Koronawirus a nasze finanse. Część III. Perspektywa przeciętnego człowieka.

Poprzedni wpis był spojrzeniem na skutki finansowe pandemii z perspektywy milionerów, teraz zaczynam oglądać świat jak przeciętny obywatel RP.  To efekt rozmowy z kilkunastoma zwykłymi ludźmi.

Pielęgniarka. Wbrew narracjom z TV o braku służb medycznych, na postojowym. Jej szpital zamieniono w zakaźny i dla niej nie ma pracy. Siedzi w domu i dostaje 60% pensji. Nikt nie wie jak długo. Jej mąż także pracuje w branży medycznej (przedstawiciel), ale sprzedaje materiały do operacji, których teraz nie ma. Za chwilę dostanie wypowiedzenie. Wtedy dochody rodziny spadną do 30% pierwotnej wartości.

Właściciel małej firmy. Żyła z dostarczania nowego wyposażenia restauracjom. Teraz nic nie sprzedaje i chyba tak zostanie. W firmie pomaga jej mąż – serwisant. Oboje nie mają dochodów, utrzymują się z oszczędności. Po krachu zacznie się przebranżawiać – zacznie skupować i wyprzedawać wyposażenie z likwidowanych knajp.

Właściciel warsztatu blacharsko-lakierniczego. Przychody spadły mu do 20% pierwotnych. Na szczęście właściciel lokalu obniżył czynsz, a jedyny pracownik poszedł na zwolnienie. Dopłata z ZUS pozwala płacić rachunki i… poza jedzeniem nic więcej.

Urzędniczka. Niby pracuje dla rządu, który apeluje o niezwalnianie pracowników. Tymczasem w tajemnicy szykują wielki plan wysłania na emeryturę wszystkich uprawnionych, zwolnienia tych na umowach czasowych – oznacza to 20% mniej kadr i więcej pracy dla wszystkich. Ale to nie koniec, tym co zostali obniżą pensję zasadniczą o ok. 40% i zabiorą dodatki. Kiedy moja koleżanka dowiedziała się, że straci większość wynagrodzenia ugięły się pod nią nogi. Utrzymuje się sama, nie ma od kogo pożyczyć.  Klnie na rząd, na który głosowała, bo dał jej w zeszłym roku 10% podwyżki i obiecał kolejne 6%. Zamiast tych +6%, będzie w plecy 60%.

Nauczycielka. Pracuje z uczniami w domu. Mimo tego zapowiedziano jej – nie będzie żadnych dodatków poza obligatoryjnymi i w najniższej możliwej wysokości. Przepadły nadgodziny i korepetycje. Jej dochód spadł o 1/3.

Likwidator szkód motoryzacyjnych. Nie ma wypadków – nie ma pracy. Działał na samozatrudnieniu  i płacono mu „od opinii”. Teraz miał 1/4 zleceń i dochodów. To dramat, bo jego rodzina ma kredyt i wykańcza dom.

Szef straży przemysłowej w państwowej spółce. Na początek poszły dodatki – obcięto mu pensję o 20% (nie było ekstra zleceń). Z przerażeniem patrzy co dalej. Jego żona, w budżetówce, za chwilę straci 40% dochodu. Będzie słabo, bo płacą alimenty i kredyt mieszkaniowy.

Dentysta. W żadnym  z dwóch gabinetów, w którym pracował,  nic się nie dzieje. A leasingi trzeba płacić przy dochodzie obniżonym o 100%.  Ratuje go praca, wyśmiewana przez wszystkich kolegów – stomatolog więzienny. Tam na razie płacą i starcza na dom i jedzenie.

Lekarka rodzinna. Wszystkie przychodnie działają zdalnie i potrzeba mniej lekarzy (zamiast trzech gabinetów, czynny jeden numer telefonu). Akurat ją zwolnili. W ten sposób druga fucha (teleporady) stała się podstawowym źródłem utrzymania. Ma jeszcze alimenty od byłego męża na 4 dzieci, ale dochód spadł jej o 1/3.

Właściciel pośrednika leasingowego. Prawie wszyscy zrezygnowali z przygotowywanych umów. Czekają. Mnóstwo osób zwraca auta i płaci kary (on musi wtedy zwracać część prowizji). Na szczęście ma oszczędności. Snuje jednak opowieści o parkingach pełnych zwróconych aut i sytuacji branży. Jedna ze znanych ogólnopolskich sieci wynajmu długoterminowego, ma w tej chwili 3000 zwróconych samochodów. Wynajmuje kolejne place, za chwilę postawi u rolnika.   On sam stracił 80% prowizji a prowadzi firmę, w której zatrudnia też żonę.

Fryzjerka. Nie zarabia literalnie nic. Na szczęście nie musi płacić czynszu za lokal. Jej mąż – budowlaniec jeszcze ma zlecenia, bo branża zwłaszcza drobna działa siłą rozpędu. Ale i tak ich dochody spadły o 30%.

Obraz, który wyłania się z tych opowieści nie napawa optymizmem. Wiele branż stoi i nie wiadomo kiedy ruszą. Straty notują prawie wszyscy, a bezpieczeństwa nie gwarantuje nawet państwowa posada.  Oznacza to tylko jedno – gigantyczne tąpnięcie ogólnego poziomu życia i niestety prognozowany spadek wszystkiego, co nie jest niezbędne do życia.  Co ma zrobić rodzina, w której jedno straciło nagle połowę pensji, a drugie 40%? O tym w kolejnej, nieplanowanej wcześniej serii  – jak sobie radzić w czasie kryzysu.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *