Koza. Jak się sprawdza?

Kupiliśmy kozę. Zaraz po Mikołajkach została zainstalowana. Przywiozłem ze wsi trochę drewna i… zaczęło się palenie. Dzisiaj czas na pierwsze wrażenia i porównanie z wiejskim kominkiem.

Szybko się nagrzewa.

To miała być jedna z zalet kozy. Ledwo podpalę rozpałkę, a już fajerka zlokalizowana na górze zaczyna oddawać ciepło. Po kilkunastu minutach palenia piecyk wraz z rurą są już gorące. Kominek potrzebował znacznie więcej czasu i opału. Do kozy wkładam kilka drasek sośniny i dwie szczapy drewna (3 kg na 3 godziny), a w kominku nie wystarczało ich 6 (9 kg) , żeby osiągnąć choćby połowę efektu. Pomysłowość inżynierów z Jotula robi wrażenie (dwuścienny system, dym krąży pomiędzy).

Nieźle grzeje.

Kominek miał 8 KW mocy, koza 5. Pierwsze stoi w zabudowie, drugie przy ścianie pokoju. Większość ciepła z kominka rozchodzi się pod sufit(zabudowa), przez szybę wypromieniowuje może 40%. Koza działa inaczej – grzeje całą powierzchnią i jeszcze 2m długości rury (u mnie odsunięta od zabudowanych mebli). W efekcie, znacznie szybciej, podnosi temperaturę na podobnej powierzchni (w domu miejskim dodatkowo poprzedzielanej ścianami).

Długo trzyma ciepło.

W kominku często paliłem od przyjazdu (czyli 9 rano) do północy (15 godzin). Potem wstawałem na następny dzień (np. o 6) , żeby pracować dalej.  Przed zaśnięciem jeszcze doładowywałem drewna. Kiedy rano (po 4-5 godzinach od wygaśnięcia) dotykałem kominka był zimny. Teraz palę np. od 18-22 i wstając o 3 rano dotykam kozy (podobny czas od wygaśnięcia) – jest b.ciepła. Jeszcze do 8-9 nadal letnia. Po 12 godzinach od wygaśnięcia, żar dalej obecny. Decyduje tu chyba jakość żeliwa, bo nie masa (waga to ok. 85 kg, czyli mniej niż kominek) oraz podwójne ścianki.

Potrzebuje mniej opału.

Palę tym samym. Najpierw drewnem,  potem brykietami. Efekty zaskakują.

Kominek (może to wina jego wieku) pochłania 2 szczapy na godzinę (3 kg) bez spektakularnego efektu. W kozie dwa kawałki  starczyły na dłużej i nie spaliły do końca. Wilgotność ta sama (wilgotnościomierz pokazywał 15-18%).  Przy czym jak zaznaczam koza oddawała znacznie więcej ciepła (zwłaszcza z brykietu).

Łącznie przez 10 godzin palenia spaliłem 9 szt. brykietu, co daje 0,9 szt (0,7 kg/godzinę).  Cały dzień (12 godzin) ciągłej pracy kozy oznaczałby  10 kg brykietu – jedną paczkę. Ewentualnie 12 kg drewna.

Koszt 

W końcu to blog o oszczędzaniu. Czas na wyliczenia. Zakładając wartość opałową brykietu 5 KWh/kg  i sprawność kozy (0,85) dziennie dostarczyłbym ok. 45 KWh energii cieplnej (de facto bliżej 50, bo dołożyła się jeszcze długa rura). To równowartość 4 m3 gazu. I czas na ceny.

Jeżeli 10 kg brykietu kosztuje 32 zł (w markecie), albo 19 zł (w składzie opału), to osiągniemy wyniki:

  • market = 0,66 zł/KWh,
  • skład opału = 0,38 zł/KWh.

Bez rewelacji. Dzisiaj 1 KWh z rachunku gazowego kosztuje teoretycznie 0,26 zł. Jeśli uwzględnimy sprawność pieca (0,85), instalacji (0,9), jakieś straty na przesyle, to i tak wyjdzie 0,33 zł/KWh. Gdzie więc zysk? Ciepło trafia bezpośrednio tam, gdzie jest potrzebne. Nie muszę podnosić temperatury w całym domu (mam kiepskie sterowanie), wystarczy jedno piętro (faktycznie po zainstalowaniu kozy, kocioł włącza się rzadziej i na krócej).

Gdy korzystam ze swojego drewna rachunek się zmienia. Jeśli w przyszłym roku doschnie podobnie (rozłożone pod okapem, na południowej części elewacji), nic nie kupię. Dzisiaj ceny w składach są zaporowe (650 zł/mp brzozy) co daje 0,32 zł/KWh, czyli na podobnie do  brykietu (wygodniejszego), a wcale nie mam gwarancji, że kupię suche. Paląc, po 12 godzin, musiałbym zresztą kupić ok. 7 kubików.

Podsumowanie.

Wszelkie piece, kominki, mają sens tylko wtedy, gdy dysponujemy tanim drewnem własnym. Kupowanie go po obecnych cenach, przy zamrożeniu cen gazu dla konsumentów, nie ma żadnego sensu. Cena za KWh wychodzi podobna. Jest jedno „ale” – kryzys surowcowy. W takiej sytuacji lepiej mieć drewnopała niż marznąć, bo wyłączają gaz.

31 komentarzy do “Koza. Jak się sprawdza?”

  1. Batrdzo dobrze wyszlo.
    Wilgotnosc rzedu 18% bedzie Ci trudno osiagnac w warunkach domowych bez suszarni.Mowil mi kiedys wlasciciel tartaku,ze po suszeniu uzyskuje 20%.

    1. Posługuję się wilgotnościomierzem z Juli (dwa pręty wbija się w drewno) i po ciepłym i suchym lecie miałem 15-18%. Nie znam wiarygodności tego miernika.
      A drewno oczywiście dosuszam pod kozą.

      1. Suszenie w tartaku jest elektryczne i dosc szybkie,moze lepsze jest pod chmurka i stad ta roznica.Nigdy nie mierzylem suchosci drewna.Do budownictwa uzywa sie nawet calkiem mokrego , schnie po zmontowaniu konstrukcji, a do szalunkow suchosc tez bez znaczenia.Ten wlasciciel tartaku byl proszony kiedys o dostawe drewna suchego na dach (zbedne,ale takie mial zyczenie inspektor), dlatego byla rozmowa z nim o suszeniu i moze nie calkiem rzetelnie mnie poinformowal 😉

        1. Teoretycznie suszenie w tartaku powinno być lepsze (szybciej, nie zależy od pogody, większa suchość). Nie bez powodu brykiety robimy z trocin tartacznych i mają wilgotność nawet 10-12%. Może tam brano pod uwagę szybkość procesu i możliwe odkształcenia?
          A możliwe też, że mój miernik, pobierając dane z głębokości 0,5 cm, zaniża pomiar (bo w środku gałęzi będzie jednak większa wilgotność).

      1. Taki pomysł – zakaz samochodów prywatnych mógł wymyślać tylko kompletny idiota. Zwłaszcza w miastach takich jak Warszawa czy Sztokholm (czyli rozległych). Tekst doskonały. Zresztą zakaz łatwo ominiesz – rejestrując samochód na firmę. Tak jak powstają „wirtualne biura”, tak będą „wirtualne wypożyczalnie samochodów”.

        1. Tak, idiota.Ale jak ten idiota dojdzie do wladzy bedzie problem.Przejsciowy, bo po poczatkowym burdelu wszystko szybko wroci do stanu wyjsciowego,a zaplacimy za to jak zwykle my.Idiota dostanie premie i kopa w gore 😀

          Takie zakusy chocby chwilowo niegrozne trzeba niweczyc w zarodku.Nie popierac takich idiotow.

          1. Tylko takie pomysły teraz od prawa do lewą. Jak nie zakaz aut to wycięcie gotówki albo własnego kominka.

        1. W tym nagraniu jest mowa o redukcji liczby przejeżdżanych kilometrów i zniechęcaniu do używania aut. Oczywiście jest w tym sporo hipokryzji (Twój klip o samolocie), bo jeden przelot samolotem jednej osoby na trasie Warszawa-Chicago -Warszawa generuje prawie 1,25 tony CO2, podczas gdy w auto współczesne ok. 100g/km tj. 1 kg na 10 km, czyli rocznie (10 tys. km) przeciętne auto przepali 1t przez cały rok. Gdyby założyć oficjeli lecących na szczyt klimatyczny (sto samolotów, mało pasażerów) mamy roczny limit sporego miasta.
          Oczywiście użyte w mowie polityka „discourage” nie oznacza zakazu prywatnych aut. Zniechęcanie może mieć wiele postaci: opłaty w miastach, wysokie podatki za posiadanie i paliwo, podnoszenie cen bez powodu i nie obniżanie ich (nasz Orlen), problemy w tworzeniu nowych stacji, ścieżki rowerowe zamiast 2-giej nitki jezdni, promocję kolei i transportu publicznego.
          Jak zawodne są auta widać we wczorajszej historii na Zakopiance. Dwóch gości bez wyobraźni ślizga się pod Nowym Targiem, kolejny blokuje Poronin itp., a w efekcie pod Tatry nikt nie dojedzie. Pociąg załatwiłby sprawę znacznie sprawniej, gdyby…. PKP działało inaczej.

          1. Najwazniejszy jest łącznik miedzy kierownica a pedalami 🙂 Jak lacznik nie uzywa rozumu to nie bierze lancuchow w zimie w gory i blokuje droge.

            Moze i nie mowia tam o zakazie,ale inne zrodla o tym mowia,i ich chora filozofia do tego zmierza.Ale mam nadzieje,ze nie dojdzie,bo to by bylo calkowicie irracjonalne, oraz niezyciowe.

          2. No niby tak. Ale sam parę razy stałem na dwupasmówce, bo kolizja. Przy takim strumieniu aut, nie da się uniknąć problemów. A działanie następuje wg schematu – wąska droga=korki, poszerzają drogę, wjeżdża więcej aut i… korki. Jak nie na trasie, to na dojazdówkach, zjeździe. Czy jest na to jakieś remedium?
            Nie sądzę. Bo musiałoby być albo socjalistyczne (samochody na talon, limity sprzedaży) albo komunistyczne (konfiskata nadmiaru) wreszcie fiskalne – podniesienie podatków, jak w Singapurze. Tylko co z resztą? Do pracy na osiołku/rowerze ma jechać 10 km.

          3. Do 11.58: na to nie ma rady, wolnosc kosztuje.Jak nam zabiora auta i beda wszystko kontrolowac-moze niektorych problemow bedzie mniej,ale co to za zycie?
            No i eksperyment Calhouna-ludzkosc wymrze.

    1. Lambo Countach to jeden z ostatnich projektów sprzed kryzysu naftowego, aczkolwiek wszedł do sprzedaży w 1974 r. Chłopaki nie odpuszczą. W moim mieście zbierają się na parkingu stadionu i świrują na pobliskim rondzie. Policja próbuje ich łapać, zabiera dowody rejestracyjne (wydech!, poszerzenia! łyse opony!, ciemne szyby!, lampy bez homologacji!), po czym pojawiają się innym autem za 3 dni. Jak ktoś ma benzynę we krwi to wykombinuje.
      Pogonią ich z miasta, pojadą na stare lotnisko, wybudują sobie tor na prywatnym gruncie. To złota, bananowa młodzież, a jednocześnie mega zakręcona. Lepiej niech wywija bączki na pustym placu, niż ma rozrabiać w dyskotece.

        1. Do 9:49. Jeszcze długa droga. Są kontrole dronami – paru złapią, ale nie więcej. Dlaczego? Mają 2 drony na województwo, a samochodów w ruchu dziesiątki tysięcy. GPS? Musiałby być na wyposażeniu każdego auta (także używanego) obowiązkowo jakiś nadajnik. Potem ustalanie prędkości dopuszczalnej. A na końcu doręczanie mandatów i ściąganie ich. Tu istnieje wąskie gardło. Ilu ludzi złapali za niepłacony abonament RTV? Ilu płaci za palenie śmieciami? Za samowole budowlane?

          1. Tak,ale jak zwieksza kontrole-a do tego daza-bedzie z tym gorzej.Zreszta, sami wiedza,ze na wsiach nie sposob kontrolowac ludzi jak w miastach, dlatego te zakazy dotycza tylko miast.Czyli-trzeba sie przenosic na wies,co juz niektorzy zrobili 🙂

          2. Zakaz dotyczy miasta, bo tam korki związane z zagęszczeniem aut i emisją.

  2. Do 13.33: takie jest wytlumaczenie propagandowe,ale chodzi o zniewolenie.A na wsi trudniej kontrolowac ludzi-przestrzen,malo uic i budynkow.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *