Siadając do rozwiązania tego problemu wcale nie traktuję go jako żart, ale raczej chwilę poważnego namysłu przed decyzją, którą podejmie wiele osób. Benzyna? A może gaz? Diesla, elektryka na razie odkładamy na bok.
Problem, z perspektywy obecnego czterdziestolatka, wydaje się odwiecznym, upowszechnienie gazu LPG to koniec lat 90-tych. Właśnie wtedy całe pokolenia przekonały się, że jeśli chodzi o oszczędności, diesel nie jest jedyną opcją – jest jeszcze paliwo o połowę tańsze na każdym litrze.
Teraz, gdy proporcje zostają podobne (benzyna 6,7 zł, LPG 3,2 zł), paradoksalnie wybór stał się trudniejszy. Przesądzają o tym trzy okoliczności:
- auta benzynowe obecnie znacznie mniej palą, czasami zbliżając się do diesli,
- lista silników benzynowych zdatnych do przeróbki, stale się skraca,
- ceny instalacji poszły ostro w górę.
Stąd, gdy w roku 2002 kupowałem Daewoo Lanosa 1.5, płacąc za instalację 1200 zł, świat był inny. Ale dosyć wspomnień, wracajmy do wiosny 2023 r.
Zawsze główny argument za montażem gazu stanowiła ekonomia. Cena czyni cuda. Zakup miał się zwrócić, najlepiej jak najszybciej. Oczywiście, producenci instalek mówi coś o ekologii, ale tak bardziej pudrując wizerunek wąsatego Janusza w Lanosie LPG. I nadal chodzi o kasę.
Instalacje dzielą się na proste (wtrysk pośredni) – teraz w moim mieście wołają za nie 3400 zł lub nieco więcej (mocniejsze silniki). Bardziej skomplikowane (wtrysk bezpośredni) 5400 zł. I mega skomplikowane – (faza ciekła LPG) – 10.000 zł. Stawki za litr paliwa już podałem – czas zacząć liczyć.
Najprostsza decyzja. Paliwożerny silnik z wtryskiem pośrednim. Od zawsze – montować. Jeśli samochód pali 10 l benzyny to będzie 12 l gazu i śladowe ilości PB95. Zamiast 67 zł/100 km zaczniemy płacić 39 zł. Przy statystycznym przebiegu 1000 km/miesiąc oszczędzamy 380 zł. Instalacja (nawet uwzględniając dodatkowy przegląd, zwróci się w ciągu roku. A znamy przecież auta, w których 10 l/100 km to marzenie ściętej głowy, bo palą 16-20 l/100 km w mieście.
Warto przemyśleć. Oszczędny silnik z wtryskiem pośrednim. Ot, taki Fiat 500c mojej żony. Spala toto 5-7 l/100 km – średnia 6 l/100 km. Instalacja kosztuje podobnie, więc decyduje przebieg. Kto jeździ 5000 km/rok niech nie zawraca sobie głowy. Gdzie leży próg opłacalności? 40 zł/100 km na benzynie 23 zł na LPG. Różnica 17 zł/100 km. Biorąc pod uwagę koszty eksploatacji (przegląd LPG, droższy przegląd „państwowy) – zwrot nastąpi po 23.000 km. Czy warto? Dla kogoś, kto jeździ 10-15 tys. km/rok – tak. Właściciel floty nakręcającej 40 tys. km/rok nawet się nie zastanawia. Ale już starszy pan jeżdżący do kościoła – zrezygnuje. Uwaga! W tej grupie mieszczą się niektóre hybrydy, przerabiane przez taksówkarzy (spore przebiegi) na LPG (spalanie ok. 6 l/100 km).
Trudna rada. Wtrysk bezpośredni.Auta z wtryskiem bezpośrednim generalnie palą mniej. Oczywiście w granicach rozsądku. Nie porównujmy Fabii 1.0 TSI z Audi 3.0. Pierwsza spokojnie spali 4 litry benzyny w trasie (połowę wyniku Audi). I właśnie wchodzimy na schody. Mamy wybór – instalacja za 5400 zł z dotryskiem benzyny (mniejsze oszczędności 1-1,5 l PB/100 km) albo wtrysk gazu w fazie ciekłej (dwa razy drożej na początku, ale spala samo LPG). Większość wybiera tę pierwszą opcję. Oszczędne auto (6 l benzyny na 100 km) kosztuje nas 40 zł/100 km (tyle samo co znacznie słabszy wtrysk pośredni, a koni będzie prawie 2 razy więcej). 100 km z dotryskiem benzyny to 20 zł za LPG i 10 zł za PB czyli 30 zł. Z wtryskiem pośrednim mieliśmy 23 zł/100 km. Różnica na 100 km zmniejszyła się do 10 zł, z których pokrywamy jeszcze serwis. W takiej sytuacji, nie ma sensu montaż LPG, jeśli przejedziemy rocznie 10 tys. km, bo czas zwrotu wyniesie 5 lat (a dojdzie jeszcze inflacja). I znowu, są ludzie którzy podejmą taką decyzję, ponieważ przejeżdżają 40 tys. km/rok. Wtedy potrzebują 1,5 roku, żeby nastąpił zwrot. Podobnie, gdy mamy wtrysk bezpośredni + duże spalanie. Są takie auta 9 l benzyny w trasie i 15 l w mieście na każde 100 km (średnia 12). I już czas zwrotu spada z 5 lat do 2,5 czyli właśnie granicy rozsądku.
Wnioski są proste. Sporo poniżej 10 tys. km rocznego przebiegu dokładanie LPG nie ma sensu, chyba, że planujemy eksploatować auto przez wiele lat, albo mówimy o smoku pożerającym benzynę. Przekroczenie tej granicy czyni opłacalnym montaż prostej instalacji gazowej. Jeśli robimy 30-40 tys. km/rok każda instalacja to niegłupi (ekonomicznie) wybór.
Na koniec jedno zastrzeżenie. Dzisiaj nowych silników do gazu potykamy zdecydowanie mniej. Wielu nawet nie warto ruszać (nieautomatyczna regulacja luzu zaworowego, awaryjne rozwiązania, nieodporne na temperaturę głowice, plastikowe kolektory). Idealnie nadające się (jak kiedyś w Lanosie, 1.6 MPI grupy Volskwagena, seria FIRE Fiata) praktycznie już się nie produkuje. Są lepsze (1.0 T Dacii, 1.0 TSI WAG) i gorsze (Toyota Yaris Hybrid). Alternatywą oszczędnościową nadal pozostają hybrydy bez LPG (zwłaszcza w mieście – 4 l benzyny/100 km w Yarisie to 26 zł zamiast 47 zł w Fabii 1.0 TSI), czy elektryki (ładowana z gniazdka Kona spalała mi 12 KWh – obecnie 10 zł/100 km, a z fotowoltaiki nawet mniej). A diesel? Zabija go drastyczna różnica pomiędzy ceną obu paliw (15%). Nawet jeśli pali mniej (zauważalnie, bo 20%), wszystko rozbija się właśnie o stawkę na dystrybutorze – różnica znika. Stąd prosty silnik + gaz nadal stanowi alternatywę ekonomiczną (elektryki są zwyczajnie droższe).
Ośmiozaworowym Lanosem kupionym w 2003, który przerobiłem na LPG 1,5 zrobiłem 250 tys. -żal było się z nim rozstawać, dziś pewnie rdzewieje w jakimś leju po bombie na Ukrainie. Od tego czasu tak dobieram silniki, żeby nadawały się w razie biedy na przeróbkę. Jest ich rzeczywiście coraz mniej. Przed pandemią kupiłem Elantrę, wciąż jeszcze kierując się sentymentem do gazu. Wcześniej Opla nigdy na gaz nie przerobiłem, choć postanowiłem, że przerobię nie patrząc na utratę gwarancji. Hyundai jeszcze na gwarancji, pali mało też jeździ na benzynie, też mi się nie chce nic w nim zmieniać, ot samochód dla Janusza na działkę ogrodniczą. W razie biedy – przerobię. Tata już od lat produkuje super ekologiczne auta, bijące na głowę elektryki, a jakoś nie może się przebić w Europie, pewnie dla tego, ze samochód jest zbyt tani w produkcji i nie wymaga globalnej infrastruktury:
https://dobrewiadomosci.net.pl/42363-konkurencja-dla-tesli-samochod-napedzany-powietrzem/
https://www.youtube.com/watch?v=LlWH1CjWvsw
Tymczasem w Polsce będzie można przetestować taki mikrocar w strefie ekologicznej w Warszawie już w przyszłym roku korzystając z aplikacji mobilnej TIER. W ramach usługi będzie można korzystać z punktów ładowania samochodów elektrycznych, które napędzą zintegrowany z samochodem kompresor w 2 godziny, dostępna ma być jedna stacja szybkiego ładowania bezpośrednio sprężonym powietrzem, wtedy tankowanie potrwa 3 minuty.
To mega ciekawe. A jaki będzie miał zasięg?
Z Hyundaia sam byłem zadowolony, chociaż istotnie, emocji nie dawał za grosz. Przy czym czasami to nawet zaleta (brak dreszczyku emocji czy wrócę do domu).
200-300 km. Te samochodziki już jeżdżą po Indiach od 10 lat.
https://www.auto-swiat.pl/wiadomosci/aktualnosci/tata-air-car-w-indiach-chca-jezdzic-na-powietrze/737nv2z
Ile atmosfer/barow jest w zbiorniku?
@ Na filmie, do którego wrzuciłem link jest mowa o 300 barach.
Pomysł mega ciekawy. Jestem za cienki z fizyki, żeby to sobie nawet wyobrazić. Jednak współczynnik 700 kg/3h ładowania/200-300 km nie brzmi obiecująco, ale nie wiem jakie jeszcze są rezerwy (bo pewnie są). Moja 1700 kg Kona po godzinie robi te 200 km. I musiałaby być pewnie sieć sprężarek, zamiast stacji benzynowych. Na typowe auto miejskie jednak powinno wystarczyć.
Niepokoi mnie przypuszczalnie bardzo wysokie cisnienie w zbiorniku powietrza.Mam nadzieje,ze nie bedzie detonacji.
Ładowanie trwa 3 minuty i tu jest zasadnicza wyższość nad elektrykiem. 3 godziny to ładowanie awaryjne z gniazdka 220 V przez zamontowany w samochodzie kompresor. Ten samochodzik przed pandemią kosztował jakieś 20 tys. złotych. W cenie przeciętnego elektryka można by dopracować auto, tym bardziej, ze silnik nie różni się zasadniczo od spalinowego. Na tym filmie jest zasada działania silnika i ogólne wrażenia z jazdy. Samochód też trochę większy od tego z masowej produkcji: https://www.youtube.com/watch?v=fm8RCww3cUY
Dziwię się, że słyszycie o tym po raz pierwszy.
Tam gdzieś pada w filmie 15k$. Może dodają koszt transportu do USA?
@Jan – ciśnienie w standardowej butli sprężonego powietrza wynosi od 200 do 300 bar. Te butle samochodowe pewnie jakoś znacząco nie odbiegają od przyjętych standardów. . No, ryzyko wybuchu na pewno istnieje. Dlatego butle umieszczane są pod wzmocnionym podwoziem, jak w przypadku instalacji CNG. LPG też jednak grozi wybuchem:
Ja widziałem taki z butlą, latającą po stacji benzynowej. Odbiła się od ściany i zabiła innego tankującego.
OM do 12.37: nie ma nic gorszego niz glupi belfer bo swoja glupote zasiewa w umyslach uczniow. Dobrze, ze mlodziez umie odsiac takie glupoty.
Do 12.38: Wtedy w Krakowie bylo tez zenskie liceum Prezentek. Ale ani u Pijarow, ani u Prezentek poza krotka doslownie jedna minuta modlitwa rano na pierwszej lekcji nie bylo zadnych innych objawow religijnosci.
Do 19.37 z 1.04: tez glupi belfer,a miejsca postojowe mozna oznakowac.A nie robic awantury.
Tam był mały parking i nagle ponad połowę miejsc, zajęli uczniowie. Dyrektor dał pilota i powiedział – doróbcie sobie, kompletnie bez świadomości, że w poprzednim roku to były 2 auta, a teraz znacznie więcej.
OM do 5.50: wlasnie, a wystarczylo porozmawiac z uczniami.
Do 5.51: on wracal przed pobudka 😀
Do 19.29 dzien wczesniej: serio butla latala po stacji?Czy primaaprilis? 🙂
To nie Prima Aprilis. Wyrwało ją z auta, przeleciała jak pocisk (odrzut gazów), odbiła się od ściany i wróciła na sąsiednie stanowisko do tankowania.
Rozne sa pomysly, nie slyszaem bo sie nie interesowalem tym tematem.
20k zl to bardzo tanio.
Microcar-sa tez bodaj wloskie (Ligier?) z silniczkami 50ccm, czy tez diesle 500ccm.Strasznie to male,ale dla emeryta na zakupy wystatczy.Max predkosc chyba z 50km/h.
45km/h i można tym jeździć od 14 r.ż Myślałem o kupnie dla dziecka, odszedłby obowiązek dowożenia go do szkoły. Rower czy skuter nie załatwia sprawy w niepogodę. Jednak we wsi to byłaby zbytnia ekstrawagancja. W zeszłym roku dzieciaki pochwaliły się w szkole nauczycielce, że mój mały na urodziny zabiera po lekcjach dzieciaki ze swojej klasy w kieleckie baseny tropikalne i już było nieprzyjemnie.
300 bar to dosyc duzo.
Muejmy nadzieje,ze Hindusi dobrze te zbiorniki testuja 🙂
Myslisz,ze ligier wzbudzilby w szkole sensacje? W koncu to taki skuter tylko obudowany blacha.
Ligier nie, jeżdżą takie po wsi, ale gówniarz jeżdżący do podstawówki samochodem mógłby paru nauczycieli wyprowadzić równowagi. Ogólnie dzieciaki quady i skutery zostawiają w domu. Do szkoły nie wolno nawet przynieść komórki.
Slawek do 18.43: aha, rozumiem.
Hm-za komuny bylem w 2 liceach w Krakowie (XIII LO a potem Pijarow) i wtedy niektorzy przyjezdzali do szkoly na moto (jawa, CZ,MZ) a do liceum Pijarow i moto i samochodami (maluch, 125p) i problemu z tym nie bylo.U Pijarow nie wolno bylo alkoholu, reszta dozwolona 🙂
Niby dzisiejsze szkoly nowoczesne,a ucisk wiekszy niz za PRL.
Komorki jeszcze mozna zrozumiec bo to rozprasza,ale pojazdy?
…to bylo w latach 1981-85 – najgorsza noc komunizmu stan wojenny i po stanie.
U mojego syna w szkole sportowej była awantura, dopiero jak 6 na 8 chłopaków podjechało autami, z tego 3 lepsze od dyrektorskiego ( m.in. Q5). Ale tam nie chodziło o szpanowanie, ale brak miejsc do parkowania. W gimnazjum koledzy mieli polew, jak pani eko-feministka wygłosiła tezę” sportowymi kabrioletami jeżdżą pozerzy”, no a wszyscy widzieli, że jego tato podwozi Boxsterem. Przy czym młodzież traktowała to humorystycznie jako nieszkodliwe świrowanie jednego belfra.
Jak ja kończyłem 18, w szkole tylko kilku miało swoje samochody (Maluchy, Trabanty) i jeszcze ze dwie osoby przyjeżdżały tatusiowozami. Nikt afery nie robił. Problemy miał brat koleżanki, ale ten zaraz po Stanie Wojennym przyjeżdżał Mirafiorką, brał laskę, parę piw i uciekali z lekcji nad jezioro. Nawet wtedy walczono jednak z ucieczką.
A ja całe życie myślałem, że pijarzy, jak sama nazwa wskazuje, nie wylewają za kołnierz. A na serio, to nie chce mi się wierzyć, że w komunie chodziłeś do katolickiej szkoły.
Były szkoły zakonne przez cały PRL. Ja słyszałem głównie o żeńskich, ale były.
Nie, no żartujesz? Panie nauczycielki zajmują się tym że nastolatki pojechały na basen? U mnie nie ma takich jaj.
Pewnie to przez mala miejscowosc.
Nie zajmują się, ale mały jakby stracił od tego czasu sympatię u jednej z nauczycielek. Nic poważnego, ale orłem nie jest i dmucham na zimne. To podstawówka, a nie szkoła średnia. Nie uwierzę, że mieliście takie sztubackie luzy. Ja musiałem w przeszłości chodzić w mundurku, z tarczą szkolną i co gorsza, z plakietką wzorowego ucznia. Kiedy ją odprułem, dostałem uwagę do dzienniczka, który zresztą zawsze miałem pełen uwag.
Ja piszę o liceum. Mieliśmy luzy. Podstawówka, to jeszcze PRL, ale dawało się czadu. Sztuką było nie zostać złapanym.
Żartowałem. W pierwszym komentarzu. Zmyśliłem tą nowinkę o wypożyczalni air carów w Warszawie. Prima aprillis.
😉
Slawek do 21.07: chodzilem od 3 klasy, bo w XIII LO dostalem kopa ze szkoly za przyniesienie nunczaka (akurat byly strajki i dyr sbek chcial mnie wrobic w domowa produkcje broni 🙂 ) . Mama przeniosla mnie do pijarow, bo wg niej wtedy do zadnej panstwowej szkoly sie nie nadawalem,a u pijarow byli rozni tacy- albo polityczni (np.KPN), albo lenie, albo odstajacy od powszechnie przyjetych norm i nie dajacy sie w te normy wepchnac (jak ja). Pijarzy-pewnie, znalem paru nauczycieli, ktorzy za kolnierz nie wylewali, ale nigdy nie bylo picia w szkole. Raz jeden przyniosl na szkolna dyskoteke flaszke i na drugi dzien skreslony.
A poza tym zarzad szkoly bardzo pomocny i przychylny uczniom.
Do 21.12: haha, zrobiles nas 🙂 dalem sie nabrac. Gratuluje.
…no i moj tata tez chodzil po wojnie do pijarow, wiec jakas rodzinna tradycja byla, haha 🙂
Wiele szkół zakonnych miało internat dla zamiejscowych. I straszyli, że jak coś narozrabiam, to mnie przeniosą. Moja koleżanka trafiła chyba do Nazaretanek, gdy matka znalazła sobie nową miłość i córka z pierwszego małżeństwa przeszkadzała w domu. A to była doskonała uczennica.
Te francusko-włoskie microcary były swego czasu sprowadzane dla młodzieży. Miały jedną wadę – zerową ochronę w razie wypadku, jeśli porównujemy z autem. Oczywiście, bezpieczniejsze od skutera, a paliły podobnie (3l/100km). I cena wcale nie okazyjna.
Wlasnie-strefa zgniotu raczej zerowa.
…co majac na uwadze zdolna mlodziez (zrobia z 50-tki 125-e i 20KM) ma znaczenie.
OM do 12.42: Pijarzy tez maja internat, naprzeciwko Hotelu Francuskiego 🙂 Sporo moich kolegow w nocy wymykalo sie do Francuza.
Jeden kolega warszawiak czesto u mnie nocowal bo w internacie mu sie nie podobalo.Tam byly dyzury kto robi sniadania, i nieszczesnik wstawal o 4 rano, bo o 6 byla pobudka, sniadanie i modlitwa,a potem marsz do szkoly.Jakies 2km , niedaleko.
Dobre. Nocowanie poza internatem na dziko, nawet teraz skutkuje sporymi problemami.
Uzywam aut z lpg od 1996.
Najlepszy wg mnie zestaw:
-silnik duzej pojemnosci ,bez turbo i starej konstrukcji bo dluga zywotnosc , wcale nie sa takie paliwozerne,bo czy mozna nazwac paliwozernym silnik, ktory spala 17l lpg i wytwarza 200 KM plus prawie 400 Nm?Przeliczajac za ile uzyskujemy moc i moment – tani w eksploatacji.I nie obchodza mnie argumenty,ze wysilona litrowka z biturbo spala 4 litry, bo ta litrowka za 100-150kkm bedzie do NG (remont silnika) za ciezka kase, ktora zabierze wczesniejsze zyski.
-instalacja z wtryskiem posrednim bo tania w montazu/
Takie zestawy nigdy mnie nie zawiodly i dzialaja, a zwrot za montaz to jakies 20-30kkm, naturalnie przy podanym wyzej spalaniu.
Teraz wyjatkowo z powodu kryzysu mam auto 1,5l ale tez z lpg, ktore kto inny wczesniej zamontowal.Zwrot za montaz odpal.
Mozna i tak,i nie bac sie, ze „lpg psuje silnik”. To bajeczki z zielonego lasu.
…mialo byc „zwrot za montaz odpadł”.
LPG psuje silnik, bo na rynku jest wielu naciągaczy, którzy robią to źle, na siłę, albo użytkownik nie serwisuje. 17l LPG to 55 zł/100 km czyli równowartość ok. 8 l ropy lub etyliny. Tyle powinna palić Mazda 6 z silnikiem 2.0.
Nie jestem przeciwnikiem małych motorów, bo sam mam trzy z przebiegiem ponad 150 kkm (diesla 1.3 JTD, 1.6TDI oraz prostego 1.2 FIRE). Nic się nie dzieje. Znam WAG-owski 1.0 TSI z podobnym nalotem i też cisza. Tam bardziej problemem staje się osprzęt, ale to już inwencja producentów.
Niemniej jednak, istotnie, dla przyjemności – nic nie zastąpi momentu.Hilux ma go 400 Nm przy 150 KM i przyspiesza od 1300 obrotów.
Wiadomo, jesli naciagacz zle serwisuje, to wszystko zepsuje-lpg, benzyne, diesla. W lpg najczestszym problemem jest wypalanie gniazd zaworow z powodu zbyt ubogiej (za oszczednie wyregulowanej) meszanki.
Opisany silnik spalajacy 17l lpg to jeep cherokee, silnik L6 4,0.
Nie jestem przeciwnikiem malych silnikow. Jestem przeciwnikiem malych silnikow, fabrycznie zbyt wysilonych i dodatkowo obciazonych turbinami z [owodu debilnych ekologow. Obrazowo piszac, to tak, jakbys malemu slabemu chlopu zaladowal 100kg na plecy i dal amfe,zeby z tym szedl. Jak daleko zajdzie i kiedy dostanie zawalu?
Moze 150kkm to za malo, moze trzeba 200kkm, ale awarie turbin w tych okolicach przebiegu sa czeste. Nie mialem nigdy auta z turbina (raz Hyundai Terracan 2,9 td ale szybki sie scierwa pozbylem), ale znam ludzi, ktorzy takie awarie przy takich przebiegach mieli.Przyklad-mazda bodaj 2,0td (nie pamietam modelu, 7 osobowe kombi), padlo turbo i caly silnik do remontu bo czesci wpadly w dolot. Koszt ponad 10kzl. Wtedy moj dwa razy starszy jeep z przebiegiem 600kkm dalej dzialal.I bedzie dzialal do conajmniej 1mln km.
Moment-nie chodzilo mi o przyjemnosc, tylko o matematyczny dowod, ze wyprodukowanie takiego momentu w siniku 4,0 jest tansze, niz np.w 2 czy 3 malych silnikach.A ze jednostkowo drozej to co innego.
Ależ idea 1.0 TSI to nie tylko ekologia, ale i ekonomia dla statystycznego posiadacza auta nowego. Załóżmy, że kupujesz niewysilony wolnossący silnik benzynowy, coś jak mazdowskie 2.0/Oplowskie 1.8 w modelu klasy C/D. Pali toto 8 l/100 km. Jako alternatywa benzynowe 1.0 TSI w Octavii/Scali, spalanie 6 l/100 km. Nie jesteś taksówkarzem, przedstawicielem handlowym, ot statystyczny użytkownik z przebiegiem rocznym 10-20 kkm. Planujesz jeździć autem 10 -20 lat (aż nierealne, ale załóżmy).
I teraz, na każdych 100 km zyskujesz 2 litry paliwa, ok. 14 zł, jak dzisiaj. Na 200 tys. km to już 28.000 zł. Koszt regeneracji turbiny, ułamek tej kwoty. Silnik przejeżdża 300 tys. km (bo TSI faktycznie tyle robi) masz 42 k zł zysku, z których musisz naprawić silnik i turbinę. Opla w tym czasie zje rdza, zabiją drobne i drogie awarie (pamiętasz kosztujący 4k zł przepływomierz połączony z inną częścią w Vectrze C?).
Silniki 1.0 TSI wbrew pozorom były mniej awaryjne niż większe: 1.2 TSI (oraz wolnossący), 1.4 TSI (oraz wolnossący) i 2.0 TFSI. Decydowały inne wady konstrukcyjne, tu zły materiał, tu zbyt cienki filtr olejowy, wymiany oleju longlife (po 30 kkm) degradowały turbo.
Z drugiej strony są V8 Lexusa, bez turbin, dość wysilone, ale niezawodne. Uwielbiam też charakterystykę niewysilonego dużego diesla, lecz ma on zasadnicze dwie wady – niską moc oraz zupełnie nieekonomiczne spalanie. W benzynie da się to zredukować gazem, ale ciągle mówimy o autach używanych. W nowych, chyba już nawet Jeep poszedł w hybrydy, elektryki i podnoszenie mocy turbiną.
14 zl/100km – 1400/10kkm – 42k zl/300kkm.
To jest zakladajac srednia 15kkm rocznie – 20 lat uzytkowania. Mozlwe, sa auta nawet i 40-letnie w ruchu, ale te nowsze-nie wiem czy mozliwe i znane sa tak dlugie okresy eksploatacji.Starsze niektore tak.
1,o czy 1,2 czy nawet 1,6 toi niewielka roznica. Konstrukcje dzisiejszych silnikow sa wysilone same w soboe nawet bez turbin,a konkurencja na rynku wymusza oszczednosci w kazdym elemencie auta, wiec sie tnie koszty tam gdzie nie widac i wyjda wady po ilus latach, bo klyent glupi i kupi bo ma gadzety i pierdoly :), co skutkuje potem awariami.Im nowsze auto tym bardziej ciete koszty i tym prawdopodobienstwo awarii wieksze. Akcjonariusze cisna zarzady na zyski, zarzady cisna biura produkcyjne na ciecie kosztow, a placi jak zwykle – klient.Nie w salonie przy zakupie-tam nawet czasem daja jakies drobne kwoty kasy do reki dla zachety, albo wczasy, tylko potem w trakcie uzytkowania w serwisach.
Przeplywomierz byl o ile pamietam z obudowa filtra powietrza (ale czemu ta obudowa miala kosztowac 4k jeden pan Bog wie, moze byla ze zlota ).
…nie jestem pewien, ale slyszalem,ze niektore nowe silniki nie nadaja sie do remontu, tylko wymienia sie caly silnik.Koszt rzwdu 20-40k zl zaleznie od auta.Dpdamy czas na przestoj na narawe-jeden kolega czekal miesiac na wtryski do toyoty v8 kilkuletnie bo musieli sprowadzic z japonii – i nie wiem czyo to sie do kupy oplaca, ale coz-rozne sa gusta 🙂 zakladam w przebiegu 300kkm tylko jedna NG, ale moze byc wiecej.To sie okaze dopiero kiedy nowe auta stana sie stare.
Rozumiem Twoje decyzje zakupowe aut, nie krytykuje ich, pisze tylko moje zdanie ogolne.Wcale nie musze miec racji-mimo prawie 30-letniej praktyki w uzytkowaniu starych aut z duzymi sinikami na lpg.Moze mialem szczescie, moze zwracam baczniejsza uwage na stan auta niz inni.
…dla mnie nowe jeepy to nie jeepy, a elektryki juz w ogolr-bex urazy. Jeep znany jest z trwalosci napedow i silnikow, czyli ponizej V6 lub L6, w ostatecznosci L4 ale benzynowego, nie powinien schodzic.No,ale czego sie mozna spodziewac, jesli jeep to teraz fiat. Jechalem nawet takim nowym nibyjeepem, tym malym chyba 1,6, nawet niezle sie prowadzi, i podobno w terenie dobry bo lekki. Ale z tradycyjnego jeepa jak dla mnie ma tylko nazwe.
https://motoryzacja.interia.pl/raport-samochody-elektryczne/news-szokujace-ceny-wymiany-baterii-w-elektrykach-nowe-badanie-ni,nId,6687347
Nowa bateria 100kzl.
BMW i3 kosztowało jako nowe dobrze ponad 150K. Bateria do niego 70k. VW Golf to teraz 100k, a silnik 50k. Stosunek jest podobny. Przy czym z baterii da się zrobić magazyn energii, a z popsutego motoru, co najwyżej stolik do salonu.
Żartuję. Ceny baterii są horrendalne, a wymiana nieopłacalna. To samo mówiono o hybrydach. Po czym znaleźli się elektrycy-poza ASO, którzy te auta ogarniają (regenerują baterię za 3k gdy nowa 30k). Najpierw mamy 8-10 lat gwarancji, czyli producent koszty bierze na siebie. Potem? Idziemy do takiej firemki-pasjonata i robimy za ułamek ceny salonowej. Mnie za jedną część w Konie (jakiś zawór chłodzenia baterii) ASO krzyknęło 8-9k + kilka k wymiana, a przemiły pan Patryk z Radomia ogarnął to za 1k. Nie dajmy się zwariować. Jak wielokrotnie pisałem – elektryk nie jest dla wszystkich. Opłaci się głównie ludziom i instytucjom z własną FV, lub darmową ładowarką w pobliżu. Do flot kompletnie się nie nadaje, do podróży transeuropejskich też nie. Nie jest ani wytworem mocy piekielnych, ani perpetuum mobile, lecz pewnym pomysłem na motoryzację (ze 120 letnią historią).
Tak, wiem,ze male warsztaty potrafia wymieniac pojedyncze cele w bateriach za niewiele-chyba 4k za cele? I tego zycze wszystkim uzytkownikom elektrykow,w tym Tobie. Powinno to staniec, teraz sa duze ceny bo wiek niemowlecy-nowe zjawisko i nowa technika.
Tak. 4k za naprawę całej baterii, jeśli wadliwe są 1-3 cele.
To jeszcze lepiej. Nie wyglada to tak tragicznie,a ten gosc z artykulu co wysadzil auto pewnie o tym nie wiedzial 🙂
Zamiast mielonych owadow lepszy mamut 😀
https://nczas.com/2023/03/31/naukowcy-wyhodowali-mieso-z-mamuta-i-zrobili-klopsa-ktorego-nie-mozna-zjesc/
Mamuta zjadłbym.
haha 🙂