Moja przygoda z pierwszym salonowym autem stała się przyczynkiem do kilku głębszych refleksji. Pierwszą z nich jest próba odpowiedzi na pytanie – dlaczego sprzedałem samochód sześcioletni (5,5 roku użytkowania) za 2/3 ceny jego zakupu w salonie. Oto próba odpowiedzi.
Inflacja. Ten rząd wydaje ogromne pieniądze bez pokrycia i bez sensu. Sponsoruje wyborczą kiełbasę w stylu „500+”, która jak się okazało nie dała efektu i wiadomo to już po 4 latach. W tym roku wydał ponad dochód ok. 250 mld zł. Mamy podobną sytuację jak w latach 70-tych poprzedniego wieku – konsumpcja na kredyt napędziła inflację, która realnie wynosi ok. 10% rocznie i znacznie przyspiesza. W takiej sytuacji, gdy rynek zalewa pieniądz bez pokrycia (tzn. produkcja nie wzrasta, a złotówek w obiegu jest coraz więcej) wszyscy zaczynają kupować tzw. dobra trwałe, uciekając od gotówki.
Planowany wzrost podatków. Co robi nasz „bankowy ekspert”, kiedy zaczyna brakować mu kasy. W banku podnosił opłaty: za konto, za przelew, obniżał oprocentowanie odsetek. W państwie – podnosi podatki. Już teraz zapowiada się wzrost podatków (akcyzy) od sprowadzonych samochodów używanych. To spowodowało (zero zdziwień), wzrost cen samochodów używanych.
Spadek wartości złotówki. Jakbyśmy nie zaklinali rzeczywistości, walutą rozliczeniową nie jest złotówka lecz dolar. Kiedy produkowano mojego Hyundaia w 2014 r. dolar kosztował ok. 3,2 zł. Teraz to ok. 3.8 zł czyli 20% więcej. Jakieś pytania?
Wzrost cen samochodów nowych. Jak wiecie jestem fanem samochodów. Widać to po ilości wpisów na ten temat na blogu. Kupuję mnóstwo czasopism motoryzacyjnych, katalogów itp. Widzę w nich jedno – samochody drożeją w zastraszającym tempie. Są coraz lepiej wyposażone, ale drożeją. W 2015 r. nowy Hyundai i30 (z rocznika 2015) kosztował ok. 56 tys. zł (podstawowa wersja z silnikiem 100 KM). Mnie jak wiecie udało się kupić taniej auto z 2014 r., ale porównujemy nowe. Teraz najtańsza wersja kosztuje 72 tys. (katalogowo). To wzrost ceny o 30% na przestrzeni 5 lat.
Teraz inne auto. Fiat 500. W 2015 r. mogłem go kupić (po rabatach) za 37 tys. zł. Teraz cena zaczyna się do 42 tys. A mówimy o samochodzie produkowanym od 13 lat.
Skoda Superb. Świetny wóz – Ferrari wśród Skód. Doskonała proporcja ceny do jakości. Kosztował 76 tys. w podstawie, teraz po rabatach 95 tys. zł.
Najtańsza Skoda Fabia jaką znalazłem kosztuje 45 tys. Volkswagen Golf to 68 tys.
Macie jeszcze jakieś pytania? Przecież to wszystko wpływa na cenę aut używanych. Bo od nowych liczy się spadek wartości.
Coraz trudniej o auto prywatne – poza flotowe. W Polsce większość aut kupują firmy. A klienci nie lubią aut firmowych. Nie wiadomo, kto jeździł, jak dbał. Auta od pierwszego właściciela to rodzynki. I kosztują drożej.
Wszystko to spowodowało, że samochód, który według prognoz miał stracić w ciągu 6 lat 70 % wartości z ceny katalogowej (czyli kosztować ok. 17 tys.) udało się sprzedać za 32 tys.
Myślę, że jeszcze co innego mogło też mieć znaczenie. Te nowe samochody nie dość, że sporo droższe to jeszcze bardziej awaryjne. Podstawą wysilone silniki 1.0 turbo. Duże osiągi, mała pojemność jednostki, mała miska olejowa, ryzyko poważnych awarii – tzw. spalanie superstukowe, wiążące się z koniecznością wymiany silnika. Jest więc wybór nowy i30 za te 70k, potencjalnie awaryjny. Czy sprawdzony i30 z trwałym silnikiem wolnossącym, który pojeździ jeszcze lata.
Ja niedawno sprzedawałem 11 letnie grande Punto 1.4 8v LPG. Poszedł za 13,3kPLN. A nowy kosztował 40k. Utrata wartości niecałe 27k przez 11 lat. Czyli 66proc przez 11 lat. A sądzę, że nabywca nie przepłacił, bo samochód był wart swojej ceny.
Tak, Grande Punto 1,4 8v to doskonały model. A z gazem to marzenie. Ten silnik doskonale się z nim zgrywa, przestronność jest ponadprzeciętna, części tanie a dodatkowo ładnie wygląda.