Wiele razy odwoływałem się na tym blogu do pojęcia „inflacji stylu życia”, nie ma sensu go więc tłumaczyć ponownie. Ale, zmotywowany przeglądanymi notatkami wydatkowymi „z czasów COVID-a” czyli mojej izolacji, a także tygodnia w górach, jeszcze raz podkreślę praktyczną różnicę pomiędzy dwoma stylami życia – tradycyjnym i konsumpcyjnym.
Tradycja ma niewątpliwie znaczenie umowne. Bzdurą byłoby twierdzić, że np. w XIX w. ludzie nie tracili majątków, nie korzystali z dostępnych uciech, prowadzili życie ascetów. Tak nie było. Jednak, w umyśle naszych babek, które niejeden kryzys (Wielki czyli przedwojenny, potem wojenny, a wreszcie szereg PRL-owskich) przeżyły, tradycyjne podejście do pieniądza oznaczało rezygnację z zakupów niekoniecznych, samodzielne wykonywanie wielu prac, spędzanie czasu w domu, co najwyżej jedne długie wakacje. Coś co dzisiaj określilibyśmy jako „minimalizm”, „umiarkowanie” , a niektórzy „sknerstwo”, „nieumiejętność korzystania z życia”.
Na drugim biegunie leży rozpasana konsumpcja, nawet na nieograniczony kredyt, jakby jutra nie było.
Ponieważ jestem tylko człowiekiem, staram się znaleźć pomiędzy biegunami, przechylając się raz w jedną, raz w drugą stronę. „Napady oszczędności” związane są najczęściej z przymusowym zamknięciem – lockdown, izolacja, samodzielna wizyta w górach, gdy nie ma możliwości korzystania z „dobrodziejstwa” zakupów. Oto krótkie zapisy.
Tydzień w górach. Tym razem wszystko było proste. Wyjazd w góry oznaczał, że część jedzenia (domowe obiady) biorę ze sobą, a dokupuje tylko niezbędne rzeczy. W praktyce – chleb i masło . W ramach leczenia, płacę także za wodę i kupuję piwo na spotkanie ze znajomymi. W efekcie przez tydzień wydaję 32 zł (z tego piwo 14 zł). Oczywiście część jedzenia (herbatę, olej, trochę wędliny, obiady, ciasto) przywiozłem, ale nawet doliczając wartość zużytych produktów (w tym toaletowo-chemicznych), dałbym radę przeżyć miesiąc za 300 zł. Gdybym doliczył koszt utrzymania mieszkania, mediów itp., wystarczyłoby mi 850 zł.
10 dni izolacji. W tej sytuacji miałem jeszcze prościej – nie mogłem wychodzić z domu i spacerować po mieście. Uniknąłem pokus w 100%. Bilans „zjedzonego” to może 3 bochenki chleba, 40 dkg mięsa, 30 dkg ryżu, 4 kg jabłek, butelka domowego soku z czarnego bzu, 3 kg ziemniaków, 20 dkg wędliny i 2 kg pomidorów. Wypiłem też morze herbaty (wartość ok. 5-10 zł), trochę kawy z 1 l mleka, pewnie kubeczek śmietany. Łączny koszt produktów to 60 zł za 10 dni, a więc ok. 180 zł miesięcznie. Znowu doliczam koszty utrzymania domu – 300 zł (900 zł dzielone tym razem przez 3), komórkę 30 zł. W efekcie dałbym rade za 510 zł przeżyć cały miesiąc.
Podane wyżej wartości dramatycznie różnią się od stylu konsumpcyjnego, wymagającego: auta i przebiegu 20 tys. km (koszt z zakupem – pewnie 2500 zł/miesiąc), wizyt w knajpach i zakupu jedzenia na wynos (spokojnie na jedzenie w tym trybie poszłoby, nie 180 zł za 10 dni/osobę, a tyle samo dziennie), cieszenia się urokiem zakupów (nawet 300 zł/tydzień – daje już 1200 zł). W efekcie z 510 zł/osobę/miesiąc z łatwością robi się 10 razy tyle, a w Warszawie, przy imprezach itp., wynajmie mieszkania, nawet 11 tys. zł (czyli 21 razy więcej).
Tak, różnica pomiędzy tradycyjnym a konsumpcyjnym stylem życia, nie wynosi 10-20%, to skok na główkę do pustego basenu – wzrost wydatków o 2000%.
Jak będziemy żyli za 10-15 lat? Na co będzie nas stać? Dobra jakościowo żywność będzie kosztowała sporo, więc żeby zdrowo się odżywiać albo będziemy słono płacić albo musimy żyć na wsi i być samowystarczalni. Tradycyjny styl życia może przynieść nam same korzyści, bo jeśli mamy kawałek ziemi i chcemy dać coś od siebie to nie dość że oszczędzimy to możemy przy okazji wyprodukować dla siebie wiele wartościowych produktów.
Sądzę podobnie – jakościowo dobra żywność (bez chemii) będzie kosztowała krocie. Wynika to z prostego rachunku – koszty produkcji/wydajność z ha. Zobacz jakie były plony w latach 70-tych, a przecież już stosowano herbicydy i nawozy sztuczne). Własna produkcja to inny świat. 100% samowystarczalność na wsi (taka jak zaraz po wojnie) ma jeden zasadniczy minus – wymaga ogromnej pracy, posiadania własnego kawałka ziemi (koszt), a i o przyzwoite zarobki na wsi trudniej.
Niemniej jednak, skoro o to pytasz, powstanie oddzielny wpis na ten temat.
Życie na wsi można rozumieć dwojako. Na wsi żyją obecnie Ci lepiej zarabiający (bo koszt działki i domu to z milion złotych) ale i Ci biedniejsi. Zależy jaka to wieś 😊
10 arów z domem to za mało żeby myśleć o samowystarczalności. Ale jeśli ktoś miałby zacięcie i trochę czasu (teraz lub za kilka/kilkanaście lat na emeryturze) to na większej działce można już namiastkę czegoś takiego sobie stworzyć. Jest taka stara książka (albo pdf 😊) „Ogród warzywny na 200 metrach kwadratowych” gdzie mamy ładną instrukcję jak można osiągnąć jakaś niezależność. Albo nowocześnie tworzyć ogród permakulturowy i żyć w zgodzie z naturą. Może to jest jakiś sposób na spowolnienie naszego życia i być może przedłużenie go poprzez eliminację stresu jaki nas goni w pracy?
Myślę, że stworzenie sobie jakiejś bazy z drzewek i krzewów owocowych, do tego jakiś ogród warzywny, może staw z rybami, kawałek lasu, to nie są jakieś nieosiągalne rzeczy. Oszczędny milioner i osoby go obserwujące chyba mogą myśleć realnie o takim rozwiązaniu 😊
Covid pokazał, że da się żyć wolniej i spokojniej.
Powoli wracamy do korzeni, bo 90% z nas wywodzi się ze wsi. Ja dodatkowo korzystam ze starych książek sprzed 50 lat, które moi rodzice kupili, żeby móc zdać „egzamin na rolnika” i odziedziczyć 0,5 ha ziemi. Tam jeszcze nie ma tyle chemii, metody upraw są tradycyjne.
10a (dla mieszczuchów 1000 m2) oczywiście nie wystarczy. Polska to nie Kalifornia i eksperyment samowystarczalnej rodziny, o której pisałem chyba na blogu, nie da się przeprowadzić. Ale z hektarem będzie już ok.
A „ogród na 200 m2”? Link do pdf-a miałem chyba na blogu i czytałem tę książkę kilkukrotnie. Polecam też kupowanie „Działkowca” to poradnik dla właścicieli mikro ogrodów (w założeniu ROD-osów).
Ogrodnictwo to doskonały sposób na stres, zamiast wyciskać żelazo na siłce, wolę popracować w ziemi. I tak, jest to sposób na spowolnienie, wydłużenie życia.
Jak zapowiedziałem, szykuję już wpis na ten temat z konkretnymi wyliczeniami.