kopertę opróżnią.

W trzeciej przechowują pieniądze na karty ZTM. Bilety muszą kupić do 3.

Czwarta zostanie przeznaczona na rozrywki.  Można z niej podbierać, dopóki pieniądze się nie skończą.

W piątej Kowalscy gromadzić będą oszczędności.

Kopert przeznaczonych na życie będzie 5. Każda na inny tydzień. Dlaczego aż 5? Bo nad wydatkami na życie najtrudniej nam zapanować. Tutaj zakupy, tam zakupy, tutaj bluzka, tam nowe buty i … po pensji.

Zasady są proste. Nie można wydawać na dany cel więcej niż jest w kopercie. Jeśli wypłacimy mniej, środki idą albo na oszczędności, albo przechodzą na kolejny miesiąc. Tym sposobem nawet najwięksi rozrzutnicy, jeśli widzą jak szybko ubywają im pieniądze, zaczynają wkraczać na ścieżkę rozsądku.

I o to chodzi.

Sam przez kilka lat korzystałem z tej metody.

Jak spłacić kredyt hipoteczny w 15 lat zamiast w 30?

Wielu z nas ma kredyty hipoteczne. Przy zawieraniu umowy decydowaliśmy się często  na najdłuższy możliwy okres spłaty, czyli 30 lat. Jednak okres umowny można skrócić nawet o połowę. Jak? Nadpłacając.

Przyjmujmy pewne założenia.  Typowa rodzina, kupując nieruchomość, wzięła 200 tys. kredytu hipotecznego. Rata wynosi ok. 900 zł. Ile więcej trzeba zapłacić aby czas życia kredytu skrócił się o połowę?  Niespełna 600 zł miesięcznie. 

Czy to dużo? Z pewnością dla jednych to suma niemożliwa do zaoszczędzenia. Dla innych niewielka korekta planów.

Jeżeli kredyt spełniał warunki przyjmowane dla rozsądnego ojca rodziny (rata nie więcej niż 15% dochodu) to możemy założyć, że nasi kredytobiorcy zarabiają około  6000 zł netto miesięcznie (mniej więcej 2 średnie pensje). W takiej sytuacji jest pole do optymalizacji wydatków w ten sposób, aby wygospodarować dodatkowe 600 zł miesięcznie na nadpłatę.

Jeżeli kredyt był brany na 30-40%  przeciętnych dochodów? No cóż, tutaj nie ma wielkich możliwości manewru. Pozostaje tylko zwiększyć dochody.

 

 

Sknera czy oszczędny?

Wiele osób używa słów „sknera” i „oszczędny” jako synonimów. Mają one jednak zupełnie inne znaczenie. Różnica między sknerą a człowiekiem oszczędnym jest zasadnicza.

Sknera to osoba, żałująca sobie (i wszystkim najbliższym) każdego grosza. Ubiera się byle jak, je byle co, jeździ byle czym, nie wydaje i zbiera pieniądze dla samego posiadania. Jego myślą jest mieć więcej. Aby to osiągnąć potrafi pojechać bezpłatnym autobusem na drugi koniec miasta, żeby kupić opakowanie proszku o 50 groszy taniej.

Oszczędny z kolei, wprawdzie odmawia sobie (i czasami bliskim) wielu rzeczy, ale robi to z konkretnego powodu. Ma priorytety wydatkowe i na nich się skupia, bezlitośnie eliminując pozostałe wydatki lub tnąc je do kości. Planuje cele finansowe i wie, że nigdy ich nie osiągnie, jeżeli nie skupi się na tym co ważne. Wybiera wakacje (jeśli są dla niego ważne) zamiast wyjść na miasto, odłożenie na 1-szą wpłatę na mieszkanie zamiast hucznego wesela na 300 osób. Stara się optymalizować. Jest zdolny do wyrzeczeń, ale nie dla zasady (jak sknera) lecz aby spełniać marzenia.

Oszczędny a sknera

 SkneraOszczędny
JedzenieWybiera najtańszeStara się niewielkim kosztem jeść zdrowo np. wybierając gotowanie w domu zamiast fast-foods.
Horyzont planowania
Krótkoterminowy (zaoszczędzić dzisiaj)Długoterminowy
Wpływ na innych ludziNegatywny (marudzą, wypominają)Pozytywny (inspirują do dobrych zmian)
Stosunek do cenyPatrzy tylko na cenęDostrzega relację cena/jakość

Z zewnątrz najłatwiej poznać oszczędnego po uśmiechu na twarzy. Realizuje swoje kolejne plany i cieszy się życiem. Sknera zaś ciągle narzeka i wszystkim się zamartwia.