Wyobraźcie sobie człowieka, którego majątek sięga 10 mln zł, a roczne dochody to okrągłe 500 tys. zł. Jak podróżuje? Gdybyśmy posługiwali się stereotypem z mediów, to zobaczymy: luksusowe hotele, egzotyczne dania w restauracji, samolot, limuzynę odbierającą z lotniska oraz seksowną sekretarkę (a może i dwie). Jak jest faktycznie?
Zupełnie inaczej. Miałem okazję towarzyszyć temu panu w biznesowej podróży albowiem jest moim klientem – nazwijmy go Panem B. Ponieważ znamy się od ładnych kilku lat, wydawało mi się, że wiem czego się spodziewać. Jednak to co zobaczyłem, przeszło i moje oczekiwania.
Najpierw hotel. Ponieważ mieliśmy spotkanie służbowe z kontrahentami na drugim końcu Polski, dość wczesnym rankiem, Pan B. wybrał popołudniową podróż samochodem, nocleg na miejscu, i powrót zaraz po spotkaniu. Jego współpracowniczka zarezerwowała nam dwa pokoje w hotelu, na koszt firmy. Czy wybrała 5-gwiazdkowego, ociekającego przepychem Radissona, a może butikowy hotelik w centrum? Otóż nie, bezklasowy, doskonale położony motelik, z ceną za pokój na poziomie 120 zł. Jeśli ta cena wydaje się Wam podejrzanie niska, dodam – zawierała śniadanie.
Teraz restauracje. Jak myślicie? Nie było żadnych restauracji. Po drodze szybki hot dog i kawa na stacji benzynowej (kupione za symboliczną złotówkę i punkty lojalnościowe), kolacja to wzięte z domu kanapki, śniadanie w cenie hotelu, a obiad następnego dnia już po południu w domu. Przyczyny były trzy: dania tylko na wynos, czas (bez potrzeby czekania na wydanie posiłków) oraz oczywiście oszczędność.
Samolot. Obeszło się bez. Zamiast niego dobry samochód z mocnym dieslem. Ponieważ obydwaj jesteśmy fanami motoryzacji, pół drogi rozmawialiśmy właśnie o autach.
Łączny koszt dwudniowej podróży dwóch osób na dystansie 1600 km? 1096 zł, w tym: nocleg – 240 zł, 4 hot dogi + 2 kawy (6 zł + punkty), paliwo 700 zł , opłaty za autostrady 150 zł. Jak widać lwią część pochłonęło paliwo.
Wszystkich milionerów ten Twój partner biznesowy tak gości?Sołowowa też karmił kanapkami z folii aluminiowej? Zanim osiadłem na wsi, dość często brałem udział w konferencjach, dość często w Radissonie – uwierz mi, nikt nie oszczędza na takich wydatkach w prawdziwym biznesie.
Spodziewałem się takich pytań. Zacznijmy od tego – czym jest „prawdziwy biznes” i czy polega na robieniu interesów z Sołowowem?
Oczywiście jeśli utożsamiamy „prawdziwość” z wielkością i skalą to żaden z opisywanych tu milionerów nie był na konferencji w Radissonie, a Sołowowa widział w telewizji. Ja snuję historie ludzi (majątkowo znajdujących się w 1% najbogatszych Polaków, a może i 0,1%), prowadzących warsztaty, małe biura doradcze, pensjonaty, gospodarstwa rolne lub wręcz pracujących an etacie za trochę więcej niż średnią krajową. Blog skupia się na zamożności przy średnim dochodzie, a nie jest wskazówką jak robić interesy z facetami z okładki Forbes’a.
W jednej z książek o „amerykańskich milionerach z sąsiedztwa” przytoczona jest historia doradców finansowych, jadających na lancze hamburgery z sieciówki i druga o multimilionerze – zabierających na służbowe kolacje do taniej meksykańskiej knajpki.
W wyniku badań naukowych dr Stanley (autor serii) ustalił, że wielu posiadaczy majątku 1-10 mln żyje skromnie i nigdy nie była w czymś podobnym do Radissona. Tymczasem wyglądający na bogatych – często nimi nie są. Gdyby zapytać o majątek (nie dochód) ludzi w hotelu tej klasy, ciekawe jaki procent miałby majątek 10 mln.
Bogacz liczący nieustannie własne pieniądze tak naprawdę jest bardzo biedny. Pieniądze otwierają wiele drzwi, a Ty jesteś dumny z tego, że ich nie otwierasz. Drogie hotele nie powstały po to aby ludzie mieli gdzie trwonić pieniądze. Nie tak dawno wyliczałeś warstwy społeczne, nie dopuszczając jakichś zawodów do klasy średniej, w której sam samozwańczo się umieściłeś. Te hotele powstały właśnie po to, aby nie dopuścić „klas niższych” do klasy średniej i wyższej. Sam się w ten sposób zdefiniowałeś, omijając te miejsca. W tych hotelach rzadko znajdziesz marzycieli, podglądających bogaczy, chyba, że wśród personelu.
Zacznijmy od tego, że zarówno bohater wpisu, jak i ja nie uważamy się za bogaczy. Bogacz to właśnie ten Sołowow, a nie ktoś, kto uzbierał kilka milionów zamrożonych w firmie lub nieruchomościach.
Blog dotyczy finansów, więc nie wiem czemu szczere i otwarte pisanie o pieniądzach, traktujesz jako ich liczenie.
Nie wiem dlaczego wymyślono takie hotele, ale skoro doba kosztuje w nich, dajmy na to 1000 zł, to wymagają one znacznego dochodu niczego więcej. Nikt tam przecież nie sprawdza majątku, a wymaga po prostu uiszczenia rachunku. Znam ludzi, nie mających majątku poza domem i samochodem (oba na kredyt), którzy regularnie jeżdżą do 4* w Polsce, UE i poza nią. Powtórzę jeszcze raz – każdy kto zarabia pow. 10 tys. miesięcznie jest w stanie spędzić w takim miejscu urlop.
Podtrzymuje swoje zdanie, wielokrotnie udowodnione – klasa społeczna w Europie to nie tylko dochód, ale cały kod kulturowy. Inaczej jest oczywiście w USA, chociaż tam też są blue collars i white collars. Doprawdy nie wiem, jak polemizować, gdy słyszę, że klasę społeczną definiuje kategoria odwiedzanych hoteli. Bo jak w takim razie zaklasyfikować emerytowanego prezesa sporej spółki (był o nim artykuł w prasie motoryzacyjnej), który emeryturę spędza jeżdżąc po Europie swoim Mercedesem S-klasse, zatrzymując się na kempingach i śpiąc pod namiotem? To klasa niższa?
Nie uważasz się za bogacza, lecz za milionera, pardon, powinienem napisać o milionerze :). Zaglądam od czasu do czasu na ten blog, bo też żyję skromnie w stosunku do dochodów, ale w przeciwieństwie do Ciebie, zaczynałem od zera. Oczywiście ten stan nie trwał wiecznie, ale przez to daleko mi do przekonania, że istnieje w Polsce nienaruszalny system kastowy. Nie chodzi o to, że ktoś nocuje w motelu, a inny w hotelu. Usiłujesz sam siebie przekonać i zapewne, na nieszczęście, własną rodzinę, że skąpstwo jest prawdziwą cnotą, nieustannie szukając potwierdzenia, że tak jest, a nie jest. Każdemu wygodnie we własnym małym świecie, w zaścianku, tymczasem dobry hotel to jedno z wielu okien na świat, przez które, raz na jakiś czas warto popatrzeć, nie bacząc na pewien dyskomfort który towarzyszy obcowaniu z ludźmi o szerszym horyzoncie od własnego i dużo grubszym portfelu 😉
Poruszyłeś co najmniej trzy kwestie.
Pierwszą jest istnienie, bądź nie systemu kastowego w Polsce. Nic takiego nie napisałem. Wielokrotnie zauważyłem jednak, coś co wydawało się truizmem, że przejście z klasy średniej do wyższej staje się coraz trudniejsze. Prekariat też trudno opuścić. Oczywiście są wyjątki, ludzie którzy zaczynali od zera i doszli na sam szczyt, ale one potwierdzają regułę. Wystarczy spojrzeć w biografię czołowych polityków. Może Donald Tusk byłby wyjątkiem, ale już np. Rafał Trzaskowski wręcz odwrotnie.
Drugą moje domniemane skąpstwo. Blog powstał jako potwierdzenie oczywistej dla mnie prawdy Dra Stanleya, wyrażonej w książkach o milionerach z sąsiedztwa – możliwe jest osiągnięcie zamożności (majątku 1-10 mln), pomimo dochodu w okolicach przeciętnej, o ile żyje się oszczędnie. Dr Stanley prowadził na ten temat badania naukowe, ale istnieje wielu autorów popularnych rozwijających tę myśl. Widocznie mamy zupełnie inną definicję skąpstwa i tolerancję na cudzą odmienność. Prawdopodobnie, dysponujesz znacznie większym dochodem i majątkiem niż mój lub po prostu wypoczynek w hotelu uznajesz za istotny. Ja nie. Wolałem sobie kupić własne mieszkanie w górach i spędzać w nim kilkadziesiąt dni w roku niż wspierać istniejący w tej miejscowości pięciogwiazdkowy obiekt butikowy. Wolę wczasy w apartamencie, agroturystyce. A dzieci? Już nastolatkowie bacznie obserwują świat i widzą, że rodzice ich kolegów (na podobnym do mojego poziomie dochodów) być może co roku latają w tropiki, ale za to zamiast domu blisko centrum mają zwykłe mieszkanie, zamiast Porsche jeżdżą Kią. Bo do pewnego dochodu, życie to sztuka wyboru, nie można mieć wszystkiego.
I wreszcie trzecia koncepcja. Hotel jako okno na świat. Nie potrzebuje wizyt hotelowych, żeby obcować z ludźmi o szerszym ode mnie horyzoncie i dużo grubszym portfelu (nad wymienieniem tych dwóch cech jednym tchem nie będę się pastwił), spotykam ich na co dzień jako klientów, nie mam z tym żadnego problemu i… uczę się od nich. Akurat bohater komentowanego artykułu, a mój klient, niewątpliwie należy do klasy wyższej, zarówno pod względem dochodu jak i wszelkich innych cech. W szkole (państwowej), do której chodzi mój syn, dwóch rodziców to profesorowie miejscowej uczelni, a jeden ma stopień doktora. Żadnego z nich nie miałbym szansy spotkać w Holidayu, Hiltonie, czy Radissonie, bo tam nie jeżdżą, spędzają wakacje albo u babci na wsi, albo własnym siedlisku, albo w schroniskach. Za to na spotkaniu integracyjnym przeprowadziliśmy pasjonujące rozmowy, z jednym o genezie Łemków, z drugim o metodach produkcji mleka, z trzecim o domowym alkoholu. Doprawdy nie wiem, jak można bronić tezę, że warunkiem szerokich horyzontów stało się spędzanie czasu w drogich miejscach, a hotel to okno na świat.