Czy ogrzewanie elektryczne może się opłacać?

Moje mieszkanie w górach ogrzewane jest elektrycznie, podobnie mieszkanie, w którym kiedyś mieszkałem oraz moje biuro. Czy ten sposób ogrzewania ma same wady, zwłaszcza w przypadku wzrostu cen prądu? Postaram się przeprowadzić analizę.

W ostatnim roku ceny paliw oszalały. Tak, wszystkich, nie tylko prądu. To podstawa i punkt wyjścia do moich obliczeń. Jak duże były to ruchy?

Podstawowe źródła ciepła grzania domów i mieszkań to:

  1. drewno,
  2. węgiel (obecnie tzw. ekogroszek),
  3. gaz (LPG lub ziemny),
  4. olej opałowy,
  5. prąd.

Osobiście mam (lub miałem) do czynienia z trzema ostatnimi, dwa pierwsze znam z relacji osób używających. Dzisiaj oczywiście nie będzie wykładu o szkodliwości palenia węglem, skupiam się na cenie.

  1. Drewno ma najniższą wartość energetyczną – maksymalnie ok. 3000 KWh w m3.  Ale diabeł tkwi w szczegółach, takich jak: gatunek, wilgotność. Może być spokojnie i 1200 KWh w m3. Niektórzy sprzedają na mp (ok. 0,6-0,7 m3) i podają wartość opałową w takich jednostkach. Ja jednak zakładam wartość 2700 KWh/mp czyli ok. 1800 KWh/m3 . A cena? Sporo zależy od miejsca. W markecie budowlanym mp połupanego drewna to koszt ok. 300 zł. W moim miejscu w górach – 180 zł/m3. Daje to cenę ok. 0,10 zł/KWh.  Kiedy weźmiemy pod uwagę sprawność instalacji, straty na piecu itp. dochodzimy do 15 -17 gr za KWh, ale zaopatrując się w markecie prawie 40 gr/KWh.
  2. Węgiel. Przyjmujemy zwykły ekogroszek. Wartość opałowa 7000 KWh/tonę. A ceny? Wariackie. Jeszcze niedawno było to 850 zł/t, teraz raczej 1400 zł/t, a nawet 1800 zł/t. Znowu liczymy straty na piecu, instalacji i dochodzimy do konkluzji, że obecnie aby uzyskać KWh energii musimy zapłacić 20 gr.
  3. Gaz ziemny. Firmy podają nam współczynniki konwersji, dodajemy abonament i dochodzimy do ok. 30 gr za KWh, bo jesteśmy w stanie osiągnąć niewielkie straty.
  4. LPG. Odrębna historia. 7 KWh z litra. Obecna cena litra to 3,5 zł. Mamy zatem 50 gr za KWh. Drogo. Prawie dwa razy drożej niż ziemnym.
  5.  Olej opałowy. Wartość opałowa 10 KWh/l przy cenie prawie 5 zł/l daje ostateczny wynik w okolicach 60 gr/KWh (z uwzględnieniem sprawności).
  6. Prąd. Tutaj znowu przestaje być prosto, bo wiele zależy od sposobu wykorzystania tego prądu. Proste grzejniki elektryczne, konwekcyjne mają 100% sprawność i korzystając z dwutaryfowego licznika, jesteśmy w stanie osiągnąć ceny na poziomie 50 gr/KWh, (przy jednej taryfie 72 gr/KWh).  Gdy pójdziemy w ogrzewanie akumulacyjne, zejdziemy do 40 gr/Kwh, a gdy włączymy pompę ciepła nawet do 14 gr/KWh.

Ceny nośników to jednak nie wszystko. Konieczne są inwestycje. Gaz, drewno, olej, węgiel wymagają pieca,  pompa ciepła jest droga, konwektory też kosztują swoje. Czasami dochodzi specjalne pomieszczenie (kotłownia na węgiel).  Zsumujmy więc wszystkie koszty, pozbywając się z wyliczeń gazu LPG i oleju opałowego jako oczywiście nieekonomicznych (droższe niż gaz ziemny a inwestycje podobne). Liczę dwa warianty – mieszkanie 45 m2 i dom pięciopokojowy.

  1. Drewno i węgiel. Aby osiągnąć wysoką sprawność wymaga kotła o i grzejników. Koszt instalacji ok. 30 tys. zł + ew. koszty kotłowni, czyli dodatkowego pomieszczenia o kosztach budowy ok. 32 tys. zł. W bloku posiadanie pieca na drewno lub węglowego wydaje się niemożliwe. Da się zrobić kominek, ale wyłącznie w niektórych przypadkach (przepisy ppoż) za ok. 15 tys. zł (z rozprowadzeniem grzejników).
  2. Gaz. Wydaje się prosty. Kocioł (często z zamkniętą komorą spalania) oraz grzejniki wymagają wyciągnięcia z portfela 30 tys. zł (dom) lub 15 tys. zł (małe mieszkanie).
  3. Prąd – grzejniki konwektorowe. Najprostsze do powieszenia na ścianie, to koszt 350 zł/szt. W domu pięciopokojowym zmieścimy się w 4000 zł, w mieszkaniu  w 2000 zł (2 pokoje, łazienka, kuchnia, przedpokój). Lepsze modele z automatyką sterowania będą droższe – 1500 zł/szt, sumując koszty do 15 tys. (dom) i 7500 zł (mieszkanie).  Wersja kompromisowa to 1000 zł/szt (i odpowiednio 5000 zł i 10 tys. zł). Za 1700 zł kupiłem do biura  kominek elektryczny z konwekcją, ale to już opcja „na wypasie”.
  4. Prąd –  grzejniki akumulacyjne. Tutaj musimy się liczyć z wydatkami ok. 2000 tys. zł na pomieszczenie, a więc 10.000 zł (mieszkanie) i 20.000 zł (dom).
  5. Prąd – pompa ciepła.  Dużo zależy od zapotrzebowania i modelu. Instalacja z niezłą pompą powietrze-woda, powinna się udać za 50 tys. zł (dom). W mieszkaniu lepiej zastosować pompy powietrze-powietrze za ok. 20 tys. zł.

Mamy więc punkt wyjściowy do obliczeń.  Wynik – opłacalność zależy od podstawowej zmiennej – ilości zużywanej w sezonie energii. Oczywiście decydujące znaczenie ma jeszcze dostępność poszczególnych źródeł ciepła. To jest też miejsce na uzasadnienie moich wyborów, gdy decydowałem się na grzanie prądem z użyciem grzejników konwektorowych.

W żadnym z dwóch mieszkań nie było możliwości założenia gazu. W lokalu użytkowym wiązałoby się to z gigantyczną przeróbką komina (lokal na parterze, kamienica czteropiętrowa). Gaz więc odpadał. Mieszkanie na 4 piętrze trudno ogrzewać węglem lub drewnem (trzeba to wnieść na górę, sąsiadka z 3-pietra szybko zrezygnowała). Lokal użytkowy na parterze i mieszkanie w górach (także kondygnacja 0) są użytkowane sporadycznie, więc doszedłby problem rozpalania zaraz po przyjściu, a w biurze to niemożliwe (ja przychodzę np. na 16, a o 16.30 pojawia się klient).  Odstraszały mnie też koszty inwestycji. Piece akumulacyjne nie wchodziły w grę z powodu sporej bezwładności (biuro, góry), oraz niemożliwości obciążania stropów (ostatnia kondygnacja w mieście).  Clou stanowiło jednak niewielkie zużycie energii. W biurze pojawiam się kilka razy w miesiącu i zużycie energii na grzanie to max. 200 KWh/rok. W mieszkaniu w górach źródło ciepła pochłania „aż” 1300 KWh (tj. ok 40 jesienno-zimowo-wiosennych dni). Sytuacja w mieszkaniu „miejskim” staje się trochę inna. Codzienne grzanie to ok. 5000 KWh, głównie w taryfie tzw. weekendowej. W dzień domownicy byli w pracy/na zajęciach/w szkole. W każdym z tych przypadków, nawet możliwe inne źródło energii zwracałoby się latami.

Wróćmy jednak do typowego mieszkania i domu. 45 m2 powierzchni mieszkania to ok. 4500 KWh przy temperaturze obliczeniowej 20 stopni C. W domu  to raczej minimum 15.000 KWh, a sporo zależy od wysokości pomieszczeń i ocieplenia. Wróćmy więc do naszych danych wyjściowych.

Mieszkanie.

Grzane (teoretycznie) drewnem potrzebuje minimum ok. 675 zł. Węgiel będzie droższy o 1/3 – 900 zł/rok. Gaz podniesie koszt do 1215 zł, prąd w pompie ciepła zrówna się z tanim drewnem, w konwektorach wydamy 2250 zł, a w grzejnikach akumulacyjnych 1800 zł. Biorąc pod uwagę koszty inwestycji (5-20 tys.) i różnicę w cenie paliwa do konwektorów, kominek będzie się zwracał ok. 6 lat (10.000 zł/1600), a pompa ciepła przez 9 (15.000/1600). Jeśli porównamy gaz, to taki piec potrzebuje 10 lat na amortyzację (10.000/1000). Dodatkowo konwektory nie wymagają przeglądów i komina, w przeciwieństwie do gazu i paliw stałych, więc wybór padać powinien na konwektory lub pompę ciepła, która gwarantuje bezoobsługowość. To ważna cecha. Palenie, w wymiarze 2 h dziennie, to już 360 h w sezonie grzewczym. Biorąc pod uwagę różnice w cenie paliwa (1600 zł), wypada to ok. 4,5 zł/h. Nie warto, bo dochodzi przecież amortyzacja.

Dom.

Tu koszty rosną. 15.000 KWh to w przypadku drewna i pompy ciepła 2250 zł/rok, węgla 3000 zł/rok, gazu 5400 zł/rok, konwektorów 7500 zł/rok, pieca akumulacyjnego 6000 zł/rok. Obliczając amortyzację, biorąc pod uwagę różnice w cenie budowy (10-50 tys.), widzimy, że piec na drewno zwróci się po 4 latach (22.000/5250),  gazowy po 10 latach (22.000/2100), a pompa ciepła po 8 latach  (40.000/5250). Dodatkowo,  w przypadku tej ostatniej możemy dołożyć 15 tys. na instalację FV i osiągnąć wynik opłat 0 zł i amortyzację  ok. 7-letnią (55.000/7500).

Wróćmy do mojego mieszkania w górach. Zużycie 1300 KWh to 200 zł na drewno/pompę ciepła, 260 zł na węgiel, oraz 940 zł w konwektorach (jedna taryfa). Konwektory już były, więc wyglądałoby to tak. Amortyzacja kominka z grzejnikami to 20 lat (15.000/740 zł), pompy ciepła 28 lat (20.000 zł/740). Rozważanie  zmiany źródła ciepła wydaje się pomysłem absurdalnym.

Jak widzicie wariantów jest sporo, a myśleć warto, bo ceny wszystkich nośników energii idą w górę, w dodatku nierównomiernie. Jeśli uwzględnimy przy tym warunki techniczne, oraz istniejącą infrastrukturę to dostajemy prawdziwego bólu głowy. W moim przypadku wybór był prosty, bo znając ograniczenia budynków oraz własne (nie chciało mi się nosić drewna), oraz mając niewiele czasu zadowolony jestem z bezoobsługowości. W dwóch przypadkach spore znaczenie miało też niewielkie zużycie roczne.

2 komentarze do “Czy ogrzewanie elektryczne może się opłacać?”

  1. Mam świeżo wybudowany dom powietrzną pompą ciepła Bosch z panelami foto z falownikiem dobranym na wyrost (do rozbudowy). Koszt pompy z maszynownią i panelami: 57 000 zl (2021 r., ceny ustalone jeszcze w 2020 r.). Dom ok. 210 m kw z poddaszem użytkowym. Może komuś się to przyda do szacunków. Sama nie mam pojęcia, jak to wyjdzie finansowo, bo zmienność cen jest zbyt duża. Ja np. w koszcie uzwgledniam ulgę termo za panele. Ale już dotacji 3 tys. nie dostałam. Załapałam się na stare korzystniejsze zasady rozliczania produkcji prądu. Trudno to policzyć i uwzględnić wszystkie elementy przy dokonywaniu wyborów dot. Grzania.

    1. Dzięki za informację. Ja sam zastanawiałem się nad pompą ciepła. W nowym budynku ma ona niewątpliwie sens (niewielkie straty pozwalają na ogrzewanie niskotemperaturowe) i w obecnych czasach istotnie podnosi wartość domu. Przy odpowiednio dobranych panelach foto, da się grzać prawie za darmo, oszczędzając w stosunku do gazu kilka tysięcy złotych rocznie.
      Trudność w liczeniu polega też na tym, że ceny stale się zmieniają. Był boom na olej opałowy, ceny skoczyły i większość wyrzucała takie kotły. Potem gaz, który podrożał o 65%. W tym sezonie prąd (dla osób fizycznych) zwiększył cenę znacznie mniej niż gaz lub węgiel, bo o ok. 20%. Zobaczymy, jak wszystko zmieni się za rok.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *