Oszczędzanie w czasach inflacji. Część II – Jak obniżyć ceny jedzenia ?

Listopad zostanie poświęcony na szereg wpisów dotyczących sposobom radzenia sobie z inflacją, która jak już udowodniłem w październiku, mocno odchudza nasze portfele z siły nabywczej. Dzisiaj o cenach jedzenia.

W jednym z październikowych wpisów podałem dane GUS za sierpień 2022 r., czyli podwyżki r/r poszczególnych elementów naszego budżetu żywieniowego. Powtórzę je jeszcze raz.

  • cukier 109 proc.;
  • tłuszcze roślinne 49 proc.;
  • mąka 44,6 proc.;
  • masło 33,1 proc.;
  • mięso drobiowe 32,8 proc.;
  • mięso wołowe 32 proc.;
  • pieczywo 30,4 proc.;
  • mleko 28 proc.
  • sery i twarogi 24,4 proc.;
  • ryż 22,9 proc.
  • ryby i owoce morza 19,7 proc.;
  • jaja 19,2 proc.;
  • kawa 18,5 proc.;
  • jogurt, śmietana, desery mleczne 18 proc.;
  • mięso wieprzowe 17,5 proc.
  • kakao i czekolada w proszku 15,5 proc.
  • mięso cielęce 14,5 proc.;
  • wędliny 13,3 proc.;
  • wody mineralne 10,7 proc.;
  • napoje alkoholowe 10 proc.

Jak widzicie, wzrosty w poszczególnych kategoriach pozostają nierównomierne, ale spore. Nie ukrywajmy, do poziomu wydatków z 2021 r. raczej nie dojdziemy, lecz warto robić co się da.

Za punkt wyjścia przyjmuję własne doświadczenia z jedzeniem i moje proporcje. Przyjmijcie też, że porady nie sprawdzą się w każdych warunkach, bo inaczej spojrzy mieszkaniec wsi, a inaczej „miastowy” z bloku. Postaram się to zaznaczać, ale proszę o wyrozumiałość. Jedziemy.

Temat  1. Jak obniżyć wydatki na cukier?

Wzrost o 109% robi wrażenie. Niestety, zdecydowanie złe. Cukier to składnik wielu produktów: kupowanych napojów, dżemów, przetworów, oraz oczywiście słodyczy, ciast. Sporo osób słodzi też herbatę/kawę. W mojej rodzinie colę, soki i pochodne kupuje się raczej sporadycznie. Trwa za to produkcja przetworów i ciast. Cała trójka nie słodzi. Wobec powyższego potrzebujemy ok. 0,5  kg cukru tygodniowo plus 20-30 kg w sezonie letnim (przetwory). Co zatem można zrobić? Generalnie, najprościej obniżyć zużycie.

Jeśli mamy 3 osoby, słodzące 2 płaskie łyżeczki, po 4 szklanki kawy/herbaty dziennie dochodzimy do 70 gram cukru dziennie i 2 kg miesięcznie. Na samą kawę herbatę. Redukcja o połowę (co jak najbardziej możliwe), da nam oszczędności 12 kg rocznie i … zniesie praktycznie całkowicie skutki podwyżek.

Ze słodkich napojów też warto zrezygnować. Nic nie wnoszą do naszej diety, poza obciążaniem ryzykiem cukrzycy. Trochę coli do whisky – owszem, ale nic więcej. Przy dzisiejszych cenach, w rodzinie pijącej 2 butelki tygodniowo, zmniejszenie zużycia do 1 szt. pozwoli nam znowu, poczuć się jak przed podwyżkami.

Gorzej mają Ci, którzy, tak jak my, wydatki na cukier ograniczyli do ciast/przetworów. Tutaj trzeba sięgnąć głębiej. Wybierać przepisy mniej „cukrochłonne”, albo wręcz dla cukrzyków. Jak to robić? Zrezygnujmy z tortów (dodatkowo mniej drogiego masła), wybierzmy lekkie owocowe, i to nie z owoców kwaśnych. Zamiast porzeczki, jabłek-antonówek, sprawdzą się bananowce. Da się też słodzić ksylitolem, stewią itp. W mojej rodzinie,  obniżyłoby to  zużycie o 50%,  ponownie likwidując efekty podwyżki.

Podobnie da się zrobić z przetworami. Wybieramy owoce słodkie z natury: poziomki, truskawki, maliny, borówki amerykańskie, śliwki węgierki i renklody, zamiast mirabelek, porzeczek, kwaśnych jabłek. Mieszamy słodycz bananów z jabłkami. W ten sposób znowu zmniejszamy zużycie cukru o połowę.

W przypadku cukru, redukcja ilościowa wydaje się obok stosowania słodzików-zamienników jedynym ratunkiem. Cukru w domu nie zrobimy.

Temat 2. Jak obniżyć wydatki na tłuszcze roślinne?

Tłuszcze roślinne podrożały o prawie 50%. Chodzi głównie o oliwę oraz wszelkiego rodzaju oleje.

U nas w domu smażyło się na oleju  – obecnie ok. 10-12 zł/litr. Generalnie, żeby obniżyć koszty mamy dwa wyjścia. Pierwsze polega na zmniejszeniu ilości.

Wybieramy zatem przygotowanie potraw, do których nie trzeba oleju. Zamiast smażonego jemy duszone lub gotowane. Ewentualnie wybieramy pieczenie bez oleju (tzw. smażenie gorącym powietrzem). Nie jestem ekspertem od gotowania, więc nie wypowiem się, czy tak możemy przygotować np. schabowego. Ale już nuggetsy zamiast kotleta z kurczaka, jak najbardziej.

Istnieje też drugie wyjście – olej zastępujemy czymś tańszym i wydajniejszym. Np. smalcem. Możemy go przygotować samodzielnie wytapiając słoninę, lub kupić gotowy.  Jeśli skorzystamy z dobrego i taniego źródła wyjdzie taniej niż na oleju, ale drożej niż …bez tłuszczu.

Są domy, w których tłuszcz roślinny służy głównie do sałatek. `Co mogę poradzić w takim przypadku? Możemy kupić prasę do oleju i korzystać z własnych produktów. U mnie w domu nie schodzi tego dużo, ale da się wycisnąć olej z ziaren słonecznika, z orzechów włoskich (pyszny, aromatyczny). Oliwy raczej sami nie wyprodukujemy.

Jakie będą oszczędności? Jeśli całkiem zrezygnujemy ze smażenia na tłuszczu i produkujemy własny olej, spokojnie damy radę zapobiec wzrostom cen. Przynajmniej dotychczasowym.

Temat 3. Jak obniżyć wydatki na mąkę?

W moim domu mąki używa się całkiem sporo, zarówno w formie produktów gotowych (makarony), jak i samego puchu (chleb, ciasta, kluski). 44% wzrost cen r/r istotnie zauważyliśmy.  W piekarni jeszcze niedawno pszenna kosztowała 1,6 zł, potem 2 zł, a teraz zbliża się do 3 – 4 zł. Co zatem robić?

Zmniejszenie  zużycia nie wchodzi w grę. Z ciast nie zrezygnujemy, bo kupowane słodycze będą jeszcze droższe, a z pewnością mniej zdrowe. Makarony jemy. Więc co?

W tym roku po raz pierwszy posieję pszenicę. Zobaczę jak to wyjdzie. Teoria wydaje się prosta. Ze 100 m2 ziemi da się w warunkach przydomowych uzyskać ok. 30 – 45 kg pszenicy (3 -4,5 t/ha). Jeśli poświęcę 200 m2 zbiorę 60-90 kg. To hardcore.

Na razie pójdę w innym kierunku. Kupię ziarno. Cena 1,3 zł/kg. Z tego da się przy pomocy młynka do zboża zrobić ok. 800 g pszenicy. Cena za kg wyjdzie więc w okolicach 1.6 zł/kg. Prawie 2 razy niższa niż w sklepie. To jednak nie wszystko.

Można mąkę pszenną (droższą) zastąpić kukurydzianą, żytnią – są tańsze.

Z takiej mąki da się zrobić produkty zastępujące chleb (np. podpłomyki kukurydziane).  W dodatku obędziemy się bez glutenu.

Polecam też własny chleb i bułki. Jadłem i chleb na zakwasie, i bananowe chlebki, i bułki kukurydziane. Wszystkie pyszne. Pisałem już o domowym chlebie, jako tańszej alternatywie kupionego.  No i wytrzyma dłużej.

Jeśli jednak wprowadzimy tylko jedną innowację – samodzielnie mieloną mąkę pszenną zamiast kupowanej, zejdziemy z kosztami poniżej ubiegłorocznego poziomu, do ok. 60% obecnych wydatków.

Temat 4. Jak obniżyć wydatki na masło?

Masło podrożało całkiem sporo. Kupić je poniżej 8 zł za kostkę będzie trudno (40 zł/kg). W dodatku łatwo nabrać się na sztuczki sprzedawców: miksy, albo kostki po 170g zamiast 200. Co zatem robić?

Jak zwykle, zmienić produkt na tańszy. O ile pozbycie się masła z diety uważam za niemożliwe (jako lubiący tzw. maślany smak), o tyle skłonny jestem szukać zamienników.

Klasyka to użycie margaryny. Osobiście ze dwa razy próbowałem,  bezskutecznie.  Jednak kilogram tej ostatniej kosztuje połowę mniej – 20 zł.

Drugie wyjście, zaakceptowane przeze mnie, to wymiana masła na majonez. Tutaj cena  spada jeszcze bardziej – 18 zł/kg.

Trzeci sposób – smalec zamiast masła. Moja żona robi doskonałą wersję, z dużą ilością skwarek, cebulką, jabłkami. Ogółem, koszty takiego smalczyku, są niższe niż majonezu – 14-15 zł/kg, a znacznie niższe niż masła.

 Temat 5. Jak obniżyć wydatki na mięso?

„Tanie mięso jedzą psy” – to ludowa mądrość, którą powtarzała mi babcia. Czy Wasza też? Generalnie oszczędność na mięsie wydaje się trudna, ale tak, jest możliwa.

Najprościej ograniczyć jego ilość. Kilogram mięsa wieprzowego tłustszego  (łopatka) ma ok. 18% białka i 15% tłuszczu czyli odpowiednio 180g i 150g. Czyli 180 g białka kosztuje 16 zł. W przeliczeniu na pełny kilogram białka zwierzęcego 88 zł. Czy znajdziemy lepsze źródło?

Drób (pierś z kurczaka) ma 31% białka, a kosztuje 20 zł/kg. Czyli 1 kg białka z kurczaka da się kupić za 65 zł.

Chude mięso wołowe z 1 kg pozwala uzyskać 260 g białka. Przy cenie 45 zł/kg daje to ok. 170 zł/kg białka. Najdrożej.

Tuńczyk jest lepszy od wołowiny – 280 g białka w kilogramie. Przy cenie 66 zł/kg  nie będzie konkurencją dla żadnego ze zwierząt biegających.

A może jajka? Te zawierają ok. 130 g białka w kilogramie. Zakładając cenę 80 gr/szt i 20 szt/kg, dostajemy 130g  białka za 16 zł i 123 zł/kg czystego białka. To 2 razy drożej niż w piersi z kurczaka i o 50% więcej niż wieprzowina.

Są osoby, które białko zwierzęce zastępują roślinnym. Robią przy tym niezły interes.  W kilogramie mąki pszennej jest 100 g białka. Przy cenie nawet 4 zł/kg dostajemy 40 zł/kg czystego białka. A może być nawet lepiej, jeśli zmielimy ziarno sami (16 zł/kg). To 4 razy taniej niż najtańsze mięso. Stąd brała się popularność klusek w kuchni chłopskiej. Syciły, a koszt nie stanowił problemu (poza tym robiono je samodzielnie).

Temat 6. Jak obniżyć wydatki na pieczywo?

Generalnie pomysłów na obniżenie kwot przeznaczanych na pieczywo widzę kilka. Pierwszy, to zmiana gatunku na tańszy.  Weźmy taką bułkę. To pieczywo pszenne – najsmaczniejsze, ale i też najdroższe. W tej chwili, w mojej piekarni, jedna sztuka kosztuje złotówkę, a waży 50 gramów, drożdżówka doszła do 2,5 zł. Chleb (także smaczny i upieczony z mąki pszennej) ceni się na 3,5 zł za 500g. 10 bułek o wadze tegoż chleba, kosztuje prawie 3 razy więcej (10 zł), a mówimy ciągle o tej samej piekarni. Pieczywo żytnie na zakwasie, ocenione zostało jako zdecydowanie droższe od pszennego. Kosztuje jednak w okolicach 12 zł za kg, a nie 7 zł. Tak samo będzie ze wszelkimi bułkami o handlowych nazwach „fit”, „wieloziarnista” itp. Te są droższe 2-3 razy od zwykłej kajzerki. Tu wystarczy dokonywać innego wyboru, a ziarna słonecznika jeść oddzielnie. Ewentualnie samemu piec takie frykasy.

Drugi sposób, którego z kolei nie polecam, to zmiana źródła zaopatrzenia w pieczywo na dyskont. Pozornie taka sama  bułka w piekarni kosztuje 1 zł, a w dyskoncie 60 gr. Wydaje się, że oszczędzamy bez straty jakości. Nic bardziej błędnego. Bułki choć wyglądają prawie identycznie, różnią się wagą (marketowa będzie bardziej nadmuchana, a więc znacznie lżejsza) oraz metodą wypiekania (z ciasta mrożonego lub świeżego). Nigdy nie kupuję pieczywa w markecie i Wam też odradzam.

A może by zrobić coś samodzielnie? Na blogu pisałem o różnicy w cenie chleba kupionego i domowego. Jeśli masz większą rodzinę, staraj się wykorzystać efekt skali. Zresztą nasze babcie piekły chleb na tydzień, a my mamy opcję robić to samo. Odejdzie chodzenie po sklepach, a produkt wyjdzie na pewno bardziej dostosowany do naszych gustów. Ile zaoszczędzimy? Jeśli połączymy własnoręczne mielenie z pieczeniem – zakładam, że około 50%.

Temat 6. Jak obniżyć wydatki na mleko?

Mleko podrożało w ciągu roku o prawie 1/3. Sporo. Tym bardziej, że nie ma szansy obniżenia wydatków w sposób radykalny inaczej niż rezygnując z części spożycia. Nie poradzę Wam przecież, żebyście kupili sobie krowę.

W moim domu mleka używa się głównie do kawy. Dziennie „schodzi” go przynajmniej litr (6 kaw). W takim przypadku mamy dwa wyjścia:

1.pić mniej kawy – tzn. zamiast 6 np. 4. Tu wszystko wydaje się proste, dopóki nie policzymy, jedna do śniadania, druga w pracy, trzecia po obiedzie. Z czegoś jednak zrezygnować trzeba.

2. spieniać mleko. Wtedy idzie go mniej. Co najmniej o 1/3. W ten sposób, w ciągu miesiąca oszczędzimy 10 l mleka. Właśnie tę 1/3 wzrostu ceny.

Reszta pomysłów to kosmetyka. Da się kupić mleko trochę taniej, na cały tydzień. Można zmniejszyć ilość tłuszczu w mleku (2 zamiast 3.2, 0,5 zamiast 2). Ale wynik zmieni się kosmetycznie.

cdn.

23 komentarze do “Oszczędzanie w czasach inflacji. Część II – Jak obniżyć ceny jedzenia ?”

  1. Bardzo trafne, niektore juz stosujemy od jakiegos czasu, np.calkowicie zrezygnowalismy z soli i cukru, zamiast oleju uzywamy smalcu.Zamiast masla zona uzywa jogurtu gestego.Ja masla wcale nie uzywam.Zamiast chleba przeszlismy na gotowany ryz lub kasze lub makarony.

  2. Najpewniejszym sposobem na podwyżki cen żywności jest własny ogródek warzywny. Dodatkowo, jeśli ktoś ma możliwości -własny inwentarz. Poza tym, leśne zbieractwo. Nie wiem, czy wiecie, ale z soku brzozowego lub klonowego można po zagęszczeniu zrobić coś na kształt melasy. Z bukwi wartościowy olej. Grzyby są bogatym źródłem białka. Jeśli ktoś ma więcej czasu niż pieniędzy może też wędkować.

    1. Dokładanie. Tylko, że niestety drożeje nie tylko żywność. Przy czym część cen (paliwo, energia, gaz) została sztucznie zawyżona.

  3. W Polsce rosną gatunki klonu o mniejszej zawartości cukru niż w Kanadzie. W zasadzie podobno nawet polski sok brzozowy jest słodszy i smaczniejszy od klonowego, chociaż klonowego akurat nie udało mi się nigdy ściągnąć z tej przyczyny, ze nie znalazłem żadnego klonu w okolicy. Niektórzy z oskoły robią nawet winko brzozowe 😉

      1. Do 21:09. Gospodarka bezgotówkowa oznacza kompletną inwigilację. Czytaliście pewnie o wrzutce do przepisów o dostępie służb do maili i wiadomości z komunikatorów? Łącząc dane, można wszystko wiedzieć o człowieku. Co je, na co choruje, gdzie jeździł itp.

        1. I wlasnie o to chodzi-o calkowita kontrole.A jesli powiążą to z kredytem spolecznym-a powiążą-to jak cos przeskrobiesz, nie masz na jedzenie.

          1. Trudniej. Co nie oznacza niemożliwości. Zjedzenie własnej świni już teraz stanowi kłopot. Ale przy odrobinie sprytu i tolerancji sąsiadów, mniejsze zwierzęta wyhodujemy w mieście.
            Na wsi wróci kłusownictwo.

          2. Do 11.39: w lesie kolo mnie czasem slychac strzaly.Bazanty,sarny,zajace biegaja po polach, dzik tez sie trafi.Ale jak naprawde ludzie zaczna klusowac to szybko nie bedzie nawet zajecy.

          1. I nigdy nie przewidzą wszystkiego. Aczkolwiek inwigilacja da im szansę na stwierdzenie u kogo ta świnia została zabita.

    1. To musi być specjalny klon cukrowy. Nasz klon-jawor się nie nadaje. Mam dwa za płotem. Tylko liściem śmiecą. Ale brzoza… . Sam planuję w tym roku trochę oskoły utoczyć z brzozy na wsi. Czytałem w „Lawendowym polu” jak to zrobić, odparować i mieć właśnie coś w rodzaju syropu.

      1. W tym roku brzoza może zaskoczyć i puścić sok już pod koniec lutego. Kiedyś się zastanawiałem, co tak szczególnego jest w tym soczku, że każdy dziadek w okolicy pije go z wielką gorliwością. Teraz, kiedy sam mam pięćdziesiątkę trochę mi się rozjaśniło 😉

        1. Sok brzozowy – samo zdrowie. O ile oczywiście ziemia nienawożona. Dlatego swój najlepszy. Ja teraz zastąpiłem herbatę, naparem z owoców morwy – też lekko słodkie, a nie ma cukru.
          Z brzozy też robili cukier brzozowy, mąkę, ale ten temat muszę ogarnąć.
          I jeszcze jedna zaleta – masz doskonały i szybko rosnący opał.

          1. Z tym reklamowanym cukrem brzozowym to jest zamieszanie, w soku jest prawdziwy cukier. Ksylitol powstaje z kory. O mące nie słyszałem. Sok z brzozy, czy innych drzew to przede wszystkim sposób preppersów na pozyskanie przefiltrowanej wody w terenie, zdatnej do picia. Z obawą przed nawożeniem nie ma co przesadzać, lasu przecież nikt nie zasila saletrą. Morwa rosła u mojej babci, lubiłem jej owoce. Herbatę, w razie zerwania łańcuchów dostaw, można zrobić samemu tradycyjną – Iwan Czaj, z dziko rosnącej wierzbówki kiprzycy. Wystarczy zerwać, zmielić w maszynce i poddać oksydacji na słońcu przez kilka godzin do sczernienia , potem ususzyć. To kiedyś była oryginalna herbata, dopóki nie zastąpiła jej tańsza podróbka kolonialna z Cejlonu, którą dziś pijemy.

  4. Liczę na wrodzony polski spryt, który podobno podziwiał nawet sam Hitler. Stary sąsiad opowiadał mi taką opowiastkę o szmuglowaniu mięsa do okupowanej Warszawy: Ubita świnia ubrana w porządny garnitur siedziała na tylnej kanapie w naciągniętym na ryj kapeluszu. Miała swój Ausweis i w czasie kontroli udawała kompletnie pijaną. Żandarm sprawdził dokumenty, a następnie szturchnął świnię tak mocno, że spadł jej kapelusz na podłogę. Konsternacja była obustronna. Niemieccy policjanci ryknęli głośnym śmiechem, po czym zataczając się ze śmiechu przepuścili szmuglerów do miasta.

    1. A jak było za komuny? Ja pamiętam tylko lata 80-te. Kombinowało się i tyle. Ludzie ukrywali złoto i dolary (nie wolno było mieć, ale jakoś wielu zbierało), jako tzw. twardą czyli najlepszą walutę. Na wsi hodowali świnie bez zgłoszenia (jak za Niemca) i sprzedawali do miasta poza oficjalnym systemem. W dobie powszechnej pracy na państwowym istniała instytucja fuchy – dorabiano bez podatku. A o własnej produkcji warzyw i owoców, na moim osiedlu, pisałem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *