Mój przyjaciel Leszek. Historia milionera tak nieprawdopodobna, że wydaje się niemożliwa.

Wielu z moich przyjaciół to milionerzy.  Prawie wszyscy prowadzą (lub prowadzili) własne biznesy. Jednym z wyjątków jest Leszek. Właśnie w wieku 40 lat osiągnął majątek w wysokości 1 mln zł, zarabiając…. 3500 zł netto miesięcznie.  Dla wielu był to szok. Dlaczego?

Leszek nie jest typowym przedstawicielem miejskiej klasy średniej. Szczerze mówiąc, może być wzorem dla grupy megaoszczędnych milionerów.

Jego korzenie sięgają bowiem na niewielką wieś. Tam nadal posiada  małe gospodarstwo rolne, którego prowadzenie łączy z pracą w mieście. W pracy tej ma niewielki dochód,  mniejszy niż średnia krajowa tj. 3500 zł/netto. Teraz. Bo jeszcze 8 lat wcześniej zarabiał…. 1000 zł.  Takie pieniądze są osiągalne dla sporej grupy, z której jednak większość nie zostaje milionerami. Dlaczego więc, w wieku 40 lat Leszek zebrał majątek wart 1 mln zł?

Sekretem nie są tutaj ani wyjątkowe zarobki (bo jak widzicie, ma je niższe niż przeciętne), ani nawet genialne inwestycje. Clou leży w oszczędności.

Jak myślicie, za ile żyje człowiek osiągający łączny dochód miesięczny 2500 zł (w tym pensja, dopłaty, sprzedane płody rolne jeszcze 5 lat wstecz)? Za 500 zł. A ktoś kto dostaje teraz 4500 zł (w tym 3500 zł pensji)? Za 1000 zł. I mówimy tutaj o sporym  mieście. Czy to w ogóle możliwe? Możliwe.

Leszek przyjechał na studia do miasta 22 lata wcześniej. Po otrzymaniu dyplomu, pracował przez chwilę dorywczo, zaczął specjalistyczne szkolenie (tam się poznaliśmy). Nie, nie był orłem, skończył w dolnych 10%, w drugiej próbie. Zaczął pracę za grosze, bo kompletnie nie umie się sprzedać. Gdybym jednak miał uczestniczyć w bójce, chciałbym mieć go za plecami, bo jest niezawodny. Powie – to zrobi, nie zrejteruje. Po 10 latach w mieście (cały czas prowadząc gospodarstwo) i przy pomocy rodziny uskrobał  na niewielkie mieszkanie. Teraz jest warte ok. 320 tys. zł.  Wynajmował cześć koledze, żeby mieć na opłaty.

W ostatnich 10 latach odłożył 300 tys. na wkład własny na kolejny, już większy lokal. Jeśli dodamy wartość gospodarstwa (bez długów), osiągniemy spokojnie ten milion. Jak zatem żyje świeżo upieczony milioner z dochodem 4500 zł?

Na mieszkanie wydaje 400 zł. To czynsz i niezbędne media. Porusza się na piechotę lub jeździ komunikacją miejską – samochód kosztuje. Ubrania kupuje głównie służbowe (bo i 10 godzin dziennie spędza w pracy), to pewnie 100 zł/miesiąc. Jedzenie przywozi z domu – kupuje: chleb, herbatę, cukier, olej itp. Miesięczne wydatki na jedzenie to może 200 zł. Jeśli dodamy resztę – żyje za ok. 1000 zł.  Nie zaciąga długów. Boi się ryzyka. Wierzy w nieruchomości i dolary.

I teraz ostatnia kwestia poruszona przez dr Stanley’a w jego książkach o milionerach z sąsiedztwa. Ilu  z nas potrafiłoby osiągnąć taką stopę oszczędności? Ilu z nas chciałoby zamienić się z Leszkiem? Wybrali by raczej Leszka Czarneckiego. Tylko, że wyniki tego ostatniego są nieosiągalne dla 99,9999% ludzi, a drogę mojego przyjaciela może powtórzyć praktycznie każdy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *