Koną Electric w góry i z powrotem. Kalkulacja po zlikwidowaniu bezpłatnej ładowarki.

Dzisiaj na bloga wraca temat samochodu elektrycznego i kosztów/czasu podróży na przykładzie mojej wycieczki na dystansie 750 km.

Zaczynam od czasu. Jadąc 375 km autem spalinowym, mieszczę się w 5 godzinach + jeden 10-minutowy przystanek na toaletę, hot-doga. Czasami jest to 4,5 godziny (noga bliżej podłogi, pusto na trasie), a czasami 5,5 godziny (korek na wyjeździe z miasta lub na górskim odcinku). Średnio (z postojem) 5 godzin 10 minut. Jazda moim elektrykiem (Kona 39 KWh) „na czas” pozbawiona jest całkowicie sensu, zwłaszcza na odcinku autostradowym. Dlaczego? Zaraz wyjaśnię. Średnia realna prędkość „szybkiego” ładowania wynosi ok. 30 KWh/h tj. 20 KWh na 40 minut. Jeżeli zatem na odcinku 255 km (autostrada + ekspresówka) przyspieszę z 90 km/h do 130 km na godzinę skrócę czas podróży z mniej-więcej 3 godzin do 2. Jednocześnie auto zużyje 2 razy więcej energii (zamiast 32 KWh będzie ich 64), co oznacza 1 godzinę dłużej przy ładowarce. Bezsens. Jedziemy 2 razy drożej, a w rzeczywistości, tyle samo, ponieważ zaoszczędzoną prędkością godzinę, spędzamy na ładowarce. Jasne, są nowoczesne auta elektryczne przyjmujące 70-150 KWh, z bateriami 80-100 KWh (zasięg 500 km), ale zjedzą nas koszty (zakupu, serwisu, utraty wartości) i pozostaje „czysta” ekologia. Przy mojej eksploatacji (jeden taki wyjazd miesięcznie), nie ma to sensu. Ekonomicznego i żadnego innego.

Ale wróćmy z teorii do praktyki. Na odcinku „tam” ładowałem się dwa razy z płatnych ładowarek (z uwagi na krzywą poboru prądu i trwałość baterii, lepsze są dwa pit-stopy zamiast jednego) a także na końcu drogi z domowego gniazdka. Dlaczego? Państwowa spółka zlikwidowała darmową ładowarkę szybką (DC) w górach. Zostawiła wolną (jak dla mnie 7 KWh/ h – bez sensu). Na szczęście – kabel przez okno i ogień 2 KWh/h. Za pobrane 27 KWh zapłaciłem 67 zł, żeby na miejscu dobić „pod korek”, a w zasadzie „pod gniazdko” jeszcze 23 KWh za 18 zł. W sumie wyszło 85 zł/375 km trasy, co daje 23 zł/100 km (czyli ekwiwalent niespełna 8 litrów LPG albo 3,5-3,7 litra PB95 lub diesla). Powrót „z górki” mimo deszczu (większy opór powietrza) dał jeszcze lepsze wyniki. Dwa „tankowania 24 KWh za 60 zł i domowe napełnienie „baku” 25 KWh za 20 zł. Łącznie 80 zł i ponownie 375 km (21 zł/100 km). Łącznie podróż kosztowała mnie 165 zł. Jadąc Hiluxem (ochrzczony przez mojego brata „Świniowozem”) zapłaciłbym 400 zł. Była Skoda Kamiq potrzebowałaby przy podobnej prędkości (90-100 km/h na autostradzie) ok. 220 zł. Przyspieszając do 120-130 km/h potrzebowałbym proporcjonalnie więcej – Świniowóz ok. 500 zł, a Kamiq 330 zł.

Teraz czas. Jak pamiętacie – klasycznie (czyli 120-130 km/h autostrada) „normalnym” autem pokonywałem w 5.10 h. Teraz wyszło mi 6 h 52 minuty (z czego samo ładowanie 52 minuty). Dołożyłem 1 godzinę i 42 minuty. Sporo. Dla kogoś, kto jeździ „na czas” nie do zaakceptowania. Ja patrzę na to w następujący sposób. Ten stracony czas to zyskane 165 zł (w stosunku do Kamiqa). Wychodzi ok. 110 zł/h. Można też powiedzieć, jak Żyd w starym szmoncesie, gdy zaproponowano mu tańszy bilet na pociąg osobowy lub droższy na pospieszny. Wybrał osobowy, bo płaci się mniej, a jedzie dłużej.

Na koniec pewna refleksja. Mam szansę kupić tanio Hyundaia Konę 64 KWh, czyli z ponad 50% większą baterią. Oznaczałoby to (przy nieco większym zużyciu) ok. 500 km zasięgu. Bez strachu mógłbym pojechać w góry, podpiąć się do gniazdka, i przejechać te 750 km za pół ceny – ok. 80 zł. Ba, dojechałbym nawet ze wsi (FV), czyli realnie płaciłbym ok. 45 zł/750 km – 6 zł/100 km czyli 2 litry LPG/100 km ew. niespełna litr benzyny/ropy.

11 komentarzy do “Koną Electric w góry i z powrotem. Kalkulacja po zlikwidowaniu bezpłatnej ładowarki.”

  1. Z Twoich uwag wynika, że oszczędne auto na LPG ekonomicznie jest wciąż najsensowniejszym wyborem. Nie umiałbym jechać autostradą wolniej od ciężarówek.

    1. I znowu – zależy do czego. Ktoś, kto jeździ głównie po mieście, lub drogami lokalnymi – wybieram elektryka. Dużo tras, z drogami szybkiego ruchu – zdecydowanie diesel. Dysponuje ogromnym momentem obrotowym i potrafi spalać niewiele przy dużej prędkości (polska a nawet niemiecka autostrada). LPG znowu zmusza nas do zastanowienia. Bo albo będzie oszczędne, ale niedynamicznie (np. 1.6 MPI z VW w Passacie, Octavii, Fiat 1.2), albo dynamicznie lecz nieoszczędnie (auta opisywane przez Jana czyli duże benzyny). Przy czym w obu wypadkach wybieramy samochody używane, często 15-letnie, idąc na daleko idące kompromisy. Dla wielu, diesel, wymaga ich najmniej. Taki Passat TDI jest popularny, również z tego względu. Potrafi jechać za 4,5 l/100 km, ale gdy dodamy gazu na autostradzie zrobi się 6.5 l, w mieście wypije 7. Dacia Logan 1.4 75 KM, paliła w takich warunkach odpowiednio 8 l (trasa), 14 l (autostrada) i 10 l (miasto) gazu, czyli kosztowała podobnie, a jej osiągi – dramat. Gdy wejdziemy na wyższą półkę (duża benzyna np. Chrysler 300C) pokazuje zużycie minimalne na długiej trasie 13 l LPG (ew. 11 LPG, gdy jedziemy jak ja po autostradzie czyli 90 km/h z włączonym tempomatem) a w mieście spokojnie zobaczymy ponad 20 l LPG. I znowu – zrównując osiągi (elastyczność) mamy koszty wyższe od diesla.

  2. Bez przesady z tymi autami z ubiegłego wieku. Wciąż jeszcze są w sprzedaży silniki wolnossące, a także auta z fabrycznym LPG. Z nadmierną dynamiką tez już się nie da się zaszaleć, chyba że masz immunitet poselski. Kupiłem Elantrę szukając z przyzwyczajenia silnika prostego i łatwego do przeróbki na gaz. Przy spalaniu 5,2 l/100 km nie ma to dla mnie sensu przy obecnych cenach, ale: „nigdy nie mów nigdy”. Nie jest to demon dynamiki, mimo tego na autobahnie można jechać z pełnym obciążeniem ze stałą prędkością 160-180 bez emocji. Spalanie w takich warunkach ok. 7 l.

    1. Ależ są wolnossące – tylko najczęściej mają np.system wtrysku bezpośredniego. A to oznacza drogą instalację z dotryskiem benzyny lub jeszcze droższego Prinsa. Dla kogoś kto jeździ te 20 tys. km z tego sporą część w mieście – nieopłacalne. Wybacz, ale w benzynie spalanie 7 l/100km przy 160-180 wydaje mi się nierealne. Widziałem testy wielu aut i żadne poza dieslem nie bylo w stanie zejść na taki poziom. Miałem i30 w 1.4 i bez pasażerów palił 8 l/100km przy 130-140.

  3. Nie znam się na tych wszystkich wtryskach i wodotryskach, ale instalacja LPG do Elantry jest tania. Sprawdzałem i nie ma żadnego wtrysku bezpośredniego. Aż zmierzę spalanie tradycyjną metodą przy następnej okazji, jeśli nie zapomnę. Ostatnio jeżdżę wolniej, bo nawet na autostradach można złapać mandat. Przy 140 km/h komputer pokazuje coś koło 6 l, ale nie wiem jak to liczy, to jest chyba średnia z całej trasy, a połowę drogi robię drogami ze średnim spalaniem 5,0-5,1. Zdaje się, że japończyki dobrze sprawują się na gazie, podobno szczególnie Mazda 6 skyactive, cokolwiek to znaczy. Poza tym większy koszt instalacji gazowej nie ma w ogóle znaczenia, przy wtryskach i tak jest sporo niższy niż dopłata za wersję elektryk. Wiadomo, że ten stan nie potrwa to długo, bo Gates już wykupił patent na zimną fuzję i będzie nas przekonywał w swoich prywatnych mass mediach (czyli niemal wszystkich na świecie), że tylko prąd uratuje Ziemię przed zagładą.

    1. Wtrysk bezpośredni skorygowałem – bo faktycznie ELantra współczesna go nie ma (miała generacja do 2015). Niemniej jednak koszt instalacji staje się coraz wyższy. Obecnie ok. 3-3.5 tys. zł kosztuje prosta do Fiata 500 1.2. Montując samemu do nowej Elantry tracisz 5-letnią gwarancję, więc warto usiąść i zastanowić się czy dla 15-20 zł oszczędności na 100 km (czyli 3000-4000 zł rocznie, po zamortyzowaniu) warto w to wchodzić. Ja jeżdżąc Skodą Kamiq (paliła podobnie), uznałem, że nie warto.
      Spalanie 5.1 w trasie z niewielką prędkością na komputerze (czasem trzeba dodać przy dystrybutorze 0,5-1 litra), wydaje mi się możliwa, dla kogoś kto ma lekką nogę. Passatem realnie (przy tankowaniu) potrafiłem zejść do 4-4,5 l/100 km w takich warunkach, więc ten litr, może półtora różnicy – właśnie tyle. Spalanie na autostradzie przy 130 a 160 to całkiem inna bajka i 7,5-8 całkiem możliwe przy 1.6 w benzynie, ale 7 już nie.
      Elektryk z dopłatą wychodzi dzisiaj znacznie drożej (Kona electric ma cenę x 2) niż Elantra, która jest po prostu śmiesznie tania -86 tys. zł to dzisiaj kosztuje samochód miejski. Ja w trasę zachwalam jednak diesla. Elektrykiem można się przemęczyć jeśli wyjeżdża się (jak ja) raz max. 2 razy w miesiącu i na odcinku ok. 400 km, nie dalej.

  4. W drodze powrotnej do domu spojrzałem uważnie na wskazania komputera. Po przejechaniu 70 tys. kilometrów spalanie wzrosło o 1 litr na przejechane 100 km w porównaniu do osiągów nowego auta. Moja wypowiedź stała się wobec tego nieaktualna. Wcześniej bez problemu schodziłem poniżej 5 l/100 km przy oszczędnej jeździe, teraz wydaje się to niemożliwe. Oscyluje raczej wokół 6l. Na autostradzie nie spali już pewnie 7,5-7,8 przy 160/h i 180 przy wyprzedzaniu. Z biegiem czasu spalanie pewnie będzie rosło i pewnie wzrośnie do 8 l/100 km przy prędkościach autostradowych. To kolejny powód, często pomijany, dla którego lepiej kupić nowe auto niż stare. Gdybym miał je w leasingu to byłby moment na kupno nowego po 3 latach. Chyba, że prezes Objatek chrzci etylinę w ramach walki z inflacją. Ale przynajmniej jazda motocyklem stała się nie tylko przyjemniejsza, ale też uzasadniona ekonomicznie ;). Wcześniej różnica była mała, 5 zamiast 4 litrów. Ostatnio dowiedziałem się, że istnieje skuter 125 ccm, który spala 1,9l/100 km – Honda PCX. To może być fajny wybór dla oszczędnych do jazdy miejskiej. W moim wypadku niestety odpada, bo mieszkam na wsi.

    1. W mieście sprawdzi się rower. W Lublinie lub Gdyni trzeba mieć trochę kondycji, ale już Warszawa czy Wrocław są prawie płaskie. Przejechanie tych 3-10 km po ścieżce rowerowej nie stanowi problemu dla większości, kwestia tempa. Przy średniej prędkości aut ok. 10-20 km/h (korki), nie stracimy wiele czasu, a będziemy na miejscu zdecydowanie szybciej niż autobusem.
      Mogą coś mieszać z paliwem i np. powstał nagar. A może hamulec się blokuje? Bo 1 l/100 km to jednak sporo, zwłaszcza w trasie. Albo zmieniły się warunki (więcej korków, jakieś roboty drogowe).

  5. To chyba normalne w starszych autach, w Oplu też mi spalanie stopniowo rosło, ale nie miałem komputera i trudno było to na bieżąco sprawdzać. W Elantrze ostatnio zauważyłem spadek kompresji, nie wiem czy to właściwe określenie, stało się to odczuwalne przy parkowaniu na biegu na górce. Wcześniej na każdym biegu stał jak przymurowany, teraz potrafi coś „puffnąć”. Zapytam w trakcie przeglądu gwarancyjnego o wyższe spalanie, pewnie i tak nic z tym nie zrobią, ale chociaż czegoś się dowiem. Rower OK, ale na zakupy średnio się sprawdza, do tego nie da się ubrać wyjściowo np. do pracy, wozić pasażera na ramie w pewnym wieku też już nie wypada. Myślę, że przy narastających cenach paliwa aż do zaporowych, lub okresowych brakach, tanim przejściowym rozwiązaniem będzie w nieodległej przyszłości skuter elektryczny. Kiedy cały świat przejdzie na elektryczne auta, rozwiązania będą lepiej dopracowane i tańsze. W tej chwili, skuter z zasięgiem 200 km i prędkością max. 110 km/h (Tiger X) kosztuje około 20 tys. złotych. Pełne ładowanie z gniazdka trwa ok. 3 godz. Na dojazdy do pracy wystarczyłby w letnie dni, a i na służbowy wyjazd za miasto również.

    1. No właśnie – tańsze. Skuter za 20 tys. zł miałby sens. Aczkolwiek dla mnie to 2000 kursów Boltem, ew. dobra hulajnoga elektryczna i jeszcze sporo zostanie. W moim mieście sporo takich pojazdów jeździ na dowozie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *