Mój dom na wsi położony jest na terenach typowo rolniczych. Nie ma tu żadnego przemysłu (poza spożywczym, rzecz jasna). Z dzieciństwa pamiętam smak wiejskiego mleka, kupowanego od sąsiadów. Okazuje się, że gdybym chciał kupować je dzisiaj… muszę obejść się smakiem. W całej wsi, liczącej przeszło 100 domów, nikt nie ma krowy. Dlaczego tak się dzieje?
Przyczyna jest prosta – zupełna nieopłacalność hodowli w tak praktykowanym zakresie tj. 1 zwierzę przy domu. Normy unijne przewidują dla obory określone parametry. Ich spełnienie okazuje się bardzo kosztowne. Do tego dochodzi jeszcze wyjątkowe uwiązanie (krowa wymaga opieki + dwukrotnego dojenia każdego dnia, nie można pojechać np. na wakacje bez znalezienia zastępstwa), dlatego powstają dwa modele gospodarstw – hodowla w dużej skali (i wtedy zwierząt jest więcej) oraz uprawa (same rośliny).
Kiedy zmagałem się z kalkulacją dotyczącą owiec (do produkcji tzw. serków górskich potrzebne jest mleko owcze, ale i krowie) o czym w kolejnym wpisie przekonałem się, że szans na kupienie mleka w okolicy nie mam, jeżdżąc po sąsiednich wsiach nie widziałem krów na pastwisku. Muszę poszukać innego źródła zaopatrzenia.