W 2019 r. popełniłem wpis o inflacji, skarżąc się, że cena męskiego strzyżenia podskoczyła z 15 do 20 zł. Dzisiaj, po 3,5 roku, pandemii, wojnie, polityce rozdawnictwa, pompowania płacy minimalnej i wszystkiego dookoła, tamte kwoty wydają się śmiesznie małe. Obecnie cennik pokazuje 35 zł.
Jeśli przełożymy liczby (z 15 na 35 zł) na procenty mamy wzrost o 133 % w ciągu niespełna 4 lat. Jak to się mogło stać? Ano mogło, a nawet było do przewidzenia.
Najpierw pensja minimalna. Wynosiła 2250 zł, teraz – 3490 zł.
Potem czynsz i media. Ten pierwszy podskoczył o 50% (wiem to od właścicielki), prąd o 300%, ogrzewanie o 150%.
Musimy jeszcze doliczyć koszty lockdownu (pracownikom trzeba płacić, pomimo postoju), których nie potrafię wyrazić liczbami.
Wreszcie, wszystkie materiały fryzjerskie, koszty szkoleń też poszły w górę.
Czy właścicielka zarabia więcej? Wcale nie. Nawet mniej. Zwolniły się 2 pracownice (została jedna) po to, żeby zmienić branżę. I tak właśnie działa inflacja połączona ze scenariuszem recesyjnym – stagflacja. Opiszę ją jeszcze na kilku przykładach.