Droga od 0 do 1,5 mln w 15 lat i dwie transakcje na rynku nieruchomości. Studium przypadku i 4 rady dla początkujących inwestorów.

W świecie panuje opinia, że najlepsze interesy robi się na akcjach. Tylko akcje (albo najlepiej własna firma) mogą uczynić z nas milionerów. Teraz pokażę (na rzeczywistym i własnym przykładzie) jak można z niczego (a w zasadzie z dostępnej dla każdego zdolności kredytowej) stworzyć  1,5 mln zł posługując się nieruchomościami i w czasie, w którym przez 70% na rynku panowała stagnacja. Ściema? Popatrzcie. Oczywiście nie każdemu może się to udać, ale jeśli przejdziecie od razu do analizy (wyróżniona na dole wpisu), poznacie credo inwestorów nieruchomości – 4 warunki zyskownej transakcji.

Mamy rok 2006. Właśnie skończyłem 30 lat.  Jestem na wakacjach w górach. Mieszkam w pensjonacie u przemiłych właścicieli (obecnie moich przyjaciół). Rozmowa schodzi na możliwość zakupu mieszkania. Gospodyni prowadzi mnie na osiedle bloków, do pewnej starszej pani, która sprzedaje swoje 55 m2 (w stanie do kapitalnego remontu). Zapada decyzja – ze względu na obłędny widok na góry – kupujemy za 130 tys. zł. Nie mamy pieniędzy, ale bank daje nam kredyt na 110 % wartości (takie to były czasy). Starcza na opłaty notarialne, prowizje i wstępne ogarnięcie (naprawę instalacji elektrycznej, wymianę wc, który nie miał spłuczki, ale zawór prosto z rury itp.). Rata wynosi ok. 700 zł/miesiąc (moje pensje wtedy to ok. 3300 zł, żona dokładała jeszcze 1200 zł). Jeździmy tam intensywnie przez ….pół roku. Bo na wiosnę 2007 r. trafia się kupiec, który kupuje całość za 220 tys. + prowizja agenta. Po odliczeniu opłat, zostaje nam 80 tys. zł.  Jesteśmy szczęśliwi i, gdy w grudniu 2007 r. pada propozycja zakupu nieruchomości  bliżej domu, ale za 3/4 jej rynkowej wartości (120 tys. zł zamiast 160tys. zł), decydujemy się. W międzyczasie urząd skarbowy weryfikuje wartość, zawyżając ją do 180 tys. zł. Czyli  jesteśmy w domu. Ponieważ nie mamy 120 tys. zł, a jedynie 80 tys. zł. bierzemy kredyt, który spłacimy w 6 lat. Czyli dalej, kasa ze sprzedaży + zdolność kredytowa. W maju tego roku (po 15 latach od zakupu) otrzymuję ofertę – nabyta za 120 tys. nieruchomość może zostać odkupiona za 1,5 mln zł. I teraz już znacie całą tytułową drogę.

Analiza.

Przykład wygląda jak reklama kursu dla inwestorów w nieruchomości, ale to 100% prawdy. Moje własne doświadczenia. Dlaczego tak się stało? Nie wymagano przecież ani flippingu, ani gotówki, ani posiadania ogromnej kasy. Chyba znam odpowiedź.

Po pierwsze, doskonały moment kupna – przed samym lokalnym, wieloletnim szczytem, gdy dawano kredyty nawet na 130 % wartości, takim golcom jak ja (teraz musiałbym mieć przynajmniej 15% wkładu – na wpłatę własną i koszty początkowe).  To moment spowodował dramatyczny wzrost wartości w pół roku. Jednak, gdybym kupił podobne mieszkanie 3 lata wcześniej (w roku 2003) to mógłbym liczyć na ceny na poziomie 50-60 tys.

Po drugie, zakup poniżej wartości. Druga nieruchomość została kupiona za 75% ceny rynkowej.  Tu nie ma tajemnic. Ktoś musiał szybko sprzedać. To najlepsza metoda zarabiania na nieruchomości. Tak kupiłem ich kilka, i… zawsze były to strzały w dziesiątkę.

Po trzecie, potencjał wzrostu. Cena x 12 w 14 lat wygląda nieźle, ale czy to takie nierealne? W przypadku mieszkań, raczej tak, chociaż kupując lokal w górach w 2001r. za 30 tys. dzisiaj moglibyśmy go sprzedać za 350 tys. zł, wychodząc na  x 12 w ciągu 20 lat.  W przypadku gruntów, niekoniecznie. Moja nieżyjąca już ciotka, kupiła, motywowana wyłącznie brakiem chęci posiadania sąsiada, ok. 3 ha ziemi przylegających do swojej wiejskiej posesji za 24 tys. zł w 2002 r. Wtedy było to bardzo drogo, popełniła wszystkie możliwe błędy  (tzn. oznajmiła pilną chęć i motywację zakupu, kupiła powyżej wartości) –  sąsiedzi  pukali się w głowę, bo cena rynkowa wynosiła ok. 5000 zł/ha, ale sprzedający wiedzieli, że ciotce zależy. Następnie wydzierżawiła ten grunt (i dzierżawa trwa do dzisiaj), albowiem nie zamierzała z niego korzystać. Dzisiejsza cena rynkowa – ok. 360 tys. Czyli x 15 w 20 lat.  Ziemia rolna, położona w tym miejscu, miała już wtedy potencjał wzrostu. Podobnie jak mój nabytek.

Po czwarte, rozsądny lewar finansowy, czyli kredyt. Rozsądny czyli w ramach możliwości i przy zakupie nieruchomości spełniającej powyższe 3 warunki.  Popatrzcie na moją ciotkę. Kupowała za gotówkę. Miała ją i zyskała x 15, ale w pieniądzu bezwzględnym „tylko” 336 tys. Ja z kolei, posiłkując się kredytem, mogę zyskać 1,5 mln zł  nie mając gotówki (dzisiaj musiałbym dysponować pewną sumą, bo nie ma kredytów 130%).

I wreszcie ostatnie pytanie. Czy tak jest zawsze, czy taki wynik da się powtórzyć? O tym kolejny wpis.

16 komentarzy do “Droga od 0 do 1,5 mln w 15 lat i dwie transakcje na rynku nieruchomości. Studium przypadku i 4 rady dla początkujących inwestorów.”

  1. Jak to mówia. Kiedy jesy najlepszy moment na zakup nieruchomosci? Był wczoraj. A drugi najlepszy? Dzisiaj.

    Nie czekac tylko kupować ale kupowac dobrze, jak piszesz. Okazyjnie, ponizej wartosci, w miejscu, ktore bedzie sie rozwijac …

    Czy bedzie nadal roslo w Polsce? Nie znajduje powodu aby nie mialo. Rozwijamy sie jako kraj. Konwergencja z zachodem nastepuje. Ludzi stac juz np. na „second home”. Aspiracje rosna tzn. stare mieszkanje po babci w Skarżysku nie powoduje, ze luka mieszkaniowa maleje. Młodzi chcą mieszkać w duzym miescie.
    itd. itp.

    Osobiscie wierzę też w mniejsze miasta wokół dużych miast a także w fajne miasteczka w fajnych miejscach. Np. na Mazurach ale nie konieczniebod razu Mikołajki czy Mrągowo.

    1. 100/100. Polecam np. Kętrzyn. Piękne miasteczko, a nadal tanie. Z drugiej strony Polski np. Radków, Kłodzko, Nową Rudę.
      Minusem będzie tylko brak rynku pierwotnego.
      O idei second home niedługo napiszę.

  2. mocno naciągane… masz 30 lat i razem z żoną 4600 na rękę w 2006 roku sprawdziłem średnia powiedzmy 2700 brutto czyli osiągacie razem powyżej średniej… macie kasę i nie wiecie jak ją zainwestować… warto o tym napisać 😉 po drugie masz 30 lat i co z własnym mieszkaniem? czy nie jest tak że przeciętnie w tym wieku ludzie kupują własne? a Wy już własnym się nie przejmujecie… w wieku 30 lat osiągacie znacznie powyżej średniej krajowej dochody z pracy (a powyżej średniej to ok 20% społeczeństwa?) do tego brak problemu mieszkaniowego a mieszkacie do tego na prowincji gdzie pieniądz ma większą wartość niż w głównych ośrodkach kraju… i czar pryska… nie nie każdy może… najczęściej to może zaczyna się w wieku 40lat gdy zapanuje się nad własnym życiem i wydatkami… wtedy uważam że więcej ludzi łapie się na takie inwestowanie…
    sam wiem po sobie ile mnie kosztowało moje własne życie i jak nie miałem co zainwestować… mieszkanie kupiłem w kredycie i moja pierwsza rata to ok 60% mojej pensji… tak cudownie było… pierwsze dziecko drugie trzecie… wydatki i potrzeby… fakt mam nieruchomości akcje itd. ale na to potrzeba czasu… no chyba że ktoś ma dobry start… prosiłbym więc nie wciskać takich bzdur bo to nie jest do końca prawda a takie półprawdy należy traktować jak kłamstwo a nie dowód rzeczowy…

    1. Zanim komuś zarzuci się kłamstwo warto złapać chwilę oddechu i zastanowić się. Wiele rzeczy, za które mnie atakujesz, wyjaśnionych jest na tym blogu, a nawet w samym poście. Pensja mojej żony wynosiła ok. 75% średniej krajowej. W moim przypadku było to 150%, ale … w dwóch pensjach, bo od 2000 r. mam dwa miejsca pracy (jedno na niepełen etat). Razem mieliśmy 225 % średniej tj. opisywane przeze mnie wielokrotnie pod hasłem „milioner za średnią krajową” +20%.
      Mieszkamy „na prowincji”, ale średnia mojego miasta prawie dokładnie odpowiada średniej krajowej.
      W oszczędzaniu i inwestowaniu nie chodzi o kwoty, lecz o zasady i stopy zwrotu. W opisywanych przypadkach, była różnica pomiędzy kupieniem hektara ziemi za 8000 zł a zakupem mieszkania za 15 razy więcej, ale wynik był podobny (no i można było kupić hektar za 4000 zł). Kto mniej zarabia mógł inwestować w tańsze. W 2005 r. kupiłem działkę rolno-rekreacyjną za 3000 zł. Teraz jest warta kilkadziesiąt razy więcej. O trafionych akcjach już w ogóle nie ma co mówić. A, że potrzeba czasu? Oczywiście – cała historia to 15 lat. Czyli od mojej 30-tki do 45 lat.
      Dobry start ułatwia życie, i nikt tego nie neguje. Ja jeszcze w 2005 r. mieszkałem w komunalnym mieszkaniu po babci. Na jego wykup przeznaczyłem środki z kasy mieszkaniowej i sprzedaży działki, którą częściowo kupiłem, a częściowo dostałem, gdy zrezygnowałem z wesela. I to cała historia.
      I jeszcze wracając do treści bloga. To blog jak zostać milionerem „za średnią krajową” sporo oszczędzając, a nie poradnik dla kogoś, kto zarabia 60%-80% tej średniej, albo blisko takiej kwoty. W dodatku chce dorobić. Dla osób, które decydują się na ekstrema lub są w trudnej sytuacji polecałem wielokrotnie innych autorów.

    2. Dla mnie wpis Oszczędnego Milionera jak najbardziej ma ręce i nogi. Nie widzę tam, żadnych kłamstw ani niedomówień. Jasne, że nie był w stanie opisać sytuacji każdego Polaka. Ale nawet nie miał takiego celu. Opisał swoją sytuację.

      Czy miał lepszy start? Nie dostrzegam. Czy ma lepsze miejsce do życia niż „przeciętny” Polak? Nie sądzę.

      Każdy jest kowalem swojego losu. Niestety w Twoim wpisie Wielbłądzie13 bardzo dużo żalu do okoliczności, świata … tak naprawdę nie do końca wiem do czego.

      Ja osobiście zaczynałem w sporej biedzie. Nie dostałem na start żadnego mieszkania. Nie dostałem żadnego spadku. A jednak pracując po kilkanaście godzin dziennie, często przez 7 dni w tygodniu zmieniłem swój los. Prawie zawsze (przez ponad 20 lat) pracowałem na więcej niż na 1 etacie. Jak chwilowo nie pracowałem na 1,5 czy 2 etatach to wykorzystywałem czas (wieczorem i w nocy) na naukę języków, egzaminy, certyfikaty, dodatkowe studia …

      Wykonałem wszystkie kroki opisane przez Oszczędnego. Od zawsze żyjemy za mniej niż nas stać. Nie dziadujemy ale nie wydajemy na bzdury. Kredyty tylko na inwestycje i własne mieszkanie. Nigdy na większy telewizor czy wakacje.

      Większość (właściwie wszyscy) moich znajomych na początku była w dużo lepszej sytuacji. Dzisiaj nie są tam gdzie mogliby być. Dlaczego? Nie pracowali tak ciężko. Nie uczyli się więcej niż musieli. Nie ryzykowali (zakup mieszkania na wynajem na kredyt to było ryzyko, dzisiaj wiemy, że było warto ale wtedy nie było takiej pewności). Nie podejmowali dodatkowych działań …

      Jeżeli ja z żoną byliśmy w stanie zapracować na wkład własny i wziąć kredyt to myślę, że każdy „przeciętny” Polak może. My byliśmy finansowo zdecydowanie poniżej przeciętnej. Ale nie czekaliśmy, nie narzekaliśmy, nie mieliśmy pretensji do całego świata … ciężko pracowaliśmy i odkładaliśmy każde 100zł. W sobotę pisałem ostatni egzamin maturalny a w … poniedziałek już pracowałem. A wtedy bezrobocie było dwucyfrowe. Nie była to wymarzona praca.

      W wieku 38 lat dochody spoza pracy przekroczyły nasze średnie wydatki i osiągnęliśmy mityczne FIRE. Dzisiaj jesteśmy już po 40. Nadal pracujemy, inwestujemy, nadal rozsądnie wydajemy …

      Wielbłądzie, naprawdę ciężko mi zagłosować za Twoją wersją. Moje życie jest po prostu dowodem na to, że można. Nie jest to łatwe ale można …

      1. ale powiedz po co tak czarować? fakt jest taki że przeciętny Polak po 40dziestce wcale bogaty nie jest… czy to jakaś tragedia? ja tak nie sądzę… życie ma różne barwy tak te które uniemożliwiają inwestowanie jak i te które są sposobem na życie bez przywiązywania się do dóbr materialnych… przykro mi ale ja wasze wpisy odbieram negatywnie… jest tam w waszych opowieściach coś co mnie drażni a mimo to jestem do was podobny… no nie wiem… może spotykałem więcej rożnych ludzi i zrozumiałem ich styl życia? może mam więcej pokory bo zmuszony byłem wydawać więcej niż zarabiam? innymi słowy przejadaliśmy swój kapitał ale w sumie to nie do końca bo mimo to i tak rósł… jednak bolała mnie ta sytuacja… i tu nie chodziło o jakieś ekstra wydatki… po prostu podstawowy standard życia… bo nie wiem czy jeszcze pamiętacie jak dużym kosztem były codzienne wydatki względem pensji? moi znajomi nie mają pustego życia… mają pasje jakieś zainteresowania hobby ich życie jest bogate w inny niż materialny sposób… a wy zapewne macie tak jak ja że tym hobby jest inwestowanie… więc nie nie każdy może i nie każdy ma identyczny potencjał czy potrzeby… nie z powodów formalnych ale po prostu tak jest… czy to źle? nie sądzę… ja mam swój kapitał a znajomi własne wspomnienia… ja ich nie będę miał a oni być może kapitał wypracują… to taki pstryczek do tej ciężkiej pracy (ja tak nie robiłem) inwestowanie tak ale nie kosztem standardu życia… a samo to mocno ogranicza możliwości…
        dyskusja robi się jałowa… nie wiem nawet już na końcu o co się spieramy… czy to co napisałem nie ma żadnego sensu? jest kłamstwem? bo chciałem jedynie zaznaczyć by nie generalizować i nie wkładać wszystkich ludzi do jednego worka…

        1. Ale my też rozumiemy Twój sposób myślenia. Widzimy go bardzo często dookoła siebie, bo jest powszechny.
          Oczywiście, można być szczęśliwym nie będąc zamożnym, co udowadniają miliardy ludzi na świecie. Ale podobnie, da się mieć i pieniądze i hobby (a od pewnego momentu nawet łatwiej). Mam nadzieję, że ślad tego widać i na tym blogu. Piszę i o ogrodzie i wielu innych rzeczach (auta, zegarki), gdzieś tam przewijał się fortepian. To nie jest tak, że pół dnia myślę o pieniądzach. Przeciętny zakredytowany przedstawiciel middle class robi to znacznie więcej razy.

        2. Czy to zle, że ludzie są rózni? jasne, że nie. czy to zle, ze są ludzie, którym wystarcza weekendowy wypad na ryby a inwestowanie nie dla nich? super, że tacy są. Szczerze, to mi blizej do nich niz do maklerow z wall street 🙂

          Myśle, że ta strona nie jest po prostu dla nich. i to jest ok. ja np. nie wchodze na plotka, instagrama czy strony o jodze. no po prostu to nie dla mnie. i nie jest mi z tym zle.

          rozumiem, ze droga oszczedzania i inwestowania nie dla kazdego jest atrakcyjna. jasne.

          niemniej niebzgodze sie, ze oni maja hobby i realizuja swoje pasje a my nie 🙂 wierz mi, że to ja realizuje moje pasje bo mam na to i pieniadze (chociaz mam raczej tanie pasje) i czas. ci co wybrali lekture plotka i przeglądanie facebooka nie maja możliwości wyboru najczęsciej. ale rozumiem, ze tovich satysfakcjonuje. i tak powinno być. nic na siłę 🙂

          1. Jest taka historia i jednym z najbogatszych ludzi sprzed kilkudziesięciu lat – Samie Waltonie (założycielu Walmarta). Lubił ryby i polowanie i spędzał na łowieniu i w lesie większość wolnego czasu. Karmę dla psów sprzedawaną w Walmarcie nazwał imieniem swojego ulubionego psiaka.

  3. „Zanim komuś zarzuci się kłamstwo warto złapać chwilę oddechu i zastanowić się.”
    nie do końca to zrobiłem… napisałem że mówienie że każdy mógł tak zrobić jest nadużyciem i nieprawdą… a nieprawda to wprost kłamstwo tak? wystarczyło pisać prawdę i nie byłoby problemu…
    „Mieszkamy „na prowincji”, ale średnia mojego miasta prawie dokładnie odpowiada średniej krajowej.”
    moja „wieś” to jeden z najbogatszych regionów w Polsce ale mimo tego ceny są zdecydowanie niższe niż w głównych ośrodkach kraju… pisze Pan że dochody są zbliżone ale czy cena nieruchomości też? do tej we Wrocławiu? Warszawie? Krakowie itd? u mnie na wsi nie…
    „W oszczędzaniu i inwestowaniu nie chodzi o kwoty, lecz o zasady i stopy zwrotu.”
    są również i inne aspekty… czyli cel inwestowania… to ma być zabezpieczenie? czy trampolina do innego świata? a to tylko wycinek z tego co o tym można napisać… można było kupić nieruchomość albo akcje która spekulacyjnie zyskiwała na wartości czy kopać kryptowaluty od samego początku… możliwości jest i było dużo… aspekt posiadania kapitału jednak jest tu kluczowy… nawet tego w zdolności kredytowej… więc nie dla każdego… a co tu pisać o wiedzy i umiejętnościach… nie każdy potrafi prawidłowo wycenić nieruchomość czy też wartość firmy w czasie… brak tej umiejętności to niejako gwarancja porażki… można zainwestować parokrotnie i dużo zyskać ale zazwyczaj w długim terminie bez wiedzy po prostu się straci…
    „Dobry start ułatwia życie, i nikt tego nie neguje. Ja jeszcze w 2005 r. mieszkałem w komunalnym mieszkaniu po babci. Na jego wykup przeznaczyłem środki z kasy mieszkaniowej i sprzedaży działki, którą częściowo kupiłem, a częściowo dostałem, gdy zrezygnowałem z wesela. I to cała historia.”
    kupiłem samodzielnie nowe mieszkanie(bez żony) musiałem je wykończyć i spłacać… jak to porównać? później żona dzieci potrzeby dnia codziennego a i tak miałem nadał małe inwestycje(niewielki kapitał) który wcale nie był żadną trampoliną do innej rzeczywistości a jedynie pozwolił dokupić garaż samochód spłacić mieszkanie przed czasem… żyć na przyzwoitym poziomie… to trwało podczas gdy Pan twierdzi że było to dla każdego… nasze wspólne pensje na początku kształtowały się blisko średniej ale równocześnie koszty życia zjadały znacznie więcej pieniędzy niż dziś… jeśli chodzi o udział procentowy w pensji… dziś mamy roczne dochody powyżej 10 tyś na miesiąc więc chyba zaliczamy się do tej grupy średnia plus? koszty życia jako procent dochodu dziś jest zdecydowanie niższy niż na początku 2k wykorzystując tylko tą różnicę można wziąć dość spory kredyt… ale! więcej ludzi ma podobną sytuację a to niejako automatycznie skraca możliwości prostego inwestowania w nieruchomości… bo jeśli dziś ludzie zaspakajają swoje potrzeby bez większego wysiłku to czy w przyszłości należy spodziewać się podobnego skoku jak to się działo do tej pory? moim zdaniem nie i potencjał wzrostowy przez to maleje… tym samym rośnie ryzyko potencjalnej straty…
    „I jeszcze wracając do treści bloga. To blog jak zostać milionerem „za średnią krajową” sporo oszczędzając, a nie poradnik dla kogoś, kto zarabia 60%-80% tej średniej, albo blisko takiej kwoty.”
    nie pisałem o biednych ludziach… napisałem o okolicznościach które miały największy wpływ na Pana sytuację i że nie było możliwości jej kopiowania metodą kopiuj wklej… po drugie sam często Pan pisze o ludziach o mniejszych dochodach którzy mają większe majątki… więc tak czytałem to i owo…

    1. „nie do końca to zrobiłem… napisałem że mówienie że każdy mógł tak zrobić jest nadużyciem i nieprawdą… a nieprawda to wprost kłamstwo tak? wystarczyło pisać prawdę i nie byłoby problemu…”
      Nigdzie nie napisałem, że każdy mógł tak zrobić. Napisałem, że każdy, który miał zdolność kredytową na poziomie tego ceny konkretnego mieszkania.

      „moja „wieś” to jeden z najbogatszych regionów w Polsce ale mimo tego ceny są zdecydowanie niższe niż w głównych ośrodkach kraju… pisze Pan że dochody są zbliżone ale czy cena nieruchomości też? do tej we Wrocławiu? Warszawie? Krakowie itd? u mnie na wsi nie…”
      Przyznam, że nie bardzo rozumiem. Przecież nikt nikomu nie broni kupić mieszkania we Wrocławiu, mieszkając w Rzeszowie i odwrotnie. Clou całej historii była zdolność kredytowa i podporządkowanie się podstawowym zasadom inwestowania.

      „są również i inne aspekty… czyli cel inwestowania… to ma być zabezpieczenie? czy trampolina do innego świata? a to tylko wycinek z tego co o tym można napisać… można było kupić nieruchomość albo akcje która spekulacyjnie zyskiwała na wartości czy kopać kryptowaluty od samego początku… możliwości jest i było dużo… aspekt posiadania kapitału jednak jest tu kluczowy… nawet tego w zdolności kredytowej… więc nie dla każdego… a co tu pisać o wiedzy i umiejętnościach… nie każdy potrafi prawidłowo wycenić nieruchomość czy też wartość firmy w czasie… brak tej umiejętności to niejako gwarancja porażki… można zainwestować parokrotnie i dużo zyskać ale zazwyczaj w długim terminie bez wiedzy po prostu się straci…”
      Czy na początku kryptowalut faktycznie trzeba było mieć gigantyczny kapitał? Bitcoin w styczniu 2011 r. był wart 0,5 USD, teraz prawie 50 tys. USD. 10 BTC kupionych na początku za 5 dolarów, ma obecnie wartość 250 tys. dolarów, a to oznacza 1 mln USD z początkowych 20 USD w ciągu niespełna 11 lat.
      Nikt nie rodzi się z umiejętnościami inwestowania, trzeba się ich po prostu nauczyć. Oczywiście, że to nie dla każdego, ale dla większości dostępne. Nie jest to żadna tajemna umiejętność. Opisani na blogu milionerzy mają całkiem różne wykształcenie od zawodówki kucharskiej do doktoratu i wszyscy nieźle sobie radzą. A kapitał? Nieruchomości nie wymagały wielkiego kapitału, bo można go było pożyczyć na niewielki procent i na korzystnych warunkach. Większość ludzi zamożnych, których znam zaczynała od zera lub prawie od zera. Kapitał był rzadkością. Teraz mają majątki liczone w milionach lub dziesiątkach milionów, a większość jest przed 50-tką.
      Tu działa proste prawo – kto nie siada do gry, nie wygrywa.
      „kupiłem samodzielnie nowe mieszkanie(bez żony) musiałem je wykończyć i spłacać… jak to porównać? później żona dzieci potrzeby dnia codziennego a i tak miałem nadał małe inwestycje(niewielki kapitał) który wcale nie był żadną trampoliną do innej rzeczywistości a jedynie pozwolił dokupić garaż samochód spłacić mieszkanie przed czasem… żyć na przyzwoitym poziomie… to trwało podczas gdy Pan twierdzi że było to dla każdego… nasze wspólne pensje na początku kształtowały się blisko średniej ale równocześnie koszty życia zjadały znacznie więcej pieniędzy niż dziś… jeśli chodzi o udział procentowy w pensji… dziś mamy roczne dochody powyżej 10 tyś na miesiąc więc chyba zaliczamy się do tej grupy średnia plus? koszty życia jako procent dochodu dziś jest zdecydowanie niższy niż na początku 2k wykorzystując tylko tą różnicę można wziąć dość spory kredyt… ale! więcej ludzi ma podobną sytuację a to niejako automatycznie skraca możliwości prostego inwestowania w nieruchomości… bo jeśli dziś ludzie zaspakajają swoje potrzeby bez większego wysiłku to czy w przyszłości należy spodziewać się podobnego skoku jak to się działo do tej pory? moim zdaniem nie i potencjał wzrostowy przez to maleje… tym samym rośnie ryzyko potencjalnej straty…”
      Znowu. Każdy zaczynał inaczej. Jeden miał wykształcenie, drugi pomoc rodziców, trzeci niesamowite chęci do pracy.
      Nie warto porównywać się z innymi, lecz ścigać z samym sobą. Czy dzisiaj nie da się? Bzdura. Moja bratanica zaczynała od 0 w Londynie w wieku 20 lat, jako 26 latka kieruje własną firmą i kupiła tam mieszkanie za gotówkę. Tam, gdzie większość zasiedziałych od pokoleń nastolatków płacze nad wysokimi cenami lokali. Internet, możliwość wyjazdu daje ogromne szanse. Wejdź na blog „Miniomki.pl” popatrz na determinację tych młodych ludzi.

      „nie pisałem o biednych ludziach… napisałem o okolicznościach które miały największy wpływ na Pana sytuację i że nie było możliwości jej kopiowania metodą kopiuj wklej… po drugie sam często Pan pisze o ludziach o mniejszych dochodach którzy mają większe majątki… więc tak czytałem to i owo”
      Znowu nie rozumiem. Jakie okoliczności miały największy wpływ na moją sytuację? W miejscu mojej pracy razem ze mną (tzn. w granicach 4 lat) zaczynało, po studiach, pracę kilkanaście osób, które dobrze znam i które wtedy dostawały podobne pobory. Każda z nich znajduje się obecnie w innej sytuacji majątkowej, o osobistej nie wspominając. Czyli nie ówczesny dochód był tą determinantą i nie wykształcenie. Może początkowy majątek? Też nie. Ci, którzy dostali własne mieszkanie na początek, są wśród najbiedniejszych, w środku i wśród najbogatszych. Najzdolniejsza z nas wszystkich, świetnie wykształcona dziewczyna, obecnie na stanowisku kierowniczym, obdarowana przez rodziców na start mieszkaniem i autem ma daleko mniejszy majątek niż np. znacznie głupszy ja. Ona oszczędzała na lokatach i w obligacjach, ja inwestowałem i ryzykowałem.
      A zresztą, zbyt wiele widziałem dróg do majątku i zamożności, żeby kogokolwiek namawiać do kopiowania tego co robiłem, na zasadzie „kopiuj-wklej”. Każdy ma swoją drogę, dzięki książkom, kursom, blogom, przemyśleniom może ją odnaleźć.

      1. „Nigdzie nie napisałem, że każdy mógł tak zrobić. Napisałem, że każdy, który miał zdolność kredytową na poziomie tego ceny konkretnego mieszkania.”
        no cóż a ja właśnie tak to zrozumiałem…
        „Przyznam, że nie bardzo rozumiem. Przecież nikt nikomu nie broni kupić mieszkania we Wrocławiu, mieszkając w Rzeszowie i odwrotnie. Clou całej historii była zdolność kredytowa i podporządkowanie się podstawowym zasadom inwestowania.”
        generalnie chodziło o niższe początkowe koszty życia na prowincji z tymi samymi dochodami… dom/mieszkanie dla siebie jest tańsze… wiele innych kosztów też jest niższych…
        „Czy na początku kryptowalut faktycznie trzeba było mieć gigantyczny kapitał? Bitcoin w styczniu 2011 r. był wart 0,5 USD, teraz prawie 50 tys. USD. 10 BTC kupionych na początku za 5 dolarów, ma obecnie wartość 250 tys. dolarów, a to oznacza 1 mln USD z początkowych 20 USD w ciągu niespełna 11 lat.”
        nie pisałem o kapitale ale o alternatywie… tu akurat nie trzeba było mieć kapitału a gigantyczne zaufanie bo czy to normalne że coś z tak niską wartością początkową może dziś kosztować dziesiątki tysięcy razy więcej?
        „Nikt nie rodzi się z umiejętnościami inwestowania, trzeba się ich po prostu nauczyć. Oczywiście, że to nie dla każdego, ale dla większości dostępne.”
        nie jest to tak do końca prawda… równie dobrze możemy powiedzieć że każdy z nas może zostać lekarzem sędzią czy kim tam jeszcze…
        „Nie jest to żadna tajemna umiejętność.”
        medycyna również…
        „A kapitał? Nieruchomości nie wymagały wielkiego kapitału, bo można go było pożyczyć na niewielki procent i na korzystnych warunkach.”
        bzdura! oprocentowanie w złotym było wysokie tak że raty wywalały budżety rodzinne! za to kredyty walutowe to już spekulacja… więc jest to nieprawda…
        „Tu działa proste prawo – kto nie siada do gry, nie wygrywa.”
        tu się podpisuję wszystkim moimi kończynami….
        „Nie warto porównywać się z innymi, lecz ścigać z samym sobą.”
        i kolejny raz
        „Czy dzisiaj nie da się? Bzdura.”
        nic takiego nie napisałem tylko że wyczerpują się powody wcześniejszych dużych zysków… dziś należy zmienić strategię by osiągnąć wcześniejsze zwroty… taki był sens mojej wypowiedzi…
        „Znowu nie rozumiem. Jakie okoliczności miały największy wpływ na moją sytuację?”
        wymieniłem je… zarobki powyżej średniej mieszkanie na start po babci życie na prowincji… nie musi Pan za to nikogo przepraszać ale to są przewagi…
        „Ona oszczędzała na lokatach i w obligacjach, ja inwestowałem i ryzykowałem.”
        ona osiągnęła pewien sukces i próbowała go utrzymać… stała się niejako ofiarą swojego sukcesu… z drugiej strony gdyby nie dynamiczny rozwój naszego państwa miałby Pan niewielkie szanse jej dorównać… im rynek bardziej rozwinięty tym mniejsze stopy zwrotu… oczywiście można je zwiększać ryzykiem 😉
        „Każdy ma swoją drogę, dzięki książkom, kursom, blogom, przemyśleniom może ją odnaleźć.”
        kiedyś myślałem podobnie… dziś mam już do tego znacznie większy dystans… życie ma wiele różnobarwnych stron 😉 pozdrawiam

        1. Całą odpowiedź napisał za mnie funboy, więc odniosę się tylko do jednej kwestii – rat kredytów. W 2006 i 2008 r. (czyli kiedy brałem kredyty na obie nieruchomości) rata za ok. 120-130 tys. wynosiła pomiędzy 700 a 850 zł. Oprocentowanie miałem coś ok. 5-6%. To sporo, ale nie rozwalało budżetu, bo wynosiło ok. 40% pensji średniej. Dzisiaj odpowiednikiem tej kwoty jest 1600 zł, czyli rata za podobne mieszkanie, przy niskim oprocentowaniu.

          1. 40% procent jest uważane za niebezpieczne… drugie tyle jako inwestycja i nie ma za co żyć… no chyba że szczaw i mirabelki 😉

          2. Wyraziłem się nieprecyzyjnie. Jednej pensji średniej. Czyli 20% dochodu przeciętnej rodziny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *