Na mojej wsi da się żyć całkiem minimalistycznie, czyli niedrogo. Można sporo zaoszczędzić, o ile się pilnujemy. Jak to wygląda w szczegółach?
Woda. Za wodę planuję zapłacić 10 zł (3m3 +abonament). Tak – m3 wody kosztuje 3 zł, a abonament za wodomierz równo złotówkę. Problem ścieków załatwia własna oczyszczalnia.
Podgrzanie wody. Jak podgrzewacz służy mi piecyk gazowy, podłączany do butli. Przez miesiąc zużyłem ok. 1/4 butli na mycie i zmywanie, wydając 12 zł.
Podatek. Podatek za całą nieruchomość to 15 zł miesięcznie (180 zł/rok).
Opłata śmieciowa. Znacznie niższa niż w mieście – tylko 14 zł.
Prąd. Ponieważ przebywam w domu tylko od 16 do 6.30 to zużywam go całkiem niewiele – ok. 2 KWh dziennie (lodówka, gotowanie, herbata). Rachunek wyniesie ok. 30 zł.
Ogrzewanie. Ono z pewnością wychodzi najdrożej. W pierwszym dniu przyjąłem wersję dubeltową, po przyjeździe rozpalałem kominek i włączałem farelkę. Dzięki temu do 19 miałem już znośne 17 stopni. Niestety takie rozwiązanie okazało się kosztowne, miesięcznie to ok. 210 KW za cenę 120zł.
Telefon i internet. Nie planowałem szaleć. 9 zł kosztuje niezły plan w Virgin.
Gdybym przygotowywał się wcześniej, zastąpiłbym zabudowany kominek – kozą. Spalanie stałoby się efektywniejsze. Taka koza potrzebuje ok. 3 kg drewna na godzinę, a oddaje 8 KWh ciepła, kominek niestety tylko 5 KWh przy podobnym wkładzie. Z taką kozą w ogóle nie potrzebowałbym farelki, a drewna własnego mam całkiem sporo.
Łączne opłaty. Przez miesiąc wydałem na opłaty ok. 210 zł. W mieście, mój superoszczędny kolega potrzebuje na sam czynsz i ogrzewanie ok. 300 zł, poza tym dopłaca za prąd, telefon, podatek i gaz – razem wykładając 372 zł. To prawie 2 razy tyle. Niskie opłaty na wsi zrównoważyły z naddatkiem koszt dojazdu (na paliwo wydałem 165 zł).