Jestem mięsożercą. Nie w takim stopniu jak przed projektem życia za pensję minimalną, ale jednak. Gdybym założył pełną samowystarczalność żywieniową potrzebuję sam ok. 3-5 kg czystego mięsa (tzn. bez kości, tłuszczu itp.) miesięcznie. Moja rodzina już 30 kg. Czy jest możliwe dokonanie tego w moich warunkach?
Analizując sytuację zakładam dwie opcje: miasto i wieś. W mieście mam mały domek z niewielkim ogródkiem (działka ok. 300 m2). Położony jest na terenie, na którym można hodować wyłącznie kury i króliki z zachowaniem przepisów sanitarnych (de facto do czasu skargi sąsiadów). Właściciele mieszkań mają opcję ogródków działkowych (poza terenami wyłączonymi MPZP, w ROD dopuszczają chów właśnie kur i królików). Rodzi to jednak określone problemy. Po pierwsze – wspomniani sąsiedzi. Jedną ozdobną kurkę i parę króli może przełkną, ale 30 kg mięsa to takich kur 30 i to jednocześnie. Dla wyżywienia jednej osoby, może dałoby się to zorganizować. Przy większej liczbie – będzie kłopot. Po drugie – ochrona przed drapieżnikami. Jastrzębi nie widziałem (co nie znaczy, że ich nie ma), ale lisa już tak. Sąsiedzi i mieszkańcy pobliskich bloków mają wychodzące koty. Polują one na małe ptaki (np. sroki), a niektóre rasowe kociska spokojnie poradziłyby sobie z kurą. Do ROD ludzie przyjeżdżają z psami i… nie mamy co jeść. Znowu, 1-3 kury damy radę jakoś zabezpieczyć. Większej liczby już nie. A więc…. W mieście pomysł (o ile nie mówimy o jednej osobie) wydaje się mało realny. Dla mnie wprost nierealny.
Zostaje wieś. Tu mogę szaleć. Bez protestów sąsiadów mam szansę na kury, kaczki, króliki, owce, kozy, krowy, świnie i co jeszcze przyjdzie mi do głowy. Z uwagi na zamykany duży garaż, dam radę zabezpieczyć się przed drapieżnikami. Miałbym tylko dwa kłopoty. Kto dopilnuje, podczas mojego wyjazdu. Kto zabije, żebym mógł zjeść. O ile wyjazd do pracy (de facto 9 godzin) zwierzęta mogą przeżyć w zamknięciu (o ile będą to np. 2 owce, koza i kury), o tyle np. w wakacje powstanie problem. Kozę/owcę trzeba doić, dać jeść, wysprzątać wokół niej. Musiałbym prosić sąsiada, co jest mało realne (sam nie ma zwierząt, pracuje w budowlance), albo organizować zastępstwo z zewnątrz. Czyli w imię samowystarczalności na urlop już nie raczej pojadę. No chyba, że skupiłbym się wyłącznie na drobiu (hodowlę typowo mięsną można likwidować np. na zimę). Z zabiciem jeszcze większy ambaras. Uśmiercenie kury nie stanowiłoby dla mnie problemu, ale już np. kozy/owcy pewnie nie zabiłbym. Oczywiście, gdybym miał głodne dzieci, na pewno przełamałbym się, ale inaczej? Czyli zostaje mi alternatywa – żywić się drobiem. Może w tym roku spróbuję (oczywiście nie hodując 30 szt tylko do 5 jednocześnie).
A pieniądze? Nie zaoszczędziłbym wiele. Nawet 30 kg mięsa kupionego w lokalnej ubojni (a mam ją blisko) to ok. 300-450 zł miesięcznie. Tylko, że kupując nie byłbym samowystarczalny.
Kurcze wszyscy tylko opłacalność i pieniądze, a gdzie zdrowie, witaminy, smak?
Chyba tego w sklepie nie kupimy?
Ja stawiam na owoce maline, porzeczkę, winogrona to na soki
Marchew, cebula, czosnek
Ogorki, pomidory i kapusta to podstawowe bez których moj ogrod nie istnieje.
A warzyw na cały rok tylko na soki musze kupić owoce ale to po mału się zmienia.
Mieso to problem, tak to uwiazanie w gospodarstwie, to niewątpliwie problem.
Pozdrawiam serdecznie
Masz rację z tym zdrowiem. Dla mnie powodem założenia pierwszego ogródka (20 lat temu) były warzywa i owoce dla dzieci, bez ograniczeń i bez chemii.
Teraz poza obornikiem, nie stosuję innych nawozów. To kłopotliwe i śmierdzące, ale takich produktów nie kupimy w sklepie.
Muszę jednak stanąć w obronie większości, stosującej motto „cena czyni cuda”. Powód ich działania to finanse. Ekologiczna żywność jest 3-4 razy droższa niż zwykła, oczywiście w tym samym sklepie. Czytasz pewnie o skutkach wojny rosyjsko-ukraińskiej? Prognoza – kolejne podwyżki cen żywności i głód w Afryce. A nawozy sztuczne? Znowu drożeją. Ale dzięki nim plony są znacznie wyższe. Część pójdzie w stronę ekologii, ale to nadal kropla w morzu. Zdrowa żywność nie może być tania, chyba że produkujemy ją sami. W bloku, w mieście to mało realne. Pozostają własne działki i RODOS.
Czytam twojego bloga, mam 29 lat i też chciałbym się w przyszłości uniezależnić w jak największym stopniu od systemu.
Interesuje się tematem awkaponiki, która stwarza możliwości posiadania hodowli ryb i warzyw w systemie połączonym. Czy znasz akwaponike i się zastanawiałeś nad spróbowaniem?
Niestety nic nie wiem o akwaponice (poza tym, że jest). Wydaję mi się, że stawiając na produkcję mięsa warto skupić się na drobiu, królikach ew. kozach. To bardziej popularne, a zatem i dostępnej wiedzy więcej.