Na początku czerwca opisałem koszty użytkowania przeze mnie samochodu. Jako największą wadę auta używanego podałem, co raczej oczywiste nieprzewidywalność napraw. Czy jest na to sposób? Wydaje się, że znalazłem antidotum. A może okaże się gorsze niż trucizna? Powrócę jeszcze do moich wyliczeń. W 2019 r. kupiłem, jako drugie auto w rodzinie, Fiata 500. Zapłaciłem za niego bardzo mało, dodając pakiet startowy (blacharka i mechanika), cena początkowa zamknęła się w 15,2 tys. zł. W ciągu niespełna 2 lat i przejechanych 35 tys. km wydatki na naprawę wniosły 6600 zł, przy czym gros poniesiono w ostatnim okresie (4-5 miesięcy). Jeśli pakiet startowy policzę razem z naprawami to kupując auto za 12 tys., na dystansie 35 tys. km wydałem 9800 zł, czyli ponad 80% początkowej ceny auta, mimo braku jakiś poważniejszych awarii . Dlaczego?
Pierwszy powód, to spore przebiegi. Mało kto kupi mały wóz, żeby przejeżdżać nim 1700 km miesięcznie. Gdyby przyjąć wcześniejsze założenia – przejazd po mieście i na działkę, po 20 miesiącach miałbym na liczniku ok. 9 tys. km i żadnych poważnych napraw (poza pakietem startowym, zrekompensowanym niską ceną początkową).
Druga rzecz, to robienie wszystkiego na bieżąco. Samochód nie mógł zawodzić w trasie, a więc wszystko naprawiano od razu. Nie czekałem, aż się urwie. Z popsutą klimatyzacją, ślizgającym się sprzęgłem, skazami lakieru, urwaną klamką, słabym akumulatorem, migającą kontrolką od świec żarowych, drobnymi wyciekami da się jeździć, a ja to naprawiałem.
Ale pozostańmy przy kosztach. Licząc łącznie – 8500 zł przez 20 miesięcy. Kiedy dodam przeglądy (3), mam już 10.000 zł. Z ubezpieczeniem – 11.500 zł. Z utratą wartości (minimum 1000 zł/rok, moje wyliczenia były inne, ale tu wyszły zaburzenia rynku) To wychodzi 660 zł/miesiąc. Co ważne, większość tych kosztów skumulowała się w dwóch okresach – na początku (pakiet startowy 3200 zł) i na końcu (ostatnie 4 miesiące – 4100 zł). Mnie na takie kumulacje stać, ale przeciętny Kowalski, co zrobi? Czy faktycznie, nie ma alternatywy?
Mając doświadczenia ze Skodą patrzyłem w stronę finansowania auta nowego. Same zalety. Przegląd w cenie. Za ubezpieczenie płacę co miesiąc. Równa kwota ponoszonych wydatków. Nie myślę, co się popsuje. Jeżdżę.
Najpierw trzeba znaleźć ofertę. Jedna z popularnych firm zaproponowała mi 895 zł za Toyotę Aygo. W cenie nawet ubezpieczenie i wymiana opon. Płacę tylko za paliwo. Za Fiata 500 muszę dać 911 zł.
I tu pojawia się wątpliwość. Bo z jednej strony samochód nowy. Z drugiej prawie 250 zł drożej w każdym miesiącu (razem 3000 zł/rok). Tu widać alternatywę w postaci dobrej oferty cesji leasingu. Przypominam, za moją Skodę Kamiq (auto większe, droższe) płacę miesięcznie 767 zł (w tym ubezpieczenie – zostanie lać paliwo). Biorąc pod uwagę wszystkie zmienne, wybieram raczej taką opcję.