Przedwczoraj opowiedziałem Wam dwie historie. W obu bohaterami były osoby o wysokich zarobkach, a co za tym idzie, z wyższą niż przeciętna zdolnością do zaciągania kredytów. W pierwszym przypadku (Jan), służyła ona do zadłużania się na konsumpcję (kredyt hipoteczny), w drugim (Maciej) umożliwiała inwestowanie. Skutki działań obu mężczyzn też były odmienne – pogrążenie się w spirali długów albo wielki krok ku wolności finansowej.
Dzieje się tak dlatego, że zdolność kredytowa sama w sobie nie jest ani zła ani dobra. Działa tak jak nóż – można nim ukroić chleb i kogoś zabić. Wysoka zdolność kredytowa może prowadzić do ruiny albo do zamożności. Jeśli ktoś ma kompetencje we wszystkich elementach trójkąta zamożności (zarabianie, oszczędzanie, inwestowanie), wtedy możliwość wzięcia kredytu staje się szansą na uzyskiwania wysokich stóp zwrotu z cudzych pieniędzy (działa jak dźwignia zwielokrotniając siłę). Komuś, kto potrafi tylko zarabiać, podcina skrzydła. Stąd w klasie średniej wielkich miast tak wiele osób dobrze wynagradzanych, które żyją od pierwszego do pierwszego – kredyt (cudze pieniądze) pozwala im realizować zachcianki. Gdyby go nie było, musieliby żyć na poziomie swoich dochodów – nigdy wyżej. Stąd prosty wniosek – z możliwości zadłużania się korzystaj mądrze – zawsze wyłącznie po analizie ekonomicznej sensu pożyczania pieniędzy.