O jeździe elektrykiem po dwóch latach .

Kona przyjechała do mnie w ostatniej dekadzie sierpnia 2022. Niby na próbę, max. pół roku, ale została na znacznie dłużej. To dobrze, bo dałem radę poznać jej wady i zalety, zwłaszcza eksploatując na zmianę z Volkswagenem Passatem 1.6 Tdi czyli superoszczędnym dieslem. Jak wypada koszt eksploatacji, bo o wrażeniach pisałem już sporo?

Przebiegi. Sporo jeżdżę w trasie. W dwa lata zrobiłem prawie 25 tys. km. Sporo przejechałem w trasie, ponieważ w ciągu roku 12 razy odwiedziłem góry (9000 km), 2 razy syna na drugim końcu Polski (1700 km). Na wsi znalazłem się prawie 50 razy. Do tego jazdy miejskie. Paradoksalnie, przewaga długich tras dała mi okazję na zweryfikowanie mitów.

Spalanie i koszty. Większe zimą (14 KWh/100 km w trasie i nieco mniej w mieście), mniejsze latem (rekord 9.5 KWh z gór , 10.4 KWh/100 km w góry, 9-10 KWh/100 km miasto, podmiejsko potrafiłem zejść do 9 KWh/100 km) czyli… całkiem oszczędnie. Powiedzmy sobie szczerze – Kona Electric to najmniej prądożerny elektryk na rynku (Kia EV6 spala o 30% więcej, a Tesla 3 o 20%) Przyjmując średnią z całości dystansu (11.5 KWh/100 km), płaci się:

  • 32 zł/100 km na płatnej szybkiej ładowarce,
  • 11 zł/100 km (ładowanie gniazdko w domu),
  • 0 zł/100km (darmowe ładowanie albo FV).

Nawet jeśli trasa wypada gorzej (średnia ok. 12.5 KWh/100 km), to dalej dzięki darmowemu ładowaniu przed wyjazdem, jestem w stanie zrobić 750 km za 100-120 zł, a w lecie zejść do 80 zł. Passat Tdi na takim dystansie potrzebowałby 200 zł w trybie megasknera (4.0 l/100 km – lato).

Ogólne koszty także wypadają nieźle (1000 zł za naprawę elektrozaworu, 650 zł przegląd, 500 zł ubezpieczenie rocznie. Wg dzisiejszych cen koszt przejechania 15.000 km wyniósł 4000 zł. W Passacie TDi tylko za paliwo zapłaciłbym 5000 zł (średnie spalanie 5,5 l/100 km), do tego przegląd minimum 1000 zł, naprawy 1200 zł (lekko licząc, bo duży przebieg diesla w Passacie, gwarantuje znacznie większe wydatki – syna egzemplarz kosztował 2-3000 zł w „pakiecie startowym” a doszły jeszcze tarcze/klocki, świecące kontrolki – ubezpieczenie 700 zł – razem 7900 zł – prawie 2 razy tyle (jeśli wziąłbym pod uwagę początkowe koszty – spokojnie 10.000 zł).

Oba auta trudno porównywać, bo Konę kupiłem jako 3 -latkę z przebiegiem 23 tys. km, a Passata jako pięciolatka ze 140 tys. km.

Zasięg. Tego się bałem. Komputer pokazuje w lecie 350-370 km, podczas gdy nominalnie powinno być 290 (wg instrukcji – norma pozwala mierzyć zużycie przy +20 st. C, w warunkach optymalnych dla elektryka). Realnie przejeżdżam 200 km do ładowarki, cały dystans dwupasmówką i schodzę z 350 km zasięgu do 120 km, czyli dane komputera wydają się realne. W lecie. W zimie ujmijmy 30%, z 350 km robi nam się 250 km. Znowu, naładowany do pełna, spokojnie dojeżdżałem te 200 km i jeszcze miałem zapas, gdyby wystąpił problem ze stacją. Pamiętajmy, istnieje jeszcze Kona 64KWh (netto) z baterią większą o 60% (zasięg zimowy 400 km) a letni 550 km. Da się żyć.

Utrata wartości. Kupiona za 100k, teraz do sprzedania za 75k (notowania z ostatniego Motoru). 12,5k/rok. A Passat? W 2022 r. wartość 60k , obecnie 50k, czyli 5k za rok. Ostatnio jednak spadek wyhamował. Dlaczego? Nieubłaganie zbliża się rok 2027 i prawdopodobne podatki do paliwa.

Podsumowanie.

Dla kogoś, kto dużo jeździ (np. dojeżdża codziennie do pracy 30-100 km) i ma FV lub luźną darmową ładowarkę w pobliżu,, elektryk wydaje się optymalnym wyborem.

Koną Electric w góry i z powrotem. Kalkulacja po zlikwidowaniu bezpłatnej ładowarki.

Dzisiaj na bloga wraca temat samochodu elektrycznego i kosztów/czasu podróży na przykładzie mojej wycieczki na dystansie 750 km.

Zaczynam od czasu. Jadąc 375 km autem spalinowym, mieszczę się w 5 godzinach + jeden 10-minutowy przystanek na toaletę, hot-doga. Czasami jest to 4,5 godziny (noga bliżej podłogi, pusto na trasie), a czasami 5,5 godziny (korek na wyjeździe z miasta lub na górskim odcinku). Średnio (z postojem) 5 godzin 10 minut. Jazda moim elektrykiem (Kona 39 KWh) „na czas” pozbawiona jest całkowicie sensu, zwłaszcza na odcinku autostradowym. Dlaczego? Zaraz wyjaśnię. Średnia realna prędkość „szybkiego” ładowania wynosi ok. 30 KWh/h tj. 20 KWh na 40 minut. Jeżeli zatem na odcinku 255 km (autostrada + ekspresówka) przyspieszę z 90 km/h do 130 km na godzinę skrócę czas podróży z mniej-więcej 3 godzin do 2. Jednocześnie auto zużyje 2 razy więcej energii (zamiast 32 KWh będzie ich 64), co oznacza 1 godzinę dłużej przy ładowarce. Bezsens. Jedziemy 2 razy drożej, a w rzeczywistości, tyle samo, ponieważ zaoszczędzoną prędkością godzinę, spędzamy na ładowarce. Jasne, są nowoczesne auta elektryczne przyjmujące 70-150 KWh, z bateriami 80-100 KWh (zasięg 500 km), ale zjedzą nas koszty (zakupu, serwisu, utraty wartości) i pozostaje „czysta” ekologia. Przy mojej eksploatacji (jeden taki wyjazd miesięcznie), nie ma to sensu. Ekonomicznego i żadnego innego.

Ale wróćmy z teorii do praktyki. Na odcinku „tam” ładowałem się dwa razy z płatnych ładowarek (z uwagi na krzywą poboru prądu i trwałość baterii, lepsze są dwa pit-stopy zamiast jednego) a także na końcu drogi z domowego gniazdka. Dlaczego? Państwowa spółka zlikwidowała darmową ładowarkę szybką (DC) w górach. Zostawiła wolną (jak dla mnie 7 KWh/ h – bez sensu). Na szczęście – kabel przez okno i ogień 2 KWh/h. Za pobrane 27 KWh zapłaciłem 67 zł, żeby na miejscu dobić „pod korek”, a w zasadzie „pod gniazdko” jeszcze 23 KWh za 18 zł. W sumie wyszło 85 zł/375 km trasy, co daje 23 zł/100 km (czyli ekwiwalent niespełna 8 litrów LPG albo 3,5-3,7 litra PB95 lub diesla). Powrót „z górki” mimo deszczu (większy opór powietrza) dał jeszcze lepsze wyniki. Dwa „tankowania 24 KWh za 60 zł i domowe napełnienie „baku” 25 KWh za 20 zł. Łącznie 80 zł i ponownie 375 km (21 zł/100 km). Łącznie podróż kosztowała mnie 165 zł. Jadąc Hiluxem (ochrzczony przez mojego brata „Świniowozem”) zapłaciłbym 400 zł. Była Skoda Kamiq potrzebowałaby przy podobnej prędkości (90-100 km/h na autostradzie) ok. 220 zł. Przyspieszając do 120-130 km/h potrzebowałbym proporcjonalnie więcej – Świniowóz ok. 500 zł, a Kamiq 330 zł.

Teraz czas. Jak pamiętacie – klasycznie (czyli 120-130 km/h autostrada) „normalnym” autem pokonywałem w 5.10 h. Teraz wyszło mi 6 h 52 minuty (z czego samo ładowanie 52 minuty). Dołożyłem 1 godzinę i 42 minuty. Sporo. Dla kogoś, kto jeździ „na czas” nie do zaakceptowania. Ja patrzę na to w następujący sposób. Ten stracony czas to zyskane 165 zł (w stosunku do Kamiqa). Wychodzi ok. 110 zł/h. Można też powiedzieć, jak Żyd w starym szmoncesie, gdy zaproponowano mu tańszy bilet na pociąg osobowy lub droższy na pospieszny. Wybrał osobowy, bo płaci się mniej, a jedzie dłużej.

Na koniec pewna refleksja. Mam szansę kupić tanio Hyundaia Konę 64 KWh, czyli z ponad 50% większą baterią. Oznaczałoby to (przy nieco większym zużyciu) ok. 500 km zasięgu. Bez strachu mógłbym pojechać w góry, podpiąć się do gniazdka, i przejechać te 750 km za pół ceny – ok. 80 zł. Ba, dojechałbym nawet ze wsi (FV), czyli realnie płaciłbym ok. 45 zł/750 km – 6 zł/100 km czyli 2 litry LPG/100 km ew. niespełna litr benzyny/ropy.

Oszczędny diesel kontra elektryk. Miasto i trasa.

Dzisiaj opiszę własne doświadczenia. Tymczasowo wrócił do mnie Passat 2017 1.6 TDI 120 KM BlueMotion sedan. Zamieniłem go z synem na elektryka (on ma darmową ładowarkę 3 km od domu), a ja czekam na Hiluxa. I różnicy między dwoma tymi zupełnie nieporównywalnymi autami poświęcam niniejszy wpis. Będzie on miał charakter opisowo-ekonomiczny. Czyli trochę wrażeń, trochę kasy.  Czytaj dalej Oszczędny diesel kontra elektryk. Miasto i trasa.

Czy opłaca się jeździć elektrykiem, mieszkając w bloku?

Rozważania dotyczące samochodu elektrycznego snułem dotychczas z własnej perspektywy – właściciela miejskiego domu oraz drugiego na wsi z fotowoltaiką. Potrzeby i perspektywy są jednak diametralnie różne. W gronie moich znajomych widzę sporo osób, które autem jeżdżą głównie po mieście, ewentualnie w promieniu 120 km (do rodziny, na letnisko) i ok. 10 tys. km/rok. Na wakacje latają, a mieszkają w bloku. Czy w ich przypadku samochód elektryczny ma sens? Czytaj dalej Czy opłaca się jeździć elektrykiem, mieszkając w bloku?

Podróż w góry elektrykiem. Czas i pieniądze.

Ostatnio miałem okazję ponownie pojechać w góry swoim elektrykiem. Przyczynę stanowił tzw. długi weekend, mój urlop, spotkania towarzyskie. Efekty długo jeszcze będę opisywał na blogu, bo spotkałem kolejnego „dużego milionera” do mojej kolekcji. A dzisiaj, o samej podróży i korzystaniu z Hyundaia Kony Electric. Czytaj dalej Podróż w góry elektrykiem. Czas i pieniądze.

Trasa 840 km w jeden dzień elektrykiem. Męski i kobiecy punkt widzenia.

We wrześniu pojechaliśmy na dwa mecze syna. Trasa 840 km w obie strony. Pierwszy wyjazd, z uwagi na wielkość ekipy, wynajętym busem. Drugi, już we trójkę – elektrykiem. Czas na wrażenia. Kobiece – okiem pasażera – żony. Czytaj dalej Trasa 840 km w jeden dzień elektrykiem. Męski i kobiecy punkt widzenia.

10 zalet elektryka po miesiącu użytkowania.

Niewątpliwie samochody spalinowe mają swoje zalety. W mojej ocenie, przede wszystkim diesle. Niemniej jednak nie sposób pominąć również dobrych stron elektrycznej motoryzacji. Oto refleksje po miesiącu jazdy Hyundaiem Kona Electric. Czytaj dalej 10 zalet elektryka po miesiącu użytkowania.