Odpowiedź zgodna z duchem tego bloga brzmi – stopniowo.
Decyzji o zakupie pierwszego mieszkania nikt nie podejmuje (albo przynajmniej nie powinien) z dnia na dzień. Młodzi ludzie najpierw wynajmują przez pewien czas, zanim zdecydują się na zakup.
Obecne regulacje (od stycznia 2016 r.) wymuszają posiadania na kredytobiorcy minimum 15% wkładu własnego. Wyjątkiem jest program dopłat dla młodych. Ja uważam, że wkład ten powinien wynosić nie mniej niż 20%. Dlaczego?
Po pierwsze, ktoś kto nie jest w stanie oszczędzić minimum 40 tys. zł w ciągu kilku lat, będzie miał w przyszłości ogromne problemy ze spłatą rat.
Po drugie, brak wkładu w tej wysokości powoduje automatyczne i bardzo niekorzystne naliczenie ubezpieczenia brakujących kwot (kilka tysięcy co 3-5 lat).
Po trzecie, im wyższy wkład, tym niższe raty. O zaletach takiego rozwiązania, nie trzeba chyba nikogo przekonywać.
Po czwarte, brak wkładu własnego oznacza niemożliwość zakupu mieszkania, o ile nie korzystamy z programu Mieszkanie dla Młodych.
A zatem jak zebrać brakujące kilkadziesiąt tysięcy. Zakładam, że cena mieszkania to minimum 150 tys. zł. 20% z tej sumy to 30 tys. Do tego trzeba doliczyć opłaty notarialne i okołokredytowe, a także minimalne chociaż wykończenie. Razem zakładam konieczność odłożenia 40 tys. zł.
Jak napisałem na początku, warto pieniądze zbierać stopniowo. Jak długo? To już zależy od dochodów i wydatków. Szybka ścieżka (1 rok, 2 lat) dostępna jest dla osób zarabiających sporo (4-5 tys. netto). Szczęśliwcy, w ogóle nie muszą zbierać, bo dostaną pieniądze od rodziców. Skoków na bank, ślubów z milionerem, wygrania w kasynie lub Lotto także nie przedstawiam jako alternatywy. Zostawmy je desperatom.
Dobry plan na wkład własny musi być realny. Realny, czyli dostosowany do uzyskiwanych dochodów i poziomu wydatków. Przyjmuję, że mamy do czynienia z parą osób zarabiających łącznie 3 tys. netto (trochę więcej niż dwie pensje minimalne). Czy to wystarczy? Musi. 40 tys. oszczędności rozłożone na 5 lat to 8 tys. rocznie, nieco ponad 650 zł miesięcznie. Dwie osoby są w stanie tyle odłożyć (jak – o tym w innych wpisach).
Czasami warto pojechać pracować do bogatszych krajów UE. Tam, zamiast 650 zł można odkładać 2-3 razy tyle. Wtedy 40 tys. uda się zebrać w 2 lata.
Można także podjąć dodatkową pracę lub zdecydować się na zlecenie, nadgodziny. Wtedy oszczędności będą rosły w tempie 1000-1200 zł miesięcznie, a więc czas potrzebny na zgromadzenie wkładu własnego skróci się do niespełna 3 lat.
Radykalną opcją jest zamieszkiwanie z rodzicami. Oszczędzenie dodatkowych minimum 600 zł (dwoje) na kosztach stancji, to 7,5 tys. rocznie, czyli razem już 15 tys. zł. Czyli zamiast pięciu lat, mniej niż 3.
Niektórzy uzgadniają z rodzicami, że nie organizują wesela, a pieniądze które były na to przeznaczone, odkładają na wkład własny. Przy przeciętnych kosztach przyjęcia zostanie minimum 10-20 tys. zł. To już połowa środków na dobry początek.
Jaki będzie finał? Wynajęcie mieszkania wartego ok. 150 tys. zł to średnio 1000 -1100 zł. Rata kredytu od 120 tys. wyniesie 540 zł. Nawet jeśli dodamy koszty opłat (200 zł), będzie to 740 zł, o 260 zł (czyli około 1/4) mniej niż w przypadku wynajmu.