10 zalet elektryka po miesiącu użytkowania.

Niewątpliwie samochody spalinowe mają swoje zalety. W mojej ocenie, przede wszystkim diesle. Niemniej jednak nie sposób pominąć również dobrych stron elektrycznej motoryzacji. Oto refleksje po miesiącu jazdy Hyundaiem Kona Electric.

Cisza. Kiedy pierwszy raz przewiozłem kumpla – chciał wiedzieć jedno – czy faktycznie jest tak cicho. I tak, jest. Do tego stopnia, że silnik pracujący przy 60 km/h zagłuszy najniższy bieg klimatyzacji. Nie trzeba włączać radia, słychać tylko szum powietrza i toczące się opony. Dla wielu (audiofile, poszukujący relaksu) to niewątpliwa zaleta.

Niski koszt „paliwa”.To w końcu blog o oszczędzaniu. Roczny zysk w stosunku do auta benzynowego (jak moja była Skoda Kamiq lub…. Hyundai Kona 1.0 T) opiera się na różnicy w cenie benzyny i prądu. Ma to sens, gdy prąd jest darmowy, albo najczęściej darmowy (instalacja FV). Pisałem już o tym. Co więcej, Kona to moje jedyne auto, w którym jestem w stanie osiągnąć wartości niższe niż fabryczne od 10,6  KWh w mieście do 15 KWh  w cyklu mieszanym.

Darmowe parkowanie.  Kolejny zysk i wygoda. W moim mieście wystarczy zgłosić się do zarządzającego strefą parkowania i dostać bezterminowy bilet na darmowe parkingi w centrum. Super sprawa dla kogoś, kto dojeżdża do pracy. Abonament zwykły kosztuje 1800 zł/rok lub 150 zł/rok, ale tylko dla mieszkańców strefy i na 3 ulice.

Tanie przeglądy. Ile razy wykonywaliście przegląd wiertarki? No właśnie. Silnik elektryczny nie wymaga wymian oleju i wielu innych czynności. W efekcie przegląd okresowy ogranicza się do sprawdzenia kilku punktów (przeniesienie napędu, płyn chłodniczy – wymiana raz na 8 lat) i kosztuje… 450 zł (640 zł z filtrem kabinowym). Połowę ceny zwykłego.

Prosta konstrukcja silnika i brak osprzętu – mniejsze ryzyko napraw. Warto przypomnieć zasadę – czego nie ma, to się nie popsuje. Czyli awaryjne: wtryski, turbiny, głowice, rozruszniki, paski/łańcuchy rozrządu, wariatory i mnóstwo innych części, nie narażą nas na wydatki, bo nie istnieją.  Z drugiej strony istnieje drogi element – bateria.

Jazda buspasami. W mieście jedziemy szybciej, zwłaszcza w korkach. Tym razem oszczędzamy głównie czas. Teraz większość przebudowywanych u mnie ulic ma buspasy.

Osiągi. Nie ukrywam – dla mnie ważna sprawa. Przy czym chodzi o przyspieszenie i elastyczność, nie o prędkość maksymalną.  Wóz ma tylko 136 KM, ale za to 395 Nm momentu obrotowego i to od startu. Uturbione benzyny takie jak np. Kamiq 1`.5 TSI uzyskują moment 250 Nm z 150 KM i to dopiero od 1500 obr./min. O wolnossących lepiej nie mówić. Diesel, żeby dojść w okolice 400 Nm, potrzebuje 2 litrów pojemności i ok. 180 KM.

Elektryk gwałtownie przyspiesza nawet w trybie ECO (tylko osiągi Dacii Spring pomińmy litościwym milczeniem, ale to indyjskie wozidełko ma 45 KM) i to czuć. Zasługę ma też jednobiegowa skrzynia (brak redukcji, kick down-ów, zastanawiania się automatu, lub czasu reakcji kierowcy w manualu).

Żeby było ciekawiej producent podaje 9,7 sek. do setki, a realnie wychodzi (potwierdzają to testerzy) w okolicach 8,5.  To poziom całkiem, całkiem (wersja mocniejsza Kony, ma osiągi lepsze niż…. moje Porsche Boxster).

Design. Co tu dużo mówić, lubię nowości. Kona wygląda modnie z zewnątrz, ale prawie nie odróżnia się od wersji benzynowej (inny grill, zmienione felgi). Natomiast w środku, to co chciałem. Minimalizm. Jeszcze lepiej wypadają typowe elektryki (zbudowane od 0, a nie poprzez wykorzystanie benzyniaka), takie jak Hyundai Ioniq czy Mercedes EQC. 

Miejska poręczność. Samochody elektryczne w większości są stworzone do jazdy po mieście. Wtedy mogą ujawnić swoje przewagi (w spalaniu), więc pomijając np. Porsche Taycana, czy wielkie SUV-y np. Mercedesa mamy do czynienia z pojazdami typowo miejskimi. Budowa komory silnika (mała jednostka, niewiele osprzętu, niska prędkość minimalna) znacznie zmniejsza np. średnicę zawracania, a więc podstawowy parametr przy szukaniu i zajmowaniu miejsca parkingowego. Także moment obrotowy dostępny od początku, daje nam przewagę w mieście (na dwupasmówce ma mniejsze znaczenie).

Ekologia. Celowo zostawiłem ją na koniec, bo to argument często  podważany. Głównie prąd z FV,  prawie zeroemisyjność. Ale, gdy ktoś ładuje się na publicznych ładowarkach? To zależy. Są takie przy elektrowniach wodnych, farmach fotowoltaicznych. Pozostałe czerpią moc z prądu wytworzonego z  gazu ziemnego (bardziej ekologicznie) lub węgla (już gorzej). Pisałem już o efektywności spalania (100 km benzyniakiem to średnio przy zużyciu 6 l/100 km ok. 48 KWh energii z paliw kopalnych, a elektryk tylko 12-30 KWh).

Na temat energooszczędności procesu wytwarzania różnych aut, nie wypowiem się z braku wiedzy. Tu są duże kontrowersje.  Ale baterie wytrzymują kilkaset tysięcy km, a silnik klasyczny+osprzęt raczej nie.

 

 

 

 

 

7 komentarzy do “10 zalet elektryka po miesiącu użytkowania.”

  1. Jak zawsze szczegolowe i konkretne.

    Nizej opis pojazdu kryzysowego-wojna, globalny kryzys, upadek cywilizacji.Wbrew pozorom trzeba sie z tym liczyc, skoro rzad przygotowal jodek potasu 🙂
    Niekoniecznie od razu apokalipsa,ale wieksze czy mniejsze trudnosci. Uzyty tam skrot SHTF = kiedy gowno uderzy w wentylator=kiedy zacznie sie domniemany kryzys.
    https://domowy-survival.pl/samochod-kryzysowy/

    1. Lubię domowy survival i parę innych blogów preperskich.
      W razie SHTF raczej Nivy bym nie kupił, bo to cholernie awaryjne i paliwożerne. Jeśli brakuje paliwa, decydujące może być spalanie (bo czy 15 l czy 5l/100 km robi róznicę). Niva nie spełnia też podstawowego warunku postawionego w tamtym wpisie – ma mikry bagażnik. Dobytku tym nie wywieziemy.

      Wbrew pozorom elektryk ładowany z gniazdka (lub agregatu) nie byłby taki głupi. Gdy stoi w korku – wyłącza się silnik. Gdy jedzie – spala 12-14 KWh/100 km. Licząc agregat 2l/2 KWh, mamy 14 l na 100 km i to nie musi być paliwo najwyższej jakości. Po ludziach da się pewnie kupić prąd, gdy powszechna staje się FV.
      Myślałbym też o prostym dieslu z początku lat 90-tych – np. Golf II. Ten skubaniec jeździł na olej z frytek, był wysoko zawieszony i bagażnikiem górował nad Nivą. Na odpowiednich oponach przejechałby przez pole. A może szalony Citroen c-15. Te chyba już rdza zjadła.

  2. …w/s ciszy w kabinie: slyszalem ,ze nowy mustang elektryk ma wbudowane odtwarzanie dzwieku silnika v8 w czasie jazdy 😀 , zeby tzw. klient byl zadowoloooony 🙂

        1. Masz rację. Zwłaszcza, że na zewnątrz nic nie słychać. Sam się oglądam na ulicy za każdym Mustangiem V8, albo C AMG.

Skomentuj Jan Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *