Jak działa korporacja handlująca samochodami? Mój przypadek z AAAuto.pl .

Mam bzika na punkcie motoryzacji. Przyznaję to otwarcie. Po serii poważnych chorób w „mojej bańce” postanowiłem – czas zrealizować ostatnie samochodowe marzenie, czyli Mercedesa E-klasse. Zdecydowanie w wersji 213 i z dieslem 2.0.

Rozpocząłem research na otomoto.pl i znalazłem. W lokalnym oddziale AAAuto.pl stoi sobie cudo. Spełnia praktycznie wszystkie warunki:

  • silnik 220d – 194 KM – prawie idealny (lepszy byłby 400d, ale tych na rynku niewiele),
  • kombi (s213),
  • rocznik 2018,
  • elektroniczne zegary i biała skóra,
  • przebieg poniżej 100 kkm,
  • kolor granat (moja żona nie cierpi szarego, a te zalały Polskę).

Wady, tylko dwie – brak historii serwisowej w Polsce (sprowadzony z Belgii) oraz panel deski rozdzielczej w wersji srebrnej (wolałbym orzech lub jesion).

Wziąłem syna, pojechaliśmy obejrzeć – wyszło ok. Potem jeszcze druga wizyta w celu przejechania się – też dobrze. Sprzedawcy wydzwaniali do mnie bez przerwy. Plan – komunikowany od początku był taki – zostawiam elektryka, dopłacam, zabieram E-klassę. Sprzedawcy mówili – nie ma problemu, przy zamianie podnosimy cenę odkupu o 20%, proszę przyjechać w sobotę – wycenimy.

No i przybyliśmy w sobotę. Żona trochę pomarudziła na wielkość budy, na mało miejsca w środku (obiektywnie – jak w Skodzie Kamiq), ale auto przypadło do gustu. Na tym uroki się skończyły.

Sprzedawca zapewniał, że wóz bezwypadkowy, fabryczny lakier (co ciekawe, w czwartek usłyszałem – „malowany tylny zderzak”). W ogłoszeniach pisze, że wszystko sprawdzone, więc proszę o wyniki pomiaru grubości powłoki. Odpowiedź: Nie mamy dostępu. Oczywiste kłamstwo, bo z pewnością firma posiada takie dane. Pierwszy zgrzyt. Przez chwilę poczułem się nie jak u profesjonalisty lecz przysłowiowego Mirka-handlarza.

Przebieg? Taki jest, ale na fakturę nie wpiszemy, bo nie możemy sprawdzić na 100%. Znowu – bzdura.

Natomiast, to coś, co podniosło mi ciśnienie i wywołało ten wpis była rozmowa o odkupie. Wcześniej (tzn. w poprzednim tygodniu i w czwartek) słyszałem (po podaniu marki, modelu, silnika) – nie ma problemu, dogadamy się. Teraz padło ultimatum: nie możemy w Lublinie wycenić, bo to elektryk, zabierzemy auto na kilka dni do Piaseczna, na test baterii (znowu, bzdura – wystarczy podjechać do ASO Hyundaia, tylko wtedy musieliby zapłacić 400 zł). Ale nawet, gdy będzie ok, nie zaproponujemy więcej niż 50.000 zł (na otomoto.pl – rozbity 40 tys. zł, najtańszy sprawny – 60k, większość ok. 70k zł). Powiedziałem parę cierpkich słów, o marnowaniu czasu (tyle samo mogłem się dowiedzieć przy pierwszej wizycie) i wyszedłem. Na e-klassę muszę jeszcze poczekać, ale poszukam pierwszego właściciela z Polski, lub sprowadzonego egzemplarza za rozsądną cenę.

Teraz o mechanizmie działania. Otóż nie różni się on niczym od zwykłych handlarzy. Skupić bardzo tanio (za 60% ceny rynkowej bez zamiany, za 75% z zamianą – znałem już z relacji innych osób). Za nic nie odpowiadać: zatajanie stanu technicznego, brak pewności przebiegu. Sprzedać drogo – podobny egzemplarz prywatnie mógłbym mieć o 10% taniej, każąc dopłacić za „gwarancję”, której w istocie nie ma, z prawie pustym bakiem (od początku do końca – przez trzy wizyty – świeciła się rezerwa).. Korpo zatrudnia młodych chłopaków, nie znających aut (mieli problem z zatankowaniem), nie potrafiących przekazać żadnych informacji poza odczytywanymi na bieżąco z ogłoszenia lub CRM-u. Samochody stoją na letnich, zużytych oponach, jeszcze po pierwszym opadzie śniegu. Mechanizm działania opiera się na podpaleniu klienta jazdą próbną, a potem krojenia go, jak salami. Gdybym nie był odporny na taki prymitywny handlarski styl, straciłbym na interesie z aaauto.pl około 25 tys. zł (12 tys. zł na sprzedaży Kony i 12 tys. zł na zakupie Merca).

Wniosek? Zastąpienie rodzimych handlarzy, korporacjami, nie wniosło żadnej wartości dodanej do rynku. Nadal obowiązuje chęć łupienia klienta i brak pewności podstawowych cech (przebieg, wcześniejsze uszkodzenia). Firmy te płacą w Polsce minimalne podatki albo żadne (ta akurat wywodzi się z Czech), zatrudniają za niskie pensje (plus ewentualna prowizja), niedouczonych (chociaż miłych) sprzedawców. Nie warto ich wspierać.

7 komentarzy do “Jak działa korporacja handlująca samochodami? Mój przypadek z AAAuto.pl .”

  1. Problem z handlarzami znany, szyld korpo to jeszcze większy brak kompetencji i komunikacji niż z ” Mirkiem”.
    Ja zwykle kupuję nowe , -20%.
    Ale co kto lubi i woli…

    1. „Mirek”oszuka, a korpo po prostu ma bajzel. Zakup nowego samochodu – wielokrotnie rozważałem, a raz nawet wykonałem. Ceny -20% od cennika możliwe są w dwóch wypadkach: wyjątkowa sytuacja na rynku (ew. marka szafująca obniżkami), albo rabat flotowy.
      Wtedy, zwłaszcza przy zakupie firmowym – widzę sens. Chociaż przy dzisiejszych cenach? Teraz zasadzam się na MB E-klasse. Konfiguracja na jaką poluję (220d w kombi) kosztuje ok. 425 tys. zł wg cennika, z wyposażeniem, za auto nowe. Z rabatem -20% byłoby to więc ok. 340 tys. zł. Samochód używany (poprzednia wersja, dwuletni) z podobnym wyposażeniem i przebiegiem do 50 tys. km – da się kupić poniżej 200 tys. zł z pierwszej ręki. I teraz kwestia wyboru – co ważniejsze – 140k w kieszeni czy powiew salonowca.

      1. No tak, cena 425 tys. zł. za MB E kombi 220 D to abstrakcja. To tego takie nadwozie jest i będzie co raz mniej popularne -stąd taka utrata wartości pewnie.
        Ja i małżonka kupowaliśmy samochody w dobrym okresie ( 2020 i 2021) kiedy ceny były niższe i do tego rabaty właśnie 20%.
        Samochód 1 : cena zakupu po rabacie około 280 tys. zł, teraz jego wartość to według otomoto około 230 tys zł ( po 3 latach)
        Samochód 2: cena po rabacie 200 tys. zł. obecna wartość ( po 4 latach) około 140 tys. zł.
        Więc nie jest to ogromna ( w sensie % nie nominalnym) utrata wartości.
        Obecnie samochody marek Audi, BMW, Volvo. Lexus da się kupić również z 20% rabatem. Mercedes ponoć około 15%.

        1. Co do nadwozia – przerobiłem już wszystkie i nie zawsze praktyczność jest zaletą. Mój syn, kiedy zobaczył, że interesuję się kombi, zapytał „Tato, będziesz codziennie szafę woził?”. A ja wiem. że duża klapa, możliwość przewiezienia roweru, ba, czasem i lodówki, daje większe możliwości. Chociaż jednak sedany są tańsze, może z uwagi na to, że kupowano je często w uboższych wersjach (sporo więcej kombi ma 4×4 i inne ekstrasy).
          Tak, przywołując słynny żart z mieszkaniami (z nabyciem w roku 2007) – kto nie kupił w latach 2019-2020, ten stracił życie. Potem nadszedł kryzys, przerwy w produkcji, wzrost kosztów no i cen tzn. Twój wóz dzisiaj byłby nie do kupienia jako nowy za 280k lecz raczej 400k. Natomiast nie podawałbym tej sytuacji jako miarodajnej, ponieważ była nadzwyczajna (marki popularne traciły jeszcze mniej – po 10%). Stąd dwie taktyki – zakup nowego, trzymanie wiele lat lub prawie nowy (do 5 lat), podawano jako „milionerskie” w „Sekretach amerykańskich milionerów” Stanleya i Danco. Obie równoprawne. W pierwszej dostajemy pewność za wyższą cenę, w drugiej większe ryzyko, ale i cena oraz utrata wartości, niższa.
          Co do marek. Faktycznie ponownie wraca polityka rabatów, także do premium (Volvo zawsze miało wysokie rabaty flotowe, stąd ich nadreprezentacja w tej grupie). 20% na BMW to sporo, przed pandemią tradycyjnie dawano 10% i może jeszcze 5% dla wyjątkowego klienta. Aczkolwiek większość nowych aut podrożała o 50% w ciągu 4 lat.
          Ostatnio rozmawiałem z człowiekiem, który sporo samochodów przerabia, po Mercedesa pewnie będę musiał udać się bezpośrednio do DE. Tam rynek wygląda inaczej, nie ma tak ogromnej grupy „pułapek”, więc i ceny (z uwzględnieniem wyposażenia) bardziej wypłaszczone. Nie trzeba płacić polskiej premii za bezwypadkowość i salon, ponieważ takich wozów widzimy większość. U nas rozstrzał w213 z tego samego rocznika, pomiędzy 60 tys. zł a 160 tys. zł. Pierwszy – była taksówka z nalotem 800 kkm (o dziwo, wygląda nieźle), drugi – pierwsza ręka PL, dobre wyposażenie i przebieg ok. 90 kkm.

  2. Owszem auta podrożały pewnie o około 50%, ale nie marki premium.
    Podrożały najbardziej marki tzw. popularne, natomiast tzw. premium moim zdaniem góra 20%. Stąd ich większa popularność i wzrost % sprzedaży.
    Przy naszych przebiegach około 15-20 tys. km rocznie to sprawdza się zasada nowe na dłużej.Czyli kupuję nowy model w mniej więcej połowie okresu jego ” życia” i sprzedaję, kiedy następny model jest od 3-4 lat na rynku. Wtedy moje 7 letnie auto ma ok, 120 tys. przebiegu i jest prawdopodobnie łakomym kąskiem na rynku używanych samochodów. Przynajmniej tak było ostatnim razem.:-)
    Co do zakupu używanego- dokładnie też próbowałbym kupować w Niemczech. Ogromny wybór i większa pewność kupna dobrego samochodu- czyli takiego jak w opisie. Powodzenia w zakupie, bo MB E jest ładny ( sedan oczywiście:-) )

    1. Dziękuję za życzenia. Mam nadzieję, że się uda.
      Odnosiłem się do cenników, bo z rabatami faktycznie różnice mogłyby być mniejsze. W 2021 r. MB E-klasse diesel kosztował niecałe 200k. Teraz w podstawowej wersji – prawie 300k. Volvo XC40 dało się wyhaczyć w promocji za 108k, teraz cennik otwiera wersja za 175k. Zakładając nawet, że zeszliby do 150k, różnica blisko 50%.
      Tanie nowe auta podrożały nawet o 100% (Sandero z 30k do 65k).
      Twój sposób eksploatacji, przy takich przebiegach, wydaje się faktycznie optymalny. Auto wchodzi właśnie w okres możliwych awarii, a 120 tys. km autentycznego przebiegu, daje szansę na korzystną sprzedaż. Dzieje się tak dlatego, że większość flot robi 40k rocznie, czyli siedmiolatek zaliczył już prawie 300k i jest trudno zbywalny.

  3. Sprawdziłem ceny na stronie mobile.de.

    Faktycznie, moje auta są w Niemczech 5-10% mniej warte.
    I wybór zdecydowanie większy.
    Fakt, że przy zakupie MB 220 d 3% z niższej ceny w Niemczech zabierze akcyza. Chyba, że kupisz, z 3 litrowym silnikiem, to c.a.18%.
    Wtedy Niemcy droższe od cen w Polsce.
    Btw.: bardzo mi się podoba nowy MB E klasa.
    pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *