Było już o mini-ogródku przy mieszkaniu, domu, a także ROD-os. Teraz czas na opis działki w turystycznej miejscowości. Ta także niejedno ma imię. Jak się sprawdza? Przeczytajcie.
Co to jest miejscowość turystyczna? Taka, w której istnieje jakaś atrakcja – woda, góry, spa, ogólnie – szansa na wypoczynek i relaks. Moda na posiadanie takiego własnego miejsca nie jest nowa. Wywodzi się z renesansowej (a chyba i starożytnej) idei podmiejskiej willi. Potem była romantyczna wilegiatura z XIX w. międzywojnia i dacza czasów PRL-u. Kiedyś mogli sobie na nie pozwolić wybrani. A teraz? Wydaje się być znacznie lepiej. Jaki mamy wybór?
Domek w ośrodku wypoczynkowym. W PRL-u każdy większy zakład pracy miał własny ośrodek wczasowy. Niektóre były nad morzem, w górach, inne w lesie lub nad jeziorem 30-50 km o miasta. Koniec „komuny” to wyprzedaż tych mini-wczasowisk, ich wykup przez osoby prywatne i podział na działki. Sprawdza się doskonale, co wiem po moich teściach. Kupili oni domeczek (2 pokoje, kuchnia – łącznie ze 20m2), rozbudowali go, a działkę 150 m2 dzierżawią. Całość leży nad jeziorem 40 minut samochodem od domu. Teraz spędzają tam czas wakacji, otoczeni wnukami. Poza początkowym kosztem (symbolicznym) płacą roczną dzierżawę 1500 zł. Rynkowa cena takiego domku to 80-120 tys. Nie jest wiec super tanio, ale na wakacje wystarcza. Zalety? Mała działka, to mało roboty. Cały dzień chodzi się w klapkach (lub boso), np. ja wypoczywam tam doskonale (chociaż ostatnio z uwagi na własne zakupy, bywam tam raz w sezonie), z wakacji zawsze wracaliśmy wypoczęci i opaleni. Można pływać, korzystać z kajaka, deski windsurfingowej. Jest czas się na lody, rybkę, piwo, przyjeżdża wesołe miasteczko. Sielanka. Swego czasu (10 lat temu), gmina sprzedawała działki po 30-50 tys. Można było za 20 tys. kupić domek holenderski i za 50 tys. mieć coś własnego.
Taki domek można też wynająć. Stawka za dzień 120-200 zł (zależy od wielkości i standardu), albo 6000 zł za całe wakacje. Chętni zawsze się znajdą. Kto nie chce kupować ma alternatywę.
Dojazd zapewniają busy i autobusy. Osobiście dojeżdżałem tam autem, a nawet rowerem (2,5 godziny).
Własna działka i mały domek. Tu kolejna szansa na wypoczynek w czasach pandemii. Jednak będzie już znacznie drożej. Ceny ziemi (w tym budowlanej) idą od wielu lat w górę, a efekt – w miejscowości turystycznej najtańszy dom (często do remontu/wykończenia i o powierzchni 40 m2) na działce 150m2, kosztuje nie mniej niż 200 tys. zł. Gdybyśmy chcieli znaleźć coś, co nie wymaga natychmiastowych napraw/prac wykończeniowych, albo wręcz zniszczenia i postawienia od nowa, a ziemi ma być więcej (300-400m2) zaczynamy wchodzić na poziom dużych miast – trzeba wyłożyć 400-600 tys. zł. Kredyt w tym przypadku to ok. 2000-3000 zł. Dla osób o przeciętnych dochodach – nierealne, o ile nie zdecydują się na wynajem.
Pozostaje jeszcze jeden problem. Dojazd. Mało kto ma szczęście, żeby znaleźć takie miejsce blisko domu. Np. mieszkańcy Warszawy mają daleko nad morze, w góry, nawet Kazimierz Dolny wymaga prawie 1,5 godziny jazdy samochodem. Pozostaje Zegrze zamiast Mazur, czyli obniżenie poprzeczki. Skąd tak dobrze o tym wiem? Sam tego doświadczam. Do swojego miejsca w górach jadę 5 godzin. Gdy powstanie dwupasmówka na znacznej części, dalej będą to 3,5 godziny. Jeśli wyjadę w piątek, na miejscu znajduję się o 21. W niedzielę muszę ruszać w powrotną podróż ok. 14, żeby być na 19. Dlatego zacząłem przedłużać weekendy o 2-3 dni. Do tego dochodzą koszty paliwa. Superoszczędna Skoda Kamiq, przy rozsądnej jeździe pali 5,4 l/100 km. Na trasie 750 km (w obie strony) to 180 zł. Hyundai potrzebował 7 l – 230 zł, a Fiat 500 zadowoli się 4 l – 130 zł. Gdybym chciał pojawiać się w górach co drugi tydzień, potrzebuję 360 zł na samo paliwo.
Własna działka i…. niewiele więcej. Kto chce ciąć koszty – kombinuje. Np. tak. Kupić tanio ziemię rolną np. 2 tys. m2 za 10 tys. trochę dalej, lub za 2-krotność tej kwoty pod miastem. Ogrodzić to wszystko (4000 zł), wykopać studnię lub podłączyć wodę (2-3 tys.), kupić przyczepę kempingową za 10 tys., stawiać ją na sezon i mieć namiastkę wakacji za nie więcej niż 30-40 tys. zł. Będzie blisko, da się dojechać nawet na rowerze lub komunikacją miejską. Powstanie miejsce z grillem, kącikiem wypoczynkowym, są swoje owoce itp. Taki model odpoczynku modny już 50 lat temu. Czy ma wady?
Oczywiście.
- Będzie spartańsko. Nocleg w przyczepie – nie każdemu to odpowiada. Trzeba przyzwyczaić się do niewygód – to mieszkanie tymczasowe.
- Przy 2000 m2 stale trzeba coś robić. Plewić, przycinać, sadzić, malować. Nie ma mowy o siedzeniu na krzesełku i obserwowaniu przyrody.
- Bez większych szans na rozwój. Gdy chcemy budować choćby mały domek, potrzebne są: droższa działka (prawo zabudowy), większe pieniądze i z 30-40 tys. robi się 150-200 tys. A to już cena…..małego mieszkania lub domku w miejscowości np. nad jeziorem, gdzie atrakcji będzie znacznie więcej.
Dlatego radzę dobrze przemyśleć tę opcję, bo tańszy będzie domek na ROD-os w mieście, a i bliżej dojechać, i pracy mniej.