Tarcza antyinflacyjna oszczędnego milionera. Autobusem czy samochodem do pracy?

Jednym z moich postanowień antyputinowskich jest ograniczenie zużycia paliwa, które nasz Orlen w pewnej części nadal kupuje z Rosji.  W ramach tego zmniejszam liczbę jazd do niezbędnego minimum. Tym też powodem inspirowana jest porównanie – autobus kontra samochód – w aspekcie finansowym i czasowym oraz realiach mojego miasta.

Od wielu lat następuje zjawisko rozlewania się miast, które nie zwiększając swojej powierzchni oficjalnie, obejmują swoją zabudową (niewielkie działki, duże zagęszczenie budynków) sąsiednie wsie. To zjawisko negatywne, ale dzięki niemu autobus miejski dojeżdża np. 15 km od centrum miasta i 8 km poza jego granice. W swoich wyliczeniach biorę pod uwagę sytuację idealną – przystanek autobusowy max. 5 minut od domu (co na wsi jest założeniem karkołomnym) i dojazd do samego centrum maksymalnie z jedną przesiadką (podmiejsko) lub bez niej (w granicach miasta) oraz dwie odległości do pokonania 5 i 15 km. Zwracam uwagę na pieniądze i czas.

 Wariant I. Mieszkamy na terenie miasta – 5 km od jego centrum i pracy.  Dojazd z dojściem do przystanków zajmuje nam 33 minuty. Podobnie powrót. Dziennie to 66 minut, miesięcznie (20 dni roboczych) – 1320 minut. Koszt – bilet miesięczny 130 zł.

Dojazd samochodem liczę optymistycznie – tylko koszty paliwa i miesięcznego biletu parkingowego.  Dziennie robimy 10 km, miesięcznie 200 km. Jeśli auto pali (jak moja Skoda) ok. 9 litrów benzyny (korki), to przy obecnych cenach (7 zł/litr), wydamy miesięcznie 126 zł, a do tego 220 zł za parking. Razem zapłacimy  346 zł. A czas?  40 minut dziennie, 800 minut miesięcznie.

Samochód będzie znacznie droższy (o 216 zł, prawie trzykrotnie), ale pozwoli zaoszczędzić 520 minut (prawie 9 godzin).

Wariant II. Mieszkamy na przedmieściach, 15 km od  centrum i pracy.

Autobus podmiejski jeździ rzadko (raz na godzinę i to 26 minut po godzinie) i trzeba się przesiadać. Łączny czas (dojście+przejazd+ oczekiwanie na przesiadkę), oznacza 2 godziny 45 minut  (165 minut) spędzone poza domem (w tym oczekiwanie na autobus po pracy 50 minut). Miesięcznie to już 3300 minut. Będzie oczywiście tanio, bo bilet miesięczny na dwie strefy kosztuje 172 zł.

Samochód daje nam znacznie większy komfort. Cały dojazd (i powrót) to 50 minut dziennie, a miesięcznie „tylko” 1000 godzin. Ja w takim czasie pokonuję w mieście ok. 4.5 km, ale na piechotę.  Koszt to paliwo (30 km dziennie, to 600 km miesięcznie) 7 zł x 6 l (większość trasy poza miastem) x 600 km = 252 zł + 220 zł za kartę parkingową, razem 472 zł.

Jadąc autem wydajemy więcej o 300 zł/miesięcznie (znowu prawie 3 razy więcej), ale oszczędzamy dziennie 115 minut, miesięcznie to już 2300 minut (ok. 58 godzin).

Podsumowanie

Podróż autobusem będzie oczywiście ekologiczna i znacznie tańsza. Ma jednak poważną wadę – trwa sporo dłużej. Im dalej od centrum, tym gorzej z niewielkiej różnicy w mieście (ok. pół godziny dziennie) robią się prawie 2 godziny na przedmieściach. Ma to sens tylko w dwóch przypadkach – gdy w autobusie chcemy odespać, albo zarabiamy tak mało, że liczy się każdy grosz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *