Zeszły rok skończył się całkiem nieźle – wyprodukowałem owoców i warzyw za ok. 1200 zł. Wyjątkowo słabo wyszły mi ziemniaki, ale reszta, a zwłaszcza pomidory, ogórki, cukinia nie zawiodły. Ale jest już nowy sezon i czas na zapowiedzi.
Ziemniaki. Ziemniaki w ubiegłym sezonie nie osiągnęły satysfakcjonujących rozmiarów. Być może miały zbyt mało nawozu, może to wina mojej agrotechniki, ale ponowię próbę. Sporo zmienia glebogryzarka, która pozwoli mi uzyskać spory areał ziemi w krótkim czasie. Ziemię wyściółkuję liśćmi, sypnę sporo nawozu i zobaczymy. Planuję posadzić 40 kg i zebrać ok. 200 kg. Powinno to zasilić budżet.
Marchew, pietruszka, buraki. W tym roku udała się tylko ta pierwsza. Nie zamierzam jednak rezygnować. Mam wrażenie, że z powodu suszy, kluczem okaże się podlewanie – zobaczymy. Chcę zebrać po 20-30 kg każdego z tych warzyw. W zeszłym roku pietruszka osiągała absurdalne ceny, może nawet uda się coś sprzedać. Na przechowanie zrobię skrzynię z piaskiem w piwnicy.
Bób, fasolka. Lubię i jedno i drugie. Zresztą zawsze uważałem strączkowe za doskonałe źródło białka. Bób jest mało wydajny (w sensie kg z m2), ale od kiedy kupiłem maszynę mogę sobie pozwolić na orkę na znacznym obszarze i obsianie np. 0,5a bobem i podobnej wielkości pola fasolką. To już da znaczne zbiory – łącznie ok. 30-40 kg (także na mrożenie/kiszenie).
Cukinia. Jest jak mówią znajomi rolnicy – żarłoczna. Najlepiej sadzić ją wprost na kompoście (dodatkowo zabija wszystkie chwasty). W tym roku podejmę taką próbę. Zbieram rocznie po kilkadziesiąt kilogramów (30-40). Powstają z niej pyszne placki i przetwory.
Pomidory i ogórki. Kolejna szansa na smaczne i spore zbiory. Może ogarnę wreszcie temat szklarni i zacznę cieszyć się nimi wcześniej. Także w tym obszarze liczę na zbiory na poziomie każdego z nich 30-40 kg.
Sałata, szczypior, seler, por, koper, cebula, czosnek. Te warzywa raczej jako uzupełnienie. Fajnie jest zjeść coś zielonego, a one są doskonałym źródłem witamin na początku sezonu i na jego końcu.
Tym sposobem mogę dojść do 400-500 kg warzyw w roku. To już sensowna koncepcja.
I na koniec niespodzianka. Mam na wsi stary garaż, zrobię w nim porządek i … kupię 2 kozy. Na razie dokształcam się teoretycznie.
samowystarczalność? raczej miłe hobby 😉 lepszy efekt finansowy można osiągnąć kupując sezonowo produkty i robić z nich przetwory czy zapasy w chłodnej piwnicy… nawet mięso… kupić rąbankę i zrobić kiełbasy czy inne wędliny… mam w planach taką działalność, ale jakoś nie mogę wystartować 😉 czasem tylko coś zrobię więc niby potrafię… kozy na mleko i mięso? będziesz potrzebował capa, masz po sąsiedzku? czy sztucznie będziesz to robił? a może bez mleka i mięsa? tylko takie żywe kosiarki nieużytków?
1200 zł zabija sens gospodarowania po za miejscem zamieszkania, swoją drogą to nigdy nie zastanawiałem się ile w złotych moja rodzina zjada pożywienia które mógłbym sam wyprodukować… hmmm milionerze robiłeś takie podliczenia? chyba najekonomiczniej byłoby samemu „produkować” coś w malutkiej szklarni jak wczesne(raczej drogie) pomidory czy ogórki a także zioła czy łatwa i tania w produkcji sałata czy również rzodkiewki (niby wiele nie kosztuje ale mając pod ręką oszczędza się również na wyjściu po zakupy) taki podręczny zestaw świeżych warzyw i ziół… nie mogę znaleźć uzasadnienia dla większej produkcji prócz może roślin wieloletnich takich jak drzewa i krzewy…
Oczywiście, że to hobby i rodzaj sprawdzenia się. Bardzo lubię grzebanie się w ziemi, to takie odreagowanie po pracy w garniturze i za biurkiem.
I zgoda – ekonomicznie to nie ma żadnego sensu, przynajmniej w moim przypadku. Inaczej myśli pewnie ktoś pracujący za minimalną.
W ogrodnictwie dochodzi jeszcze jeden element zmienny – pogoda i ogólnie urodzaj. Raz jest, innym razem wszystko diabli wezmą, bo będzie padać przez półtora miesiąca bez przerwy.
Mój obecny model – dodatkowa produkcja bez chemii na oborniku – relax i przy okazji coś tam się wytwarza.
Poza tym nasz świat zmierza w kiepskim kierunku. Tanie żarcie z tablicą Mendelejewa i drogie eko. Różnice między nimi ogromne. W cenie też.