W moim rodzinnym domu panowała zasada „na jedzenie nie żałujemy”, co w praktyce oznaczało kupowanie produktów najwyższej jakości bez patrzenia na cenę. Obecne ceny żywności (podwyżki o kilkadziesiąt procent) skłaniają jednak wiele osób do szukania oszczędności także i w tym fragmencie budżetu. Sęk w tym, żeby robić to mądrze. Mądrze czyli jak?
Zasada 1. Najtaniej wyprodukować.
Tego chyba nie muszę tłumaczyć. Koszt towaru w sklepie/na targu zawsze zawiera marżę sprzedawcy, jego wynagrodzenie za ryzyko, koszty zbioru itp. czyli takie elementy, których we własnej produkcji nie ponosimy. Ile zaoszczędzimy? Poświęcę temu cykl wpisów, opisujących poszczególne produkty. Tu jednak wyjaśnię zasadę na prostym przykładzie – ogórka, wybierając wersję gruntową, praktykowaną przeze mnie.
Torebka nasion ogórkowych, zawierająca 100 sztuk kosztuje ok. 6 zł, co daje 6 gr/sztukę. Jeśli nawet połowa sadzonek okaże się udana uzyskamy 12 gr za sadzonkę. Kupując ją na targu, płaciłem 2-5 zł (w zależności od źródła/wielkości).
Teraz wycena samego warzywa. Teraz widziałem małe ogórki gruntowe po 10 zł/kg. Oczywiście przy domu w czerwcu raczej nie uda się ich wyprodukować. Ale już ceny z lipca 2022 r. okazują się bardziej adekwatne – 8 zł w sklepie i 4 zł na giełdzie ogrodniczej. Czyli przyjmujemy minimum 4 zł.
Z krzaka, pozyskanego za 12 gr, zbierzemy 1 kg ogórków. Być może musimy doliczyć jakieś nawozy (ja ich nie stosuję, jest kompost), wodę do podlewania (możemy użyć deszczówki). Przyjmujmy 20 l wody i 50g nawozu na krzak. Nakład wynosi 6 gr (woda) i 15 gr za nawóz. Łączny koszt produkcji – 0,33 zł, przy cenie możliwej do uzyskania w handlu – 4 zł. Nie liczę amortyzacji narzędzi (grosze), oprysków (bo ich nie polecam), pracy własnej (sporo, zwłaszcza przy stawkach godzinowych, ale traktuję ja jak relaks), dojazdów (i tak jeździłbym na działkę te 30 km, a „tankuję” elektryka za darmo).
Tak to wygląda, produkując – oszczędzamy najwięcej. Uwaga techniczna – trzeba mieć własny kawałek ziemi.
Zasada 2. Czego nie możesz wyprodukować, kup od producenta.
Nie wszystko da się wyprodukować. Ok, z ogórkiem sobie poradzę. Z innymi warzywami pewnie też. Ale, nie zawsze w odpowiednim momencie (ogórki jem i w zimie, na wiosnę). Jedzenie to jednak także: nabiał, mięso, wędlina, mąki, kasze. Tutaj trzeba już mieć zwierzęta (czyli uwiązać się na cały rok), albo specjalistyczny sprzęt (np. młynek do zboża, wialnie itp.). I pojawia się problem, bo albo w tej skali – nieopłacalne, albo brak nam czasu. Wtedy wchodzi inna myśl – kupujemy u producenta.
Ma to dwie zalety. Najpierw, sami pozyskujemy taniej (pisałem o tym wielokrotnie i widać to też w tym wpisie – patrz: ceny ogórka w sklepie i na giełdzie), często dosłownie za pół ceny. Dodatkowo, głodzimy hydrę systemu: markety, pośrednicy, organy podatkowe – te składowe Matrixa już się nie pożywią (stąd i niska cena). Wszystko idzie do kieszeni drobnego rolnika – niech korzysta. Taki bezpośredni dostawca dba o jakość (bo jak od azotanów i oprysków dostaniemy sraczki, więcej u niego nie kupimy), nie patrzy tylko na standard marketowy (np. kolor i wielkość jabłek).
W tym kroku, nasz czas poświęcony na zakupy nie jest tak długi, a koszty prawie żadne (4 zł wstępu na giełdę, przy zakupach za kilka stów to 1%). A oszczędzamy, jak się rzekło, połowę ceny sklepowej.
Zasada 3. Przechowuj.
Przechowanie jedzenia może mieć dwie postaci: przetwory i mrożonki/kopce itp. Ja osobiście nie kopcuję warzyw, bo moja produkcja starcza na bieżące letnie spożycie, mrożonki, przetwory.
Ponownie, odnieśmy się do ceny warzyw/owoców w sezonie i na tzw. przednówku. Takie truskawki kosztują 10-12 zł w czerwcu i 50 zł w lutym. Te drugie to sama woda i nawozy, mają kolor, ale już nie zapach i smak. Nawet zakup mrożonek nic nam nie da. Przemysłowo, mrozi się owoce najgorsze, nie nadające się na deserowe czyli sprzedaż w detalu. Pomijając jednak różnice w jakości, patrzmy też na cenę. 1 kg mrożonych sklepowych truskawek kosztuje 27 zł, a jeśli odejmiemy jeszcze 30% na wodę (w postaci lodu), wyjdzie nam 27 zł za 700 gramów czyli 38 zł/kg owoców.
Mrożąc w domu ponosimy w zasadzie jeden koszt – prąd do zamrażarki. Jeśli mieści ona 150 kg owoców (raczej tyle nie zjemy, ale podaję przykład), a zużywa rocznie 300 KWh dochodzimy do rachunku 1,5 zł/kg (bo przecież wyjadamy te truskawki stopniowo, zastępując czym innym). Nawet kupując za 12 zł/kg – zyskujemy w stosunku do kupionej mrożonki (14 zł wobec 38 zł za kg) i świeżych owoców zimowy (14 zł wobec 50 zł), dostając lepszą jakość.
Nie wszyscy jednak lubią i chcą mrozić. Im zostają przetwory. W moim domu, mamy ich całą spiżarkę, co przypomina mi piwnice w bloku z czasów mojego dzieciństwa. W porównaniu z mrożeniem jedna zaleta – nie ponosimy kosztów i mamy gotowy produkt (sok, dżem, kompot, kiszonki, sałatkę, sos). Jest i wada – czas. No i musimy coś dołożyć na utrwalacz (cukier, ocet, przyprawy) oraz słoiki (u mnie już kręci się w obiegu zamkniętym). A jak wyjdzie cenowo? Za słoik konserwowych ogórków płacimy w sklepie 6 zł, a dostajemy masę warzywa na poziomie 450 g plus pół litra octu rozrobionego wodą czyli w efekcie 13 zł/kg. Robiąc w domu, płacimy ok. 1/7 ceny sklepowej – 1,93 zł/kg (33 gr/kg + 1,6 zł za ocet), a jeśli ogórki kupiliśmy na giełdzie – 4,8 zł/kg czyli ok. 1/3 ceny z marketu. O jakości ponownie nie wspominam.
Są jeszcze tańsze przetwory – np. sok z kwiatów czarnego bzu (darmowy kwiat + cukier). Mamy jednak znacznie więcej roboty.
Zasada 4. Kupuj w sezonie.
Informacje na ten temat przedstawiłem już wyżej. Cena truskawki waha się pomiędzy 10 a 50 zł. Zresztą ta zimowa będzie importowana z południa i gorsza. Wybór wydaje się prosty. Mamy lepszą jakość (świeża, bez konserwantów) za niższą cenę.
Zasada 5. Kupuj nieprzetworzone.
Ponownie, wystarczy spojrzeć na koszt ogórków konserwowych (13 zł/kg) i świeżych w lecie (4 zł). Im mniejsze przetworzenie, tym taniej (oraz ponownie – zdrowiej – bez konserwantów).
Ta zasada nie dotyczy jednak tylko warzyw/owoców. Podobnie będzie z mięsem (wędlina droższa niż surowe), mąką, którą kupimy taniej niż gotowy chleb, kluski itp. Pizza w restauracji zawsze wyjdzie drożej niż domowa (poświęciłem temu odrębny wpis). Zresztą restauracje to odrębny temat – w cenie posiłku produkty stanowią 1/3. Reszta to pensje pracowników, energia, czynsze, podatki oraz zysk właściciela.
Oczywiście, ostatecznie danie trafia na stół jako przetworzone, ale w domu mamy nad nim kontrolę. Wkładamy własną pracę (nic nie kosztuje, poza wysiłkiem) i uzyskujemy efekt.
Podsumowanie.
Stosując te cztery zasady spokojnie możemy obniżyć koszty jedzenia o połowę. Przywoływana przeze mnie wielokrotnie blogerka (http://godnezycie.blogspot.com) opisuje jak żywi rodzinę za 350 zł/osobę/miesiąc, stosując przy tym znaczne ograniczenia (bez glutenu itp.). Czy Ty potrafisz do tego dojść? Oczywiście, jeśli życie Cię zmusi, albo tak zdecydujesz.