Zakończenie sezonu na działce. Wyniki i podsumowanie.

Tak się składa, że staram się publikować wyniki moich „osiągnięć” ogrodniczych. Sezon się zakończył, czas zatem na podsumowania. 

W tym roku posadziłem faktycznie sporo. Liczyłem na ogromne zbiory. Nie wszystko jednak poszło tak jak zakładałem. Dlaczego?

Pierwszą przyczyną była pogoda tj. przeplatające się dłuższe okresy suszy i opadów. Rośliny bardzo tego nie lubią. U mnie spowodowało to rozwój chorób grzybowych i zmarnowanie ogromnej ilości plonów.

Drugim powodem – ortodoksyjne trzymanie się zasady – nie pryskam. Założyłem sobie, że nie używam chemii  – i koniec. Nie i już. W przypadku ataku mikroorganizmów, skutek do przewidzenia np. z takich pomidorów nie zebrałem nic, ziemniaki nie urosły (atak tzw. zarazy ziemniaczanej).  Kilkaset kilogramów nie zebranych. Ale skoro miało być ekologicznie, to będzie.

Trzeci powód – rewolucja pandemiczna. Z uwagi na pandemię i zawirowania osobiste nie miałem czasu na wprowadzenie zwierząt. Po prostu nie było szans spędzać tam np. wszystkich weekendów przedłużonych jeszcze o 1-2 dni.

Co się jednak udało?

Cukinie (prawie 100 kg zebranych), orzechy włoskie, jabłka, śliwki węgierki, bób i czereśnie (każdego po kilkadziesiąt kilogramów). Łącznie plon wyniósł ćwierć tony. Gdyby udały się ziemniaki i pomidory, doszedłbym do pół tony.

Plan na przeżycie miesiąca za 300 zł nie powiódłby się gdyby nie działka.

A teraz czas na rozliczenie.

Wartość plonu wg cen rynkowych to ok. 2000 zł. Niewiele. Planowałem dojść do 6000 zł.  Na sadzonki, obornik, wydałem 720 zł (w tym 500 zł na sadzonki truskawek, które zwrócą się w ciągu kilku najbliższych lat), na paliwo (dojazd 30 km w jedną stronę) ok. 540 zł. Utrzymanie domu i działki to kolejne 460 zł. Nadal wynik wyszedł na plus o 240 zł.

A plany na przyszły rok? W kolejnym wpisie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *