Moje proste życie, czyli żona z domu, mąż na luzie.

Ten wpis, to przeciwieństwo obrazu klasycznego „słomianego wdowca”. W stereotypie facet zostawiony samemu sobie, zaczyna rozglądać się za koleżkami do flaszki i spódniczkami. Ze mną jest inaczej. Okres bez żony wykorzystuję maksymalnie na eksperymenty prostego życia. Co z nich wynikało tym razem?

Jedzenie.

Daleko mi do żarłoka, jak i smakosza, dlatego proste jedzenie stało się dla mnie wystarczające. Przykładowy jadłospis wygląda tak:

6.00 – śniadanie. 2 kromki własnego chleba z masłem+ 2 jajka sadzone. Koszt 2.5 zł.

11.00 – II śniadanie. 2 kromki własnego chleba z masłem + 2 oscypki smażone i dżem czereśniowy. Koszt 7 zł.

15.00 Obiad. Zupa pomidorowa z kluskami. Ryż z jabłkami i śmietaną. Koszt 3,5 zł.

18.00 Podwieczorek. Jogurt z dżemem własnej produkcji. 1 zł

21.00 Kolacja. 2 kromki chleba + masło + szynka parmeńska. 1,5 zł.

Do tego: kawa z mlekiem x 2 (2 zł), herbata z morwy białej (własna), 1 herbata zwykła (0,3 zł).

Razem: 17,80 zł/dzień. Z tej liczby połowę stanowiły: jajka (2 zł), oscypki (6 zł) i szynka (1 zł).

Gdybym nie pracował, większość półproduktów miałbym z własnej zagrody (jajka, mąkę na chleb), a kupić musiałbym tylko ryż, cukier (na dżem), sól, drożdże (do zastąpienia zakwasem), śmietanę, szynkę, mleko i kawę/herbatę. Nawet ser (nawet oscypek) dałbym radę wykonać. W konsekwencji, przeżyłbym za 10 zł dziennie (300 zł/miesięcznie). A opisuję doświadczenia stycznia – miesiąca, w którym je się więcej i nie ma własnych zbiorów na świeżo.

Media

Gdybym mieszkał całkiem sam, kompletnie niepotrzebne byłoby mi posiadanie domu. Dałbym radę ograniczyć swoją przestrzeń do 2 małych pokoi (albo jednego z kuchnią) – ot. 35 m2 z PRL-owskiego blokowiska ewentualnie mikrodomku na wsi (35 m2 domek mobilny za 60 tys. dałbym rade sam zbudować).

Wytrzymuję spokojnie 18 st. C, nawet wtedy gdy pracuję z domu. Moja żona potrzebuje więcej ciepła. W przypadku mieszkania, obliczenia wydają się proste – 3000 KWh x 0,35 zł (gaz) = 1050 zł/rok = ok. 80 zł/mies. ogrzewania (średnia z całego roku). Grzanie prądem (cena x 2) i mamy 160 zł/miesiąc.

Alternatywa – własna koza. Przy pewnej ilości drewna zebranego własnoręcznie ze swojego gruntu (3000 KWh = uczciwy 1 m3) – koszt byłby jeszcze niższy – 8 zł (paliwo do piły).

Woda+kanalizacja – daję radę z 50 l/dzień. Łącznie 1,5 m3 miesięcznie. Przy obecnych cenach 15-30 zł/miesiąc + abonament za wodomierz (na wsi 10 zł, w bloku 1 zł).

Prąd, ciepła woda – da radę korzystając z solarów i FV, ale tylko w domku. W mieszkaniu rachunek wyniesie 50 zł

Śmieci – często stała opłata ok. 30 zł/osobę/miesiąc. W górach liczą od m3 zużytej wody.

Czynsz – ten tylko w bloku. W „moich górach” z funduszem remontowym 6.7 zł/m2 czyli 300 zł/45m2.

Podatek – trochę poszedł w górę, ale dam radę zmieścić się w 20 zł miesięcznie.

Internet/komórka. 30 zł, szybkie łącze jest mi zbędne. Wystarczy 30 GB z komórki.

Suma opłat: blok 625 zł, własny dom (grzany drewnem) – 118 zł. Jak widać – miasto kilkakrotnie droższe od wsi.

Transport.

Nagle role odwracają się. Wieś okazuje się kosztowniejsza a od miasta. Pisałem to wielokrotnie – kto mieszka choćby w miasteczku, nie potrzebuje swojego auta. W większość miejsc dotrze na piechotę (zwłaszcza jeśli ma czas). Raz w miesiącu wyda kilkadziesiąt złotych na bilet.

Na wsi, tak się nie da. Na nawet małe i tanie auto oraz sporadyczne jazdy potrzebujemy 250-300 zł/miesiąc, o ile nie jest się samotnikiem. Ten porusza się na rowerze, póki sił starczy. Raz w tygodniu wsiada w busa i jedzie do gminy lub powiatu „na zakupy” (koszt 40 zł/miesiąc).

Ubrania

Ja spokojnie, nie pracując dałbym radę za 50 zł/miesiąc.

Leki

Nie wydaję wiele – 20 zł/miesięcznie.

Chemia

Gdybym mieszkał sam, wystarczyłby mi ocet, pasta do zębów, dezodorant, papier toaletowy, mydło, coś do czyszczenia i proszek do prania. Dałbym radę za 50 zł/miesiąc.

Inne

Oj, bardzo pojemna kategoria. Jak zaczniemy liczyć ubezpieczenia, składki KRUS, jakieś wyjścia do ludzi, prezenty. Samotnik da radę za 200 zł/miesiąc. Komuś innemu tysiąca zbraknie. Zakładam minimum.

Podsumowanie.

Żyjąc na wsi „po staremu”, czyli według reguły, co wyprodukujesz, to masz – zakładam możliwość przeżycia za 788 zł. Kupując auto – jeszcze 200 zł muszę dołożyć. W mieście (nawet z własnym ROD-os + 40 zł/miesiąc) wyjdzie drożej – 1315 zł.

Krótko mówiąc, jedna osoba, pracując dorywczo kilka dni w miesiącu (żeby zarobić 800 zł wystarczą 4 dniówki) może sobie spokojnie pozwolić na tradycyjne życie. Ja, dałbym radę, zarobić na miesięczne życie, w ciągu jednego dnia pracy.

2 komentarze do “Moje proste życie, czyli żona z domu, mąż na luzie.”

  1. Hej, fajne porównania tym bardziej że w przeciągu dwóch lat zamierzamy wrócić do PL na wioskę obok miasteczka i tam aktualnie budujemy mały domek. Twój styl życia jest bardzo podobny do mojego określiłbym nawet minimalistyczny choć z tego co czytałem to posiadasz dużo rzeczy które się mogą przydać w przyszłości (różnica wieku).

    Niemniej jednak fajnie że można przeczytać, że jest jeszcze ktoś kto potrafiłby żyć tak prosto i bez zbędnych bajerów i tzw ogluszaczy których w dzisiejszym świecie jest tak pełno z każdej strony. Dla mnie również proste przyjemności typu Kawa na balkonie lub Wycieczka rowerem to coś wiecej niż jazda lambo i luksusowe wycieczki (choć dużo podróżuję ale budżetowo z moją druga połówka).

    Tak sobie ostatnio czytam właśnie różne blogi o kosztach życia w PL i niestety ale wszyscy piszą że żeby żyć na jakimś godnym poziomie to trzeba conajmniej 10 tys na miesiąc. Łapie się za głowę bo ja wydaje jakieś 800 euro zyjac według mnie na super poziomie aktualnie w Niemczech i podróżując do innych krajów jakieś 4-5 razy do roku.

    I tutaj się właśnie mi coś nie zgadza bo albo 99% ludzi żyje ponad stan i wydaje wszystko to co ma albo bardzo ciężko po prostu jeszcze z dzisiejszym świecie znaleźć osoby które żyją „normalnie” i potrafią cieszyć się z małych rzeczy.

    Pozdrawiam:)

    1. Witam na blogu, Piotrze.
      Styl życia powoduje drastyczną zmianę poziomu wydatków. Mały i własny domek na wsi, a kupione na kredyt mieszkanie w dużym mieście, już na samej racie różnica może wynieść 5-6 tys. zł. A dochodzi jeszcze własny prąd (FV), ciepła woda (solary), zimna woda (studnia), kanalizacja (oczyszczalnia) i zupełnie inny system ogrzewania.
      Własne jedzenie kontra restauracje w Warszawie – mnóż kwotę x 10.
      Te 10 tys. w Polsce jako minimum to ściema. Znam pary, które bez kredytu, i w moim mieście, mieszczą się w połowie tej kwoty. Przecież pensja minimalna to ok. 2.7 tys. zł netto, a średnia ok. 4,5 tys. zł. Bardzo podrożało życie (będzie cykl wpisów w lipcu na ten temat) – żywność w ciągu 3-4 lat poszła w górę o 50%. Moja ulubiona blogerka z godnego życia podała ostatnio koszty – 350-400 zł/jedzenie. A dodaj jeszcze chemię (tu też ceny wystrzeliły), papier toaletowy itp. i masz 1000 zł/2 osoby, tylko trzeba kombinować i produkować (o co akurat na wsi łatwo). Dodaj koszty małego domku, jakiegoś transportu (od roweru do niewielkiego auta), ubrań, jakiegoś ubezpieczenia. Para zmieści się w 3000 zł jeśli chce żyć oszczędnie. Podróże (zwłaszcza dalsze) – całkiem inna opowieść. Coraz droższe bilety (ja w góry jechałem i wracałem autobusem za 100 zł, teraz kombinuję, jak zrobić to za 160 zł – przy dwóch osobach auto wychodzi taniej), paliwo, noclegi (o 40-60%).
      Umiejętność cieszenia się z małych rzeczy pomaga. Przy czym ja nie jestem takim całkowitym ascetą. Mam świra na punkcie aut, drugie (wieś) i trzecie (góry) miejsce do mieszkania, przy czym każde jest jakąś inwestycją. Aczkolwiek lepiej czuje się w wodospadzie niż w Spa (i nie ma tłoku), pracując w ogrodzie niż pływając jachtem, nie oglądam TV. Każdy musi dopasować styl życia do swoich potrzeb.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *