Minimum socjalne. Czy faktycznie w Polsce żyjemy aż tak źle?

W jednym z komentarzy Jan przeraził się danymi, że całkiem spora grupa Polaków żyje poniżej tzw. minimum socjalnego. Postanowiłem zgłębić temat, ponieważ doniesienia medialne istotnie nie napawały optymizmem.

Raport Poverty Watch (na niego się powołano) wskazywał, że 17,3 mln Polaków żyło w 2023 r. poniżej poziomu minimum socjalnego. Już w liczbach bezwzględnych robi wrażenie, a odsetek 46% wręcz poraża. Gdzie leży koń pogrzebany?

Sam raport i dane macie tutaj: https://www.eapn.org.pl/aktualnosci/poverty-watch-2024-polska-na-krawedzi-kryzysu-spolecznego-ok-25-mln-polakow-zyje-ponizej-minimum-egzystencji-a-ok-173-mln-ponizej-minimum-socjalnego/ . Naukowiec, który go firmuje, odwołuje się do danych IPSiS, który liczy tzw. minimum socjalne. No właśnie jak liczy?

IPSiS publikuje dane tutaj: https://www.ipiss.com.pl/pion-badawczy-polityki-spolecznej/wysokosc-minimum-socjalnego/ w układzie kwartalnym. I pierwsze zaskoczenie – nie ma jednego minimum socjalnego – tj. poziomu właściwego dla całej Polski, podział dotyczy wielkości gospodarstwa domowego (oddzielnie single, pary, 2+1, 2+2, 2+3, oraz samotni emeryci lub ich pary). Drugie zaskoczenie – poziom ubóstwa nie dotyczy dochodów ani majątku lecz wydatków. Tym sposobem mogłoby się okazać, że ludzie zamożni faktycznie znajdują się „pod kreską” ponieważ wydają mniej (z drugiej strony to muszą być dane GUS, bo mnie nikt o wydatki nie pytał). Teraz co pisze sam Instytut: „Min­i­mum soc­jalne oznacza zaspoka­janie potrzeb kon­sump­cyjnych na relaty­wnie niskim poziomie, ale uwzględ­ni­a­ją­cym zalece­nia nauki (np. w zakre­sie wyży­wienia), odpowiada­ją­cym powszech­nie przyj­mowanym nor­mom oby­cza­jowym i kul­tur­owym (rekreacja, uczest­nictwo w kul­turze) oraz obow­iązu­ją­cym nor­mom prawnym (m.in. w zakre­sie oświaty, ochrony zdrowia). ” Znalezienie się niewiele poniżej nie oznacza jakiejś skrajnej biedy, lecz czasem rezygnację np. z wakacji, chodzenia do kina czy teatru. Okropne dane (17,3 mln) dotyczą przede wszystkim roku 2023 r., po którym, w roku wyborczym, podniesiono świadczenia społeczne.

A same kwoty? Dla singla 1773 zł, dla pary 2998 zł, dla trójki 4403-4744 zł (w zależności od wieku dzieci), dla czwórki 5733 zł, piątki – 7078 zł. Emeryci mają niewiele mniej o ok. 30 zł/os. Czyli wg tego wyliczenia parze potrzeba prawie pensję minimalną, a emerytom ledwie wystarczały dwie emerytury minimalne. A struktura wydatków na osobę?

Ok. 450 zł na jedzenie, 400-680 zł na mieszkanie, na ubrania ok. 50-70 zł, transport 120 zł, ochrona zdrowia 50-60 zł. Mamy też higienę osobistą – 40-60 zł, edukację 0-110 zł (zero wydają emeryci), kulturę i 110-176 zł. Jeszcze raz przypomnę – są to kwoty na osobę. Co rzuca się w oczy?

Patrząc na to zestawienie, nigdzie nie widać kredytu, ani wynajmu, zatem albo IPSiS wyeliminował sporą grupę najemców (ok. 20% społeczeństwa) i kredytobiorców (pewnie minimum drugie tyle) albo powinniśmy dodać jeszcze jedną kategorię – kredyty i pożyczki oraz wynajem. Czyli mamy poważny mankament. Zakładając, że kredyt/wynajem w przypadku singla wynosi nawet kilka tysięcy złotych, suma wydatków szybowałaby w górę.

Wreszcie, nawet uwzględnione wydatki (o czym jest mój blog) okazują się względne. 450 zł na jedzenie/osobę/m-c w warunkach miejskich oznacza kłopot lub konieczność oszczędzania, na wsi z własnymi zwierzętami, zbożem, owocami, warzywami – już zdecydowanie nie straszy. Podobnie wśród „słoików” – udowodniłem to eksperymentem „życie za 500 zł”.

Jeszcze wyraźniejsze obiekcje zgłaszam do kosztów mieszkania. Mając własny dom, w dużym mieście – w 2023 r. nie wydawałem 1330 zł/m-c (standard 2+1). Co mają powiedzieć ludzie na wsi, płacąc za wodę, szambo, prąd, węgiel (lub inny opał), podatek, internet? Oni wydają połowę tego co ja.

Ale wróćmy do źródeł czyli sumy wydatków – 1773 zł na singla oraz przykładowo 4744 zł dla gospodarstwa takie jak moje. Mieszkając na wsi lub po prostu dysponując kawałkiem działki (choćby ROD), spokojnie zmieścimy się w tym minimum. Z kolei w mieście – też, jeśli tylko dostosujemy własny dach nad głową (kredytów tu nie przewidziano) do potrzeb.

Na co patrzy naukowiec? Jak na analizę profesorską zdziwienie budzi używanie określeń mocno nacechowanych emocjonalnie. Na prawie każdej stronie znalazłem i „szokujące/szokująco” i „drastycznie/drastyczne”. Nie chodzi więc chyba o dane, ale wywarcie odpowiedniego wrażenia. I patrząc po reakcji Jana – udało się. Miała to chyba być narracja anty-PiSowska skoro dotyczy roku 2023 i porównuje się go do 2015 i 2022, „zapominając”, że w 2024 r. inflacja wyniosła ok. 5%, a świadczenie 800+ wzrosło o 60%, emerytury i renty zwaloryzowano o kilkanaście, a średnie wynagrodzenie też wypadło więcej. Natomiast, w mojej ocenie nie jest tak źle. Już uzasadniam, dlaczego.

W pierwszej kolejności – w Polsce do aktywnych zawodowo (17-18 mln) wlicza się także… bezrobotnych (nie żartuję), niepełnoetatowców, pomagających nieodpłatnie w rodzinnej firmie czy ludzi na zleceniu/umowie o dzieło. Żadna z tych kategorii nie otrzymuje pensji minimalnej, co zaniża wyniki.

W drugiej – nikt chyba się nie przyznał, że wydaje środki „zaoszczędzone” na podatkach, a więc zarobione w „szarej strefie” lub „na czarno”.

W trzeciej – niejasna metodologia oraz wysoki poziom emocji badacza, każe patrzeć krytycznym wzrokiem na wyniki. Może żyję w innym świecie, ale powiem szczerze, nawet na wsi tego ubóstwa nie widzę. W miejscowości 500 mieszkańców budują się aktualnie 2 domy, lokalny zakład przemysłowy płaci przynajmniej minimalną. W takich warunkach, emeryt „przy rodzinie” z minimalnej KRUS-owskiej emerytury jeszcze odłoży.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *