Posiadanie kawałka ziemi w czasach pandemii. Część III – własny dom, albo mieszkanie z ogródkiem.

Powoli przechodzimy do droższych rozwiązań. Dom w mieście wydaje się kosztować najwięcej, mieszkanie będzie nieco tańsze. Jak się z nich korzysta? Opiszę na własnym przykładzie.

Dom z ogródkiem. Jestem szczęśliwym posiadaczem domu, położonego w odległości niespełna 2 km od ścisłego centrum miasta. Do swojego biura idę 10-15 minut, do pracy 20 minut. Ta lokalizacja ma wiele zalet (zaciszne stare osiedle, wszędzie blisko) i dwie ogromne wady: wielkość działek (max. 350m2) oraz cenę nieruchomości (zaniedbany dom do remontu sprzedano po sąsiedzku za 700 tys. zł). Nawet jednak te 150 m2 wolnej przestrzeni ogrodu daje niesamowite wrażenie azylu. Wyjście z kawą w letnie popołudnie, sen w hamaku – to namiastka wolności. W tym roku, czas pandemii pokazał to dobitnie. Podczas gdy moi znajomi siedzieli zamknięci na przestrzeni swoich mieszkań, ja spędzałem czas w zieleni. Nawet i bez lockdownu, w moim ogrodzie zawsze było tłoczno. Do synów przychodzili znajomi (i dotyczyło to zarówno nastolatka, jak i przedszkolaka). Skakali na trampolinie, grali w piłkę,  huśtali i wygłupiali się. Za maluchami podążały matki i robiło się małe five o’clock z kawą, herbatą, bezalkoholowym piwem i pełnym chiloutem.

Przysłowiowa kawa na tarasie daje też kopa na drugą, cięższą część dnia.  Ile razy po 10 minutowej drzemce, wracałem do szybkiej roboty.

A prace ogrodnicze? Koszenie 150 m2 trawnika zajmuje mi ok. 10 minut raz w tygodniu od maja do września (łącznie zatem 4 godziny na sezon). Przycięcie krzewów 2-3 godziny w roku. Na nawozy/środki ochrony wydam 200-300 zł rocznie. Można żyć. A alternatywa? Wyjście do kawiarni. W 2 osoby to koszt 30 zł za każdym razem. Biorąc pod uwagę moją stawkę godzinową za 800 zł mógłbym wyjść 26 razy. Zamiast 5 miesięcy mam tylko jeden. No i nie muszę szukać stolika, a nawet wkładać butów (wychodzę po prostu, boso).

Dom zlokalizowany dalej od centrum byłby jednak nawet lepszy. Większa działka (450-800 m2) to więcej swobody, można mieć basen, kilka stref. Najczęściej dostajemy też więcej za mniej. Ostatnio widziałem wycenę takiego domu. Prawie nowy, znacznie większy (150 m2 wobec 100 m2 mojego)  tani w eksploatacji, wykończony w wysokim standardzie został oszacowany na 800 tys. zł. Ale to była już znacznie gorsza dzielnica, na granicy miasta.  Z punktu widzenia odpoczynku, oczywiście im dalej tym lepiej. Jeśli patrzymy na transport i pracę jest raczej wręcz odwrotnie.  Najtańsze domy w moim mieście to koszt 400 tys. zł i wymagają sporego remontu.  W fajnej podmiejskiej dzielnicy moja koleżanka kupowała domek (działka 250m2) w stanie deweloperskim za 560 tys. dokładając 150 tys.

Biorąc pod uwagę zakup działki w ROD-os wydaje się to sumą szaloną. Z drugiej strony mamy własność i to tuż obok salonu, wystarczy otworzyć drzwi i jesteśmy w ogrodzie. Dla większości, korzystających z kredytu hipotecznego (brak własnej gotówki), te kilkaset tysięcy więcej to bariera nie do przeskoczenia (rata wyższa np. o 2000 zł).

Mieszkanie z ogródkiem.  Zdecydowanie tańsza alternatywa dla domu. Kawałek ziemi do wyłącznego użytku, pojawia się jako bonus jednak wyłącznie w przypadku mieszkań na parterze. Mamy zatem mniej atrakcyjny lokal, ale z przyjemnym otoczeniem. Trudny wybór.

W zimie (przed samą pandemią) radziłem koleżance z pracy, która kupowała mieszkanie. Za 350 tys. zł mogła wybrać 50 m2 z małym (ok. 60 m2) ogródkiem. Ot takie minimum, na którym zmieści się zestaw wypoczynkowy, hamak, może piaskownica, czy huśtawka dla dziecka. Lepszy rydz niż nic. Można wyjść boso pochodzić na trawie (najwyżej sąsiedzi z boksu obok popatrzą jak na wariata).  Człowiek się nie zapracuje (ile czasu zajmie przystrzyżenie 40m2 trawnika?).  Alternatywą był lokal na 2-gim piętrze, w mniej ciekawej dzielnicy, jednak tańszy o 30 tys. przy porównywalnej powierzchni. Ta kwota, to nawet nie było 10% ceny, ale koleżanka wybrała tańsze. Jeszcze go nie odebrała, a w czasie pandemii trochę żałowała tego ogródka.  Bo znowu, rata kredytu wyższa o 150 zł i mamy coś swojego. Pomijając wielkość i bliskość sąsiadów, komfort prawie jak przy domu, a wychodzi o połowę (no dobrze o minimum 1/3) taniej.

W przyszłym tygodniu ostatni wpis z serii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *