Jak przeżyć miesiąc za 300 zł. Koszty dojazdu ze wsi.

Głównym problemem dla osób mieszkających kilkadziesiąt kilometrów od miasta są dojazdy.  Dlaczego tak się dzieje?

Kłopot z dojazdami ma dwie strony: czas i pieniądze.

O czasie napiszę skrótowo. W moim przypadku przejechanie 30 km zajmuje ok. 30-40 minut w zależności od ruchu, wybranej trasy i osiąganych prędkości. W optymalnym czasowo wariancie (40 km) mam 350m drogi gruntowej, 10 km drogi lokalnej,  a reszta (30 km) to dwupasmówka (w tym 5 km w granicach miasta).

Mój obecny dom w mieście położony jest 3 km od centrum. Przejechanie tego odcinka w korku to 40 min., na piechotę idę  20 min. Tym samym podróż samochodem ze wsi zajmuje mi mniej-więcej 2 razy tyle co z miasta. Oczywiście dochodzi też, wcale niebagatelna, kwestia zakupów, dowożenia dzieci, posiadania awaryjnego samochodu (ja akurat i tak go mam).

W moim eksperymencie, aby nie generować kosztów skupiłem się na jeździe rowerem. To możliwe głównie w lecie. Awaryjnie mam 3 km do pociągu. I tak dochodzimy do kosztów.

Rodziny są różne. Jeden wyprowadza się na wieś jako singiel, inny z kilkorgiem dzieci w wieku szkolnym. Tak samo różnią się wydatki. Dlatego przedstawię kilka wariantów, zakładając odległość 30 km.

Singiel domator. Sytuacja jest najbardziej podobna do mojej. Singiel udaje się do miasta za pracą. Potem wraca do domu. Oznacza to około 20 wyjazdów miesięcznie. Na dystansie 30 km, wyjeździ miesięcznie 1200 km, a rocznie 14.400 km. Moje auto (Fiat 500 z dieslem) pali na takim odcinku ok. 4 l/100 km, co daje 48 l paliwa miesięcznie, a więc  210 zł. Koszty stałe kształtują się na poziomie ok. 100 zł (500 zł przegląd, 400 zł ubezpieczenie, 300 zł  naprawy).  Razem dojazd wyniesie 310 zł. Nie wygląda to tak strasznie. Jeśli jednak doliczymy koszty amortyzacji (kolejne 100 zł miesięcznie), dojdziemy do 410 zł.

Singiel imprezowicz. W tym przypadku wyjazd na wieś jest słabym pomysłem. I nie chodzi tu tylko o koszty. Wyjazdy do pracy wyniosą podobne 410 zł, ale te imprezy. Jeżeli w weekend nasz singiel zaliczy 4 wyjazdy, połączone z piciem alkoholu to musi jeszcze uwzględnić powrót (np. Boltem, i dojazd do miasta). Sądzę, że przynajmniej 300 zł. Razem da to 710 zł. Wyjdzie taniej niż wynajem mieszkania w mieście, ale może być uciążliwe.

Para bez dzieci, pracująca w podobnych godzinach. W tym przypadku wystarczy przejazd jednym samochodem i koszty będą podobne jak u singla czyli 410 zł w wersji domatorskiej i 710 zł z jedną imprezą w tygodniu.

Para bez dzieci, pracująca w innych godzinach. W tym przypadku konieczne są dwa auta, a więc koszty dojazdu do pracy mnożymy przez 2 (na imprezy jadą razem). A więc wersja domatorska to 820 zł, a imprezowa 1120 zł. Za 1120 zł w moim mieście da się już wynająć kawalerkę i chodzić na piechotę.

Pracująca para z dwójką dzieci w wieku przedszkolnym.  Przyzwoite przedszkole/punkt przedszkolny da się znaleźć na miejscu, ale nadal potrzebujemy dwóch aut. I z dziećmi  jeden to już większy samochód. To oznacza większe koszty. Zakładam spalanie większe o ok. litr (+50 zł), większe koszty napraw/ubezpieczenia/przeglądów (+70zł) oraz amortyzacji (+30 zł). W ten sposób z 820 zł robi się 970 zł.  Odchodzą jednak zakrapiane imprezy.

Pracująca para z dwójką dzieci w wieku szkolnym. Tu grozi nam prawdziwy ból głowy. Jeździmy i jeździmy. Pomijając szkołę, doliczamy zajęcia pozaszkolne, spotkania itp. I z 1200 km z łatwością robi się 2 razy tyle. Trzeba doliczyć minimum 250 zł na paliwo. Samochody zużywają się bardziej i rosną koszty stałe (amortyzacja + 50 zł, naprawy +50). I w ten sposób z 970 zł robi się już 1320 zł.

Osoby utrzymujące się z darów państwa. Takie osoby nie potrzebują dojechać do pracy. Nie wożą też dzieci. Utrzymują jeden stary samochód, niewiele jeżdżąc. Możemy spokojnie założyć koszty stałe 130 zł, bo amortyzacji prawie nie będzie (kupujemy stare auto i niewiele jeździmy).  W mieście byłoby zdecydowanie drożej.

Dokonując analiz i podsumowania widać wyraźnie, że największe koszty ponoszą rodziny z dwójką uczących się dzieci, czyli osoby, które paradoksalnie, najczęściej budują dom na wsi.  Jak to wytłumaczyć? Po pierwsze, wielu z nich próbuje życia lokalnie (odpadają koszty dojazdu), inni mają już dwa auta i doliczają tylko paliwo, a wreszcie decydująca jest przestrzeń – na taką działkę i dom w mieście nijak nie mogą sobie pozwolić (mój dom w wsi jest wart obecnie o 400 tys. mniej niż nawet nieco mniejszy w mieście i tyle co 50 m2 mieszkanie  w stanie deweloperskim).

Koszty te tłumaczą exodus na wieś młodych ludzi nieobarczonych jeszcze rodzinami. Da się, przy odpowiednim trybie życia, poradzić sobie z jednym autem, a koszt dojazdu, o ile dostaniemy np. dom po dziadkach będzie znacznie niższy niż płacenie rat kredytu hipotecznego  (410 zł to równowartość kredytu na 70-80 tys. zł).

 

2 komentarze do “Jak przeżyć miesiąc za 300 zł. Koszty dojazdu ze wsi.”

  1. witam
    przeczytałem całą serię i jakoś nie rozumiem sensu takiego eksperymentu… nie da się tak żyć a skoro nie to co to miało udowodnić? najwyraźniej milionerze brakuje ci doświadczenia 😉 ja do eksperymentu koniecznie kupiłbym parę kur niosek zrobiłbym jakiś inkubator a i kupiłbym zboża i młynek… codziennie jajka pomogłyby mi nie być głodnym i urozmaicić dietę o wypieki ciast na własnej mące… ze zboża da się zrobić kaszę to taka odmiana dla ziemniaków i cukinii… chleb z własnej mąki na zakwasie… w stadzie kur kogut i inkubator tak by wychować sobie kurczaki ewentualnie nowe nioski (tak swoją drogą młode kurki i koguty to bardzo drogi rarytas) dałoby się już jakoś znośnie żyć ale trzeba by rozszerzyć własną produkcje ogrodniczo-sadowniczą także uwzględniając stado kur… do tego można by rozważyć stadko przepiórek (mało miejsca zajmują) i króliki… produkcja wędlin na bazie własnego mięsa a także serów z kupionego od rolnika mleka albo też stadko kóz ale to już chyba byłoby bardziej gospodarstwo samowystarczalne… kury przepiórki i króliki to nie jest jakieś olbrzymie wyzwanie… jajka i mięso są gwarantem lepszej jakości życia…

    1. Czy da się tak żyć? Moim zdaniem – tak, ale wyłącznie, gdy jest to niezbędne (mamy długi, potrzebujemy zacząć inwestycje).
      Co do kur. Myślałem o nich. Jednak pracując normalnie nie miałem szans na realizację. Musiałbym szybko postawić jakąś wolierę, bo sąsiedzi mają psy, a na niebie pokazują się jastrzębie. Po przeliczeniu rachunku kosztów, doszedłem do wniosku, że nie warto.
      Oczywiście żyjąc w ten sposób codziennie z pewnością poszedłbym w kierunku własnych serów, wędlin, mięsa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *